Japoński SPEC jest dla mnie producentem dość specyficznym. Dlaczego? Ano dlatego, że jego produkty zaprzeczają mojemu doświadczeniu i wynikającym z niego preferencjom. Podstawą oferty tej marki są bowiem wzmacniacze pracujące w klasie D (warto zaznaczyć, że analogowej). A więc klasie, która nie cieszy się moim specjalnym szacunkiem, bo zwykle brzmi źle, albo co najwyżej nieźle (choć ostatnimi czasy uległo to zmianie). Natomiast wzmacniacze, które wyszły spod ręki pana Shirokazu Yazaki, weterana branży audio, miłośnika urządzeń lampowych, oferują brzmienie, które mnie przy każdym kolejnym teście zachwyca.
Ich dźwięk był wzorowany na lampowym (w najlepszych tego słowa znaczeniu) i to po prostu słychać, więc muszą do mnie, fana baniek próżniowych, przemawiać i nie jestem bynajmniej wyjątkiem. To jedne z lepszych urządzeń niezależnie od wykorzystywanej technologii i zdecydowanie najlepsze w klasie D, których dane mi było do tej pory posłuchać. Co więcej, jedyne w klasie D, z którymi byłbym w stanie żyć na co dzień. Dorzućmy do tego piękne, iście japońskie wykonanie, a przecież nawet jeśli wygląd systemu audio jest kwestią wtórną w stosunku do jego brzmienia, to jednak chyba każdy woli, gdy nie tylko ucho, ale i oko jest na czym zawiesić.
Blisko dwa lata temu, miałem okazję przetestować model RSP-901 EX tegoż producenta. Wiem, że dla wielu osób są to urządzenia z kategorii "audio-voodoo", ale ja również jestem dość sceptyczny, gdy przychodzi do takich wynalazków. Jednak w przypadku RSP-901EX, czyli filtrów głośnikowych, było inaczej. Po dłuższych, wnikliwych odsłuchach, które wykazały pozornie niewielkie różnice na plus wypiąłem je z systemu, a potem powtórzyłem tę operację kilka razy i dopiero wówczas przekonałem się, że bez owych drobnych różnic trudno jest się już obyć. Kwestię czy warto wydać na nie prawie tysiąc euro, pozostawiłem do rozważenia potencjalnym nabywcom. W przypadku takich produktów, podobnie jak właściwie każdego innego, niezbędny jest odsłuch we własnym systemie, byle z otwartym umysłem, i podjęcie decyzji po takim doświadczeniu, a nie odrzucanie go a priori.
Jak przyznał w jednym z wywiadów pan Shirokazu Yazaki, po stworzeniu RSP-901EX zakładał, że to już szczyt możliwości, że więcej w tym zakresie nie da się już zrobić. Model ten był bowiem wynikiem długotrwałych testów obejmujących sprawdzenie większości komponentów wysokiej klasy dostępnych na rynku. Wybrano wówczas optymalne, dobrane w czasie niekończących się testów odsłuchowych. Teoretycznie miałem więc okazję poznać najlepszy produkt tego typu. Jednak dostępność nowych komponentów skłoniła pana Yazaki do podjęcia kolejnych prac, których efektem jest testowany tutaj model RSP-AZ9EX. Stało się to możliwe za sprawą jeszcze lepszych kondensatorów Green Cactus przygotowanych przez firmę Arizona Capacitors Inc., własnych kondensatorów mikowych SPEC-a stworzonych na potrzeby ich wzmacniaczy, a przede wszystkim jeszcze wyższej klasy rezystorów. Dopiero wszystkie te starannie wyselekcjonowane komponenty razem wzięte, plus nieco inne drewno zastosowane na obudowy, stały się przyczynkiem do stworzenia nowego modelu filtra głośnikowego, który zajął pozycję na szczycie oferty SPEC-a.
Ujmując rzecz prosto, z filtrami AZ9EX po prostu bardziej chce się słuchać muzyki niż bez nich
Ponieważ zapewne nie wszyscy czytali tamten test, tudzież zetknęli się z filtrami SPEC-a, zacznijmy od opisu produktu i wyjaśnienia, co właściwie ma on robić. RSP-AZ9EX jest sprzedawany w parach, jako że ma pracować z kolumnami w systemach stereo (choć nie sądzę by cokolwiek stało na przeszkodzie wykorzystaniu większej ilości tych filtrów w systemach wielokanałowych – jeden filtr musi przypadać na jedną kolumnę). W stosunkowo niewielkim, kartonowym pudełku znajdujemy więc dwie małe, drewniane skrzyneczki, każda z parą solidnych gniazd głośnikowych. W przypadku tego modelu pięknie prezentujące się drewniane obudowy wykonano z orzecha mandżurskiego.
Na górnej powierzchni każdej z nich umieszczono logo marki, na spodzie cztery nóżki, a właściwie grube, filcowe podkładki. Dodatkowo w opakowaniu znajdujemy dwie pary skręconych przewodów z gołymi końcówkami, które służą do wpięcia tychże filtrów do gniazd głośnikowych kolumn równolegle z kablami biegnącymi od wzmacniacza. Oczywiście w grę wchodzi zastosowanie innych kabli głośnikowych zaterminowanych bananami czy widełkami, producent zaznaczył jedynie, że powinny to być przewody wysokiej klasy i jak najkrótsze. Załączone kable mają jakieś 50-60cm długości.
Jaka jest rola tych urządzeń w systemie? Jak czytamy na firmowej stronie - oparto je na rozwiązaniu opisanym w 1971 roku przez pana Yasui na łamach specjalistycznego magazynu, "Audio Technology". Celem stosowania Real Time Processora jest oczywiście poprawa brzmienia. Ma to być osiągnięte poprzez redukcję zmian impedancji głośników w funkcji częstotliwości, ze szczególnym uwzględnieniem zakresu średnio- i wysoko-tonowego. Jest to bowiem jedna z przyczyn niedoskonałości pracy przetworników – ich impedancja zmienia się wraz z częstotliwością odtwarzanego dźwięku, co stwarza dodatkowe wyzwanie dla wzmacniacza.
Drugą funkcją RSP-AZ9EX jest absorbowanie, w pewnym stopniu, siły elektromotorycznej generowanej w cewce głośnika o przeciwnym kierunku niż sygnał audio płynący ze wzmacniacza. To kolejny element negatywnie wpływający na to, co z głośników słyszymy. Ujmując rzecz jeszcze prościej – zadaniem testowanych filtrów jest ułatwienie pracy wzmacniacza napędzającego kolumny, czy też umożliwienie mu precyzyjniejszego sterowania przetwornikami, co w efekcie powinno zaowocować lepszym dźwiękiem. Według jedynej dostępnej na tę chwilę informacji w ulotce dołączonej do produktu (samego produktu nie znalazłem jeszcze na stronie producenta), rekomendowane jest używanie RSP-AZ9EX z kolumnami o impedancji mniejszej niż 10Ω i wzmacniaczami o mocy poniżej 1kW.
Jakość brzmienia
Najlepszym sposobem przeprowadzenia tego testu byłoby porównanie nowego, w założeniu jeszcze lepszego produktu z recenzowanym poprzednio. Niestety nie miałem do dyspozycji RSP-901EX więc pozostało mi posiłkować się pamięcią i napisanym wówczas tekstem. Podobnie jak wówczas, tak i teraz, pozwolę sobie używać nieprecyzyjnego skrótu myślowego i pisać o brzmieniu RSP-AZ9EX, choć oczywiście filtr ten własnego brzmienia nie ma, a jedynie wpływa na to, co słyszymy z głośników. Od razu zaznaczę, że są to zmiany relatywnie niewielkie, ale trudno ich nie zauważyć. Tym razem także test wykonany był w skromniejszym systemie – moja integra w klasie A, GrandiNote Shinai napędzała na zmianę kolumny tego samego producenta MACH4 oraz moje Ubiq Audio Model One Duelund Edition. Filtry były wpięte przewodami dołączonymi w zestawie.
Nie miałem informacji, czy testowana para filtrów była w ogóle wcześniej używana – z przewodów w zestawie na cięte końcówki koszulek nie były zdjęte, co sugeruje iż były to to całkowicie nowe sztuki. Tak czy owak dałem in dwa dni po wpięciu do systemu na akomodację i dopiero wówczas zacząłem słuchanie. Dwie rzeczy zwróciły moją uwagę niemal od pierwszych sekund odsłuchu. Prezentacja jako całość wydawała się uspokojona i ciemniejsza.
Ten drugi efekt jest zdecydowanie pożądany – najlepsze urządzenia, jakich miałem okazję słuchać grają właśnie ciemnym dźwiękiem. Ciemnym za sprawą gęstości i nasycenia przede wszystkim średnicy. W porównaniu do innych urządzeń odbiera się to właśnie jako ciemniejszy przekaz. Na początku wydaje się, że jest w nim mniej góry, a dopiero po jakimś czasie do słuchacza dociera, że wysokie tony są niezwykle wręcz bogate w informacje, nasycone i wyrafinowane, mają większą masę i nawet dźwięczność, acz nadal są otwarte i pełne powietrza. Już sam ten fakt był wystarczającym powodem, bym zapragnął zatrzymać je na stałe, mimo że nie były to zmiany w tak dużym stopniu jak, dajmy na to, wzmacniacze Kondo Kagura, ale była to zmiana w tym samym kierunku.
Wróćmy do pierwszego efektu, a więc uspokojenia dźwięku. W pierwszej chwili można to odczytać jako zmniejszenie dynamiki i energetyczności przekazu. I znowu jest to wrażenie błędne. Dynamika, zwłaszcza w skali mikro, się zwiększa, podobnie jak ilość energii niesionej przez muzykę. Owo wrażenie bierze się z lepszego uporządkowania prezentacji, z eliminacji nawet śladowej nerwowości, takiej, z której wcześniej nie zdawałem sobie sprawy, że w ogóle występuje w moim systemie. Dopiero gdy została wyeliminowana stało się jasne, że wcześniej jednak gdzieś tam się ukrywała. W połączeniu z opisanym wcześniej efektem zastosowania AZ9EX poprawiało to przekaz nadal obiektywnie w niedużym stopniu, ale w kierunku absolutnie pożądanym, a wręcz, co szybko pokazało odłączenie filtrów, niezbędnym aby w pełni cieszyć się z muzyki.
Wyeliminowanie z dźwięku najmniejszych śladów nerwowości, czyli zakłóceń, dało kolejne rezultaty. Wyższą rozdzielczość, lepszą czytelność mikroinformacji, a co za tym idzie pełniejszy, bogatszy, także barwowo, obraz muzyczny. Najwięcej zyskiwały nagrania z instrumentami akustycznymi. To one brzmiały prawdziwiej, z lepiej pokazanymi, pełniejszymi wybrzmieniami, z bardziej naturalnymi harmonicznymi, były bardzie obecne w pokoju. W dźwięku mojego ulubionego kontrabasu, czy gitar klasycznych i akustycznych było więcej pudła i nie chodzi o kwestię przesunięcia akcentu ze strun, bo właściwe proporcje były zachowane, ale właśnie pełniejszego, bogatszego rezonansu w pudłach rezonasowych. Fortepian z tego samego powodu brzmiał potężniej, dźwięczniej, po prostu pełniej i bardziej prawdziwie. Także wokale zyskiwały na obecności AZ9EX w torze, brzmiąc głębiej, intensywniej i bardziej jeszcze naturalnie. Mocniej niż zwykle skupiały na sobie uwagę, bo charyzma wykonawców była bardziej czytelna, emocje intensywniejsze, a relacja wykonawca-słuchacz bardziej bezpośrednia, wręcz intymna.
W nagraniach elektrycznych wpływ testowanych filtrów również było słychać, choć może nie było to tak wyraźne, jak w tych bez prądu. Rzecz przede wszystkim w jakości basu, a nie jego ilości czy głębokości zejścia. Bas był czystszy, lepiej definiowany, impulsy bardziej natychmiastowe. Przekładało się to np. na możliwości lepszego docenienia mistrzostwa powiedzmy Marcusa Millera. Szybkie uderzenia, czy szarpnięcia strun były bardziej czytelne, początkowa energia każdego dźwięku wyższa, więc popisy mistrza robiły odpowiednie wrażenie. Elektroniczne, potężne, bardzo niskie dźwięki także wypadały czyściej, były nieco bardziej zwarte przez co i tu potęga impulsu wydawała się większa. Choć skala tych zmian była mniejsza niż w muzyce akustycznej, to i tak odłączenie filtrów wywoływało odruch, aby jak najszybciej ponownie je podłączyć, bo gdy dąży się do brzmienia doskonałego, nawet te drobne różnice, mają swoją wagę i to zdecydowanie większą niż mogłoby się wydawać.
Przy relatywnie niewielkiej skali zmian w brzmieniu, porównanie do poprzedniego modelu bez bezpośredniej konfrontacji jest dość trudne, zwłaszcza, że i system nie był dokładnie taki sam. Opierając się na własnej pamięci i napisanym wówczas tekście, pozwolę sobie jednak na pewne wnioski. Wydaje się, że zmiany wnoszone przez oba modela są po pierwsze bez dwóch zdań pozytywne, a po drugie dość podobne, przynajmniej jeśli chodzi o ich kierunek. Nowszy model idzie jednak dalej w zakresie wierności nagraniu zbliżając nas tym samym do wrażenia uczestnictwa w spektaklu rozgrywającym się na żywo przed nami. To właśnie eliminacja najdrobniejszych śladów nerwowości i jeszcze lepsze nasycenie dźwięku sprawiają, że dociera on do nas w bardziej uporządkowany sposób, dostarczając więcej informacji, które złożone razem dają prawdziwsze, pełniejsze, bardziej obecne, bardziej angażujące, bardziej wyrafinowane doświadczenie muzyczne.
Podsumowanie
Ujmując rzecz prosto, z filtrami AZ9EX po prostu bardziej chce się słuchać muzyki niż bez nich. I to nawet w systemie, który już wcześniej dawał ogromną przyjemność z obcowania z ukochanymi albumami i artystami. Aby się o tym przekonać trzeba posłuchać nieco dłużej systemu z filtrami, a potem je wypiąć – różnica powinna być jeszcze wyraźniejsza niż po ich wpięciu. Czy warto wydać na nie takie pieniądze? Być może inwestując podobną kwotę w lepszy wzmacniacz czy źródło, zwłaszcza w systemach ze średniej i niższej półki, można osiągnąć lepsze rezultaty. Jeśli jednak system już jest dopracowany i nie chcecie zmieniać jego charakteru (a zmiana komponentów zwykle to za sobą pociąga) to warto zainteresować się filtrami firmy SPEC. Całkiem możliwe, że to one właśnie wniosą te niewielkie, ale jakże pożądane zmiany do brzmienia, bez których trudno Wam będzie się już obejść.