Produkty rodzimej marki GigaWatt docenili miłośnicy dobrego dźwięku nie tylko w Europie, ale również Ameryce Północnej, na Dalekim Wschodzie, a nawet w Australii. Testujemy jeden z najnowszych produktów – kondycjoner PC-3 z topowej wersji SE EVO+.
Rozpakowując z pudła, bardzo porządnego swoją drogą, nowy kondycjoner GigaWatta pomyślałem sobie, że tego typu produkty należą chyba do najmniej docenianych wśród audiofilów. Oczywiście mogę oceniać jedynie po tych, z którymi mam do czynienia na co dzień, a to z pewnością nie jest grupa reprezentatywna. Niemniej mało kojarzę sytuacji, w których ktoś chwaliłby się nową listwą, czy kondycjonerem sieciowym. Owszem, nowym wzmacniaczem, gramofonem, odtwarzaczem CD, DAC-iem, nawet kablem sygnałowym, czy zasilającym, ale kondycjonerem, niekoniecznie. Można więc wysnuć wniosek, że produkty prądowe zwykle pozostają w umownym cieniu innych komponentów.
Po części pewnie i dlatego, że często stoją gdzieś za stolikiem, czy szafką ze sprzętem, zupełnie niewyeksponowane, a dopóki spełniają swoją rolę, często o nich zapominamy. Czy słusznie? Moim zdaniem nie. Po pierwsze, wiele współcześnie produkowanych listew i kondycjonerów to urządzenia nie ustępujące jakością wykonania i wykończenia innym komponentom audio, Może i nie mają jakichś superfikuśnych form, choć i takie się zdarzają, ale na pewno ich wygląd nie zmusza właścicieli do chowania ich. Po drugie, ich rola, choć chyba jeszcze bardziej niedoceniana niż forma, jest naprawdę znacząca, podobnie jak wszystkich innych elementów składających się na zasilanie toru audio.
Już kilka lat temu opisywałem dla Państwa moje doświadczenia płynące ze swego rodzaju pracy u podstaw wykonanej za pomocą kabli GigaWatta. Otóż w skrzynce z bezpiecznikami został zamontowany dodatkowy (na mało używanej fazie), a następnie od niego pociągnięty do pokoju odsłuchowego dedykowany kabel zasilający GigaWatt LC-Y. W nim z kolei nowa linia zasilająca została zakończona w sumie czterema gniazdkami ściennymi, dwoma polskiego producenta i dwoma Furutecha. Różnica w brzmieniu tego samego systemu podłączonego do nowej linii zasilającej w porównaniu do starej była znacząca, porównywalna z wymianą przynajmniej jednego komponentu na inny, wyższej klasy.
Wiele osób żongluje elementami systemu szukając możliwości poprawy brzmienia, a w praktyce zdecydowanie mniejsze inwestycje – właśnie w zasilanie, a z drugiej strony w akustykę pomieszczenia odsłuchowego, mogą dać podobne, jeśli nie lepsze efekty. Najwyższej nawet klasy karmione prądem niskiej jakości nie będą w stanie pokazać swojego potencjału. I tak, te parę metrów kabla robi różnicę, mimo że wcześniej są setki kilometrów na które nie mamy żadnego wpływu. Warto o tym pamiętać, a jeśli nie poświęciliście Państwo temu tematowi do tej pory szczególnej uwagi, to następnym razem, gdy audiofilia nervosa popchnie Was do poszukiwań nowego wzmacniacza, źródła, czy kabli, aby uzyskać lepsze brzmienie, zanim podejmiecie decyzję, zadbajcie o dobre zasilanie. Całkiem możliwe, że to wystarczy, by jednak nie dokonywać zmian w systemie.
Od tego czasu GigaWatt zaproponował nową, lepszą wersję kabla instalacyjnego, a nawet własne wyłączniki instalacyjne. Nie będę ponownie pruł ścian, aby kabel wymienić, ale jeśli kiedyś przyjdzie mi się przenieść z systemem do innego pomieszczenia, to właśnie od takiej dedykowanej instalacji elektrycznej, zacznę jego budowę. Równolegle zadbam, by i akustyka pomieszczenia była przynajmniej dobra, jeśli nawet nie doskonała. Kabel instalacyjny i gniazda ścienne nie są bynajmniej jedynymi produktami GigaWatta, które doskonale służą mi w moim systemie. Mniej więcej w tym samym czasie co te elementy, do mojego systemu trafiła także listwa PF2 MK2, która dziś co prawda pełni funkcję pomocniczą, ale wypełnia ją bez zarzutu.
Główne miejsce w układzie zasilania mojego systemu zajął ponad trzy lata temu, kondycjoner marki ISOL-8, model Substation Integra wsparty topowym kablem zasilającym tej samej marki. Listwa sieciowa robi wiele dobrego dla systemu, ale dobry kondycjoner robi po prostu więcej. Dzieło Nica Poulsona zrobiło na mnie tak duże wrażenie, a wypięcie go po teście było na tyle bolesne, że nie pozostało mi nic innego, jak tylko wysupłać całkiem sporą kwotę i zatrzymać je na stałe. Faktem jest, że był to zakup trochę impulsowy, dokonany bez większych porównań z innymi produktami dostępnymi na rynku, w tym kondycjonerami GigaWatta. Zakupu nie żałowałem, ponieważ spisywał się bardzo dobrze zarówno z moimi komponentami, jak i setkami testowanych i nigdy mnie nie zawiódł.
Stali Czytelnicy zapewnie wiedzą, że od lat jestem piewcą dobrych, polskich produktów i piszę o tym, że marzy mi się kompletny, high-endowy system złożony wyłącznie z rodzimych komponentów. Mimo, że świetnych polskich produktów audio jest coraz więcej i sporo ich już faktycznie mam w systemie, to jednak jeszcze nie wszystkie komponenty osiągnęły odpowiedni poziom, żeby moje marzenie spełnić.
Niemniej akurat w zakresie produktów prądowych polscy producenci mają dużo do powiedzenia, a GigaWatt stał się marka rozpoznawalną i docenianą już nie tylko w naszym kraju, ale i na całym świecie. Dlaczego więc w swoim systemie mam brytyjski kondycjoner, a nie polski? Pewnie takim tokiem rozumowania poszli panowie z GigaWatta i postanowili podesłać mi jeden z ich nowszych produktów, kondycjoner oznaczony symbolem PC-3 EVO+, bym mógł go porównać z moim ISOL-8.
Polskie urządzenie jest co prawda o circa 30% droższe (uwzględniam cenę topowego kabla sieciowego ISOL-8 z niezbędnym do Substation Integry wtykiem Powercon, bo GigaWatt dostarczany jest z kablem w zestawie), ale też i nie jest to różnica z góry skazująca brytyjskie urządzenie na porażkę. Propozycję przyjąłem bardzo chętnie i z zapałem zabrałem się do dzieła.
Budowa
PC-3 SE EVO+ prezentuje się dobrze – śmiało można go postawić na półce wśród innych komponentów i na pewno nie będzie się wyróżniał in minus. Solidny, gruby aluminiowy front może być wykończony w kolorze srebrnym, jak w testowanym egzemplarzu, bądź anodowany na czarno. Pośrodku umieszczono spory wyświetlacz, który po włączeniu urządzenie pokazuje bieżące napięcie, jakie kondycjoner otrzymuje z sieci. Tu także dostępnych jest kilka wersji kolorystycznych, w tym biała zarezerwowana dla modeli specjalnych. W idealnych warunkach zobaczymy na nim stabilne 230V, natomiast u mnie napięcie wahało się między 232 a nawet 237V – nerwowy audiofil może pokusić się o zamówienie egzemplarza z dodatkową opcją, czyli wyłącznikiem wyświetlacza.
Wyświetlacz to podstawowa różnica w porównaniu do ISOLa-8, który takowego w ogóle nie posiada. Z tyłu GigaWatta umieszczono w rzędzie sześć gniazdek - Schuko G-040 – produkowanych na zamówienie polskiego producenta. W przypadku ISOLa-8 użytkownik dostaje do dyspozycji dwa gniazda wysokoprądowe, przeznaczone dla wzmacniaczy oraz cztery nisko- średnioprądowe dla wszystkich pozostałych urządzeń, czyli przedwzmacniaczy (liniowych i gramofonowych), źródeł, itp. GigaWatt zasadniczo podszedł do tematu podobnie, także wyposażając swój kondycjoner w możliwość podłączenia do sześciu urządzeń, z tym że cztery nisko-średniopradowe gniazda podzielił dodatkowo jeszcze na dwie grupy.
Jedna przeznaczona jest dla urządzeń cyfrowych, druga dla analogowych, wykorzystujące nieco inne filtry (o czym poniżej). Kolejna różnica między tymi urządzeniami to gniazdo zasilające – w PC-3 SE EVO+ to klasyczne IEC, w brytyjskim to Powercon (co wymaga kabla zaterminowanego odpowiednim złączem, dużo rzadziej spotykanym). No i jeszcze jedna ważna różnica – GigaWatt obok gniazda zasilającego, umieścił wysokiej klasy wyłącznik hydrauliczno-magnetyczny firmy Carling Technologies, co umożliwia jego wyłączenie (wraz z wszystkimi podłączonymi do niego urządzeniami). ISOL-8 takiego wyłącznika nie ma – pozostaje włączony przez cały czas, a żeby go wyłączyć, trzeba wyciągnąć wtyczkę kabla zasilającego z gniazdka.
Kondycjoner wyposażony jest także w dodatkowy układ sygnalizujący nieprawidłowe podłączenie urządzenia do sieci elektrycznej. Jego zadziałanie wskazuje umieszczona z tyłu czerwona dioda LED, informująca o niewłaściwej polaryzacji zasilania kondycjonera lub wadliwie podłączonym uziemieniu.
Wszystkie elementy kondycjonera zamontowane są w usztywnionej, stalowo-aluminiowej obudowie, która z kolei spoczywa na nóżkach antywibracyjnych. W standardzie są nóżki wykonane z litego anodowanego aluminium, spoczywającego na nowym firmowym elastomerze o grubości 3,5mm. Opcjonalnie, jak to zrobiono w testowanym egzemplarzu, urządzenie można wyposażyć w nóżki antywibracyjne oferowane przez GigaWatta pod nazwą Rolling Ball Isolation System.
W celu redukcji drgań przenoszonych na kondycjoner, jego obudowa została dodatkowo wytłumiona matą z kompozytu bitumiczno-polimerowego. Jak informuje producent, mosiężne styki wspominanych gniazd wysokiej jakości zostały fabrycznie poddane procesowi srebrzenia technicznego bez udziału metali pośrednich takich jak warstwa miedzi czy niklu, które mogłyby wprowadzać niekorzystną rezystancję szeregową i spadek napięcia. Powiększona powierzchnia styków, oraz gruba warstwa srebra gwarantują pewny kontakt z bolcami wtyków. Gniazda zostały dodatkowo poddane modyfikacji kriogenicznej oraz procesowi demagnetyzowania.
Jako najważniejsze różnice w porównaniu do wcześniejszej wersji tego modelu producent wymienia elementy zaczerpnięte z topowego PC-4 EVO +: szyny dystrybucyjne z posrebrzanej, wysokoprzewodzącej miedzi (99,995%) o przekroju 30mm2, wspomniany już wyłącznik hydrauliczno-magnetyczny firmy Carling Technologies, wytłumienie obudowy matą z kompozytu bitumiczno-polimerowego oraz standardowo dodawany w zestawie kabel zasilający LC-2 Mk3+ (do testu urządzenie trafiło z kablem LC-3 Anniversary).
Oprócz tego kondycjoner PC-3 SE EVO+ wyposażony został w szereg innych rozwiązań. To m.in. stojący za wyróżnieniem trzech rodzajów gniazd układ wielostopniowej filtracji równoległej, w którym trzy niezależne gałęzie filtrujące obsługują oddzielne trzy sekcje, składające się z dwóch gniazd każda. Dzięki takiemu rozwiązaniu dostosowano sposób filtracji każdej gałęzi do charakteru jej obciążenia, odmiennego dla różnych typów urządzeń – cyfrowych, analogowych, bądź odbiorników o dużym poborze prądu. Testowany kondycjoner bazuje na nowej architekturze autonomicznych filtrów izolujących od siebie, podłączone do niego urządzenia. Został także wzbogacony o szereg nowych podzespołów.
W nagraniach live, wrażenie uczestnictwa w koncercie, obecności we wnętrzu o konkretnych rozmiarach, z GigaWattem staje się jeszcze głębsze, bardziej prawdziwe, ale i niewymuszone, po prostu naturalne.
Najważniejszą nowością są opracowane od podstaw kondensatory przeciwzakłóceniowe, oraz baterie kompensacyjne układów buforujących, produkowane przez firmę Miflex, według ścisłych specyfikacji firmy GigaWatt. Kolejne rozwiązanie to innowacyjny, dwustopniowy system dystrybucji prądu, który jest własnym opracowaniem firmy. Okablowanie wewnętrzne kondycjonera wykonane jest przewodnikami z posrebrzanej miedzi beztlenowej o przekroju 4 QMM, izolowanej teflonem FEP. Zastosowanie topologii połączeń w gwiazdę oraz wysoka przewodność i masywny przekrój poprzeczny rzędu 30 QMM każdej z szyn, zapewnia równomierny i stabilny rozkład mocy niezależnie od obciążenia poszczególnych wyjść kondycjonera.
Z uwagi na zwiększoną wydajność układów filtrujących, zmontowano je z użyciem srebrnego lutowia na masywnych płytkach PCB zawierających ośmiokrotnie większą ilość miedzi w porównaniu do standardowych płytek drukowanych. Dwuwarstwowe obwody drukowane posiadają szerokie ścieżki przewodzące z posrebrzanej miedzi, gdzie łączna grubość warstwy przewodzącej wynosi aż 280 mikrometrów. Tłumienie zakłóceń zapewniają filtrujące bloki typu RLC, zbudowane w oparciu m.in. o firmowe kondensatory filtrujące klasy Audio Grade, oraz filtry bazujące na rdzeniach typu Super-MSS (Sendust).
W kondycjonerze zrezygnowano z użycia tradycyjnych elementów zabezpieczających, takich jak bezpieczniki topikowe czy termiczne, które wywierają negatywny wpływ na brzmienie. Ochronę przeciwprzepięciową kondycjonera zapewnia blok startowy, w którym znajdują się iskierniki plazmowe, nowej generacji warystory UltraMOV oraz filtr wstępny. Elementy te współdziałając z prawidłowo wykonaną, współczesną instalacją elektryczną, gwarantują kompleksową ochronę przed przepięciami i przetężeniami.
Jako zabezpieczenie przed przeciążeniem wykorzystano wyłącznik hydrauliczno-magnetyczny firmy Carling Technologies, który jest wytwarzany w USA na specjalne zamówienie według specyfikacji GigaWatta. Element ten pełni rolę układu kontrolującego wartość prądu przepływającego przez wewnętrzne obwody oraz funkcję głównego wyłącznika kondycjonera.
Dla zapewnienia możliwie najwyższej odpowiedzi impulsowej, PC-3 SE EVO+ został wyposażony w podwójny układ buforujący z bateriami kompensacyjnymi klasy Audio Grade, według własnego opracowania. Układ zwiększa wydajność prądową przy obciążeniach nieliniowych jakie stanowią np. wzmacniacze mocy oraz niweluje różnice między mocą na wejściu i wyjściu kondycjonera. Jak twierdzi producent, pozwala to na niemal nieograniczone możliwości impulsowe, niespotykane w innych podobnych kondycjonerach pasywnych i nieosiągalne dla kondycjonerów aktywnych.
Jakość brzmienia
Kondycjoner został podłączony do wspomnianego już gniazdka ściennego GigaWatta dostarczonym w zestawie kablem LC-3 Anniversary. Do drugiego gniazda topowym, własnym kablem podłączony został mój ISOL-8. Test polegał na podłączaniu czterema kablami zasilającym LessLoss DFPC Signature: wzmacniacza zintegrowanego GrandiNote Shinai (tranzystor w klasie A wymagający dwóch kabli zasilających), DAC-a Lampizator Golden Atlantic i zasilacza liniowego HDPlex do dedykowanego, pasywnego komputera audio, plus osobno zasilacza 5V (iFi) zasilającego kartę USB JCat w komputerze raz do GigaWatta raz do ISOL-a 8.
Oczywiście nie było mowy o szybkich porównaniach, bo każda zmiana wymagała wyłączenia wszystkich urządzeń, przepięcia kabli i ponownego włączenia. O czasie na rozgrzewkę jakiego potrzebowały wzmacniacz w klasie A i lampowy DAC, już nawet nie wspominam. Pomimo dłuższych przerw między odsłuchami z oboma kondycjonerami ich wpływ na brzmienie (bo przecież nie brzmienie jako takie), był wyraźny i jednak trochę inny.
Nie, ISOL-8 nie zaczął nagle być "be", ale jak się okazało GigaWatt wykonuje jeszcze lepszą robotę. Pierwsze co przyszło mi do głowy, to jednak nieco lepsza dynamika, bardziej żywy, żwawy dźwięk. Z automatu przypisałem to lepszemu zasilaniu dla wzmacniacza. Faktem jest, że gdy testowałem ISOL-a używałem innego wzmacniacza, który zasilany był jednym kablem. Podłączenie go do kondycjonera nie pogarszało istotnie tych aspektów brzmienia w porównaniu do bezpośredniego podłączenia do gniazdka w ścianie.
Choć wiele osób o tym wie, to z racji edukacyjnej roli recenzji wspomnę, że najczęściej jednak wzmacniacze mocy podłącza się do gniazdek w ścianie bez pośrednictwa listew czy kondycjonerów, bo te nieco ograniczają dynamikę. Wnoszą za to inne zalety – mowa choćby o funkcji zabezpieczenie sprzętu (przed przepięciami), ale przede wszystkim niższy szum tła, a co za tym idzie tzw. czarne tło, które przekłada się na bardziej klarowną, bardziej wyrazistą, ale także bardziej barwną (ale absolutnie nie podkolorowaną) prezentację.
Wówczas zalety kondycjonera równoważyły ewentualne (o ile faktycznie występujące) ograniczenia. Z Shinai, przypomnę jeszcze raz – wzmacniaczem w prądożernej klasie A zasilanym dwoma kablami – jest inaczej i choć był to bardziej podświadomy niż dogłębnie przeanalizowany i uzasadniony wybór, to jednak na co dzień podłączam go bezpośrednio do gniazdek w ścianie (po to właśnie mam aż 4).
Aby porównać dwa kondycjonery, cały system wpinałem do ich gniazd i najwyraźniej informacja o doskonałym oddawaniu impulsów, nawet dużych skoków zapotrzebowania na energię przez wzmacniacz, nie jest bynajmniej jedynie chwytem marketingowym. Wykonałem bowiem prosty test – gdy wykorzystywałem ISOL-a sam wzmacniacz wpiąłem do gniazdek w ścianie – czyli tak, jak słucham na co dzień.
Różnica w zakresie dynamiki, pazura, rozmachu dźwięku zmniejszyła się do poziomu, który określiłbym mianem niemal "na granicy percepcji", acz nadal chyba jednak na korzyść GigaWatta. Co oczywiście mogło wynikać również z podłączenia pozostałych urządzeń właśnie do niego. Słowem brawo dla twórców za wyeliminowanie jednej z podstawowych wad kondycjonerów. Oczywiście nie jestem w stanie powiedzieć, co działoby się przy jeszcze bardziej prądożernych wzmacniaczach, ale mówimy tu już jedynie a niewielkiej grupie największych "potworów".
Gdy już to ustaliłem mogłem się skupić na innych aspektach brzmienia. ISOL-8 jest naprawdę dobry w eliminacji szumu tła. To element, którego właściwie nie słychać bezpośrednio, natomiast ma ogromny wpływ na to, jak dużo i w jaki sposób słyszymy informacje. Przy kiepskim zasilaniu często nie zdajemy sobie nawet sprawy z tego, jak dużo informacji jest w naszych ulubionych nagraniach, bo one po prostu nie mogą się przez ów szum tła przebić, giną w nim. To m.in. zrobiło na mnie ogromne wrażenie, gdy testowałem brytyjski kondycjoner i spowodowało konieczność zakupu. Tyle że teraz PC-3 SE EVO+ pokazał mi, że w doskonale znanych mi utworach tych informacji jest jeszcze więcej, tzn. że więcej ich można wyraźnie pokazać.
Rzecz w tych drobnych, które sprawiają, że np. blachy perkusji i uderzenia w nie są lepiej różnicowane, że ich dźwięk jest jeszcze dźwięczniejszy, ale i bardziej dociążony. Wybrzmienia okazują się jeszcze dłuższe i pełniejsze. Więcej jest informacji dotyczących akustyki instrumentów, pomieszczeń i nagrań, a to oznacza i precyzyjniejszą lokalizację na scenie i lepszą definicję każdego instrumentu i relacji między nimi. W nagraniach live, przynajmniej tych, na których dobrze uchwycono akustykę sali, wrażenie uczestnictwa w koncercie, obecności we wnętrzu o konkretnych rozmiarach, z GigaWattem staje się jeszcze głębsze, bardziej prawdziwe, ale i niewymuszone, po prostu naturalne.
Pisałem, że dźwięk z polskim kondycjonerem jest bardziej dynamiczny, żywszy i żwawszy, ale jednocześnie jest... spokojniejszy. Z tym, że oznacza to brak nerwowości, lepsze wewnętrzne zorganizowanie/poukładanie dźwięku, jeszcze wyższą spójność, płynność i swobodę. Dźwięk staje się z nim bardziej obecny, bardziej prawdziwy. Gdy trzeba nie brakuje w nim pazura, drapieżności, nawet żywiołowości, ale nawet te elementy nie wyrywają się spod kontroli i jakoś naturalniej się je odbiera. Pozwala to również na głośniejsze niż zwykle słuchanie cięższych gatunków muzycznych bez negatywnych efektów, które zwykle towarzyszą takim ekscesom.
Całość prezentacji z PC-3 SE EVO+ wydaje się ciemniejsza, bardziej dociążona. To cecha charakterystyczna wielu urządzeń klasy high-end, która wynika z lepszego nasycenia dźwięku, z jego większej gęstości, a nie z braków transparentności, rozdzielczości, czy ograniczeniach góry pasma. Muzyka jest bowiem prezentowana w wielowymiarowy, wieloplanowy, czysty i fantastycznie rozdzielczy sposób. Jak zwykle, gdy słyszy się znaczącą poprawę brzmienia własnego systemu trudno jest wskazać, co jeszcze można by poprawić. Pewnie dopiero kolejny, jeszcze lepszy kondycjoner byłby to w stanie pokazać.
Podsumowanie
GigaWatt PC-3 SE EVO+ to kondycjoner z bardzo wysokiej półki i na dobrą sprawę jego jedyną "wadą", jaką potrafię wskazać, jest cena. Ta bynajmniej nie jest zbyt wysoka w stosunku do rynkowych realiów – pod tym względem myślę, że polski produkt broni się bez trudu. Rzecz nie tylko w tym, jak wypada na tle konkurencji w swoje kategorii, ale ile wnosi jako komponent do systemu. Cenę wymieniłem jako wadę jedynie z punktu widzenia kogoś, kto posiadając już świetny kondycjoner chętnie zamieniłbym go na tego GigaWatta doceniając, o ile więcej muzyki w muzyce z nim usłyszał.
Pozostaje mi zakończyć tradycyjnym: dobre, a tym razem nawet doskonałe(!) bo polskie!