O muzyce:
Cztery lata temu zaczęli próbować wspólnie pisać nowe piosenki, co wcześniej zdarzyło się "lata świetlne" temu. Strasznie pogmatwane są losy członków Fleetwood Mac – sława, kłótnie, walka, narkotyki, miłosne trójkąty, emocjonalne rozedrganie i paradoksalnie powstające w tym klimacie genialne płyty "Rumours", "Mirage" czy "Tango In The Night". Jaka siła trzymała ich wszystkich razem przez tyle lat? Trudno racjonalnie wyjaśnić, jak w tych okolicznościach powstały takie arcydzieła, może jedynie zasada, że piękno rodzi się bólach jest jakimś wytłumaczeniem. Tak naprawdę piosenki zawarte na płycie duetu miały być nowym albumem Fleetwood Mac, ale jak zwykle coś lub ktoś musiał pokrzyżować te plany. Tym razem tym kimś okazała się Stevie Nicks, która nie znalazła czasu, była zajęta własnymi projektami, żeby popracować ze znajomymi, z którymi tyle osiągnęła i... straciła (przez lata z Lindseyem Buckinghamem byli parą, również w sensie zawodowym, wydając w 1973 roku album "Buckingham Nicks").
Christine McVie ostatnie lata spędziła w Anglii, gdzie opiekowała się ojcem i sama borykała się z problemami zdrowotnymi. Poczuła się zupełnie odizolowana od świata, co z kolei skłoniło ją do wizyt u terapeuty. Wtedy ostatecznie zadała sobie pytanie: "Co do diabła mam zrobić z moim życiem?" Odpowiedź okazała się banalnie prosta: "Znaleźć drogę powrotną do Fleetwood Mac". Następnym krokiem była trasa z grupą "On With The Tour" w 2014 roku oraz zalążki wspólnego pisania z Lindseyem Buckinghamem. Bez udziału Stevie Nicks postanowiono, że powstanie album duetu, choć warto zaznaczyć, że w nagraniach wziął udział zarówno perkusista Mick Fleetwood, jak i basista John McVie.
Jaka jest zatem ta płyta duetu? Bardzo dobra, a do znakomitej brakuje kilku piosenek napisanych i zaśpiewanych tym charakterystycznym, nosowym głosem Stevie Nicks. To album najbardziej nawiązujący do "Tango In The Night" z 1987 roku, nad którym zespół pracował półtora roku, a w tym Stevie Nicks tylko dwa tygodnie. To dzięki Buckinghamowi i McVie ta płyta tak pięknie "gra" do dziś. Niewątpliwie zarówno Lindsey, jak i McVie mają dar pisania urokliwych tematów, bez wysiłku i z łatwością. Mają też instynkt, który pozwala drugiej stronie na uzupełnienie wokali czy pomysłów aranżacyjnych. Dość łatwo też wskazać, kto jest kompozytorem danego utworu. Christine McVie jest autorką pięknych ballad, jak fortepianowy "Game Of Pretend" czy kończący "Carnival Begin" uzupełniony wyjątkowymi wokalizami Buckinghama. Razem napisali przebojowy "Red Sun", "Feel About You" oraz "Too Far Gone". Lindsey pisze utwory, gdzie bardziej wyczuwalny jest puls gitary, jej motoryka, jak "Sleeping Around The Corner", "Love Is Here To Stay" czy "Lay Down For Free". Na pierwszy singiel wybrano "In My World", który chwilami nawiązuje do przeboju "Big Love" z "Tango In The Night". Prawdę powiedziawszy, otrzymaliśmy nowy album Fleetwood Mac, tyle że bez jednego członka, czyli Stevie Nicks. Nie zmienia to faktu, że nawet bez tego ważnego ogniwa płyta skrzy się od przebojowych piosenek, które nawiązują do najlepszych lat Fleetwood Mac. A czy właśnie nie o to chodziło? I jeszcze jedna uwaga. To płyta bez tak zwanych wypełniaczy. Tylko 10 piosenek, ale za to każda ma siłę i moc. Jest przebojowość, jest liryka i są cudowne harmonie wokalne. Lindsey Buckingham i Christine McVie są jak dwie połówki jabłka. Osobno oczywiście mają jakąś wartość, ale dopiero razem tworzą idealną całość. Długo czekałem na ten album i zapewne wolałbym nowy Fleetwood Mac, tak jak nowy Pink Floyd, tak jak nowy Roxy Music, tak jak nowy Eagles... i dziesiątki innych płyt, które zapewne nigdy nie powstaną. Cieszmy się zatem z tego, co jest. ★ ★ ★ ★
O dźwięku:
Z pewnością dźwięk na tej płycie nie jest tak wypieszczony, jak na "Rumours" czy "Tango In The Night", gdzie zespół spędził w studiu kilkanaście miesięcy cyzelując każdy akord i każdą nagraną nutę. W tym wypadku poszło o wiele szybciej, bo możliwości i czasy inne. Tym bardziej, że część materiału powstawała w domowych studiach, zarówno Lindsey'a Buckinghama, jak i Mitchella Frooma (keyboardzisty i producenta, m.in. Crowded House, Suzanne Vegi, Los Lobos, Elvisa Costello, Paula McCartneya, Pearl Jam i innych). Dźwięk jest poprawny, ale ze zbyt wyrazistą, trochę "świszczącą" górą pasma. Oczywiście jak na muzykę pop czy pop-rock to wystarczy, ale wcześniejsze nagrania Fleetwood Mac charakteryzowały się jednak bardziej wyrafinowanym dźwiękiem. ★ ★ ★ ½