Choć Finlandia to niewielki kraj, przynajmniej pod względem ilości mieszkańców, to firm audio wywodzi się stamtąd całkiem sporo. I, co ciekawe, większość z nich produkuje kolumny – jedną z nich jest Penaudio. A czy kojarzycie Państwo jakieś inne fińskie marki audio? Nokia? – nie, to zdecydowanie nie jest ta branża... Ale Amphion, Gradient, Existence Loudspeakers, Genelec – te wszystkie marki pochodzą z Kraju Tysiąca Jezior. Kolejną jest Penaudio, której produkty trafiły właśnie do oferty wrocławskiej Galerii Audio. Wprawdzie kolumny te były już dystrybuowane w Polsce wcześniej, ale wówczas nie miałem okazji ich posłuchać.
Do testu trafił model o nazwie Cenya. Jest to niewielka, dwudrożna kolumna podstawkowa w obudowie wykonanej ze sklejki, której grubość waha się od 16 do 22mm. Obudowa jest wentylowana bas-refleksem skierowanym do tyłu. Producent wykorzystuje 145mm przetwornik Seasa z serii Excel z magnezową membraną i miedzianym stożkiem fazowym, oraz 30mm miękką kopułkę tekstylną Wavecore'a. Punkt podziału zwrotnicy ustawiono wysoko, bo aż na 4 kHz (wrócę do tego w opisie brzmienia). Kolumny wyposażono w świetne (pojedyncze) zaciski głośnikowe WBT, a i w zwrotnicy zastosowano elementy najwyższej jakości. Obudowa to małe dzieło sztuki stolarskiej – jest znakomicie wykonana i wykończona. Do testu trafiła para wykończona czarnym lakierem piano, prezentująca się nad wyraz elegancko, choć przyznaję, że jako fan naturalnych fornirów sam na pewno wybierałbym pośród jednego z nich (a dostępnych, oprócz czarnego i białego lakieru piano, jest kilka).
Ze strony firmowej wynika, że oferta Penaudio jest szeroka, bo można w niej znaleźć – 5 modeli kolumn podstawkowych, 6 modeli podłogówek, 2 kolumny centralne, subwoofer, 2 modele satelitów (surroundów) do montażu na ścianie, plus 2 modele podstawek pod kolumny – to całkiem sporo jak na niedużą manufakturę. Cenya to drugi od góry model kolumn podstawkowych, wyżej jest tylko wersja Signature tego samego modelu. Testowane kolumny są naprawdę małe – 165x285x333mm to tylko ciut więcej niż słynne "pudełka na buty", czyli legendarne monitory LS3/5A stworzone ponad 40 lat temu na potrzebę mobilnych studiów BBC. Oczywiście różnic między kolumnami jest więcej niż podobieństw – fińskie są głębsze, mają obudowę z bas-refleksem (zamiast zamkniętej), obudowa ma solidne grube ścianki, użyto zupełnie innych przetworników, inaczej ustawiono podział zwrotnicy itd. – nie chodzi więc o podobieństwo konstrukcji jako takiej, ale o danie, przynajmniej tym z Państwa, którzy zetknęli się z monitorkami BBC (w jakimkolwiek wydaniu, bo przecież wielu producentów wytwarza je na licencji), lepszego wyobrażenia o ich wielkości.
Warto pamiętać, by do takich maluchów zaopatrzyć się w wystarczająco wysokie podstawki, tak by przetworniki wysokotonowe znajdowały się mniej więcej na wysokości naszych uszu (w miejscu odsłuchowym) lub nawet ciut wyżej. Wylot bas-refleksu umieszczono z tyłu, stąd umiejscowienie tych kolumn względem ściany za nimi będzie miało duży wpływ na ich brzmienie. Mniejsza odległość od tej ściany będzie wspomagać reprodukcję basu w zakresie jego ilości, a co za tym idzie powstanie wrażenie, że bas schodzi niżej, że jest go więcej. Odsunięcie ich dalej od wszystkich ścian i innych przeszkód sprawi, że kompletnie znikną z pokoju, zostawiając nas sam na sam z muzyką. Basu będzie co prawda nieco mniej, ale będzie (w mojej opinii) czystszy, bardziej zwarty, lepiej definiowany. Tak naprawdę sztuką jest znalezienie tego jednego, optymalnego miejsca w danym pomieszczeniu, w którym uzyskamy najlepiej zbalansowany dźwięk, albo najlepiej trafiający w nasze gusta muzyczne i brzmieniowe. Fani rocka czy hip-hopu potrzebują mocnego dołu pasma, a miłośnicy gitar klasycznych nie wymagają szaleństw w dole pasma. Słowem – ustawienie tych kolumn w pokoju to po prostu wybór ich użytkownika. Ja jedynie sugeruję, iż warto poeksperymentować, by znaleźć to jedno, najlepsze w danych warunkach ustawienie. Cenya należą bowiem do kolumn, które zagrają dobrze nawet ustawione byle jak, ale gdy trafią w optymalne miejsce, odwdzięczą się w dwójnasób i dopiero wtedy zaprezentują pełnię swoich możliwości. U mnie stały oddalone o ponad 1m od ściany za nimi, w miejscu pierwszych odbić (po bokach) ustawiłem panele akustyczne AudioForm, a kolumny skręciłem lekko do środka, w stronę uszu. Wielkość tych kolumn predestynuje je niejako przede wszystkim do grania w małych pokojach, takich od wręcz kilku do kilkunastu mkw. U mnie jednakże grały w pokoju o powierzchni 24 mkw, wysokim na ponad 3m, czyli w całkiem sporej kubaturze i także potrafiły tę przestrzeń wypełnić dźwiękiem.
Jakość brzmienia
Zawsze gdy słucham po raz pierwszy urządzenia nieznanej mi dotychczas marki, już na początku próbuję wyłapać pewne cechy brzmienia, które mogą (na podstawie jednego produktu trudno to stwierdzić na pewno) być dla niej charakterystyczne. Ponieważ, jak już wspomniałem, po kilku eksperymentach zdecydowałem się odstawić monitorki dość daleko od tylnej ściany, a i po bokach miały sporo miejsca, więc fakt, iż budowały ogromną przestrzeń, same całkowicie znikając z pokoju, był jak najbardziej oczekiwany. Dlatego zapewne ową pierwszą cechą, która faktycznie zwróciła moją uwagę, była czystość dźwięku wsparta jego wysoką rozdzielczością. Myliłby się jednakże ten, kto po takim stwierdzeniu, kojarząc je dodatkowo z niewielkimi rozmiarami kolumn, uznałby, że oferują one odchudzony, lekki dźwięk – absolutnie nie! Począwszy od średniego basu aż po samą górę dźwięk jest pełny, dociążony, a także rewelacyjnie zróżnicowany. Oczywiście niski bas jest raczej tylko zaznaczony, nie ma wielkiej masy ani energii – ale z tak małych kolumn nie da się tego po prostu uzyskać. Tyle że słuchając tych maluchów, powtarzałem sobie co chwilę: "i cóż z tego?", bo choć gdzieś tam z tyłu czaszki odzywał się mój prywatny sceptyk, który podkreślał, że kontrabas nie ma aż takiej masy, jak powinien, że najniższe oktawy fortepianu nie mają wystarczającej energii, to jednak były to jedynie krótkie momenty w nielicznych utworach. Przez zdecydowaną większość czasu siedziałem, szeroko otwierając oczy, nie mogąc wyjść z podziwu dla klasy tych fińskich kolumn, dla tego, jak dużym dźwiękiem grają, jak wypełniają pokój muzyką. Nie siląc się bowiem na skazane na sztuczność próby zagrania najniższego basu, Cenya operują zakresem, który potrafią odtworzyć wyjątkowo sprawnie. Bas jest szybki, bardzo dobrze definiowany i, jak już wspomniałem, doskonale różnicowany.
Przez zdecydowaną większość czasu siedziałem, szeroko otwierając oczy, nie mogąc wyjść z podziwu dla klasy tych fińskich kolumn, dla tego, jak dużym dźwiękiem grają, jak wypełniają pokój muzyką
Dobrze zaznaczona jest faza ataku, ale nie brakuje również wybrzmień. Wspomniany kontrabas może nie jest tak duży i ciężki, jak być powinien, ale potrafi być szybki, zwarty i fantastycznie kolorowy w sprawnych rękach choćby Raya Browna. Udział pudła jest ciut mniejszy niż w przypadku dużych kolumn, ale wymienione zalety tego grania sprawiają, że niemal natychmiast się to Cenyom wybacza, a zaraz potem całkiem się o tym ograniczeniu zapomina. Przy popisach gitarzystów basowych – choćby Marcusa Millera – o ile tylko nie korzystali (a robią to przecież rzadko) z najniższych, niemal subsonicznych dźwięków, czyli przez zdecydowaną większość czasu, byłem pod ogromnym wrażeniem, jak szybki, zwarty i sprężysty był dźwięk tego instrumentu. Ten sposób prezentacji doskonale oddawał niesamowite umiejętności techniczne muzyka. Nawet przy muzyce rockowej typu AC/DC bawiłem się bardzo dobrze, bo fińskie głośniki operując szybkością, sprężystością i punktualnością basu dbały o bardzo dobry pace&rhythm, nakręcając muzykę, sprawiając, że niemal przez cały czas bezwiednie wystukiwałem nogą czy ręką doskonale prowadzony rytm. Jasne, że trochę więcej masy by się tu przydało, ale wybierając pomiędzy niejedną większą, buczącą niskim basem kolumną a szybką, sprężystą Cenyą, ja bez zastanowienia wybieram fińską kolumnę. Wiem, co sobie pomyślicie – facet popłynął... – ale i tak to napiszę: siedziałem zafascynowany, słuchając popisów perkusistów na tych malutkich kolumienkach. Znowu – może i ciężka stopa nie miała tak potężnego uderzenia, jak w naturze, ale za to jaką sprężystość, jaką szybkość narastania impulsu! To samo dotyczyło właściwie każdego bębna – im szybsze granie, tym większe wrażenie robiły na mnie Cenye swoimi natychmiastowymi reakcjami na poszczególne impulsy, sprężystością i różnicowaniem uderzeń pałeczek. Ale na bębnach perkusja się nie kończy – blachy wypadały równie ciekawie. Żywe, szybkie, dźwięczne, bardzo czyste nawet gdy w użyciu były miotełki zamiast pałeczek. Po prostu świetne granie. Tak naprawdę braki w najniższym basie odczują wyraźnie chyba tylko miłośnicy organowego grania oraz muzyki elektronicznej wykorzystującej sztuczny, schodzący do samych bram piekieł bas. Reszta, jak sądzę, narzekać nie będzie, zwłaszcza jeśli wstawi te maluchy do niedużego pokoju i ustawi je na porządnych podstawkach, gwarantujących odpowiednią stabilność.
No dobrze, zostawmy już ten dół pasma. Zacząłem od niego, bo to on, zważywszy na niewielkie rozmiary tych kolumn, zrobił największe pierwsze wrażenie. Przejdźmy jednak dalej – kolejna wyjątkowa cecha tych kolumn to spójność brzmienia. Podział zwrotnicy ustawiono tu wysoko – na 4kHz, czyli uniknięto dzielenia pasma w obszarze największej czułości ludzkiego ucha i to już na starcie ustawia te głośniki w uprzywilejowanej sytuacji. Pod warunkiem oczywiście, że woofer nisko- średniotonowy potrafi zagrać na odpowiednim poziomie w tak szerokim paśmie. Wybór przetwornika norweskiego Seasa z serii Excel to strzał w dziesiątkę, a miękka kopułka Wavecore'a doskonale go uzupełnia. To właśnie takie ustawienie punktu podziału średnicy daje efekt w postaci nadzwyczajnej spójności pasma. Oczywiście w przypadku konstrukcji dwudrożnych, dwugłośnikowych łatwiej jest ją osiągnąć, niż gdy przychodzi do zbudowania wielogłośnikowych, wielodrożnych kolubryn. Ale nawet na tle wielu innych podobnych konstrukcji koherencja brzmienia fińskich kolumn wyróżnia się mocno na plus. A jest to przecież jeden z niezbędnych elementów składających się na kolejną ważną cechę tych kolumn – naturalność brzmienia. Tę najłatwiej jest oceniać, słuchając nagrań instrumentów akustycznych oraz wokali, a te wypadają po prostu spektakularnie (ale nie efekciarsko!). Wysoka rozdzielczość i detaliczność tych kolumn daje doskonały wgląd w barwę i fakturę zarówno głosów, jak i instrumentów, pozwala cieszyć się niuansami, które przy graniu na innych kolumnach często umykają uwadze. Tu te drobne elementy wcale nie są wyciągane na pierwszy plan, nie stają się głównym elementem przekazu, one są tam, gdzie ich miejsce, z tyłu, w tle, w głębszych warstwach muzyki, ale to one wynoszą realizm i klasę prezentacji na tak wysoki poziom. Jeden z moich ulubionych instrumentów – akustyczna gitara – czarował pełnym, swobodnym i jakże bogatym w detale dźwiękiem. Każde, najdrobniejsze nawet trącenie struny czy stuknięcie w pudło było słyszalne, wibrujące struny pięknie wybrzmiewały w pudle rezonansowym, no i ta wręcz organiczność brzmienia! Jak zwykle w takich przypadkach, by utwierdzić się w tym przekonaniu, wyciągnąłem swoją starą gitarę, by zagrać parę akordów wraz z nagranymi muzykami i porównać brzmienie "żywej" gitary z tą odtworzoną. To samo bogactwo harmonicznych, ta sama głębia dźwięku, swoboda, lekkość – słowem i owszem, gitary za pośrednictwem fińskich kolumn wypadały bardzo naturalnie i prawdziwie. Już bez bezpośrednich porównań (z braku instrumentów) posłuchałem też sporo nowoorleańskiego jazzu pełnego sekcji dętych. I znowu czystość, a jednocześnie bogactwo brzmienia, oddanie nawet drobnych detalików, swoboda pełnej powietrza, otwartej prezentacji i jej niesamowita dźwięczność – to wszystko sprawiało, że czułem się, jakbym był na Bourbon Street.
Jakoś w czasie odsłuchów Penaudio nie wziąłem się za słuchanie muzyki orkiestrowej – to była chyba podświadoma decyzja związana z wielkością tych kolumn. Przypomniałem sobie o tym w dniu, gdy właściwie miałem już zamknąć test i spakować kolumny do odesłania. Za wielką klasyczną symfonikę się nie wziąłem, ale na playliście wylądował słuchany przeze mnie ostatnio często świetny soundtrack z "Przebudzenia mocy". Odkręciłem potencjometr mocniej niż do tej pory, wcisnąłem Play i... kolejny raz zostałem zaskoczony przez te maluchy. Rozmach i swoboda, z jaką zagrały tę muzykę, zupełnie nie pasował do ich wymiarów. Można było się obawiać, że te niewielkie kolumny będą się dusić zmuszane do zagrania tak dużej, gęstej muzyki. Tymczasem nie zrobiło to na nich żadnego wrażenia – dalej grały swoje, że tak powiem. Czysto, rozdzielczo, dynamicznie(!), swobodnie i z rozmachem godnym dużo większych kolumn. Oczywiście wszystko rozgrywało się w mniejszej skali niż w przypadku dużych, trójdrożnych podłogówek testowanych kilka dni wcześniej. Ale była to wyłącznie kwestia skali dźwięku – wszystko było pokazane równie czysto, przejrzyście, równie dobrze poukładane w przestrzeni. Dźwięk był otwarty, dynamika świetna w skali mikro, wcale aż tak bardzo nie odstawała w skali makro. No i ta, nieco mniejsza, skala dynamiczna (niż w przypadku dużych kolumn), jakoś wcale nie zmniejszała frajdy ze słuchania tej muzyki. Brawo!
Podsumowanie
Choćby człowiek bardzo się starał, to jednak pierwsze wrażenie, pierwsze spotkanie z produktem danej marki zostawia w pamięci ślad, który ma duży wpływ na to, jak się odbiera jej kolejne propozycje. W przypadku Penaudio w mojej pamięci pozostanie jedno z tych wyjątkowo dobrych wspomnień i chęć posłuchania kolejnych urządzeń, które wyszły spod ręki Samiego Pentilli. Ujmując rzecz krótko – gdyby los spłatał mi figla i z dnia na dzień musiałbym przenieść swój system do małego pokoju, rzędu powiedzmy 10–15 metrów kwadratowych, to Cenya znalazłaby się wśród zaledwie 3–4 modeli kolumn na krótkiej liście potencjalnych wyborów. Mają one bowiem do zaoferowania wszystko, a nawet więcej, niż można się spodziewać po głośnikach tej wielkości.
Grają bardzo czysto, detalicznie i rozdzielczo, ale dźwięk jest również wypełniony i barwny. Są szybkie i dynamiczne, ale również gładkie i wybitnie spójne. Odpowiednio ustawione znikają z pokoju, zostawiając słuchacza sam na sam z muzyką wypełniającą pokój. To otwarte, pełne powietrza i absolutnie swobodne granie, nawet gdy przychodzi im się zmierzyć z muzyką, która w teorii jest dla nich za duża i za gęsta. Nie brakuje im dynamiki i to nie tylko w skali mikro, ale i w makro – w tej ostatniej oczywiście ustępują dużym kolumnom, ale robią to w taki sposób, że nie odczuwa się tego jako braku. Oczywiście fani metalu, hip-hopu i muzyki organowej nie wybiorą ich dla siebie, ale wszyscy pozostali powinni ich przynajmniej posłuchać – może się okazać, że w niezbyt dużym pokoju dadzą użytkownikom więcej frajdy ze słuchania muzyki niż niejedna nieduża podłogówka. Proszę koniecznie ich posłuchać z dobrym wzmacniaczem i źródłem, bo warto im zapewnić sygnał jak najwyższej jakości. Odpłacą się pięknym, imponującym wręcz spektaklem muzycznym.