Niewielki iEAST StreamAmp AM160 to najlepszy dowód na to, że w dziedzinie audio mamy do czynienia z postępującym zacieraniem się granic pomiędzy funkcjonalnością różnych urządzeń. Sytuacja nie jest nowa, ale na tyle świeża, że jeszcze nie bardzo wiadomo, jak trafnie i zgrabnie zarazem określić np. wzmacniacz wyposażony w funkcje sieciowe. Bezprzewodowy wzmacniacz stereo? Odtwarzacz multimedialny? W opisach AM160, które można znaleźć w sieci, pojawiają się m.in. oba te terminy, co jest wyrazem pewnej bezradności wobec zaistniałej sytuacji. Oczywiście nomenklatura nie jest najważniejsza, ale nie da się ukryć, że porządkowanie i systematyzacja ułatwiają życie. Producentowi też nie zależało chyba specjalnie na tym, by rozwiać ewentualne wątpliwości, bo swoje urządzenie określił jako "Wireless Multi-Room Stereo Amplifier". Zasadniczo nazwa ta jest trafna, ale jakby mimochodem pogłębia chaos terminologiczny, bo na pierwszy rzut oka nie bardzo wiadomo, "z czym się to je". Tymczasem iEAST-a AM160 wystarczy podłączyć do routera/sieci Wi-Fi i głośników pasywnych, a następnie na smartfonie czy tablecie zainstalować aplikację iEAST Play. Reszta jest... muzyką.
Budowa i funkcjonalność
iEAST AM160 to niewielkich rozmiarów skrzyneczka wykonana ze szczotkowanego aluminium anodyzowanego na kolor czarny. Przód wygląda minimalistycznie: po lewej stronie umieszczono przełącznik hebelkowy On/Off, a pod nim diodę opisaną jako Source, czyli źródło (podczas korzystania z funkcji sieciowych StreamAmpa świeci na zielono, a po aktywacji wejścia liniowego – na czerwono). Środkową część czołówki zajmuje gniazdo USB, zaś stronę prawą niewielkie, ale wygodne w użyciu pokrętło głośności. Z tyłu panuje większy tłok. Znajdziemy tam gniazdo LAN, przycisk WPS, gniazdo anteny Wi-Fi, pojedyncze wejście liniowe w standardzie RCA, terminale głośnikowe oraz gniazdo zasilające (w zestawie znajduje się zasilacz 32V, 5A).
Wnętrze rozplanowano na jednej płytce. Producent nie podaje niestety szczegółów wykorzystanych podzespołów, a nie wszystko widać "gołym okiem", choćby ukrywających się pod radiatorem chipów. Nie udało mi się również zlokalizować DAC-a, całkiem możliwe, że jest to stosowana w innych urządzeniach tego producenta kość ES9023 Sabre firmy ESS Technology. Uwagę zwraca moduł bezprzewodowy LinkPlay oraz procesor MVSilicon AP8064, konwerter sygnałów cyfrowych SGM89000 oraz umiejscowiony w pobliżu gniazda RJ-45 transformator LAN PULSE H1102NL, a ponadto dwa większe kondensatory o pojemności 2200µF i szereg mniejszych elektrolitów (1000µF).
Integralną częścią całej koncepcji związanej z obsługą StreamAmpa jest aplikacja mobilna iEAST Play. Mówiąc wprost, bez niej się nie obejdzie, bo to z jej poziomu konfiguruje się połączenie sieciowe, a nawet aktywuje wejście liniowe (trochę szkoda, że nie przewidziano możliwości "uruchomienia" tego wejścia za pomocą mechanicznego przełącznika). Program jest oczywiście darmowy i dostępny na Androida i iOS-a. Podłączenie i konfiguracja odtwarzacza sprowadza się do kilku prostych kroków (wymagany jest klucz do sieci Wi-Fi). Pewnym ułatwieniem są komendy głosowe (w języku angielskim, np. "searching for Wi-Fi connection", "Wi-Fi connected"), dzięki którym wiadomo, co w danym momencie dzieje się z urządzeniem. Po podłączeniu do sieci uzyskujemy dostęp do plików audio z serwera NAS i komputera (protokół UPnP/DLNA), jak również szeregu serwisów, na czele ze Spotify, Tidalem, Qobuzem i TuneIn. Nie ma Bluetootha, ale "na otarcie łez" dostajemy AirPlay, czyli standard udostępniony przez firmę Apple. Obsługiwane są najważniejsze formaty plików audio, w tym hi-res (z wyjątkiem DSD). Jedyne, czego tak naprawdę można żałować, to brak funkcji gapless, czyli odtwarzania muzyki bez wstawiania przerw pomiędzy utworami.
Zupełnie nie spodziewałem się brzmienia tak dynamicznego, pełnego, przejrzystego i tak nieprzystającego do gabarytów iEAST-a
Kończąc opis funkcjonalności StreamAmpa (nota bene to określenie jest chyba najbardziej adekwatne do takich urządzeń, jak AM160), wypadałoby także wyjaśnić, skąd ten "multi-room" w nazwie. Otóż iEAST AM160 może także przesyłać sygnał audio do głośników Wi-Fi znajdujących się w innych pomieszczeniach domu, a parowanie odbywa się za pośrednictwem aplikacji. Oczywiście możliwe jest niemal dowolne grupowanie urządzeń, odtwarzanie tej samej piosenki we wszystkich pokojach, podobnie jak słuchanie różnych utworów w różnych pomieszczeniach.
Jakość brzmienia
AM160 od początku był dla mnie wielką niewiadomą, nie tylko ze względu na nieznaną mi dotychczas markę, ale także konstrukcję. Moje wcześniejsze doświadczenia ze wzmacniaczami pracującymi w klasie D były nie najlepsze, więc nie wiedziałem tak naprawdę, czego się spodziewać. Może właśnie dlatego to niewinnie wyglądające urządzonko zrobiło na mnie tak duże wrażenie. W każdym razie zupełnie nie spodziewałem się brzmienia tak dynamicznego, pełnego, przejrzystego i tak nieprzystającego do gabarytów iEAST-a.
Znakomicie prezentuje się tu bas – głęboki, energetyczny i zdyscyplinowany. Piszę to "będąc świadomym, zdrowym na ciele i umyśle" użytkownikiem monitorów ATC SCM 7, a więc małych "paczek" w obudowach zamkniętych, z których, jak sądziłem, nie da się za takie pieniądze (chodzi o cenę wzmacniacza) wyciągnąć takiego dołu. Ale to, do czego StreamAmp zmusił niewielkie woofery "siódemek" wprawiło mnie w osłupienie. Takiej głębi i tak pewnego prowadzenia dźwięków niskotonowych, krótko mówiąc takiego – przepraszam za określenie – zapierdzielania nie spodziewałbym się nawet po "piecyku" za, lekko licząc, 3 tysiące. Warto również zwrócić uwagę na fakt, iż monitory ATC nie należą do zbyt przyjaznych dla wzmacniaczy, ich efektywność na poziomie 84dB należy uznać za bardzo przeciętną. Tymczasem na AM160 nie zrobiło to najmniejszego wrażenia – brzmienie osadzone na stabilnym fundamencie ani przez moment nie było leniwe czy ociężałe.
Średnica i góra pasma także są anormalnie dobre w relacji do ceny AM160. Naprawdę nie wiem, do czego można by się tu przyczepić. Nawet w przypadku dwu-, trzykrotnie droższych wzmacniaczy pracujących w klasie AB rzadko kiedy spotyka się idące w parze dynamikę, klarowność brzmienia i tzw. muzykalność. iEAST nie tylko częstuje słuchacza wszystkimi tymi cechami "na dzień dobry", ale jeszcze jako wzmacniacz w klasie D jest pozbawiony właściwości, którą do tej pory uważałem za największą wadę tego typu konstrukcji – pewnego rodzaju rozrzedzenia, niespoistości dźwięków. Chodzi o wrażenie, że wszystko niby gra razem, ale w gruncie rzeczy jednak gdzieś obok, że w przekazie brakuje "kleju", spoiwa. Z AM160 nie ma tego problemu. Nie ma też suchości, szorstkości i cyfrowej sterylności. Góra pasma jest pełna ekspresji i odsłania mnóstwo detali, a średnica ujmuje neutralnością i przejrzystością.
A co ze sceną dźwiękową? iEAST AM160 preferuje bliski plan i pokazuje znacznie więcej w wymiarze szerokości niż głębokości. Kontury instrumentów na pierwszym planie są czytelne, pozycje źródeł pozornych można określać z łatwością. Brakuje trochę głębi, ale pamiętając o cenie tego urządzenia, nie ma sensu kwasić zabawy. Jeśli zaś chodzi o dobór kolumn, to osobiście uważałbym na takie o zbyt ofensywnym brzmieniu. Zdecydowanie lepiej sprawdzi się coś neutralnego, jak również zestawy o cieplejszej barwie.
Podsumowanie
iEAST AM160 wygląda na niewiniątko, a w rzeczywistości to kawał łobuza, ale takiego z charakterem. Oferuje mocny, dynamiczny i klarowny przekaz. Jeśli naprawdę dobre brzmienie ma "trafić pod strzechy", to chyba właśnie za sprawą klasy D.