Od mniej więcej dekady obserwujemy wyścig producentów słuchawek, którzy dwoją się i troją, by ich "nauszniki" zyskały miano najlepszych na świecie. Czołówka pozostaje praktycznie niezmienna, więc każdy szanujący się audiofil jednym tchem wymieni te najważniejsze marki: Sennheiser, Audeze, Ultrasone, Beyerdynamic, Grado, Denon, MrSpeakers, no i oczywiście HiFiMAN.
Wymieniona na końcu firma może pojawić się na czele stawki, bo niedawno przygotowała nową odsłonę swoich flagowców – HE-1000se. Badania nad technologiami wykorzystanymi w pierwszej wersji HE-1000 trwały siedem lat. W przypadku HE-1000se zajęło to już tylko trzy lata. Czas sprawdzić, co to nowe cudo potrafi.
Budowa
HE-1000se to słuchawki planarne o konstrukcji otwartej. Z zewnątrz praktycznie nie różnią się od oryginalnych HE-1000. Wciąż mamy do czynienia z tą samą ergonomiczną konstrukcją, owalnymi, dużymi nausznicami, które wypełniono miękką gąbką i obleczono przyjemnymi w dotyku, hybrydowymi padami z weluru i skóry. Solidny, wykonany w całości z metalu pałąk wzbudza zaufanie i daje pewność, że z dopasowaniem słuchawek do głowy nie będzie problemów. Podwieszony pod nim skórzany, perforowany pasek wydaje się jednak zbyt delikatny, zwłaszcza w najcieńszych miejscach połączonych ze spinkami – jeśli coś z całej konstrukcji nie przetrwa próby czasu, to będzie to najpewniej właśnie ten element.
Poza tym przy nieostrożnym obchodzeniu się z "se" lakier na widelcach, zwłaszcza na ich końcach, łatwo zadrapać – na egzemplarzu testowym w tych miejscach dało się zauważyć niewielkie przetarcia. Cała konstrukcja pewnie "siedzi" na głowie, jest bardzo wygodna i zaskakująco lekka. W dolnej części muszli osadzono wytrzymałe złącza 3,5mm, które pozwalają bezproblemowo przepiąć kable. W komplecie dostajemy trzy: zakończony wtykiem kątowym 3,5mm, z końcówką 6,3mm oraz zbalansowany kabel zakończony wtykiem 4,4mm (Pentaconn).
W materiałach prasowych opisujących nowe flagowce HiFiMAN-a większość miejsca poświęcono udoskonaleniom względem modelu HE-1000. "se" otrzymały nowe magnesy neodymowe o większej sile i niższym poziomie zniekształceń, a także przeprojektowane przetworniki o wyższej, 96-decybelowej skuteczności (wzrost o 6dB). Te ostatnie to clou przedstawienia. Precyzyjnie wykonane membrany mają grubość jednego nanometra, czyli 0,000001mm (jednej milionowej milimetra). Chciałbym to zobaczyć, szkopuł w tym, że tego praktycznie nie widać...
Masa takiego przetwornika jest niemal zerowa, w związku z czym zamiana impulsów prądowych na ciśnienie akustyczne jest natychmiastowa. Producent twierdzi, że tak precyzyjna technologia gwarantuje niezwykle szerokie pasmo przenoszenia oraz energię brzmienia i siłę membran, które potrafią wprowadzić w drganie nie tylko przepływające powietrze, ale w skrajnym przypadku poruszyć nawet całą obudową słuchawek. Tego, z obawy o swój słuch, doświadczyć bym jednak nie chciał. A magnesy? Sposób ich rozmieszczenia i dobór wielkości pozwoliły zmniejszyć wpływ negatywnych skutków ubocznych dyfrakcji dźwięku, które oddziałują na integralność fal dźwiękowych.
Oddech, precyzja lokalizacji źródeł pozornych, wrażenie głębi i szerokości są pierwszorzędne.
Tam, gdzie mamy do czynienia z przetwornikami planarnymi o budowie symetrycznej (czyli przetwornik jest umieszczony pomiędzy dwoma siatkami magnesów), dźwięk powstaje w kilku miejscach jednocześnie, co powoduje niepożądane odbicia skutkujące słyszalnymi zniekształceniami dźwięku. Niesymetryczna struktura przetworników HE-1000se redukuje wielkość wewnętrznej siatki magnetycznej, która blokuje swobodny przepływ dźwięku z membrany. W połączeniu z systemem maskownic tłumiących zewnętrzne odbicia dźwięku Window Shade ma to gwarantować brzmienie przywodzące na myśl granie muzyki na żywo. Pozostaje więc odpowiedzieć na pytanie, jak to wszystko przełożyło się na brzmienie.
Jakość brzmienia
Od razu uprzedzam: nie wiem, na ile opisane powyżej zmiany zmieniły brzmienie, bo nie miałem okazji posłuchać oryginalnego modelu HE-1000. Wiem za to, że HE-1000se to najlepsze HiFiMAN-y, jakie miałem na głowie/uszach. A czy są warte swojej ceny?
Na początek proponuję odrzucić wyobrażenia na temat brzmienia słuchawek za 16 tys. złotych. Ktoś mógłby np. pomyśleć, że tak drogie "nauszniki" produkują wyśrubowany do granic możliwości, miażdżący bas, tymczasem kwestię równowagi tonalnej potraktowano tu taktownie, żeby nie powiedzieć ostrożnie. W efekcie HE-1000se nie nokautują basem, jego rozciągnięciem, zejściem, masą, dynamiką czy transjentami. Bas "po prostu jest", tzn. nie narzuca się ilością, zamiast tego zwraca uwagę barwą, zróżnicowaniem dynamicznym, różnorodnością. Dobrze obrazuje to utwór "Black Family" z płyty "The Oracle" chicagowskiej klarnecistki występującej pod pseudonimem Angel Bat Dawid, gdzie niskotonowe rejestry zamiast snuć się "po podłodze" przypominają bardziej mruczenie dzikiego kota; efekt jest tym bardziej zaskakujący, że wydaje się, iż ultracienkie membrany HiFiMAN-ów falują.
Nieprzeciętne zróżnicowanie nie jest tylko cechą najniższego zakresu pasma, w równym stopniu dotyczy środka i góry. Jeśli miałbym wskazać na dominujące cechy flagowców HiFiMAN-a, to byłyby to spójność i naturalność. Właśnie dlatego fakt, że bas nie sięga przepastnych otchłani, nie ma większego znaczenia. Tego dźwięku w ogóle nie chce się analizować, opisywać z osobna basu, średnicy i góry. "Zszycie" wszystkich tych części jest praktycznie niezauważalne, a brzmienie odbiera się jako spójny system, całość. Jednocześnie przy całej tej spójności dźwięk nie jest posklejany, daje się rozseparować, można wyłowić mnóstwo szczegółów. To tylko pozorna sprzeczność: spójność a zarazem rozdzielność. Wyjątkowość HE-1000se polega właśnie na tym dualizmie.
HE-1000se świetnie oddają wokale i brzmienie fortepianu. Te pierwsze są bardzo dobrze zogniskowane i wyraźne, a separacja głosów jest znakomita. Wystarczy posłuchać płyty Daniela Lanois "Shine", gdzie często pojawiają się dwugłosy i harmonie wokalne. HiFiMAN-y nie tylko wzorowo oddzielają te głosy, ale też okraszają je mnóstwem akustycznych subtelności i niuansów. Z kolei brzmienie fortepianu charakteryzuje się wyśmienitym nasyceniem harmonicznym, gładkością, a jednocześnie ma w sobie "iskrę", życie.
Wysokie tony HE-1000se są bardzo dobrze zintegrowane ze średnimi. Owszem, czasami w brzmieniu perkusyjnych talerzy pojawia się delikatna przenikliwość, ale to zawsze jest "żywy", namacalny instrument, a nie imitujące go szeleszczenie. Lekkie rozjaśnienie góry rzutuje na całokształt brzmienia tych słuchawek – z pewnością nie są ciemne i nisko strojone – jednak równowagę tonalną uchwycono "w punkt", co owocuje nadzwyczaj spójną prezentacją.
A przestrzeń? Oddech, precyzja lokalizacji źródeł pozornych, wrażenie głębi i szerokości są pierwszorzędne. Określenie "scena" ma tu więcej sensu niż w przypadku znakomitej większości znanych mi słuchawek. Wrażenie jest tym bardziej niesamowite, że zupełnie nie przystaje do wyglądu HE-1000se, ich płytkich nausznic/muszli i bliskości membrany względem ucha.
Podsumowanie
Cena trochę z kosmosu, ale brzmienie jedyne w swoim rodzaju. Tego po prostu trzeba posłuchać.