Dokładnie rok temu miałem okazję opisywać na naszych łamach produkowane w Kalifornii słuchawki SINE marki Audeze – pierwszy na świecie model nauszny wykorzystujący technologię planarną. Jak się okazało, odniósł on spory sukces, co zmotywowało producenta do przygotowania modelu SINE DX, różniącego się od pierwowzoru typem konstrukcji. Słuchawki otwarte, zwłaszcza w porównaniu z modelami zamkniętymi, a takimi są pierwsze SINE-y, niejako z definicji powinny oferować bardziej przestrzenny dźwięk o większej głębi. Postanowiłem więc sprawdzić, czy w tym wypadku faktycznie tak jest i czy zmieniło się coś jeszcze.
Budowa i konfiguracja
Z wyglądu SINE i SINE DX to praktycznie bliźniaki syjamskie. Główna różnica sprowadza się do zewnętrznej strony muszli – w modelu zamkniętym były one w całości pokryte tworzywem imitującym wyglądem skórę, zaś w otwartym zastosowano ażurową maskownicę, spod której widać srebrną siateczkę z metalu. Cała reszta, na czele z trójkątnym kształtem muszli, z charakterystycznie zaokrąglonymi rogami, rodzajem wykorzystanych materiałów, ich kolorystyką itp. jest identyczna.
Czyli mamy tu dużo anodyzowanego aluminium w kolorze czarnym (rama), do tego sprężyste pady oraz pałąk obleczone skórą (trudno powiedzieć czy naturalną, czy sztuczną), stosunkowo szeroki zakres regulacji (w osi pionowej aż 180 stopni, aczkolwiek słuchawek nie da się złożyć w "rogalik") i klasyczny, rozsuwany system regulacji, działający z wyczuwalnym oporem. Podobnie jak w pierwowzorze, nie oznaczono skali i tak jak poprzednio zastosowano identyczne, głęboko i pod ostrym kątem osadzone gniazda minijack. Odłączany kabel z haczykowato zakrzywionymi wtykami jest płaski, sztywny i pokryty materiałem niepodatnym na mikrofonowanie.
Przetworniki to także "powtórka z rozrywki", bo zastosowano te same drivery planarne o wymiarach 80x70mm, z ultralekkimi, wykonanymi w nanoskali membranami, co skraca ich czas reakcji w stosunku do konwencjonalnych słuchawek dynamicznych, a także redukuje zniekształcenia (<0,2% @ 100dB). Oczywiście wykorzystano tu także charakterystyczne dla Audeze technologie: Fazor, Fluxor i Uniforce. Ta pierwsza chroni przed rezonansem poprzez odpowiednie rozmieszczenie specjalnie wyprofilowanych elementów (w DX-ach są tylko z jednej strony), co nadaje falom dźwiękowym pożądaną formę. Uniforce zapewnia jednakową siłę napędową na całej powierzchni membrany, co redukuje niemal do zera wszelkie zniekształcenia. Z kolei Fluxor oznacza specjalne rozmieszczenie magnesów, mające na celu wzmocnienie pola magnetycznego, które działa na większą powierzchnię membrany przy użyciu mniejszych i lżejszych elementów magnetycznych.
I jeszcze słowo na temat konfiguracji testowej. Podłączenie bezpośrednio do smartfona typu Samsung Galaxy S7 oznacza granie góra na pół gwizdka. DX-y potrzebują bardziej przezroczystego i przede wszystkim mocniejszego źródła mimo deklarowanej niskiej impedancji (18Ω). W tej roli świetnie sprawdzą się DAP-y, warto sięgnąć choćby po A&K AK70 MKII. Niezły efekt zapewni także podłączenie otwartych SINE-ów do wzmacniacza biurkowego/DAC-a A&K ACRO L1000. Podczas testu słuchawki pracowały głównie z zestawem marki iFi Audio, składającym się z DAC-a/headampa micro iDAC2 i zasilacza USB micro iUSB3.0 spiętych kablem Gemini3.0 (więcej o tym zestawieniu na sąsiednich stronach). Źródłem dźwięku był PC (Windows 10 Pro) z ostatnią wersją Roona.
Jakość brzmienia
SINE DX to dobra okazja do tego, by przekonać się na własne uszy, co to znaczy, że słuchawki mają tzw. średnicowe brzmienie. Wielu producentów różnego rodzaju nauszników, nie tylko stricte mobilnych, podbija wysokie częstotliwości, przede wszystkim w okolicach 3kHz, tymczasem Audeze robi dokładnie odwrotnie. Stąd wrażenie "ciemności", które moim zdaniem – patrząc na to, jaki rodzaj brzmienia dominuje na rynku słuchawek – można uznać za swoisty powrót do naturalności. Zwłaszcza że "de-iksy" nie starają się też oszołomić basem, utrzymując go – przynajmniej w porównaniu z konkurencją – w odpowiednich granicach i rozmiarach.
W porównaniu z modelem zamkniętym w przekazie DX-ów jest więcej powietrza i swobodnej przestrzeni, scena ma wyraźniejszą głębię, lepsze wrażenie robi także ekspresja dynamiczna, przede wszystkim za sprawą świetnie przetwarzanych dźwięków transjentowych
Otwarte SINE-y są szczegółowe, imponują dynamiką w skali mikro i bardzo dobrze oddają dźwięki impulsowe. Uwagę koncentrują właśnie na średnicy – nasyconej, gęstej, wręcz smolistej, ale dobrze różnicującej barwy. Jej delikatne ocieplenie tworzy specyficzną aurę i nastrój, podkreśla namacalność i intymność przekazu, potrafi np. wyciągnąć więcej klubowego charakteru z takich nagrań, jak "Monday Night Live At The Green Mill Volume 3" Patricii Barber (FLAC 24/96). Podobnie jak w przypadku poprzedniej wersji SINE-ów (cechę tę przypisuję przetwornikom magnetostatycznym) pięknie brzmią gitary akustyczne czy w ogóle instrumenty strunowe szarpane (mandolina, bandżo, harfa itp.). Wystarczy posłuchać otwierającego ostatnią płytę Loreeny Mckennitt nagrania "Spanish Guitars And Night Plazas" (FLAC 24/44,1). Instrumenty te brzmią w szlachetny, miły dla ucha sposób, są wyraźne, pełne blasku, a jednocześnie pozbawione szklistości. Ich wręcz wzorowa selektywność powoduje, że nawet przy graniu akordowym każdą strunę "widać" niemal osobno.
W porównaniu z modelem zamkniętym w przekazie DX-ów jest więcej powietrza i swobodnej przestrzeni, scena ma wyraźniejszą głębię, lepsze wrażenie robi także ekspresja dynamiczna, przede wszystkim za sprawą świetnie przetwarzanych dźwięków transjentowych. Ogólne poczucie skali dźwięku, fundament są oddane w bardzo przekonujący sposób. Bas, jak już wspomniałem, nie stara się porazić ani mocą, ani głębią, a mimo to pod względem ilości absolutnie nie rozczarowuje. Jeśli już miałbym się do czegoś przyczepić, to chciałbym, by zwłaszcza w najniższym podzakresie był kapkę wyraźniejszy i rozdzielczy, bo charakterystyczne dla tej części pasma "przydymienie" nie służy takim gatunkom, jak np. rock.
Góra, jak już wspomniałem, jest delikatnie wycofana w okolicach 3kHz, ale także nieco dalej, bliżej górnej granicy słyszenia dźwięków wysokich przez ludzkie ucho. To dlatego część naturalnego blasku blach perkusyjnych jest tłumiona. DX-y nie pokażą długich wybrzmień, tzw. ogona pogłosowego. Talerze wydają się na nich cięższe, niespecjalnie subtelne, niezbyt ulotne, zawsze bardzo konkretne. Góra, zwłaszcza w nagraniach akustycznych, jest jednak łaskawa dla uszu, bo nie drażni sybilantami. Świetnie oddawane są przy tym mikroskoki dynamiczne, które zapewniają poczucie żywości dźwięku i fenomenalnie energetyzują przekaz.
Podsumowanie
Podoba mi się takie brzmienie słuchawek. Wcale nie gorsze, po prostu inaczej akcentujące pewne aspekty dźwięku. Może nie do końca uniwersalne (fani cięższego rocka i metalu mogą czuć delikatny niedosyt związany ze słabszą rozdzielczością w momentach spiętrzeń), ale z wysokiej jakości źródłem i odpowiednimi nagraniami, niekoniecznie audiofilskimi (vide Loreena Mckennitt "Lost Souls"), zapewniające niezwykle wciągający spektakl.