Opakowanie nowej integry M2si firmy jednoznacznie kojarzonej dotąd z Wyspami Brytyjskimi, zdobi obecnie napis "Musical Fidelity, an Austrian brand". Owszem, korzenie Musicala to Anglia, ale od maja 2018 r. właścicielem marki jest Audio Tuning Vertriebs GmBH, za którym stoi Heinz Lichtenegger, właściciel Pro-Jecta.
Założyciel Musical Fidelity, Anthony Michaelson, przekazał więc biznesowe stery osobie znanej i poważanej w środowisku audio (wystarczy wspomnieć, że Audio Tuning przez ponad 20 lat dystrybuowało produkty MF w Austrii), uzyskując przy tym zapewnienie, że marka nie tylko zachowa nazwę, ale będzie dalej rozwijana. Lichtenegger udowodnił już, że nie rzuca słów na wiatr – zatrzymał kluczowy personel Musicala i jego dotychczasową fabrykę na Tajwanie. Sądząc po tym, co potrafi nowa integra M2si, nie musimy się martwić.
Budowa
M2si to konstrukcja bardzo podobna do M3si. "Trójka" jest lepiej wyposażona (przedwzmacniacz gramofonowy, asynchroniczne wejście USB-B) i ma nieco wyższą moc, ale np. zasilacz jest oparty na identycznym transformatorze (świadczy o tym napis "Musical Fidelity M3si"). To nie jedyny element wspólny, wystarczy spojrzeć na drabinkę rezystorową Burr-Browna PGA23201, do której sygnał trafia ze scalonego przełącznika LC78211 rozdzielającego napięcia w sekcji przedwzmacniacza.
Generalnie architektura "dwójki" jest bardzo podobna do tej z modelu M3si: większość elementów znajduje się na dużej płytce drukowanej z osobnymi i osobno zasilanymi sekcjami przedwzmacniacza oraz wzmacniacza mocy. Widoczna gołym okiem różnica to dwa (a nie cztery) kondensatory w zasilaczu, o pojemności 10.000µF każdy (63V), marki Jamicon. Końcówka mocy jest oparta na dwóch parach Sankenów STD03N/P tworzących układ Darlingtona, przytwierdzonych do pokaźnego radiatora umieszczonego po prawej stronie (patrząc od przodu), a więc identyczna jak w modelu wyższym.
Czołówka jest bardzo charakterystyczna dla wzmacniaczy Musicala. Tworzy ją wąski (wzmacniacz ma zaledwie 10cm wysokości, z czego 1cm przypada na nóżki), wygięty na górze i dole płat aluminium. W czarnej wersji kolorystycznej pokrętło głośności i przyciski (Power/Mute, CD, Tuner, AUX1/HT, AUX2, AUX3 i TAPE) są srebrne, co może kojarzyć się z urządzeniami Arcama z serii FMJ. W wyfrezowaniu z lewej strony znalazła się tabliczka z symbolem modelu, zaś po prawej, w rzędzie z guzikami, "czujka" IR dla pilota.
Tył nie jest minimalistyczny (znajdziemy tam aż sześć wejść liniowych i dwa wyjścia – nieregulowane do nagrywania Tape Rec i regulowane Pre-Out), ale z pewnością klasyczny, nie znajdziemy tam bowiem żadnego wejścia cyfrowego. Jedno z wejść, AUX2, za sprawą małego przełącznika można zamienić w wejście do kina domowego HT (sygnał trafia wówczas bezpośrednio na końcówkę mocy). Całości dopełniają pojedyncze, złocone gniazda głośnikowe (szkoda, że nie lepszej jakości, jak w M3si) oraz trójbolcowe gniazdo zasilające IEC.
Jakość dźwięku
M2si ma wszystko, czego można oczekiwać od wzmacniacza w cenie ok. 4 tys. złotych. Docenią go zarówno ci, którzy będą nim chcieli dopełnić system (zakładam, że jego poszczególne elementy będą kosztowały mniej więcej tyle samo), jak i ci, którzy czują, że wzmacniacz w ich systemie jest tzw. wąskim gardłem i rozglądają się za czymś lepszym, ale też relatywnie niedrogim. Kupując taki wzmacniacz, podświadomie oczekujemy "dobrej zmiany": brzmienia wciągającego, wyrazistego, od którego bije ekscytacją. Najtańsza integra Musicala wpisuje się w te oczekiwania bez wysiłku – jej brzmienie jest ekscytujące, bo gra żywo, barwnie, dynamicznie i bez wyraźnych ograniczeń na skrajach pasma. W efekcie to nie my kupujemy ten dźwięk, tylko... on kupuje nas. Myślę, że gdybym szukał dla siebie wzmacniacza w podobnej cenie i nie miał pewnego doświadczenia z innymi (niestety sporo droższymi) konstrukcjami zintegrowanymi, to wystarczyłoby krótkie demo i byłbym kupiony.
Rzadko zaczynam opis wzmacniacza od przestrzeni i stereofonii, ale tym razem to po prostu mus. M2si gra bardzo szeroko i nieco "do przodu". Z niektórymi płytami efekt jest doprawdy zaskakujący i u mniej doświadczonych audiofanów może spowodować tzw. opad szczęki. Głębokość też jest wyraźna, choć już nie tak imponująca. Do tego dostajemy znakomitą stereofonię, która w połączeniu z wyżej wymienionymi szerokością i głębią tworzy rzadko spotykany na tym poziomie cenowym realizm przestrzenny. Można się wręcz zacząć zastanawiać, czy przypadkiem we wzmacniaczu nie włączono na stałe czegoś w rodzaju trybu 3D...
M2si nie jest neutralny, nie przekazuje "biernie" tego, co zapisano na płycie. Pokazuje zdarzenia przez pryzmat żywych, soczystych, lekko ocieplonych barw, rozmachu, pewnego rodzaju zamaszystości i oddechu. Dyletant powiedziałby, że produkuje duży dźwięk w dużych ilościach. Dół pasma jest wyraźnie podkręcony w kierunku obfitości. Wszystko można o tym wzmacniaczu powiedzieć, ale nie to, że jest anemiczny i gra "cienko". Odczucie obfitości dołu, dobrego rozciągnięcia jest bardzo wyraźne.
M2si ma wszystko, czego można oczekiwać od wzmacniacza w cenie ok. 4 tys. złotych.
Kontrola tego zakresu jest przyzwoita, ale nie ma co liczyć na ostre kontury i gwałtowny atak np. kontrabasu – potwierdził to odsłuch płyty "Minione" Anny Marii Jopek. Zdecydowanie ważniejszy jest w tym brzmieniu masywny fundament i wyraźne doważenie przekazu, za które odpowiada także średnica. Jedną z konsekwencji takiego "strojenia" jest dociążenie fortepianu oraz wokali, także damskich – Etta Cameron na znakomitej płycie "Etta" (polecam wersję hi-res 24/96) zaśpiewała nieco niżej niż zazwyczaj, jej głos był odrobinę pogrubiony.
A góra? Także kryje kilka niespodzianek. Brzmienie talerzy w utworze "Love Me Or Leave Me" (Etta Cameron & Nikolaj Hess With Friends "Etta") pokazało, jak bogaty, a jednocześnie aktywny jest ten zakres pasma. Soprany są soczyste i otwarte, ale także przyjemnie zaokrąglone, więc niedopasowanie z jasno grającymi kolumnami raczej nikomu nie grozi (wzmacniacz trzeba jednak wygrzać, bo początkowo soprany były ostre). Uwagę zwraca także mikrodynamika, bo wzmacniacz wiele "małych" zdarzeń powiększa, wyciągając jak gdyby z cienia różne zabiegi artykulacyjne i aranżacyjne.
Bardzo możliwe, że odsłuchując M2si, zareagujecie tak samo, jak ja. Na początku usiądziecie, zmarszczycie czoło i z zafrasowaną miną zaczniecie się zastanawiać, jak oni to zrobili we wzmacniaczu kosztującym tylko cztery tysiaki. A potem, kiedy już nieco ochłoniecie, zamiast dokonywać analizy tego brzmienia, zaczniecie się po prostu cieszyć muzyką.
Podsumowanie
M2si w każdym zakresie pasma jest pełen inwencji. Nie jest wzorowo neutralny, ale też nie pozwala się nudzić. Jeśli ktoś uzna, że jego brzmienie jest efekciarskie, to niech jeszcze raz spojrzy na cenę.