Dość długo zastanawiałem się, w jaki sposób rozpocząć ten tekst. Bo jak mam napisać kilka słów wprowadzenia, skoro testowanym urządzeniem jest produkt Naima, brytyjskiej marki znanej chyba wszystkim audiofilom? Dlatego stwierdziłem, że mogę ten punkt programu całkowicie pominąć, bo jeśli ktoś interesujący się tematyką audio nie słyszał o tej firmie, to znaczy, że przez ostatnie kilkadziesiąt lat był zahibernowany.
Budowa
Jaki Naim jest, każdy widzi. Testowany streamer należy do najbardziej rozpoznawalnej, klasycznej serii brytyjskiego producenta. Niskie czarne pudełko z zielonym logo, wyświetlaczem i przyciskami – od kilkunastu lat Naim przyzwyczaja nas do takiego wyglądu. Front wykonany jest z grubego płata aluminium, wizualnie podzielonego na trzy części – po lewej mamy tylko gniazdo USB, nieco wycofaną część środkową zdobi jedynie podświetlone na zielono logo firmy, a po prawej umieszczono niewielkich rozmiarów monochromatyczny wyświetlacz ciekłokrystaliczny i zestaw, również podświetlanych na zielono, przycisków sterujących. Pozostałe części obudowy także są wykonane z aluminium, z dość grubych płyt, i powodują, że obudowa jest bardzo sztywna. Oczywiście najciekawsza jest tylna ścianka – oprócz gniazda zasilającego oraz Ethernet, anten Wi-Fi, Bluetooth i FM/DAB mamy tam zestaw wejść cyfrowych: RCA, BNC i Toslink, wyjście cyfrowe BNC, ale także specjalne wielopinowe gniazdo do podłączenia opcjonalnego zewnętrznego zasilacza (w przypadku braku takowego musimy tam wpiąć odpowiednią zaślepkę, będącą częścią wyposażenia urządzenia) oraz dwa wyjścia analogowe – jedno w standardzie RCA i – tadam tadam – DIN. Tak, Naim jest przywiązany do tego standardu połączeń, ponieważ według inżynierów firmy pozwala to na lepsze prowadzenie sygnałów, bo wszystkie odnoszą się do wspólnej ziemi.
Tak napakowana tylna ścianka zdradza, co producent upchnął w obudowie. Tak więc oprócz, nazwijmy to, zwykłego streamera połączonego z serwerem UPnP, czyli domowym dyskiem sieciowym, mamy możliwość wykorzystania ND5 XS jako tunera, zarówno FM, jak i cyfrowego DAB, jako DAC-a, a także skorzystania z serwisów streamingowych typu Tidal i Spotify. A wszystko obsłużymy wygodnie, siedząc w fotelu, korzystając z tabletu czy telefonu z aplikacją Naim, dostępną na Androida i iOS-a. Całość działała wyjątkowo sprawnie i bezawaryjnie, choć jakość wyświetlanych okładek była dość niska, mimo że mam je wgrane na NAS-a w dość wysokiej rozdzielczości. Warto też wspomnieć, że wstępne ustawienie sieci Wi-Fi jest cokolwiek upierdliwe, bo hasło trzeba ustawić, korzystając z przycisków kursora na froncie urządzenia. Na szczęście operacji tej nie trzeba powtarzać, potem wszystko da się już ustawić z poziomu aplikacji sterującej.
Rytmiczność, barwa, przestrzeń
Zauważam, że coraz trudniej opisywać mi cyfrowe źródła dźwięku, niezależnie od tego czy są to streamery, odtwarzacze płyt, czy DAC-i. Po prostu jakość tych konstrukcji doszła w ciągu ostatnich lat do takiego poziomu, że w zasadzie nie ma już na rynku złych urządzeń, niezależnie od noszonej przez nie plakietki z ceną. A w kategorii cenowej, w której zmaga się testowany Naim, ciekawych produktów nie brakuje. Dlatego też, przynajmniej w mojej ocenie, nie należy się spodziewać, że w jakimś odtwarzaczu będzie na tyle duży błąd projektowy, że "nie zagra". Myślę, że teraz musimy po prostu kierować się naszym gustem i dobierać "grajka" pod nasze oczekiwania, bo różnice, choć czasem drobne, między poszczególnymi odtwarzaczami oczywiście występują. Nie wspominając już o różnicach w funkcjonalności – tutaj też każdy potencjalny użytkownik musi wybrać według własnych potrzeb.
Naima testowałem głównie jako odtwarzacz plików, częstując go zawartością swojego dysku sieciowego, głównie w jakości płyty CD, ale mam też sporo nagrań "gęstych". Oprócz tego słuchałem Tidala Hi-Fi i Spotify. Ponadto przetestowałem ND5 XS jako DAC-a – jakość grania była identyczna jak w czasie streamingu, więc nie ma o co kruszyć kopii.
Tradycyjnie odsłuchy rozpocząłem od jazzu – tym razem Nils Petter Molvaer posłużył do sprawdzenia, jak testowane urządzenie radzi sobie z trąbką wspartą syntezatorowymi pasażami basu. I okazało się, że radzi sobie bardzo dobrze. Trąbka była odpowiednio ostra i natarczywa, nie było śladu zawoalowania czy złagodzenia dźwięku, dobrze oddana była (dość sztuczna w tych nagraniach) przestrzeń, a basowe zejścia pukały do bram piekieł tak, jak powinny. Podobał mi się też charakter brzmienia Naima. Dźwięk jako całość był dobrze poukładany i bardzo otwarty. Nie wiem dlaczego, słuchając wcześniej produktów Naima, miałem wrażenie, że dźwięk będzie bardziej wycofany – nic z tych rzeczy. Dobra dynamika, dużo powietrza na scenie, wszystko tak, jak być powinno. Dalsze odsłuchy z nagraniami ze stajni ECM potwierdziły wcześniejsze spostrzeżenia, dodając do nich bardzo dobre oddanie barw instrumentów i rozmieszczenie muzyków w przestrzeni. W tych nagraniach było tradycyjne instrumentarium, większości nagrań dokonano też na "setkę" – wszyscy muzycy grali w studio razem, łatwo więc takie aspekty brzmienia ocenić.
Bas jest dobrze wypełniony, a przy tym rysowany z ostrym konturem i dobrze kontrolowany
Ale playlista testowa nie skończyła się na jazzie. Kolejne utwory pochodziły z kręgu muzyki elektronicznej, rockowej i klasycznej. Dzięki temu mogłem lepiej ocenić, jak Naim podchodzi do pasma przenoszenia. Stwierdziłem, że poszczególne składowe zostały potraktowane w ten sam sposób – żadne nie zostały uprzywilejowane ani wycofane, ich jakość jest też na równym poziomie. Wysokie są dźwięczne i dość dosadne, ale nigdy nie popadają w zapiaszczenie ani nie podkreślają sybilantów. Natomiast świetnie przekazują najdrobniejsze niuanse perkusjonaliów czy "cyknięcia" syntezatorów. Bas jest dobrze wypełniony, a przy tym rysowany z ostrym konturem i dobrze kontrolowany. Jego zejście jest także solidne – nigdy nie zabrakło mi niższych częstotliwości czy odpowiedniej potęgi brzmienia. Co ciekawe, ND5 nie miał tendencji do przesadzania – co czasem zdarza się przy takim podejściu do grania – nie wyolbrzymiał uderzeń bębna basowego, kontrabasu czy syntezatorów – zawsze słychać było tylko to, co na płycie (czy w pliku) zarejestrował realizator.
Na koniec zostawiłem średnicę. Wiele firm o audiofilskim zacięciu lubi pomajstrować przy tym podzakresie. Trochę docieplając, trochę doświetlając, powodują, że odbierana przez słuchacza muzyka jest przyjemniejsza i bardziej barwna. Naim nie stosuje takich sztuczek. Średnie tony są na równym poziomie z resztą pasma. Bardzo rozdzielcze, ale nie przesadnie. Barwne, ale bez koloryzacji. Ciepłe, ale w sposób wynikający z wysokiej rozdzielczości samego urządzenia, a nie z celowego działania konstruktorów. Raz jeszcze podkreślam – Naim nie dodał niczego od siebie, prezentował tylko to, co nagrano, ale w bardzo przystępny dla odbiorcy sposób.
Czytając poprzedni akapit, można by odnieść wrażenie, że konstruktorzy modelu ND5 XS postawili na dokładność, a nie na muzykalność. W pewnym sensie tak jest – urządzenie jest bardzo akuratne, odtwarza to, co dostaje w postaci pliku czy danych. Ale nie jest to żaden suchotnik czy laboratoryjny odmierzacz nut – oj nie! Wszystko razem trzyma się ram wyznaczonych odtwarzaną muzyką. I to ta muzyka stoi na pierwszym miejscu. A to moim zdaniem jest prawdziwa muzykalność, a nie podlane sosem dopalenie wokali i instrumentów drewnianych połączone ze spowolnieniem wszystkiego – tak rozumiana "muzykalność" to po prostu zamulenie i przekłamanie.
Prawie bym zapomniał napisać dwa słowa o scenie muzycznej. Już wcześniej wspomniałem, że Naim jest bardzo rozdzielczy i świetnie pozycjonuje muzyków na scenie. Sama scena ma spore rozmiary, ale adekwatne do nagrania. Nie jest sztucznie rozbuchana, jej głębokość także należy zaliczyć do przeciętnych. Ale muzycy nie obijają się o siebie i można ich swobodnie zlokalizować za linią kolumn.
W czasie testu miałem też okazję podłączyć ND5 XS-a do zintegrowanego wzmacniacza Naima, Naita XS2. Sam wzmacniacz jest na tyle ciekawy, że będzie miał swój odrębny test, ale może dla niektórych Czytelników ocena tego, jak oba te urządzenia zagrały razem, będzie interesująca. Więc dwa słowa na ten temat. Myślę, że inżynierowie Naima doskonale wiedzieli, co zrobić, żeby produkowane przez nich urządzenia zagrały synergicznie. Tak dobrali cechy obu urządzeń, że ich zalety się wzmacniają. Nadal mamy odpowiednią rytmikę, pełne, klarownie podane pasmo, świetną stereofonię i przestrzeń. Wzmacniacz niczego nie zawoalował, niczego nie przykrył. Nie było też niepotrzebnego wzmocnienia cech odtwarzacza, które w nadmiarze mogłyby być męczące. Wszędzie zachowano umiar – a to cecha naprawdę wybitnych urządzeń.
Podsumowanie
Tworząc ND5 XS, Naim naprawdę się postarał. W standardowej dla firmy obudowie upchnął mnóstwo funkcjonalności, nie zapominając o tym, co najważniejsze – czyli o dźwięku. Bo testowany streamer naprawdę zagrał świetnie. Pamiętam urządzenia z serii 5 sprzed kilku lat, wtedy dźwięk wydawał mi się nieco przygaszony, ale może pamięć mi płata figle, bo teraz było dźwięcznie, rytmicznie i z odpowiednią werwą. Po prostu fajnie.
Jeśli jeszcze nie znacie Państwo Naima, to najwyższy czas zapoznać się z produktami tej firmy. Jeśli już znacie, to niewykluczone, że testowane urządzenie na długie lata zaspokoi wszystkie Wasze potrzeby w zakresie odtwarzania muzyki cyfrowej. Niezależnie więc od stażu znajomości zdecydowanie polecam Naima ND5 XS.