W Marantzu nastąpiła zmiana warty. Z tą znaną na całym świecie marką audio pożegnał się właśnie człowiek, który przez ponad 40 lat był jej "twarzą" – Ken Ishiwata. Co dalej? Kierownictwo firmy obiecuje ciągły rozwój i dbanie o najwyższe standardy dźwięku. Do sprzedaży wprowadza też kolejne nowości, w tym minisystem (albo jak kto woli amplituner CD/Bluetooth) Melody M-CR412.
Budowa i funkcjonalność
Wizualnie Melody to połączenie dużych "klocków" Marantza (charakterystyczne pionowe, podświetlane LED-ami bruzdy na czołówce) i... CEOL-a Denona (rozmiary, kształt, wierzch ze szkła organicznego). Na środek ścianki przedniej nałożono przezroczyste pleksi, co sprawia, że część ta jest nieznacznie wysunięta w stosunku do zaokrąglonych plastikowych "boczków". Centralną część czołówki zajmuje dwulinijkowy wyświetlacz fluorescencyjny o wyraźnym kontraście. Nad nim umieszczono szufladę napędu optycznego, a pod nim przyciski: Bluetooth, Input, włącznik oraz dwa guziki Volume (głośniej i ciszej). Z prawej i lewej strony ulokowano kółka z przyciskami do nawigowania po menu i sterowania funkcjami odtwarzacza. Pod tym z prawej strony umieszczono gniazdo słuchawkowe minijack.
Tył zajmują podwójne terminale głośnikowe, gniazdo zasilające C8, gniazdo anteny DAB/FM, dwa cyfrowe wejścia optyczne, USB-A (5V/1A), jedno wejście analogowe RCA oraz wyjście dla subwoofera.
Niewielka waga Melody sugeruje, że w sekcji wzmacniającej zastosowano moduły cyfrowe i faktycznie tak jest. W wyjściowym filtrze dolnoprzepustowym, eliminującym składowe wysokoczęstotliwościowe powstające w trakcie przełączania, zastosowano elementy wysokiej jakości: cewki OFC i polipropylenowe kondensatory foliowe. Ponadto wykorzystano kondensatory elektrolityczne o niskiej impedancji Toshin Kogyo, ELNA i Nichicon. Na straży bardzo niskiego poziomu jittera w części cyfrowej stoi zegar taktujący River Eletec – identyczny zastosowano w odtwarzaczu Marantz SA-12.
Po wzmacniaczu cyfrowym można by się spodziewać dźwięku sterylnego, klinicznego, wykonturowanego itp., tymczasem niskie tony brzmią całkiem ciepło i są zaokrąglone.
Menu Melody jest skromne, obejmuje ustawienia ogólne (General; tu m.in. możliwość ustawienia alarmu i zegara, włączenia/wyłączenia LED-owego podświetlenia, ustawienia Auto-Standby, włączenia Bluetooth i zresetowania urządzenia) oraz dotyczące dźwięku (Audio; ustawienie wzmocnienia wzmacniacza słuchawkowego i konfiguracja głośników, w tym tryb Bi-Amp czy włączenie korektora z kilkoma gotowymi presetami).
Jakość brzmienia
Melody M-CR412 oferuje brzmienie komfortowe, przyjemne dla ucha, nienarzucające się, aczkolwiek angażujące uwagę, początkowo wręcz zaskakujące skalą i obfitością. Miłą niespodziankę stanowi zwłaszcza najniższa część pasma. Po wzmacniaczu cyfrowym można by się spodziewać dźwięku sterylnego, klinicznego, wykonturowanego itp., tymczasem niskie tony brzmią całkiem ciepło i są zaokrąglone. Nie przytłaczają przy tym ilością i nie gubią struktury przekazu rytmicznego, co przekłada się na niemałą dawkę emocji w przekazie oraz tzw. melodyjność brzmienia. Dynamika ma tu więcej wspólnego z "potęgą" niż szybkością, ale po pierwsze Melody nie funduje rozleniwienia czy spowolnienia, a po drugie ten aspekt (dynamika) bardzo dobrze współgra z barwą i delikatnym złagodzeniem krawędzi.
Średnica jest nieco cofnięta względem basu, ale tam też pojawia się ciepło. Dźwięki z tego zakresu są gładkie, pozbawione szorstkości. Najwięcej cyfrowego nalotu ma góra – wysokie tony są odrobinę wyostrzone, hi-hat momentami zbyt dosłownie cyka i szeleści. Wybrzmiewanie talerzy jest stosunkowo krótkie, co spłyca reprodukcję aury pogłosowej. Sama scena dźwiękowa ma jednak duże rozmiary, głębię i szerokość budują przede wszystkim niskie tony. Całkiem przekonująco wypada także precyzja, z jaką umiejscawiane są źródła pozorne.
Podsumowanie
Brzmienie Melody bardzo łatwo zaakceptować. Jest z jednej strony kulturalne, przyjemne dla ucha, a z drugiej ma w sobie pewną "iskrę", dzięki której nie jest nudne. To w zupełności powinno wystarczyć, by przekonać do zakupu niezdecydowanych.