W katalogu JBL-a znajduje się obecnie osiem soundbarów podzielonych na dwie serie: Cinema oraz Bar. "Belki" uzupełniają ofertę Amerykanów w segmencie Home Audio, czerpiąc z doświadczeń zdobytych przez producenta podczas opracowywania głośników bezprzewodowych. Bar Studio 2.0 jako jedyny spośród soundbarów JBL-a występuje solo, bez subwoofera. Jeśli komuś to przeszkadza, może sięgnąć po wersję Bar 2.1, 3.1, a nawet 5.1. Dobrze jednak, że wersja bez suba w ogóle jest, w końcu nie każdy (a raczej nie każda) ma ochotę wstawiać do salonu osobną skrzynkę z głośnikiem niskotonowym.
Pod względem designu subwoofery mają jeszcze wiele do nadrobienia i aż dziw bierze, że producenci niczego z tym nie robią, racząc wszystkich klockami o aparycji leśnego pieńka. Która żona jest gotowa na takie poświęcenie? Do minitestu grupowego wybrałem więc wersję najbardziej minimalistyczną, chcąc skonfrontować ją z "belkami" wyposażonymi w subwoofery i przekonać się, czy 2.0 ma w starciu z nimi jakiekolwiek szanse. Dzięki temu na sam koniec testów soundbarów zaliczyłem niezłego zonka...
Budowa i funkcjonalność
Bar Studio jest nie tylko krótszy, ale też niższy od większości typowych "belek", a do tego wyraźnie głębszy, dzięki czemu pewnie stoi na stoliku czy szafce pod telewizorem, gdzie notabene – w odróżnieniu od pozostałych soundbarów opisywanych w tym numerze – czuje się jak ryba w wodzie (oczywiście w zestawie nie zabrakło wsporników do montażu naściennego). Dwa półtoracalowe tweetery współpracują tu z dwoma dwucalowymi wooferami, a o basy dba podwójny port Dual Bass. Moc 30W, zwłaszcza w porównaniu ze 120W od Cambridge'a, wygląda skromnie, ale – jak pokazały testy – do salonu o powierzchni nieco ponad 20 metrów kwadratowych spokojnie wystarczy. Nominalnie "belka" schodzi do 60Hz, a więc sama jedna "ogarnia" to, co zestaw Ghost 2.1 marki Krüger&Matz.
Design JBL-a może się podobać. Czerń ma co prawda szarawy odcień, ale może to i lepiej, szarości są przecież bardzo modne. Cztery okrągłe przyciski do sterowania (zasilanie, ciszej, głośniej, źródło) umieszczone na górnej ściance udanie współtworzą minimalistyczny wygląd "belki". Resztę guzików i ustawień oferuje niewygodny w użyciu, bo zdecydowanie za mały pilot. Przy sterowniku Cambridge'a, wcale znowu nie takim dużym, ale zdecydowanie bardziej poręcznym, pilocik JBL-a (i Krügera) wygląda jak zabawka. Sytuację rekompensuje bezproblemowa współpraca Bar Studio z pilotami do większości telewizorów firm Samsung, LG, Sony i Vizio (w przypadku pozostałych TV należy wykonać programowanie czerwienią).
To, co udało się konstruktorom wydobyć z Bar Studio 2.0, przeciętemu Kowalskiemu w zupełności wystarczy
Co prawda wyposażeniem soundbar JBL-a nie rozpieszcza aż tak, jak "belka" Cambridge'a – możemy skorzystać tylko z jednego gniazda HDMI (ze zwrotnym kanałem audio; to rozwiązanie dla osób posiadających telewizory obsługujące rozwiązanie HDMI ARC), albo cyfrowego wejścia optycznego oraz AUX – ale oferuje też niespodziankę w postaci portu USB umożliwiającego odtwarzanie plików muzycznych z pamięci przenośnych. Jeśli zaś chodzi o funkcjonalność, to Bar Studio zawstydza konkurencję, przede wszystkim dodatkowymi trybami Audio Surround oraz Night Mode. O ile ten ostatni jest dostępny wyłącznie dla ścieżek dźwiękowych Dolby Digital, o tyle pierwszy działa efektywnie bez wybrzydzania, z każdym formatem dźwiękowym. Dostępne predefiniowane tryby to: Standardowy, Film, Muzyka, Głos i Sport. Istnieje także możliwość włączenia/wyłączenia powiadomień dźwiękowych informujących o określonych funkcjach produktu (takich jak rozpoczęcie parowania Bluetooth, podłączenie urządzenia Bluetooth, osiągnięcie maksymalnej głośności czy włączenie/wyłączenie trybu Surround). O włączeniu danej funkcji, poziomie głośności itp. informują także zgrabnie wtopione w "belkę" diody mrugające na biało.
Oprócz wspomnianego wyżej zestawu do mocowania na ścianie w komplecie z soundbarem JBL-a dostajemy zasilacz, pilot zdalnego sterowania, kabel optyczny i AUX, a także "papierologię" w postaci skróconej instrukcji obsługi, karty gwarancyjnej i karty charakterystyki.
Jakość brzmienia
Najskromniej prezentujący się spośród trzech soundbarów przetestowanych przeze mnie w tym samym czasie, Bar Studio 2.0 okazał się największą niespodzianką. Bo nie sztuka wymagać basu od zestawu z dedykowanym subwooferem, sztuką jest wyciągnąć sensowny dźwięk niskotonowy z jednej tylko "belki", na dodatek takiej o kompaktowych rozmiarach i w cenie poniżej ośmiuset złotych. A to, co udało się konstruktorom wydobyć z Bar Studio 2.0 – jestem o tym głęboko przekonany – przeciętemu Kowalskiemu w zupełności wystarczy.
Projektując swój soundbar, inżynierowie JBL-a bez wątpienia sięgnęli po rozwiązania sprawdzone przy okazji głośników Bluetooth. Niejednokrotnie podczas słuchania muzyki na Bar Studio 2.0 (źródłem był przede wszystkim Samsung Galaxy S7) łapałem się na tym, że gra on właśnie tak, jak jeden z bezprzewodowych głośników tego producenta. To szybki i dynamiczny (choć, co oczywiste, z wyczuwalnymi ograniczeniami) dźwięk o stosunkowo dużej skali, dobrze prowadzący rytm i podkreślający skoczność muzyki. Test na walenie chochlą w kaloryfer przez sąsiada z dołu "belka" JBL-a przeszła w zasadzie śpiewająco – tym razem w ruch poszła chyba "miotła sufitowa". Niby nie ma się czym chwalić, ale przynajmniej wiadomo, że Bar Studio 2.0 potrafi grać wystarczająco głośno, by obdzielić dźwiękiem niejedno pomieszczenie.
Z "punktu widzenia uszu" cieszy zwłaszcza średni bas – zdecydowany i kontrolowany. Jego prawidłowy przekaz, podobnie jak akceptowalna przejrzystość nagrań dają podstawy do odsłuchu satysfakcjonującego typowego konsumenta. Większość czasu i tak spędzi on z "belką" przetwarzającą sygnał audio z TV, co zapewni doznania nieporównywalnie lepsze niż z samym tylko telewizorem.
Podsumowanie
Dla wielu osób Bar Studio 2.0 będzie tzw. wyborem optymalnym. Jeden stosunkowo niedrogi i przede wszystkim kompaktowy głośnik, zdolny obsłużyć dźwięk z telewizora i smartfona przez HDMI ARC i Bluetooth, schodzący tak nisko, jak niektóre zestawy 2.1 i oferujący lepszą funkcjonalność od nawet przeszło dwukrotnie droższych rywali – to już coś!