Wkrótce Sugdenowi stuknie 50-tka! To jeden z powodów, dla których ta marka powinna być znana niemal każdemu miłośnikowi dobrego brzmienia. Z tego faktu właściwie automatycznie wynika drugi – ludzie z tej brytyjskiej firmy po prostu wiedzą, "jak to się robi". Ich wzmacniacze, choćby słynna integra A21, zawsze oferowały świetne brzmienie w umiarkowanej cenie i dziś, po blisko 50 latach, to się wcale nie zmieniło (przynajmniej jeśli mówimy o serii 21, bo Masterclass jest jednak nieco droższa). Powód trzeci – założyciel firmy i jej główny konstruktor, James E. Sugden, był pionierem w zakresie tranzystorowych wzmacniaczy zintegrowanych w klasie A. Już choćby za to należy mu się chwała i miejsce w branżowej galerii sław! (napisał fan wzmacniaczy pracujących w klasie A).
Dziś oferta tej brytyjskiej marki jest zdecydowanie większa niż kilkadziesiąt lat temu, ale nadal znajduje się w niej seria "21", obejmująca wzmacniacz A21, ale także jego rozbudowana wersja oznaczona A21 SE, oraz odtwarzacz CD o nazwie Fusion 21. W portfolio firmy są dziś także i kolumny, ale najważniejszą część oferty stanowi seria nazwana Masterclass. Nazwa mówi sama za siebie. O ile 21-ki to urządzenia oferujące bardzo dobre brzmienie w rozsądnej cenie, o tyle droższa seria to szczytowe, mistrzowskie, jak wynika z nazwy, osiągnięcie inżynierów Sugdena. W niej znajdziemy końcówki mocy, integrę, odtwarzacz CD, przedwzmacniacz liniowy, przedwzmacniacz gramofonowy oraz... wzmacniacz słuchawkowy HA 4. I to właśnie tym ostatnim zajmę się w tym tekście.
Masterclass HA 4 początkowo trafił do mnie właściwie nie tyle jako wzmacniacz słuchawkowy, ile raczej jako przedwzmacniacz. Dostałem go do kompletu z końcówką mocy Masterclass FPA 4. Jak wyjaśnił mi dystrybutor, pan Wojtek Szemis, dedykowany przedwzmacniacz liniowy jest, w porównaniu z końcówką mocy, dość kosztowny, stąd wiele osób decyduje się właśnie na HA 4 jako zdecydowanie mniej kosztowną, ale oferującą wysoką jakość alternatywę. To urządzenie jest bowiem wyposażone w dwa wejścia analogowe, jedno RCA i jedno XLR, wyjście pre out oraz oczywiście regulację głośności. Jeśli więc komuś wystarczają dwa wejścia analogowe, słowem używa maksimum dwóch analogowych źródeł, to HA 4 bardzo dobrze wywiąże się także i z roli przedwzmacniacza. Zanim jednak o tym, najpierw jeszcze dwa słowa o samym urządzeniu.
HA 4 umieszczono w bardzo solidnej obudowie ze stali z grubym, aluminiowym frontem, co skutkuje wagą na poziomie 4,5 kg. Powierzchnia obudowy jest częściowo anodowana, a częściowo malowana proszkowo. Urządzenie występuje w dwóch wersjach kolorystycznych: srebrnej (zwanej tytanową) i grafitowej. Obudowa jest stosunkowo niewielka – szerokość to 25cm, acz głębokość jest większa, jako że wynosi 31 cm. Na froncie urządzenia, pośrodku, znajduje się spore pokrętło regulacji głośności, po lewej stronie przycisk wyboru wejść, a po prawej gniazdo słuchawkowe na dużego jacka. Podłączenie słuchawek do gniazda skutkuje automatycznym odcięciem wyjścia pre out. Pomiędzy nimi znajdują się jeszcze dwie diody – jedna pokazuje, iż urządzenie jest włączone, druga, że używamy wejścia zbalansowanego – szkoda, że urządzenia nie wyposażono w zbalansowane wyjście słuchawkowe. Tył urządzenia opisałem wcześniej – oprócz wejść i wyjścia analogowego znajdziemy tam oczywiście gniazdo sieciowe oraz główny włącznik urządzenia. Wzmacniacz pracuje, jakżeby inaczej, w czystej klasie A, bez sprzężenia zwrotnego, a stopień wyjściowy oparto o tranzystory typu MOSFET. Zasilanie oparto na transformatorze toroidalnym, który solidnie zaekranowano, by nie zakłócał sygnału muzycznego. Wzmocnienie wynosi 16dB, impedancja wyjściowa zaledwie 1Ω, a moc wyjściowa nie jest znana (producent nie podaje takich danych) – wydaje się jednakże, że ta jest całkiem spora i spokojnie wystarczy do napędzenia dowolnych słuchawek. Wprawdzie nie dysponowałem w czasie testu najtrudniejszymi do napędzenia, jakie znam, czyli HiFiManami HE-6, ale z żadną inną podłączaną do Sugdena parą problemów nie miałem, choć wydaje się, że lepsze spasowanie występowało z nausznikami o niskiej impedancji.
Jakość brzmienia
Polski dystrybutor był uprzejmy pozostawić u mnie HA 4 na ładnych kilka miesięcy. Miałem więc rzadką okazję słuchać tego wzmacniacza z wieloma parami słuchawek, zarówno posiadanymi, jak i tymi, które w tym czasie trafiały do testów, oraz korzystać z mnogich źródeł. Skupię się jednakże na trzech parach nauszników, których używałem z Sugdenem najdłużej – Audeze LCD3 i LCD-XC oraz Final Audio Design Pandora Hope VI.
Jak już wspomniałem, wszystko zaczęło się od odsłuchu tego urządzenia pracującego w charakterze przedwzmacniacza z końcówką mocy Sugdena. HA 4 pokazał się z dobrej strony, oferując wysoką detaliczność, przejrzystość i dobrą rozdzielczość oraz duży spokój (w sensie – brak nerwowości). FPA 4 to oczywiście końcówka tranzystorowa pracująca w klasie A. Oferuje ona, jak można się było spodziewać, mocny, nasycony, barwny dźwięk, którego słucha się z ogromną przyjemnością. Aby uzyskać odpowiednio zbalansowany efekt, dobrze jest jednak wesprzeć ją przedwzmacniaczem, który będzie... detaliczny, transparentny, rozdzielczy i nieprzesadnie ciepły. Słowem dokładnie taki, jakim okazał się HA 4. Nasz testowany wzmacniacz słuchawkowy nie miał także żadnych problemów z wysterowaniem końcówki mocy, a bez tego nie ma mowy o dobrym dźwięku. Czy można lepiej? Na pewno. Dlatego Sugden ma w ofercie dedykowany przedwzmacniacz liniowy, który zapewne (nie miałem okazji sprawdzić) podnosi klasę brzmienia systemu na jeszcze wyższy poziom, tyle że trzeba nań wydać sporo więcej. HA 4 może być więc albo rozsądnie wycenioną alternatywą, albo rozwiązaniem czasowym, docelowo zastąpionym dedykowanym pre. Nawet jeśli mowa o tym drugim rozwiązaniu, to przecież prymarna funkcja tego urządzenia jest inna – to przede wszystkim wzmacniacz słuchawkowy. I to bardzo dobry, o czym za chwilę.
Posiadana przeze mnie starsza wersja słuchawek LCD3 brzmi nieco ciemniej niż nowsza wersja (i nowe modele: LCD-X i LCD-XC wykorzystujące rozwiązanie o nazwie FAZOR). Stąd też brzmią one najlepiej z mocnymi wzmacniaczami, najlepiej o nieco jaśniejszym, a na pewno jak najbardziej przejrzystym charakterze. Od wzmacniacza w czystej klasie A nie można oczekiwać, iż zagra jasno. Sugden oferuje pełne, dociążone w całym paśmie brzmienie, z lekkim akcentem w dolnej średnicy. Łączy to jednakże z dobrą rozdzielczością i selektywnością, pokazuje dużo szczegółów i oferuje piękną, słodką, dźwięczną, ale i szczegółową, pełną powietrza górę pasma. LCD3 wypadły z nim więc bardzo przyjemnie, kolorowo, pięknie pokazywały fakturę, barwę instrumentów i głosów wszelakich. Słuchało się tego bardzo przyjemnie – to był dźwięk wysokiej próby. Tyle że porównując to bezpośrednio ze wzmacniaczem Questyle CMA800R (także tranzystorowym, pracującym w domenie prądowej), dało się zauważyć, że ten drugi wnosił więcej żywiołowości do prezentacji, nieco ją rozjaśniał (w dobrym tego słowa znaczeniu) i sprawiał wrażenie bardziej transparentnego. Służyło to szczególnie górze pasma, która, jak to lubię nazywać, rozświetlała się, wydawała się także lepiej rozciągnięta aż do najwyższych rejestrów. Było może ciut mniej słodko, ale równie detalicznie i równie dźwięcznie – słowem to połączenie wydawało się całościowo nieco lepsze, choć z drugiej strony dół pasma z Sugdena był wyjątkowo piękny. Bas HA 4 schodzi nisko (na ile słuchawki pozwalają, a LCD3 potrafią dostarczyć naprawdę niski bas), jest bardzo energetyczny, świetnie różnicowany. Może nie jest idealnie konturowy, ale jego sprężystość i żwawość w połączeniu z pięknie pokazaną i różnicowaną barwą sprawiają, że wszelkich nagrań z basem w roli głównej słucha się znakomicie (innych oczywiście też). Całościowo do moich LCD3 wybrałbym jednak Questyle'a, acz ostateczna decyzja zależeć będzie od jeszcze jednego elementu – od źródła. Bardzo transparentne, szybkie i detaliczne mogłoby przeważyć szalę na stronę HA 4. Słowem – było to połączenie naprawdę dobre, ale nie najlepsze, jakie znam, niemniej posiadacze najnowszej wersji LCD3 powinni je sprawdzić, bo kierunek zmian w słuchawkach też powinien służyć połączeniu z Sugdenem.
Jako drugie na tapecie wylądowały kolejne słuchawki Audeze, które także miałem okazję mieć do dyspozycji przez kilka miesięcy. To pierwsza konstrukcja zamknięta w ofercie tej amerykańskiej marki (i pierwsze, choć dziś już nie jedyne, zamknięte słuchawki planarne na rynku), pochodząca z nowszej generacji jej produktów niż mój egzemplarz LCD3. Te słuchawki z większością wzmacniaczy nie dają już wrażenia nieco ciemniej góry pasma. Z Sugdenem polubiły się od pierwszej chwili. Gdy tylko puściłem pierwszy utwór, wiedziałem, że to jest to! Same słuchawki są znakomite i pod wieloma względami nie grają jak konstrukcja zamknięta. HA 4 jeszcze je w tym wspomógł. Pierwsza rzecz, która wręcz się narzucała, to ponadprzeciętna holografia prezentacji, oczywiście w skali słuchawkowej, która jest zupełnie inna niż to, co potrafią pokazać kolumny. Przestrzenność prezentacji to zwykle domena konstrukcji otwartych, niemniej LCD-XC, zwłaszcza napędzane Sugdenem, mogłyby bez trudu zawstydzić wiele otwartych słuchawek w tym względzie. HA 4 działał tu trochę jak wzmacniacz lampowy, sprawiając, że dźwięk był otwarty, pełny powietrza, że nawet w tej ograniczonej siłą rzeczy przestrzeni łatwo było wyróżnić kilka planów czy dość precyzyjnie ulokować każde źródło pozorne, a i każde z nich miało swoje "body".
Przy dość żywym źródle (dedykowany PC, Bada Alpha, Hegel HD12) otwartość i żwawość brzmienia była po prostu znakomita. Należę do osób, które powietrza potrzebują nie tylko do życia – dla mnie nie ma mowy o dobrym graniu, jeśli nie ma w nim odpowiedniej ilości "powietrza". Przy zestawieniu Sugdena z LCD-XC nawet przez chwilę nie zastanawiałem się nad tym aspektem, co znaczy po prostu, że powietrza w dźwięku było dokładnie tyle, ile trzeba. Dobra rozdzielczość, wysoka detaliczność i piękna dźwięczność wysokich tonów sprawiały, że każde dobrze zrealizowane nagranie brzmiało wybornie. Gdy przychodziło do tych nieco gorszych, z wyostrzoną czy "zapiaszczoną" górą pasma, HA 4 nie bardzo miał ochotę przeinaczać faktów i naprawiać błędy realizatorów, ale też i nie wytykał ich oskarżycielsko palcami. Robił coś pomiędzy – dawał mi wyraźnie odczuć, że karmię go sygnałem słabej jakości, ale nie ukrywając tego, starał się jednak coś z tym zrobić tak, by przy pewnej dozie dobrej woli dało się tego słuchać, jako że już samo duże nasycenie wysokich tonów przyczyniało się do pewnego łagodzenia ewentualnych nieprzyjemnych wyostrzeń. Nie było to klasyczne "zaokrąglanie" wykonywane często przez niedrogie urządzenia, nie było to granie środkiem pasma podbitym tak, by na skraje nie zwracać większej uwagi, ale właśnie wykorzystanie mocnych stron wzmacniacza, by nieco zmniejszyć męczarnie słuchacza. Gorzej było, gdy na tapetę trafiało nagranie zrealizowane pod kątem odtwarzaczy mp3 z mocno podbitym/wyeksponowanym basem (a tak się nagrywa niestety większość współczesnego popu i nie tylko). Mocny, dociążony bas Sugdena nie miał okazji pokazać swojej rozdzielczości, świetnego różnicowania, pięknej barwy, a najwyżej mógł trzymać dobry rytm. Tyle, że energetyczność i dociążenie sprawiały, że taki podbity bas przekraczał już wszelkie granice przyzwoitości. Co innego, gdy przyszło mu zagrać np. jednego z moich ulubionych kontrabasistów. Mięsiste, sprężyste, szybkie, doskonale kontrolowane i definiowane dźwięki płynące z szarpanych strun i wielkiego pudła rezonansowego tworzyły bardzo specjalny rodzaj prezentacji. Ze względów oczywistych dźwięk nie mógł mieć takiej masy, jaką dostarczają duże kolumny. Ten zestaw oferował możliwość wglądu i w brzmienie samego instrumentu, i w maestrię muzyka, czego z kolei kolumny dostarczyć raczej nie potrafią. Proporcje między strunami a pudłem mogły być ciut przesunięte w stronę tych pierwszych, ale to kwestia ograniczeń słuchawek jako takich, a nie wzmacniacza czy konkretnego modelu nauszników. Słuchało się tego znakomicie! Tak dobre prowadzenie rytmu przekładało się także na bardzo pozytywne wrażenia ze spotkań z muzyką bluesową czy rockiem. Jak przystało na konstrukcję zamkniętą, XC potrafią zdrowo "przyłoić", a Sugden w pełni je w tym wspiera, dodając owym "łupnięciom" masy i rozmachu.
Jak przystało na urządzenie w klasie A, bardzo mocną stroną Sugdena jest średnica. Ciepła, pełna, gładka i płynna, zapewniająca świetny wgląd w barwę i fakturę czy to wokali, czy instrumentów. Namacalność tychże sprawiała, że bardzo łatwo było nawiązać z wokalistą czy solistą bliski kontakt, całkowicie zatracając się w prezentacji. Świetne różnicowanie brzmienia poszczególnych instrumentów czy głosów i nagrań sprawiało, że każde kolejne nagranie było nową przygodą, nowym doświadczeniem, takim, od którego trudno się oderwać, które zachęca do dalszego odkrywania własnej, niby świetnie już znanej kolekcji muzyki. Najważniejsze jest jednak to, że Sugden wszystkie te elementy składa w spójną, doskonale współbrzmiącą całość. Akcent (choć to zależy od słuchawek) będzie przesunięty zwykle nieco w dół, ale przecież to właśnie w niższej średnicy dzieje się bardzo dużo. I nie ma tu mowy o dominacji tej części pasma nad resztą, to po prostu niewielki akcent, który nadaje muzyce masy, ale też i wprowadza do prezentacji pewną stabilizację, uspokojenie w dobrym tego słowa znaczeniu. A ponieważ skraje pasma są także naprawdę dobre, więc prezentacji jako całości właściwie nic nie da się zarzucić. To granie dla miłośników muzyki, a nie wyczynowych audiofilów. Nie ma tu wyścigu, by pokazać jak najwięcej detali, by grać maksymalnie przejrzyście nawet kosztem naturalności brzmienia. Tu najważniejsza jest barwa, różnicowanie, płynność i przestrzenność prezentacji. Jeśli tego właśnie Państwo szukacie, koniecznie musicie posłuchać Sugdena HA 4.
Nie, wcale nie zapomniałem o opisie odsłuchu z FAD-ami Pandora Hope VI. Rzecz w tym, że gdy po długich odsłuchach LCD-XC dokonałem w końcu zmiany na japońskie słuchawki, potwierdziło się to, co wiedziałem już wcześniej. Otóż zamknięte (podobnie jak XC) nauszniki z Kraju Kwitnącej Wiśni są tańszym odpowiednikiem Audeze. Oczywiście nie są to słuchawki planarne, ale mimo to rodzajem brzmienia bardzo przypominały mi XC, a klasą nie ustępują aż tak bardzo Audeze. Skoro więc w moim przekonaniu ogólny charakter brzmienia tych nauszników jest podobny, trudno było oczekiwać innego rodzaju wrażeń po połączeniu ich z Sugdenem. Musiałbym tu powielić właściwie wszystko to, co napisałem powyżej o XC, może ciut skalując część określeń w dół, bo jednak to amerykańskie słuchawki mają nieco więcej do zaoferowania. Nie będę się więc powtarzał i napiszę tylko, że Pandory Hope VI są także świetnym wyborem do Sugdena. Razem tworzą piękny, muzykalny spektakl muzyczny, od którego naprawdę trudno się oderwać, gdy już raz wsiąknie się w to gęste, płynne, niezwykle dźwięczne granie.
Podsumowanie
Niezależnie od tego jaki rodzaj urządzenia audio testujemy, odkrycie pełni jego możliwości wymaga zwykle pewnego nakładu czasu. Trzeba znaleźć optymalne zestawienie – w tym wypadku najlepiej pasujące słuchawki i odpowiednio brzmiące źródło. Stąd też trudno jest w przypadku jakiegokolwiek urządzenia stwierdzić, że jest ono lepsze od innych czy tym bardziej najlepsze. Napiszę więc w ten sposób – Sugden HA 4 to jeden z najlepszych partnerów do słuchawek Audeze LCD-XC, ale także i FAD-ów Pandor VI wzmacniacz słuchawkowy (pod warunkiem zapewnienia jeszcze żywego, dynamicznego źródła sygnału). Tak się złożyło, że i amerykańskie, i japońskie słuchawki to konstrukcje zamknięte, ale myślę, że to przypadek, a nie reguła. Słuchawki do Sugdena nie mogą być ani z gatunku tych ciemniejszych, ani tych zbyt jasnych – to musi być coś pośrodku. No i musżą być odpowiedniej klasy, aby Sugden mógł pokazać swoją. Miłośnicy klasy A na pewno nie będą zawiedzeni. Znaleźć lepszy lampowy wzmacniacz słuchawkowy też nie będzie łatwo, a jeśli już, to zapewne za jeszcze większe pieniądze. Myślę więc, że dla fanów obu tych rozwiązań HA 4 może być znakomitym wyborem. Tym bardziej, że przecież można go jeszcze użyć w "dużym" systemie w charakterze przedwzmacniacza, jak na swoją cenę (i podwójną funkcjonalność) także bardzo dobrego.