"Cysorz to ma klawe życie..." śpiewał kiedyś Tadeusz Chyła. Każdy z nas chciałby mieć nieograniczone środki, kupować wszystko, co wpadnie mu w oko, a będąc audiofilem również i topowy system audio. Jednak w praktyce niewiele osób może sobie na to pozwolić. Czy brak wielkich funduszy skazuje miłośnika muzyki na zakup tanich i byle jak grających urządzeń budżetowych? Niekoniecznie, bo na rynku pojawia się coraz więcej produktów, które za stosunkowo niewielkie pieniądze oferują naprawdę niezłe granie. No dobrze, część z Państwa powie, ale co, jeśli człowiek jest miłośnikiem lampowych wzmacniaczy Single Ended? Faktem jest, że kto raz zakocha się w brzmieniu lamp w układzie Single Ended, ten nie zazna ukojenia, słuchając (zwłaszcza) niedrogich tranzystorów. Urządzenia tego typu znanych marek kosztują krocie, a te tanie pochodzą najczęściej z Kraju Środka, co po pierwsze nadal nie gwarantuje odpowiedniej jakości wykonania, czy może raczej bezpieczeństwa użytkowania (jest już kilka uznanych chińskich marek typu MingDa, ale one nie są wcale aż tak tanie, jak "nołnejmy", których także do Polski trafia sporo i to one bywają niebezpieczne), a po drugie nie wszyscy są zwolennikami kupowania produktów pochodzących właśnie stamtąd. Czy więc takim osobom pozostaje jedynie kupić niedrogi tranzystor i wzdychać do dźwięku lampy? Na szczęście nie. W Polsce mamy co najmniej kilka firm, które produkują udane wzmacniacze lampowe, że wspomnę tylko Amare Musica, Amplifona czy Encore7. Jest także firma, której produkty miałem okazję kilkukrotnie testować i o której niemal co roku wspominam przy okazji relacji z Audio Show - mowa o łódzkim JAG Electronics. Pierwszym produktem z tej manufaktury, z jakim miałem styczność, był SET na magicznych lampach 300B w cenie niemal o połowę niższej niż jakikolwiek podobny produkt zachodniej marki. Co więcej, oferował on absolutnie porównywalną, a pod niektórymi względami wręcz wyższą wartość brzmieniową. Wzmacniacze na 300B (bo jest kilka wersji różniących się zastosowanymi elementami, a co za tym idzie cenami) to nie jedyna pozycja w ofercie JAG-a. Aby rozwiązać problem osób, które chętnie nabyłyby 8W wzmacniacz lampowy z całą jego magią, ale miały problem, by znaleźć do niego odpowiednie głośniki, pan Dariusz Gryglewski, właściciel i konstruktor, zaprojektował i zbudował takowe. Nie dość, że wszystkie modele (obecnie 3) znakomicie współpracują z jego wzmacniaczami, to jeszcze ich ceny wydają się bardzo rozsądne. Z rozmowy z panem Darkiem wynika jednakże, iż wydanie kwot rzędu 7-8 tys. na wzmacniacz 300B i ok. 5-6 tys. na pasujące do niego podłogówki ciągle było zbyt wysoką kwotą dla wielu osób. Obniżenie ceny wzmacniacza na 300B bez utraty jego nadzwyczajnych zalet sonicznych nie wchodziło w grę. Dlatego JAG postanowił stworzyć wzmacniacz SE, ale oparty o popularną pentodę EL34, jest to lampa zdecydowanie tańsza zarówno w zakupie, jak i w aplikacji niż 300B. Tak powstał JAG 200SE z parą EL34 pracujących w trybie triodowym (w układzie SE oczywiście). W ofercie jest także wzmacniacz z dwiema EL34 na kanał, pracującymi w push-pullu, oferujący wyższą moc. Niemniej miłośników SET-ów zainteresuje przede wszystkim testowany model. Przyznam, że lampy EL34 przez długie lata kojarzyły mi się z "misiowatym" dźwiękiem. Wzmacniacze oparte o te bańki oferowały najczęściej ciepły, mocno zaokrąglony na skrajach pasma, niezbyt szybki dźwięk, co oczywiście mogło się podobać, ale nie miało za wiele wspólnego z wiernym odtwarzaniem muzyki. Kilku producentów zdążyło mnie w ostatnim czasie przekonać, że ta pentoda (zwłaszcza w trybie triodowym) potrafi zagrać inaczej, zdecydowanie lepiej. Tak było w przypadku wzmacniacza wspomnianej polskiej marki Encore7, tak było i w przypadku włoskiego Mastersounda. Byłem więc bardzo ciekaw, co udało się z tej bańki próżniowej wycisnąć konstruktorowi, który już nie raz udowodnił, że za niewielkie pieniądze potrafi wyczarować świetny dźwięk. Ale czy faktycznie jest to możliwe za 3,5 tysiąca złotych? Pozostało posłuchać i się osobiście przekonać.
Dynamika może nie być najmocniejszą stroną tego wzmacniacza, ale dopóki nie bierzemy się za dużą klasykę czy rocka
JAG 200SE wyglądem przypomina inne produkty JAG-a, choć da się zauważyć, że jest coraz lepiej z wykończeniem jego produktów - mimo że to przecież najtańszy wzmacniacz w ofercie, to nie odbiło się to w sposób negatywny na wyglądzie, a powiedziałbym nawet, iż sprawia on jeszcze korzystniejsze wrażenie niż wcześniejsze jednostki, które do mnie trafiały. Trudno byłoby mi wskazać konkrety bez ustawienia testowanego ok. 2 lata temu 300B obok 200SE, ale ogólne wrażenie jest bardzo pozytywne. Jak zwykle front ma "drewniane" wykończenie, acz obudowę wykonano z metalu. Pośrodku frontu znajduje się pojedyncze, zgrabne, metalowe pokrętło regulacji głośności, a po lewej mała tabliczka z logo firmy - żadnych przycisków, diod etc. Ciekawym zabiegiem od strony wizualnej (brzmieniowo trudno to ocenić) jest zastosowanie dwóch bardzo ładnych, metalowych nóżek na froncie, a z tyłu, gdzie wygląd już nie ma takie znaczenia, "zwykłych", zrobionych z twardej gumy. Wzmacniacz oparto na parze lamp 6SL7 i parze EL34. Zgodnie z wymogami prawa wzmacniacz wyposażony jest w "klatkę", w tym wypadku wykonaną z dwóch pionowych, akrylowych elementów, między którymi zamocowano kilka okrągłych w przekroju, metalowych prętów. Wentylacja pozostaje więc bardzo dobra, a ciekawskie paluszki maluchów tak łatwo rozgrzanych lamp nie dosięgną. Trafa zamknięto w jednej, biegnącej z tyłu obudowy przez całą jej szerokość metalowej puszce. Na tylnym panelu znalazły się podwójne gniazda głośnikowe (z osobnymi odczepami dla 4 i 8Ω), gniazdo sieciowe i główny włącznik, oraz dwa wejścia liniowe RCA z umieszczonym nad nimi selektorem wejść w postaci prostego, dwupozycyjnego przełącznika. Rozwiązanie jak ze "starych dobrych czasów", które upraszcza budowę, a to zwykle w przypadku konstrukcji lampowych ma pozytywny wpływ na brzmienie. Prostsze rozwiązanie jest także najczęściej tańsze, a jednym z celów przy projektowaniu tego wzmacniacza było zaoferowanie atrakcyjnej ceny przy zachowaniu wysokiej klasy brzmienia. Większość osób, zwłaszcza w niedrogich systemach i tak używa jednego, góra dwóch źródeł, więc na ilość wejść nie ma co narzekać. Mamy więc prosty, niedrogi, ale ładny wzmacniacz pracujący w układzie SE - pozostało sprawdzić, jak gra.
Jakość brzmienia
Zacznę od podkreślenia raz jeszcze, że to ciągle wzmacniacz o stosunkowo niewysokiej mocy (producent pisze o 20W, ale mocy muzycznej!), więc należy mu dać szansę z wysokoskutecznymi głośnikami o w miarę równym przebiegu impedancji. W czasie testu miałem do dyspozycji dwie pary takich kolumn - po pierwsze moje Bastianisy Matterhorn, warte circa 6 razy tyle co ten wzmacniacz, po drugie najtańsze kolumny podstawkowe z oferty pana Darka, wycenione podobnie jak wzmacniacz, zrobione niejako pod niego. Ponieważ jednak kolumny JAG-a doczekają się także osobnej recenzji, więc w tym tekście skupię się przede wszystkim na wrażeniach z odsłuchu z Matterhornami. Dodam jeszcze tylko, że wraz ze wzmacniaczem pan Dariusz dostarczył do testu dedykowany kabel sieciowy, wyceniony równie rozsądnie jak i wszystkie produkty łódzkiej firmy.
Jak już wspomniałem, kilka wzmacniaczy opartych o pentody EL34, których miałem okazję słuchać stosunkowo niedawno wywróciło do góry nogami moje wcześniejsze doświadczenia z tymi bańkami próżniowymi. Mimo tego, dość nieufnie podchodziłem do JAG-a, przede wszystkim ze względu na naprawdę niewysoką cenę - wspomniany Encore7 kosztował bodaj 7 tys. złotych, a Mastersound ok. 10 tys. - słowem wyceniono je znacząco wyżej i oba bardzo mi się podobały. Postanowiłem jednak nie traktować testowanego wzmacniacza ulgowo i zacząłem od dość wymagającej płyty Patricii Barber, "Companion". Nagranie jest wymagające o tyle, że znakomicie je zrealizowano, udział wzięło w nim sporo różnorodnych instrumentów plus niezwykły wokal, a ja tę płytę znam niemal na wylot, więc każdą "odchyłkę" brzmienia łatwo wychwytuję. Zacząłem od wsłuchiwania się w skraje pasma, bo to one właśnie we wzmacniaczach na EL34 były mocno zaokrąglone, a przez to, choć miłe dla ucha, niezbyt naturalnie brzmiące. Początkowa nieufność zniknęła bardzo szybko. Dół oceniałem na podstawie brzmienia kontrabasu. Bas schodził nisko, z niezłym dociążeniem, z wyraźnie słyszalnym udziałem pudła. Różnicowanie było naprawdę dobre, stąd bogactwo brzmienia tego instrumentu zostało oddane więcej niż poprawnie. Brakowało odrobinę szybkości w porównaniu do obu moich referencji (zarówno Symphony II na 300B, jak i zestawu ModWrighta), ale nie miało to nic wspólnego z powolnym, zmulonym, przeciąganym czy dudniącym basem, jaki pamiętałem z dawnych odsłuchów EL34. Tej szybkości brakowało nieco w fazie ataku, ale już wybrzmienia czy podtrzymanie dźwięku wypadały naprawdę dobrze. Na górze pasma, gdzie na tej płycie pojawia się całe mnóstwo perkusyjnych przeszkadzajek, królowała otwartość i dźwięczność. Dźwięczność, w stosunku do wzmacniaczy referencyjnych, była jakby nieco bardziej dociążona, odrobinę bardziej okrągła, ale wszystko to w granicach niewielkich różnic, nie wpływających znacząco na odbiór muzyki. Rzecz w tym, że gdy np. pałeczka uderzała w blachę czy inny metalowy element, brzmiały one jakby były nieco cięższe niż w rzeczywistości - dźwięk był więc odrobinę niższy, a wybrzmienie nieco krótsze. Różnice były jednak zaskakująco niewielkie i gdyby nie bezpośrednie porównanie, byłyby niełatwe do wychwycenia. Nie brakowało tu także detali, a zaskakująco dobra, jak na urządzenie z tej półki cenowej, rozdzielczość potęgowała jeszcze to wrażenie. Jak przystało na wzmacniacz lampowy, JAG w układzie SE kreował sporą i to zarówno na szerokość, jak i na głębokość scenę, na której pojawiały się trójwymiarowe, choć nie nadzwyczaj precyzyjnie obrysowane, instrumenty. Dawało to jednakże poczucie namacalności, realności prezentowanego obrazu, w czym pomagała także naprawdę niezła separacja. Dodatkowo każdy instrument "oddychał" otoczony powietrzem - to nie było tanie tranzystorowe granie, gdzie dźwięk wydobywa się z zawieszonego w próżni nieokreślonego w kształcie miejsca, tu źródło dźwięku miało ciało, mniej więcej odpowiedniej wielkości, które otaczało powietrze przenoszące drgania w stronę słuchacza. Krążę nieco wokół tej części pasma, która jest najważniejsza niemal w każdej muzyce, i którą lampy zwykle prezentują w ciepły, nasycony, gęsty sposób. EL34 w wydaniu JAG-a może nie oferowały aż takiej gęstości i gładkości średnicy, jak choćby ich wzmacniacz na 300B, ale niedrogie tranzystory mogą jedynie pomarzyć o tak żywym, namacalnym przedstawieniu ludzkich głosów czy brzmienia instrumentów akustycznych. W tym, co słyszymy, jest sporo faktury, substancji, jest warstwa emocjonalna - nie jest to suche, beznamiętne granie, jakie często otrzymujemy z budżetowych wzmacniaczy. Dzięki temu z ogromną przyjemnością słuchałem śpiewającej Patricii Barber, nie przeszkadzały mi zupełnie naturalnie brzmiące sybilanty, a głębia jej głosu, spokój z niego bijący skłaniały wręcz do tego, by wygodniej usiąść w fotelu, zrelaksować się i zatopić w muzyce bez reszty. Wszystkie te elementy składają się na bardzo muzykalną, przyjemną dla ucha prezentację, aczkolwiek była ona bardzo daleka od wspominanego "misia", który niejeden wzmacniacz na EL34 potrafi zaserwować. Tu ów przyjemny, relaksujący charakter prezentacji wynikał z naturalności przekazu, a nie z eliminacji wszelkich ewentualnie drażniących elementów nagrań poprzez ich zaokrąglenie czy wygładzenie. Sybilanty na górze nadal występowały, ale podobnie jak w naturze były jedynie absolutnie naturalnym elementem śpiewu. Trąbki potrafiły ostro "przyciąć", ale i tu w żaden sposób nie drażniło to uszu. Bas w niektórych sytuacjach był odrobinę wolniejszy, niż być powinien, ale to również nie miało nic wspólnego z misiowatym, rozlazłym basem, kojarzonym często z tanią lampą.
Tak, najlepiej na tym wzmacniaczu wypada muzyka akustyczna, wokale, słowem muzyka, w której liczy się przede wszystkim barwa, namacalność, przestrzenność prezentacji - z tymi elementami JAG radzi sobie wybornie i z odpowiednimi kolumnami można słuchać takiej muzyki godzinami z ogromną przyjemnością. Także małe klasyczne składy, bo przecież to także muzyka akustyczna, brzmią smakowicie - tu ważne są także różne małe smaczki, a tych ten niedrogi wzmacniacz ma do zaoferowania całkiem sporo. Gdy przychodzi do dużej klasyki, sprawa nie jest jednoznaczna - tu znaczenie będą miały podłączone do JAG-a kolumny. Testowany wzmacniacz dobrze radził sobie z poruszaniem 15-calowych driverów moich Bastianisów, wytwarzając spore ciśnienie akustyczne, a dzięki temu nieźle oddając potęgę orkiestry. Troszkę brakowało tu szybkości, ale dopóki nie był to gnający akurat na złamanie karku Mozart, nie stanowiło to większego problemu. Dobra selektywność wsparta bardzo przyzwoitą rozdzielczością i sporą rozpiętością dynamiczną sprawiały, że nawet tak duży, złożony twór, jakim jest orkiestra, pokazywany był w sposób poukładany i przejrzysty. Z monitorami JAG-a dźwięk był nieco szybszy, ale z kolei także "lżejszy", nie było takiej potęgi, takiego rozmachu prezentacji, jak z Bastianisami. Słowem - do dużej symfoniki przydałyby się jednak kolumny z dużymi wooferami, acz należy się liczyć, że nie będą one demonami szybkości. Podobne wrażenie miałem po kilku płytach bluesowych i rockowych. JAG 200SE dobrze radził sobie z bardzo ważnym w takiej muzyce rytmem, jak już pisałem nie imponował szybkością dźwięku, ale też i nie dawał odczuć spowolnienia, które w kawałkach rockowych byłyby po prostu zabójcze. Z Bastianisami potrafił nieźle "przyłożyć", dać odpowiednią masę takiej muzyce, acz, co może nie jest do końca standardem, nawet w takiej muzyce skupiał uwagę na wokalach (często w rocku nie najlepiej nagranych, a mimo to naprawdę dobrze odtworzonych). Powiedzieć, że to idealny zestaw do mocnej, elektrycznej muzyki, byłoby przesadą, ale jeśli takowa stanowi jedynie dodatek do muzyki akustycznej, to nie ma nad czym się zastanawiać.
Warto wiedzieć
Do tej pory oferta łódzkiego JAG-a wydawała się dość konserwatywna - wzmacniacze lampowe, kolumny do nich, jeden DAC. Jednakże w ostatnim czasie pan Dariusz Gryglewski ewidentnie postawił na rozszerzanie oferty. O ile kable głośnikowe, sieciowe czy kondycjoner wydają się absolutnie naturalnym i nadal dość tradycyjnym uzupełnieniem oferty dla osób, które zakupią wzmacniacz i kolumny, o tyle najnowsze dzieło jest sporym zaskoczeniem. Otóż owym najnowszym produktem jest urządzenie nazwane BAS - Bluetooth Analog System. Cóż to jest takiego? To przedwzmacniacz z lampami na pokładzie, do którego sygnał wysyłamy przez Bluetooth z dowolnego źródła, które ma taką możliwość - zwykle będą to więc urządzenia przenośne, może laptop. Żeby było jeszcze ciekawiej, dzięki BAS-owi dobrze brzmieć mają nawet skompresowane pliki z WiMP-a czy Spotify... Cena będzie oczywiście JAG-owa... Niecierpliwie czekamy na możliwość odsłuchu.
Podsumowanie
Wydawałoby się, że mając 3,5 tys. złotych człowiek skazany jest na niedrogi wzmacniacz tranzystorowy, może jakieś rozwiązanie typu all-in-one, jeśli i reszta toru jest potrzebna. Pan Dariusz Gryglewski postanowił udowodnić, że tak wcale nie jest i wyszło mu to po prostu świetnie. JAG 200SE to może i wzmacniacz o niewielkiej mocy, ale za to z wielkim sercem do muzyki. Urządzenie to nie udaje czegoś, czym nie jest - nie zauważyłem żadnych popularnych wśród niedrogich urządzeń tricków, które swoją pozorną efektownością mają przyciągnąć uwagę słuchacza, a na dłuższa metę okazują się męczące. Dostajemy dość równe granie, w którym najważniejszą rolę odgrywa ciepła, nasycona i kolorowa średnica, w której jest już sporo triodowej magii. Skraje pasma, choć nie są idealne, trudno nazwać słabymi punktami tej prezentacji - bardzo dobrze uzupełniają dopieszczoną średnicę, razem tworząc przede wszystkim muzykalną, acz i detaliczną całość z zaskakująco dobrą, zważywszy na poziom cenowy, rozdzielczością i selektywnością. Dynamika może nie być najmocniejszą stroną tego wzmacniacza, ale dopóki nie bierzemy się za dużą klasykę czy rocka, narzekać raczej nie będziemy. Miłośnicy jazzu, małych składów, wokali polubią ten wzmacniacz bardzo szybko.