Model HD 820 stanowi w high-endowej ofercie Sennheisera podwójne novum – słuchawki same w sobie są obecnie najwyżej pozycjonowane (nie licząc oczywiście systemu wzmacniająco-słuchawkowego o nazwie Orpheus HE-1 za, bagatela, ćwierć miliona złotych), a ponadto są słuchawkami zamkniętymi.
Wszystkie dotychczasowe kolejne flagowce niemieckiego producenta były otwarte, począwszy od leciwych już (acz wciąż sprzedawanych!) HD 600 po konstrukcje z ostatnich lat: HD 700, HD 800 i HD 800S. Jak twierdzi producent, za sprawą nowej technologii udało mu się obalić aksjomat o wyższości modeli otwartych nad zamkniętymi. Sprawdzamy, ile w tym prawdy, a ile "audiofilskiej legendy".
Budowa
To chyba najwygodniejsze słuchawki, jakie miałem na głowie. Nie tyle nawet wygodne, ile... przytulne, miłe i też jakby zaciszne (nieźle izolują od hałasu otoczenia, choć nie są ostatnim osiągnięciem w tej dziedzinie), dające niepowtarzalne, bardzo przyjemne wrażenie. Nie chce się ich zdejmować! Muszle są bardzo duże, a przy tym zgrabne, bo niezbyt głębokie, zaś całe słuchawki zaskakująco lekkie. Wszystkie naciski, naprężenia itp. itd. – po prostu optymalne.
Jeśli istnieje coś takiego, jak złote proporcje dotyczące komfortu noszenia słuchawek nagłownych, to ich realny kształt przybrały właśnie HD 820. Poszczególne części tej konstrukcji tworzą spójną całość: metalowy pałąk z wewnętrznym elementem tłumiącym i wygodną regulacją, półokrągłe, hybrydowe (mikrofibra plus skóra), ręcznie wykonane pady i czarny plastik o matowym wykończeniu.
Elementem, któremu w materiałach promocyjnych poświęcono najwięcej uwagi, są szklane osłony przetworników. Nic dziwnego, w odróżnieniu od typowych puszek tłumiących wyglądają po prostu zabójczo. Tymczasem wcale nie chodzi tu tylko o wrażenia wzrokowe i estetyczne, o możliwość zaglądania niejako do "wnętrza" słuchawek. Jak podkreśla producent, te wklęsłe przezroczyste elementy (wykonane z odpornego na wstrząsy szkła Gorilla Glass) opracowano przede wszystkim z myślą o brzmieniu. Chodzi o dyfrakcję dźwięku pochodzącego od tylnej strony membrany.
W HD 820 fale akustyczne są odbijane od wyprofilowanych "szkiełek" i przez otwory dyfuzyjne kierowane do komór z absorberem/materiałem tłumiącym, a tam skutecznie wygaszane. Dokładne działanie tego systemu przedstawiono w instrukcji obsługi. Co ciekawe, same przetworniki (o średnicy 56mm, ustawione pod pewnym kątem względem osi ucha) są chyba identyczne, jak w modelach HD 800 i HD 800S. Wskazują na to najważniejsze parametry: 300-omowa impedancja oraz zniekształcenia poniżej 0,02%.
W komplecie dostajemy trzy kable z posrebrzanej miedzi beztlenowej: dwa zbalansowane (4-pinowy XLR i 4,4mm Pentaconn) i jeden standardowy (jack 6,3mm). W solidnej drewnianej skrzynce znajdziemy także instrukcję obsługi w formie "analogowej" (książeczka) i cyfrowej (pendrive), a ponadto ściereczkę do czyszczenia słuchawek.
Jakość brzmienia
HD820 wchodzą w detale muzyki z niesłychaną łatwością. Są precyzyjne jak instrumencik chirurgiczny, ale też finezyjne, bo szczegóły prezentacji mają w sobie delikatność i wyrafinowanie. Góra pasma z miejsca przykuwa uwagę, bo – w przeciwieństwie np. do modelu 660S – flagowce Sennheisera są, powiedzmy to otwarcie, jasne. I, co zaskoczyło mnie chyba najbardziej, ich brzmienie jest stosunkowo lekkie, przynajmniej w połączeniu z HDV 820. Ale to nie sprawka head-ampa/DAC-a, bo wystarczy podłączyć do niego np. Cleary Focala i voilà – dźwięk staje się lepiej dociążony, bardziej zbity, a niskie tony zapuszczają się wyraźnie głębiej, prezentacja staje się całościowo obfitsza.
Tę jasność i lekkość, a do tego superprzejrzystość "osiemsetdwudziestek" trzeba po prostu przyjąć na klatę (tudzież na uszy) i się z nią oswoić. Przyznaję, że ta oszałamiająca ilość szczegółów, analityczność w połączeniu z bezpośredniością początkowo trochę mnie przytłoczyła i skołowała. Potrzebowałem nieco czasu, by zrozumieć ich "metodę", to, jak "dobierają się" do niskich składowych, jak dokładnie rysują krawędzie dźwięków np. gitary basowej i do tego wszystkiego – do tej niecodziennej impulsywności i zarazem rześkości, klarowności oraz szybkości przekazu muzycznego – po prostu przywyknąć.
Zaczynamy od basu. W brzmieniu niskich tonów HD 820 nie ma specyficznych, przyjemnych, odprężających ciepłych wybrzmień, obfitości. Nie ma też zejścia w strefę "infra". Bas jest dosadny, trzymany raczej krótko, w związku z czym nie należy oczekiwać jakiejś szczególnej potęgi. Jeśli już się na coś nastawiać, to na zwartość. Nie ilość, a szybkość i krótko cięty impuls są tu najważniejsze. Z kolei różnicowanie barw jest bardzo dobre, podobnie jak oddawanie skoków dynamiki.
Wnikamy w nanodetale, które sprawiają ogromną frajdę, bo dzięki nim znajdujemy coś nowego w wydawałoby się znanych na wylot nagraniach.
Średnica brzmi bezpośrednio, bez zawoalowania, bez ocieplenia. Więcej tu ekspresji niż soczystości, choć ta druga też jest obecna – chodzi o intensywność, jaskrawość barw. Nie ma jednak tej gęstości, swoistej zawiesiny, podparcia idącego od dołu, które dają recenzowane na sąsiednich stronach słuchawki Focala.
W porównaniu z Clearami wyczuwa się pewną szczupłość i ożywienie, jakby dodatkową energię w wyższych rejestrach, czyli de facto odstępstwo od liniowości, co z jednej strony sprawia, że np. trąbka czy saksofon zyskują na energetyczności, a z drugiej w momentach spiętrzeń pojawia się... chęć ściszenia wzmacniacza. W każdym razie nie pojawiła się u mnie chęć słuchania tych słuchawek z poziomem niezdrowym dla uszu, do czego w większym stopniu zachęcały Cleary.
O górze już trochę było, ale warto dorzucić jeszcze kilka obserwacji, które mają związek ze sposobem przetwarzania tej części pasma. Wysokie tony same w sobie na pewno nie są prześwietlone. Nawet jeśli trafimy na "podostrzoną" pod tym względem realizację (Hadouk Trio "Live à FiP", FLAC 16/44,1), to sopran nie zakłuje nieprzyjemnie w uszy. Bogactwo przekazywanych informacji jest, zwłaszcza początkowo, oszałamiające z uwagi na znakomitą ekspresję mikrodynamiczną.
Świetnie słychać to na przykładzie perkusyjnych miotełek w "Dom de ilduir" Stefano Bollani (z płyty "Stone In The Water", FLAC 24/96), które zmieniają nie tylko barwę, ale też dynamikę – dźwięk narasta, początkowo jest cicho, mniej punktowo, pojawia się charakterystyczne rozmycie, słychać brzęczenie sprężyn pod werblem. Wnikamy więc w nanodetale, które sprawiają ogromną frajdę, bo dzięki nim znajdujemy coś nowego w wydawałoby się znanych na wylot nagraniach.
A przestrzeń? HD 820 tworzą duży i wyrazisty obraz dźwiękowy, w którym z łatwością udaje się zlokalizować poszczególnych muzyków i instrumenty. To pochodna bardzo dobrej rozdzielczości, której towarzyszy swoboda, ale też ogólna lekkość, delikatność i zwiewność. Ten aspekt brzmienia także wymaga "akomodacji", przyzwyczajenia, bo w pierwszej chwili po przejściu ze skądinąd świetnych pod tym względem Claearów Focala (słychać to zwłaszcza z muzyką stricte rockową, np. na nowej płycie Kurta Vile'a "Bottle It In", FLAC 24/96) wydaje się, jakby ktoś włączył dodatkowy pogłos, dodał kolejny wymiar. Biorąc pod uwagę to, jak przetworniki promieniujące wprost do ucha tworzą zjawiska przestrzenne, HD 820 należą tu do ścisłej czołówki.
Podsumowanie
Im dłużej HD 820 spoczywają na głowie/uszach, tym łatwiej się do ich prezentacji przekonać. Po dłuższej sesji odsłuchowej z Sennheiserami zmiana na Focale znowu wprawiła mnie w zakłopotanie, tym razem jednak odniosłem wrażenie, że francuskie "nauszniki" są brzmieniowo jakby... niezdarne, ciężkawe, a nawet podkolorowane. I bądź tu mądry!