Japoński producent znany jest z tego, że nowe urządzenia wprowadza do oferty stosunkowo rzadko. Po prostu Accuphase projektuje tak udane konstrukcje, że goszczą one w katalogu w niezmienionej formie przez wiele lat, będąc cenionymi przez klientelę, nie tylko za walory brzmieniowe, ale też perfekcyjne wykonanie i wysmakowane wzornictwo. Accuphase już dawno wyrobił sobie markę producenta o nieskazitelnej opinii, a premiera każdego nowego urządzenia wzbudza olbrzymie zainteresowanie.
Jeśli spojrzymy na ofertę wzmacniaczy zintegrowanych Accuphase, to okaże się, że nowy E-370 wcale nie jest najdroższą konstrukcją, gdyż są od niego jeszcze droższe i bardziej zaawansowane urządzenia, a konkretnie modele E-470 w cenie 34.900 zł oraz topowy E-600 kosztujący 43.900zł. Natomiast w ofercie znalazł się również tańszy model E-260 w cenie 21.900zł.
Testowany E-370 ma zastąpić w katalogu wysłużony, jeśli można to tak określić, model E-360 i, jak informuje producent, jest to zupełnie nowa konstrukcja, w zasadzie mająca więcej wspólnego z droższymi modelami E-470 i E-600 niż z poprzednikiem. Zmiany konstrukcyjne, jakie wprowadzili japońscy projektanci, mają przyczynić się do jeszcze wyższej jakości brzmienia.
Najbliżej doskonałości
Accuphase E-370 wzbudza równie wysoce pozytywne odczucia jak pozostałe modele w ofercie, jakie miałem już okazję testować. Wzornictwo jest oczywiście typowe dla Accuphase i w zasadzie się nie zmieniło, bo i po co, skoro jest znakiem rozpoznawczym wszystkich urządzeń tej japońskiej marki? Rzadko kiedy w tej cenie spotykam się z tak luksusowo prezentującymi się i perfekcyjnie dopracowanymi konstrukcjami, dosłownie w każdym calu. Zarówno przedni panel, jak i tylny cechują się elegancją i wykonaniem z najlepszych materiałów. Również wewnątrz ten wzmacniacz nie pozostawia złudzeń co do najwyższej jakości wykonania. Z drugiej strony można odnieść wrażenie, że urządzenia projektowane przez Accuphase są swego rodzaju dziełami sztuki, niczym szwajcarskie zegarki, jakie należy podziwiać, nawet po zdjęciu pokrywy, przyglądając się poszczególnym sekcjom w środku urządzenia. Wnętrze E-370, tak jak zresztą w przypadku wszystkich pozostałych konstrukcji marki Accuphase, jest nieskazitelne i perfekcyjnie uporządkowane. Poszczególne sekcje mają swoje miejsce w ekranowanych komórkach wydzielonych poprzez poprowadzone wewnątrz metalowe płaskowniki, które jednocześnie usztywniają całą konstrukcję. Nawet aluminiowe radiatory wykorzystano jako elementy nośne i wzmacniające obudowę.
Uwagę zwraca centralnie ulokowany transformator liniowy ukryty pod metalową puszką z logo Accuphase oraz znajdujące się tuż obok dwa sporych rozmiarów kondensatory elektrolityczne o łącznej pojemności 60.000µF. Stopnie końcowe wydzielono na osobnych płytkach dla lewego i prawego kanału – jest to układ dual mono bazujący na wspólnym dla obydwu sekcji transformatorze. Z kolei zaawansowany układ regulacji głośności AAVA zainstalowano tuż za przednim panelem wraz z układami sterowania, a całość odizolowano od reszty dodatkowym ekranem. W sekcji przedwzmacniacza zastosowano hermetyczne przekaźniki sterowane logiką, zaprojektowaną również pod kątem jak najlepszej współpracy z wejściami XLR. Z kolei stopnie końcowe pracują w konfiguracji push-pull (równolegle prowadzone pary tranzystorów) i zaprojektowano je pod kątem wysokiej wydajności prądowej oraz szybkości reakcji. Elementy bierne są wysokiej jakości, zarówno w obrębie rezystorów, jak i kondensatorów, zwłaszcza w torze sygnałowym. Tutaj absolutnie nie ma żadnych oszczędności.
Brzmienie dla konesera
Accuphase już wiele lat temu ujął mnie specyficznym i niezwykłym dźwiękiem, i to uczucie towarzyszyło mi również podczas odsłuchu najnowszej integry, a więc modelu E-370. Oczywistym jest też fakt, że wciąż w pamięci mam brzmienie modelu E-360, który to został właśnie zastąpiony przez integrę E-370, więc w tym przypadku nie obejdzie się bez porównania. Testowany wzmacniacz w odniesieniu do wcześniej produkowanego cechuje się przede wszystkim nieco lepszą dynamiką. Faktem jest, że wzmacniacze Accuphase uważane są za niezwykle kulturalnie brzmiące, bo przedstawiają one rytmikę dźwięku w niepowtarzalnym i oryginalnym stylu. Zamiast nieokiełznanej narowistości, mamy do czynienia z wyrafinowanym przekazem, gdzie każdy dźwięk ma określoną masę i energię, a całość kreślona jest przez japoński wzmacniacz w wiernej i nienaruszonej formie na czarnym tle. W efekcie brzmienie wydaje się ponadprzeciętnie czyste, jakby zostało odfiltrowane z najmniejszych skaz i jakichkolwiek nieczystości.
Niskie tony schodzą do najniższych partii, ale jednocześnie brzmią sprężyście, rytmicznie, konturowo i są dobrze zróżnicowane, co jest domeną najlepszych i zarazem najdroższych wzmacniaczy zintegrowanych
Accuphase oferuje nieskazitelny obraz dynamiczny, będący całkowitym przeciwieństwem wrzaskliwego i spienionego do granic możliwości estradowego stylu grania. Jednym może się to spodobać, a innym nie. Ale w żadnym wypadku o wzmacniaczach marki Accuphase nie można powiedzieć, że są ospałe czy zbyt wolno reagują na zmieniający się rytm. Ten styl grania pozostał, ale inżynierzy Accuphase postanowili nieco podkręcić odpowiedź impulsową w najnowszym E-370, dodając mu szczyptę wykopu, takiego prawdziwego, rockowego, ale wciąż okiełznanego w niezwykle dostojnym stylu. E-370 doskonale prowadzi rytm, o czym mogłem się przekonać podczas odsłuchu tego wzmacniacza w towarzystwie duńskich kolumn Dynaudio Excite X44. Wystarczy posłuchać utworu "Wicked Game" Chrisa Isaaka, żeby uzmysłowić sobie, że Accuphase ma niespotykaną zdolność do wyciskania całego piękna, jakie artysta i producent umieścili w ramach konkretnego utworu. Przede wszystkim zostałem pozytywnie zaskoczony brzmieniem basu, bo nie spodziewałem się tak znakomitej kontroli niskich tonów w tym zestawieniu. Duńskie kolumny wymagają sporych dawek prądu, a japoński wzmacniacz dostarczał do nich wszystko, czego potrzebowały. W efekcie zakres niskich tonów pulsował z pożądaną siłą przebicia, ale też fenomenalną miękkością, charakterystyczną dla tego utworu, czy wreszcie obłędną barwą, doprawioną subtelną słodyczą i gładkością. "Wicked Game" zabrzmiał niezwykle potężnie i muszę przyznać, że dawno nie słyszałem tak wciągającej i jednocześnie tak ciekawej interpretacji tego genialnego utworu – po prostu jest ta magia, za jaką można pokochać ten wzmacniacz!
Accuphase brzmi monolitycznie i jednolicie w pełnym paśmie, muzyka jest zatem prezentowana jako nierozerwalna całość, chyba że E-370 będzie skonfigurowany z kolumnami niebrzmiącymi tak homogenicznie, jak X44. Z kolei bas brzmi tak, jakby nie miał żadnych ograniczeń, a jedyną przeszkodą w jego rozciągnięciu mogą być kolumny. Niskie tony schodzą do najniższych partii, ale jednocześnie brzmią sprężyście, rytmicznie, konturowo i są dobrze zróżnicowane, co jest domeną najlepszych i zarazem najdroższych wzmacniaczy zintegrowanych. Z drugiej strony, jeśli chodzi o zakres wysokich tonów, są one prezentowane z iście królewską manierą – niezależnie od gatunku muzycznego brzmią kulturalnie, traktując każdy najdrobniejszy detal z wielką dozą zaangażowania, ale nigdy bez przekraczania granicy, którą zwykłem określać zbędną nadinterpretacją ze strony amplifikacji. Natomiast przestrzeń budowana jest precyzyjnie i bez faworyzowania jakiegokolwiek z planów. Jest głębia, czytelna tak samo dobrze, jak pierwszy plan, więc rozpatrywanie stereofonii w kontekście rozmiarów, miejsca na scenie itd. mija się z celem, ponieważ jest ona po prostu prezentowana wiernie, rzetelnie i dokładnie, rzekłbym w skali 1:1.
Warto wiedzieć
Accuphase E-370 posiada zupełnie nowy układ regulacji głośności AAVA (Accuphase Analog Vari-gain Amplifier) oparty na jeszcze bardziej zaawansowanej sekcji, zaprojektowanej pod kątem najniższych szumów, ale też zrównoważenia kanałów czy wreszcie wyrównanej charakterystyki częstotliwości, niezależnie od położenia pokrętła głośności. I coś w tym jest, bo nie raz spotykałem się w przypadku nawet dużo droższych wzmacniaczy z tendencją do zmiany charakteru brzmienia w zależności od poziomu głośności, natomiast model E-370, jak i pozostałe w katalogu konstrukcje, zachowują ten sam charakter brzmienia, obojętnie czy muzyki słuchamy przy wysokim, czy niskim natężeniu głośności. Nowy układ AAVA zbudowano w oparciu o 18 równoległych sekcji buforowania i zamiany prądowo-napięciowej, co pozwoliło jeszcze o połowę zmniejszyć impedancję całego układu i dodatkowo zminimalizować szumy. Zaskakujące jest to, że użyta kombinacja konwerterów I/U pozwala na uzyskanie 65.536 możliwych poziomów regulacji natężenia dźwięku, dzięki czemu jest to jedna z najprecyzyjniejszych na świecie sekcji regulacji głośności we wzmacniaczu. W zasadzie trudno znaleźć na rynku wzmacniacz, zwłaszcza w tej cenie, oferujący tak precyzyjną regulację poziomu głośności – nie ma również znaczenia, czy używamy pilota zdalnego sterowania (ten swoją drogą również jest perfekcyjnie wykonany), czy pokrętła znajdującego się na przednim panelu.
Podsumowanie
E-370 zachował charakterystyczne brzmienie marki Accuphase, ale w porównaniu z poprzednikiem, a więc modelem E-360, zyskał nieco na dynamice. Nie tyle stał się bardziej krzykliwy, ile szybszy i nieco energiczniejszy. Dzięki tym cechom zabrzmi po prostu lepiej z większym gronem kolumn i wybór towarzyszących mu zespołów głośnikowych może okazać się obecnie łatwiejszą sprawą niż w przypadku modelu E-360, który mimo wszystko wymagał tych dynamiczniejszych kolumn. Najważniejsze jest jednak to, że Japończycy nie zmajstrowali przy tym wzmacniaczu niczego, co mogłoby popsuć bardzo dobre wrażenie, na jakie pracowały wcześniejsze konstrukcje. A jeśli już Accuphase wypuści na rynek jakiś model, to mamy gwarancję, że będzie on bardziej dopracowaną konstrukcją niż poprzednia. Warto również podkreślić, że E-370 dysponuje bezdyskusyjnie najlepszym przedwzmacniaczem, jaki można było zainstalować w urządzeniu tej klasy i w tej cenie – spróbujcie sekcję przedwzmacniającą połączyć z muskularnymi tranzystorowymi monoblokami lub też z lampowymi stopniami końcowymi, a zrozumiecie, co mam na myśli. Dobry dźwięk jest dla mnie swego rodzaju sztuką, a Accuphase wybitnym dziełem, obok którego nie można przejść obojętnie.