Założycielem firmy Sonneteer było dwóch przyjaciół udzielających się w branży muzycznej – Haider Bahrani i Remo Casadei. Pierwszy z nich miał swój zespół muzyczny, a drugi specjalizował się w organizacji koncertów, a także nagrań dla innych zespołów. Jako że obydwaj panowie byli studentami elektroniki, to często projektowali i konstruowali sprzęt audio na własne potrzeby.
Pod koniec studiów Haider Bahrani zaprojektował kolejny wzmacniacz, mający odzwierciedlać jego filozofię. Miał on być przede wszystkim idealny do nagrań, oferując przy tym jak najbardziej naturalne oraz wierne brzmienie. Remo Casadei był tak bardzo zachwycony dźwiękiem nowej konstrukcji kolegi ze studiów, że zaczął go prezentować swoim znajomym, wśród których było wielu miłośników dobrego dźwięku. To, że wzmacniacz przypadł do gustu wielu osobom, skłoniło Haidera i Remo do startu z małoseryjną produkcją tego urządzenia.
Tak też powstała firma Sonneteer (nazwa pochodząca od artysty piszącego sonety), mająca kojarzyć się przede wszystkim z poezją, bo to właśnie Haider był nią szczególnie zafascynowany. Co ciekawe, pierwszy oficjalnie produkowany przez firmę Sonneteer wzmacniacz nazwano Campion – od nazwiska pisarza Thomasa Campioni.
Cechą szczególną tej niewielkiej brytyjskiej manufaktury jest to, że w katalogu ma niewiele urządzeń. Obecna oferta bazuje tylko na dwóch wzmacniaczach zintegrowanych – Alabaster i Orton – oraz przedwzmacniaczu gramofonowym będącym jednocześnie DAC-iem wyposażonym w wejście USB.
Orton ma to do siebie, że absolutnie niczego nie podkreśla, nie uwypukla i przede wszystkim nie zmienia natury brzmieniowej poszczególnych instrumentów
Jakiś czas temu nasi Czytelnicy mieli już okazję zapoznać się z testowanym przez nas wzmacniaczem zintegrowanym Alabaster, który wywarł na mnie ogromne wrażenie swoimi niesamowitymi możliwościami sonicznymi. Okazało się, że jest to jeden z niewielu obecnie produkowanych wzmacniaczy tranzystorowych, którego dźwięk podczas ślepych odsłuchów można pomylić z jakąś wyrafinowaną lampą.
To za sprawą brzmienia Alabastera musiałem zrewidować swoje podejście do tranzystorów, bo okazało się, że są na świecie konstruktorzy będący w stanie wydobyć lampową magię dźwięku nawet z tranzystora, co jest moim zdaniem niesamowitym wyczynem. Po tak miłych doświadczeniach z Alabasterem z wielką przyjemnością przystałem na test kolejnego wzmacniacza z oferty Sonneteera, a mianowicie Ortona, który – jak się okazało – jest okrętem flagowym tego producenta, na co wskazuje cena. Jednak już pobieżne oględziny tego modelu i wstępne odsłuchy pozwoliły mi stwierdzić, że te dwie konstrukcje różnią się znacznie nie tylko konstrukcją, ale przede wszystkim brzmieniem.
Orton bez granic
Dla mnie Orton jest tak samo dopracowaną i wykwintną w każdym calu konstrukcją, jak model Alabaster, który miałem okazję testować wcześniej. W moim mniemaniu ten wzmacniacz zasługuje na uwagę nie tylko ze względu na solidną i dopracowaną konstrukcję, ale przede wszystkim osobliwy wygląd – przedni panel wyposażony w masywne i dosyć daleko wypuszczone pokrętło regulacji głośności posiada niepowtarzalny charakter. Ale, jak można stwierdzić, wgłębiwszy się wcześniej w dane techniczne, cechą szczególną tego wzmacniacza jest jego niewysoka moc. Jego konstruktor wyszedł zapewne z założenia, że to właśnie dysponujące niewielkimi mocami amplifikacje są w stanie zmniejszyć zniekształcenia do minimum.
O ile testowany kilka lat temu Alabaster można było uznać za wzmacniacz cechujący się średnią wartością pod względem uzyskiwanych mocy, zarówno przy obciążeniu 4-, jak i 8-omowym, o tyle model Orton jest już jedną ze słabszych pod tym względem amplifikacji na rynku. Chociaż słowo słabszy chyba nie tak do końca jest sprawiedliwym określeniem, ponieważ mimo niewielkiej mocy postawiono tutaj na odpowiednią wydajność prądową. Jak zapewnia producent, generowane przez Ortona ampery spokojnie wystarczą, żeby mógł on prawidłowo wysterować nawet te mniej przyjazne do napędzania zespoły głośnikowe, charakteryzujące się skutecznością na poziomie 85dB.
Za niezakłócone dostawy prądu o pożądanej wartości odpowiadają dwa niskoszumne transformatory toroidalne renomowanej marki Talema. Dalszy tor zasilający zbudowano w oparciu o mostki prostownicze na elementach dyskretnych oraz baterie kondensatorów (na każdą składają się cztery elektrolity o pojemności 4.700µF każdy oraz nieco mniejsze jednostki o pojemności 2.200µF dla stopnia przedwzmacniacza).
Oddzielny obwód zasilania otrzymał układ sterowania pracą wzmacniacza, odpowiadający m.in. za tryb wyboru czułości wejść oraz obsługę selektora źródeł, posiadający własny niewielki transformator. Gniazda wejściowe są obsługiwane przez wysokiej klasy hermetyczne przekaźniki Axicom, a regulację głośności oparto na purystycznym, ale i prostym układzie składającym się m.in. z niebieskiego potencjometru marki Alps.
Nie mniej ciekawie prezentuje się końcówka mocy – obydwa kanały są oczywiście od siebie odseparowane, choć wylądowały na wspólnej płytce drukowanej. Tranzystory mocy przytwierdzono za pośrednictwem dodatkowych płaskowników do spodniej płyty obudowy, bo to właśnie ona pełni funkcję jednego wielkiego odbiornika ciepła, dzięki czemu można było zrezygnować z klasycznych aluminiowych radiatorów, zajmujących zawsze jakąś część wewnętrznej powierzchni. Wzmacniacz pracuje w klasie AB i nie nagrzewa się zbyt mocno, ale wynika to również z tego, że tak naprawdę cała obudowa pełni funkcję radiatora o sporej powierzchni.
Przedni panel ma charakterystyczne wycięcie, pod którym znalazła się dodatkowa polerowana powierzchnia frontu. Natomiast sam front wykonany ze szczotkowanego aluminium jest anodyzowany w jednym z wielu kolorów dostępnych z fabrycznej palety.
Unikalny, naturalny
Po wpięciu Ortona do systemu stereo nie mamy do czynienia z efektem "wow", bo niczym szczególnym nie zaskakuje i nie rozkłada słuchacza na łopatki tanimi sztuczkami. Jednak z każdą kolejną chwilą coraz bardziej zaczynamy doceniać jego dźwięk. Orton skupia się bowiem na istocie przekazu muzycznego, bardzo mocno angażując się w aspekty brzmienia stanowiące o jego wierności, naturalności oraz swobodzie, w szczególności tych muzycznych gatunków, gdzie słychać żywe instrumenty. Dlatego też im dłużej słuchałem tego wzmacniacza, tym częściej sięgałem właśnie po tego typu muzykę, za każdym razem odkrywając jej piękno niemal na nowo.
Orton wciągnął mnie bez reszty, zwłaszcza gdy słuchałem wokalu Kari Bremnes czy też Anne-Marie Giotz z albumu "Spark Of Life", nie wspominając już o brzmieniu tych wszystkich żywych instrumentów towarzyszących artystkom podczas sesji nagraniowych. Z całą stanowczością muszę stwierdzić, że do tej pory te płyty najlepiej brzmiały, gdy słuchałem ich za pośrednictwem takich wzmacniaczy, jak Accuphase E-270, Leben CS-300F, a także Manley Stingray II oraz Sonneteer Alabaster – tego typu muzyka dostaje dodatkowego "dopalenia" dzięki takim wzmacniaczom, zwłaszcza w zakresie barwy i plastyczności dźwięku.
Każda z tych amplifikacji wprowadzała jednak do brzmienia w większym lub mniejszym stopniu pewien pierwiastek własnego charakteru, co jednym może się podobać, a innym niekoniecznie. Alabaster na przykład proponuje rozgrzaną niemal do czerwoności średnicę z przyjemnym ciepłem typowym raczej dla lamp niż tranzystorów i nieco zmiękczonym konturem. Z kolei Orton zabrzmiał moim zdaniem bardziej wiernie i bardziej naturalnie, starając się przede wszystkim skupić na istocie dźwięku każdego instrumentu czy śpiewu artysty, niekoniecznie wprowadzając dodatkowe elementy upiększające przekaz. Orton okazał się też bardziej bezpośrednio brzmiącym wzmacniaczem, bo wyciągał z tego typu muzyki jak najwięcej informacji, zwłaszcza w średnicy, która moim zdaniem została odtworzona przez tę integrę wyśmienicie.
Dźwięk został poniekąd wypchnięty nieco do przodu, bo pierwszy plan wyraźnie wychodził poza linię tworzoną przez fronty kolumn. Mamy więc do czynienia ze wzmacniaczem potęgującym odczucia związane z odbiorem muzyki, tak jakbyśmy uczestniczyli w sesji nagraniowej lub koncercie, siedząc w pierwszym rzędzie.
Orton ma to do siebie, że absolutnie niczego nie podkreśla, nie uwypukla i przede wszystkim nie zmienia natury brzmieniowej poszczególnych instrumentów. Barwa dźwięku prezentowana przez ten wzmacniacz jest wybitna i można ją porównać do znacznie droższych wzmacniaczy zintegrowanych, a nawet systemów dzielonych. Z drugiej strony jeśli chodzi o rytmikę i prezentację basu, Orton pozostaje neutralny i nie wykracza ponad to, co zarejestrowano podczas sesji nagraniowej. Bas zapuszcza się tylko tam, gdzie powinien, ale gdy słuchałem organów, Orton nie miał najmniejszego problemu, aby zejść do najniższych partii i w ten sposób mocniej poruszyć powietrzem.
Z drugiej strony we wszelkie dynamiczne niuanse angażuje się przy zachowaniu liniowości i ciągłości dźwięku, co również stanowi o jego unikalności, bo wszelkie zawiłości związane z prezentacją rytmiki ukazane są niemal w skali 1:1. Oczywiście są na rynku konstrukcje oferujące bardziej rozbudowane i muskularne brzmienie, ale prawdę mówiąc, nie bardzo pasowałby mi taki charakter dynamiki do pozostałych aspektów dźwięku prezentowanych przez ten wyrafinowany wzmacniacz.
Warto wiedzieć
Ortona wyposażono w osobliwy pilot zdalnego sterowania, który oprócz podstawowych funkcji sterowania, tj. regulacji głośności oraz wyboru aktualnie obsługiwanego przez wzmacniacz źródła, oferuje dwa inne ciekawe rozwiązania. Pierwszym z nich jest regulacja trybu czułości dla wejść analogowych – użytkownik może wybrać między wartością 650mV a 295mV.
Drugą, nie mniej oryginalną opcją, jest funkcja latarki – pilot ma wbudowaną, bardzo jasną diodę LED, dzięki czemu może on pełnić funkcję dodatkowego źródła światła, np. w sytuacji, gdy podpinamy do wzmacniacza kable z innego źródła w nierównomiernie oświetlonym pomieszczeniu. Pilot wyposażono we wbudowany fabrycznie akumulator, który raz na jakiś czas można naładować za pośrednictwem portu USB. Obudowę wykonano z aluminium i perfekcyjnie obrobiono. Podobnie jak przedni panel wzmacniacza, tak i obudowę pilota można zamówić w jednym z kolorów dostępnych z dosyć szerokiej palety barw.
Podsumowanie
Zarówno testowany wcześniej Alabaster, jak i Orton prezentują perfekcyjny dźwięk. Jednak na tyle różnią się od siebie, że każdy fan dobrego dźwięku powinien dokonać samodzielnego wyboru.
Orton jest bliższy zasadzie high fidelity, a ponadto jest wzmacniaczem o idealnie zrównoważonym balansie tonalnym, oferującym naturalny i wierny dźwięk bez fajerwerków związanych z budową przestrzeni czy też prezentacją dynamiki. W jego przypadku najważniejsze jest zachowanie naturalnego charakteru brzmienia poszczególnych instrumentów czy wokali, pokazanie muzyki takiej, jaką ona jest.