Marka Wharfedale należąca do grupy IAG (International Audio Group) nastawiona jest przede wszystkim na produkcję i sprzedaż produktów na tzw. przeciętną kieszeń. Wystarczy zapoznać się z ofertą tego producenta, żeby stwierdzić, że większość urządzeń tej brytyjskiej marki cechuje się atrakcyjnymi cenami. Kolumny z serii Diamond 200 znajdują się tuż za topową serią Jade, cechującą się wyszukanym wzornictwem i nieco wyższymi cenami. Za to seria Diamond 200 charakteryzuje się najlepszym stosunkiem jakości do ceny – klient za stosunkowo niewielkie pieniądze otrzymuje klasyczne, solidne skrzynie wyposażone w wydajne przetworniki pracujące (w zależności od modelu) w trójdrożnym lub dwudrożnym układzie głośnikowym.
Seria Diamond 200 bazuje na trzech modelach podłogowych: Diamond 250, Diamond 240 i Diamond 230, dwóch podstawkowych: Diamond 220 i Diamond 210 oraz kolumnie obsługującej kanał centralny w konfiguracji wielokanałowej Diamond 220C. Testowane kolumny są najbardziej okazałe, chociażby ze względu na wielkość skrzyń i konfigurację głośników, a co za tym idzie – najdroższe ze wszystkich modeli należących do serii Diamond 200. W tym przedziale cenowym trudno spotkać konstrukcje o takim kalibrze, a to właśnie na tym opiera się siła przekazu tych kolumn.
Na pierwszy rzut oka ich obudowy mogą kojarzyć się z potężnymi podłogowymi hi-endowymi konstrukcjami, gdyż są naprawdę wielki i okazałe. Mimo to 250-tki należą do kolumn ze średniego przedziału cenowego, to jako jedne z nielicznych za stosunkowo niewielkie pieniądze są zdolne do nagłośnienia bardzo dużych pomieszczeń – nawet salony o powierzchni 40 metrów kwadratowych nie są dla nich wyzwaniem.
Imponujące konstrukcje
Marka Wharfedale wydawała mi się zawsze konserwatywna i podążająca własnymi, utartymi szlakami. W Polsce najbardziej popularne są kolumny z serii Diamond 10, takie modele, jak Diamond 10.6 czy Diamond 10.4, które zyskały przychylność miłośników dobrego brzmienia z uwagi na stosunkowo dobrą jakość dźwięku za relatywnie niewielkie pieniądze. Zespoły głośnikowe należące do serii Diamond 200 są stopień wyżej – cechują się jeszcze solidniej wykonanymi obudowami i bardziej wydajnymi przetwornikami, co w konsekwencji owocuje bardziej spektakularnym brzmieniem.
Testowane kolumny podłogowe robią wielkie wrażenie od pierwszego kontaktu z nimi. Idę o zakład, że każdy, kto pierwszy raz spojrzy na te skrzynki, pomyśli, że te trójdrożne konstrukcje z dwoma wielkimi jak patelnie wooferami kosztują znacznie więcej niż w rzeczywistości. Prezentują się bowiem niezwykle okazale, sprawiając wrażenie, jakby były dwu- lub trzykrotnie droższe. Dopiero przy bliższych oględzinach można dostrzec pewne oszczędności poczynione przez producenta w stosunku do znacznie droższych modeli. Przykładowo okleina to nie jest naturalny fornir, mimo że doskonale go imituje, a miękka jedwabna kopułka wysokotonowa jest modelem, który na szeroką skalę stosowany jest również w tańszych kolumnach marki Wharfedale. Nie umniejsza to jednak ich wspaniałej prezencji – skrzynie nie tylko ładnie wyglądają, ale także zapewniają bardzo dobre warunki pracy dla dwóch potężnych głośników niskotonowych.
Obudowy są sztywne, a boczne ścianki wystarczająco grube i dodatkowo wzmocnione od wewnątrz, aby nie wzbudzały się nadmiernie w paśmie basu. Front lakierowany jest na modny ostatnio wysoki połysk, a wszystkie głośniki zamontowane są w starannie wykonanych frezach. Kosze głośnikowe posiadają polerowane pierścienie ozdobne, a także okrągłe maskownice dla każdego głośnika z osobna. Dwa tunele bas-refleks znalazły się między spodem skrzyni a cokołem, co znacznie uprości ustawienie tych kolumn w pokoju. 250-tki wyposażono w trójdrożny układ głośnikowy, przy czym w paśmie basu pracują dwa sporej wielkości 200mm woofery z wyplatanymi z kevlaru membranami, odpowiadające za obszerny i głęboki bas. Z kolei średnie tony odtwarza stożek, którego membranę wykonano z dokładnie tego samego materiału, co membrany stożków głośników niskotonowych. Również i tutaj w obrębie membrany znalazły się charakterystyczne przetłoczenia nadające jej jeszcze większą sztywność. Równie ciekawie prezentuje się miękka tekstylna kopułka wysokotonowa, wyglądająca z daleka jak klasyczny szerokopasmowy stożek. W rzeczywistości jest to tubka zwiększająca nieco efektywność tweetera, a ponadto mająca wpływ na charakterystykę przenoszonych częstotliwości.
Kolumny wyposażono w bardzo eleganckie i pięknie wykonane kolce wraz z nakrętkami kontrującymi i podkładkami wykonanymi z tego samego materiału – poziomowanie kolumn za ich pośrednictwem jest komfortowe. Producent przewidział również podwójne złocone gniazda dla miłośników stosowania podwójnego okablowania, bądź też napędzania kolumn z łącznie czterech stopni wyjściowych ze wzmacniacza.
Dojrzale dozują emocje
Patrząc na dwa wielkie woofery, zaczyna działać wyobraźnia i zwykle od takich kolumn oczekujemy spektakularnych efektów w paśmie niskich tonów. Rzeczywiście, 250-tki potrafią mocno huknąć basem, ale ich granie w tym zakresie nie ogranicza się wyłącznie do budowania silnej podstawy basowej. Wharfedale potrafią rzetelnie różnicować bas, przez co do uszu słuchacza nie dociera niskotonowa papka, ale dźwięk o charakterystyce typowej dla danych instrumentów. Jeśli więc macie ochotę posłuchać Patricii Barber, to towarzyszący jej kontrabas zabrzmi rytmicznie, barwnie i z dobitnie oddaną dynamiką. 250-tki dobrze radzą sobie z kontrolą basu i niewątpliwie ma na to wpływ zastosowany układ rezonansowy, ale też neutralnie brzmiące membrany z kevlaru.
Dzięki skrzyni o sporej objętości i dwóm 200mm głośnikom basowym testowane kolumny są jednymi z niewielu modeli w tej cenie, gwarantującymi tak uniwersalny dźwięk. Zatem za ich pośrednictwem możecie słuchać dowolnego gatunku muzycznego i nie zostanie on pozbawiony cech charakterystycznych – w klasyce, zwłaszcza w przypadku odtwarzania dużych składów symfonicznych, basu z pewnością Wam nie zabraknie. Z kolei w muzyce rockowej, dzięki przyzwoitej kontroli niskich tonów, nie będziecie musieli obawiać się spowolnienia brzmienia strun gitary basowej czy też nijako odtwarzanych uderzeń w bębny. 250-tki oferują dojrzały i kulturalny dźwięk. Góra pasma dozowana jest w ilości adekwatnej do niżej położonych częstotliwości, aczkolwiek da się wyczuć – w zależności od określonego materiału dźwiękowego – jej nieznaczną dominację nad średnicą. Delikatna tekstylna kopułka brzmi energicznie, między innymi dzięki łagodnej tubce nieco podnoszącej jej efektywność. Jednak z drugiej strony jej charakter zmierza w kierunku delikatnego ciepła i miękkości, więc ta subtelna dominacja zakresu wysokich tonów dzięki ich charakterowi nie okaże się tak dokuczliwa, zwłaszcza dla osób szczególnie wyczulonych na odbiór górnych rejestrów. Podobnie jest z pozostałymi zakresami pasma – choć w średnicy nie ma już takiego ciepła, jak w przypadku kolumn Wharfedale z niższych serii, to jednak ma ona wyraźną przewagę pod względem wierności przekazu i zróżnicowania. Bas jest zmiękczony, ale tylko trochę i bez popadania w skrajności. Tak więc melomani lubujący się w rozłożyście brzmiących niskich tonach z delikatną nutą miękkości z pewnością będą zadowoleni z takich kolumn, jak Diamond 250.
Odsłuch koncertu Schillera z orkiestrą symfoniczną z albumu "Symphonia" wypadł za pośrednictwem Wharfedale imponująco i jestem przekonany, że mało które kolumny z tego przedziału cenowego byłyby w stanie z taką potęgą odtworzyć cały skład symfoniczny towarzyszący elektronicznym dźwiękowym pejzażom wydobywającym się z syntezatorów. Największe wrażenie robi naturalnie bas i wydaje się, że pod tym względem testowane kolumny nie mają w zasadzie ograniczeń. Ale równie dobre odczucia podczas odsłuchu tego fantastycznego koncertu związane były z oddaniem przestrzeni oraz z zakresem wysokich tonów. O ile w muzyce wokalnej Diamond 250 nie najlepiej radziły sobie z sybilantami, o tyle z klasyką i elektroniką podczas odtwarzania różnorakich drobniutkich niuansów zachowywały się kulturalnie i z polotem. Wysokie tony są nieco wygładzone i osłodzone, ale to właśnie sprawia, że pasują one do potężnego basu i jednocześnie nie powodują, że 250-tki możemy odbierać jako zbyt jasno brzmiące. Wharfedale skupiają się przede wszystkim na pełnym zaprezentowaniu źródeł pozornych z pierwszej linii, ale podczas odsłuchu wspomnianego koncertu Schillera nie brakowało również wypełnienia dźwiękiem dalszych planów. Może nie były one kreślone już tak precyzyjnie, jak plan pierwszy, ale mimo wszystko dało się odczuć tę ogromną ścianę dźwięku wytwarzaną przez orkiestrę. Najważniejsze jest jednak to, że 250-tki nie mają tendencji do nieprzyjemnego podbarwiania basu – nie buczy on i nie dudni, ale kiedy trzeba, potrafi zejść naprawdę nisko. Równiutko brzmiący zakres niskich tonów od górnych do dolnych partii to już wyczyn w tym zakresie cenowym. Przyczyniła się do tego nie tylko solidna obudowa, odporna na rezonanse, ale też woofery z kevlarowymi membranami, bardzo ładnie zestrojone przez konstruktorów tych kolumn.
Warto wiedzieć
W przypadku kolumn Diamond 250 w ciekawy sposób rozwiązano układ bas-refleks, ponieważ konstruktorzy do jego strojenia wykorzystali szczelinę powstałą między cokołem a spodnią częścią skrzyni. To właśnie od spodu znalazły się dwa otwory rezonansowe, a częstotliwość, do jakiej dostrojono cały układ, jest ściśle zależna od wspomnianej dostępnej szczeliny. Rozwiązanie jest stosunkowo proste, ale dobrze przemyślane, bo taki układ ma kilka zalet. Jedną z nich jest mniejsza podatność kolumn na interakcje związane z pomieszczeniem w paśmie basu (bas jest równomiernie promieniowany w pełnym kącie 360 stopni).
Poza tym układ ten jest w zasadzie niesłyszalny (co potwierdziły sesje odsłuchowe przy wysokich poziomach głośności), więc nawet jeśli membrany wooferów będą pracować przy maksymalnej amplitudzie, do uszu słuchacza nie dotrą żadne dziwne dźwięki wywołane turbulencjami. Z drugiej strony ten układ rezonansowy ma równie wysoką efektywność jak te bazujące na tunelach dmuchających do tyłu, ponieważ cały czas znajduje się blisko podłogi, a więc powierzchni, która bez względu na umiejscowienie kolumn będzie nieco wzmacniać dźwięk w paśmie niskich tonów.
Podsumowanie
Wharfedale adresowane są przede wszystkim do osób dysponujących pokojami o sporej powierzchni. W pomieszczeniach mniejszych, czyli do 20 metrów kwadratowych, mogą się po prostu "dusić". Z drugiej jednak strony w salonach o powierzchni dochodzącej do 40 metrów kwadratowych należy zadbać o wydajny wzmacniacz. 250-tki brzmią energicznie, ale ich charakterystyka brzmienia zmierza bardziej w kierunku zmiękczenia i osłodzenia niż bezpardonowo zaprezentowanej dynamiki, jak to na przykład bywa w przypadku wybuchowych i rozżarzonych niemal do czerwoności amerykańskich kolumn marki Klipsch. Mimo to nie nazywałbym Diamond 250 "ciepłymi misiami", a jeśli lubicie słuchać muzyki bardzo głośno i chcecie poczuć naprawdę potężny dźwięk z przyjemną w odbiorze górą i średnicą pasma, to Wharfedale mogą okazać się wyborem na lata. Ich cena, wygląd oraz dźwięk zachęcają do ich kupna.