Po kosztujących prawie 16 tys. złotych słuchawkach HiFiMAN-a HE-1000se przyszedł czas na przetestowanie czegoś bardziej przystępnego cenowo –HE-5se. Znakomita renoma "piątek" tylko zachęca do ich wypróbowania, a trzy tysiące "peelenów" dają nadzieję na bardzo dobry wynik w kategorii jakość/cena.
Budowa
Oryginalne "piątki" ugruntowały pozycję HiFiMAN-a jako producenta słuchawek planarnych. Pojawiły się na rynku dekadę temu, wywołały spore zamieszanie (producent dzielił się pierwszymi wersjami słuchawek z audiofilami, prosząc ich o opinie, które licznie zamieszczano na forach), a obecnie mają status kultowych. Nic dziwnego, że doczekaliśmy się kolejnych rewizji tego modelu, oznaczonych najpierw jako LE, a teraz SE (gwoli ścisłości była jeszcze wersja "reissue" wypuszczona, zdaje się, w 2017 roku z okazji Black Friday na rynek amerykański, z FocusPadami oraz drewnianymi spinkami i obudowami do samodzielnej zamiany).
Opisując wersję SE, producent skupił się zarówno na technicznych ulepszeniach względem LE – skutkujących wyższą o 4dB skutecznością (jest 92, a było 87,5dB), wyższą impedancją (40, a nie 38Ω), niższą wagą (387g w stosunku do 402g) i złączem minijack 3,5mm, które zastąpiło wtyk 6,3mm – jak i zmianach w wyglądzie zewnętrznym, w wyniku których słuchawki otrzymały nowy pałąk o hybrydowej konstrukcji, wygodnie pochylone gniazda minijack i asymetryczne gąbki typu FocusPad obszyte welurem i skórą. Nowe są także membrany o grubości jednego nanometra, dzięki czemu HE-5se mają osiągać wyżyny pod względem przestrzeni i realizmu.
Bez wątpienia HE-5se są bardzo wygodne. Ich wagę dobrano optymalnie – słuchawki te nie są ani za lekkie, ani za ciężkie. Wypełnione pianką z pamięcią kształtu i obite materiałem będącym połączeniem skóry i weluru, poduszki FocusPad są bardzo przyjemne w dotyku. Nacisk padów to kolejna zaleta nowych "piątek", podobnie jak i pałąk będący połączeniem różnych materiałów, który bardzo dobrze dopasowuje się do kształtu głowy.
Przyczepiłbym się tylko do jednej rzeczy, a mianowicie kabla. Może się okazać zbyt krótki do odsłuchów stacjonarnych (w komplecie powinny być dwa kable o różnej długości zakończone innymi złączami), ma tendencje do skręcania się i... nie wygląda zbyt okazale (ciemnawa półprzezroczysta izolacja sprawia wrażenie przybrudzonej). Na plus należy zaliczyć to, że zakończono go złączami 3,5mm. Odpowiednie gniazda usytuowano w muszlach pod kątem 10 stopni, co ma zapobiegać powstawaniu naprężeń i odgnieceń, a tym samym zapewnić większą żywotność kabla.
Jakość brzmienia
Naprawdę trzeba by się uprzeć, by je skrytykować. Może tylko pomysł podłączenia HE-5se bezpośrednio do smartfona, do czego zachęca krótki kabel zakończony minijackiem, nie wydaje się najszczęśliwszy. Ale z dobrym wzmacniaczem brzmienie trudno określić inaczej jak bardzo wciągające.
Zwolennicy pełnej neutralności brzmienia mogą trochę ponarzekać, bo HE-5se są odrobinę "przeciągnięte" w górę. Na szczęście nie odbiera to przyjemności słuchania, po prostu w pierwszej kolejności kierujemy uwagę na soprany. Brzmią one czysto i żywo, są dobrze nasycone i bogate w szczegóły, a jednocześnie pozbawione nieprzyjemnej szorstkości. Okazjonalne cyknięcia talerzy czy szelesty głosek syczących nie są problemem. Do atrybutów góry pasma nowych "piątek" należą dźwięczność, metaliczność (w dobrym tego słowa znaczeniu) oraz gładkość, dzięki czemu zarówno instrumenty perkusyjne, jak i blaszane są jasne, otwarte, ale nienatarczywe. Trąbka, flet czy wyższe rejestry wokali są wyraźnie odseparowane. Analityczność i precyzja lokalizacji jest wzorowa, dostajemy wszystko "jak na dłoni", a jednocześnie dłuższe odsłuchy nie powodują zmęczenia.
Analityczność i precyzja lokalizacji jest wzorowa, dostajemy wszystko "jak na dłoni", a jednocześnie dłuższe odsłuchy nie powodują zmęczenia.
Drugi skraj pasma może się wydawać nadmiernie wyszczuplony, jeśli HE-5se zestawimy np. z NDH 20 Neumanna. W pierwszej chwili wydaje się wręcz, że to skrajne przeciwieństwa. Niemieckie słuchawki zdają się osaczać słuchacza zawiesistością i dociążeniem, podczas gdy nauszniki HiFiMAN-a podążają raczej w kierunku jasności, lekkości. Basu jest mniej, ale jego jakość nie budzi zastrzeżeń. Nie dominuje on w przekazie, ale kiedy już "wchodzi", to jest wystarczająco pełny, by głębokim zejściem dać wrażenie właściwej równowagi tonalnej.
Poza tym HE-5se mają spore możliwości dynamiczne. Cienkie przetworniki szybko reagują na nagłe zmiany poziomu głośności czy to w nagraniach symfonicznych, czy rockowych, równie przekonująco radząc sobie z rytmami bardziej "tanecznymi", chociażby takimi spod znaku Radiohead ("Lotus Flower").
Została średnica, która bynajmniej nie schodzi na dalszy plan. Przeciwnie – tu także kryją się oznaki wyrafinowania, ale najważniejsza jest przyjemność płynąca ze słuchania. Nieprzeciętna spójność i swoista melodyjność czy też "śpiewność" HE-5se sprawiają, że słuchawki te nie obrażają się na starsze, nieciekawie zrealizowane płyty. Przekonująco przekazywana jest barwa zarówno męskich i żeńskich wokali, jak też instrumentów solowych, np. gitary akustycznej czy teorbanu.
Jak na słuchawki planarne przystało, HE-5se tworzą rozległą scenę, która potrafi "wyjść poza głowę" zarówno w wymiarze szerokości, jak i głębokości. Jest to bardzo efektowne, zwłaszcza jeśli słucha się wybitnie zrealizowanych płyt, jak np. "Monteverdi: A Trace Of Grace" Michela Godarda, gdzie wybrzmienia, pogłosy i odbicia dźwięków od ścian pozwalają zatopić się w przestrzeni średniowiecznego klasztoru.
Podsumowanie
HE-5se oferują brzmienie niezbyt "potężne", ale całkiem wyrafinowane, odznaczające się subtelnością, co słychać zwłaszcza w górze pasma. Przede wszystkim jednak pozwalają czerpać przyjemność ze słuchania muzyki. Ich cenę skalkulowano bardzo rozsądnie, co oznacza, że warto się nimi zainteresować.