O Coplandzie było ostatnimi czasy cicho, ale wygląda na to, że duńska firma wraca na właściwe tory. Co prawda aktualna oferta jest dość skromna i koncentruje się prawie wyłącznie na wzmacniaczach (wyjątkiem jest DAC 215 – przetwornik, przedwzmacniacz i wzmacniacz słuchawkowy w jednym), ale chodzą słuchy, że to tylko kwestia czasu. Katalog otwiera CSA 100 – rzadko w dzisiejszych czasach spotykany wzmacniacz hybrydowy, z przedwzmacniaczem opartym na podwójnej triodzie 6922 i tranzystorami w stopniu końcowym, na dodatek aspirujący do miana nowoczesnej "wszystkomającej" integry. Sprawdźmy, co potrafi.
Budowa i funkcjonalność
Copland zawsze miał swój charakterystyczny, łatwo rozpoznawalny styl, z którego CSA 100 czerpie pełnymi garściami. Wzmacniacz (zwłaszcza w wersji z frontem w kolorze srebrnym) wygląda schludnie i minimalistycznie, a jednocześnie klasycznie. Wrażenia tego nie psuje ani umieszczony w centrum czołówki "wyświetlacz" z LED-ami i odbiornikiem IR (poręczny pilot w zestawie), ani nawet drugie pokrętło wyboru źródeł cyfrowych (BT, CX, O1, O2, USB) i dodatkowe diody (Digital, Lock, DSD). Głęboko wycięte logo zdobiące gruby aluminiowy front nadaje integrze nieco monumentalne wrażenie, podobnie jak bardzo solidne, wysokie nóżki. Z lewej i prawej strony czołówki umieszczono charakterystyczne pokrętła z szerokimi kołnierzami. Pierwsze służy do zmiany źródeł analogowych, a drugie do regulacji głośności (podziałka na nim może być myląca – im mniejsza wartość, tym głośniej się robi). Całości dopełniają dwa małe symetrycznie rozmieszczone przyciski Tape i Standby oraz gniazdo słuchawkowe.
Tył wygląda dość typowo, wyjątek stanowią niezaślepione otwory dla anteny i przycisku resetującego modułu Bluetooth, który w razie potrzeby trzeba będzie dokupić. U góry wygodnie rozmieszczono solidne pojedyncze gniazda głośnikowe. Poniżej (od lewej) ulokowano gniazdo phono MM i śrubę GND, zestaw trzech niezbalansowanych wejść liniowych, jedno wejście XLR, dwa wyjścia – tape-out (dla rejestratora) i pre-out (wyjście z przedwzmacniacza), a dalej wejścia cyfrowe: jedno koaksjalne, dwa optyczne i komputerowe USB-B (pecety wymagają zainstalowania sterownika przygotowanego przez Amanero, udostępnionego na stronie Coplanda). Wbudowany DAC pozwala na odtwarzanie plików PCM o parametrach 32/384 oraz DSD 64 i 128.
Wnętrze robi bardzo korzystne wrażenie. Począwszy od wydajnego zasilacza, opartego na 700VA toroidzie Noratela i sześciu elektrolitach Nichicona o pojemności 10.000µF każdy, przez przedwzmacniacz pracujący na podwójnej triodzie ECC88 (6922) Electro-Harmonixa, półprzewodnikowy stopień wyjściowy oddający moc 100W na kanał przy 8Ω (cztery tranzystory bipolarne On Semi MJL3281G/MJL1302A), nowoczesną sekcję DAC-a opartą na 32-bitowym układzie ESS Sabre ES9018 i module Amanero obsługującym wejście USB, aż po klasyczny potencjometr Alpsa.
Co ciekawe, w CSA 100 absolutna faza sygnału na zaciskach głośnikowych jest odwrócona o 180 stopni – wynika to z konstrukcji elektrycznej stopnia lampowego. Aby do głośników doprowadzić sygnał w fazie (a więc dźwięk o takiej samej polaryzacji jak ten wyemitowany przez instrumenty i wokalistów, a następnie przechwycony przez mikrofon), należy podłączyć przewody głośnikowe przeciwnie do wskazania koloru, czyli czerwony przewód głośnikowy do czarnego złącza wzmacniacza, a przewód czarny (biały, szary etc.) do czerwonego złącza wzmacniacza. Dlaczego w takim razie producent nie zdecydował się na takie wewnętrzne okablowanie wzmacniacza, aby kolory złączy wyjściowych odpowiadały kolorom przewodów głośnikowych?
Otóż czarny zacisk wzmacniacza powinien być rozpoznawany jako połączony z masą, w przeciwnym razie podczas np. serwisowania urządzenia mogłoby dojść do uszkodzenia urządzeń pomiarowych. Oczywiście pozostaje pytanie, czy jesteśmy w stanie usłyszeć zmianę fazy absolutnej (nie należy tego mylić z odwróconą fazą w jednym głośniku; jeśli odwrócimy polaryzację w obu kanałach jednocześnie, to będą one pracowały w zgodnej fazie, a więc co do zasady będą działały prawidłowo), zwłaszcza że w trakcie studyjnej obróbki dźwięku różnego rodzaju przesunięcia fazowe są na porządku dziennym. Sam wykonałem kilkanaście prób i ostatecznie zdecydowałem się na połączenie "czerwony do czarnego, czarny do czerwonego", które w nagraniach akustycznych, jak np. "Bright Size Life" Pata Metheny (FLAC 24/96), skutkowało lepszym ogniskowaniem źródeł pozornych.
CSA 100 najlepiej wypada jako... integra. Poniższy opis brzmienia dotyczy wzmacniacza przede wszystkim w wersji "sauté", z zewnętrznymi źródłami dźwięku, np. streamerem Yamahy NP-S2000. Ani wbudowany DAC, ani tym bardziej wzmacniacz słuchawkowy (nie miałem możliwości sprawdzenia wejścia phono) nie zrobiły na mnie wielkiego wrażenia. Jeśli chodzi o przetwornik, to owszem, jest całkiem niezły, aczkolwiek potrafi stroić fochy. Jeśli "nakarmimy" go naprawdę gęstymi plikami, np. DXD albo DSD, to zagra przyjemnie i gładko, ale z PCM-ami granymi przez Roona, zwłaszcza zaś z nagraniami streamowanymi z TIDAL-a, brzmienie wydało mi się zbyt ofensywne i przerysowane w górze pasma. Z kolei "dziurka" dla słuchawek nie "udźwignęła" najnowszych HiFiMAN-ów Deva – brzmienie było zbyt jednostajne i bezbarwnie (niewykluczone, że z innymi "nausznikami", o wyższej impedancji, będzie lepiej). Osobiście mógłbym zrezygnować z każdego z tych dodatków, zwłaszcza gdyby dzięki temu udało się obniżyć cenę wzmacniacza, rzecz jasna nie rezygnując przy tym z brzmienia jako takiego.
Jakość brzmienia
Dźwięczność, gęstość, soczystość barw, nasycenie – te elementy brzmienia CSA 100 powodują, że jego dźwięk odbiera się jako bardzo efektowny. Niemal wszystkie kluczowe składniki dźwięku wysokiej jakości prezentują bardzo wysoki poziom. Skalę, dynamikę, ogólną żywość czy plastyczność wypada tylko oklaskiwać. Nieco gorszą selektywność można bez większego żalu wybaczyć. W sumie, jak na integrę za kilkanaście tysięcy złotych (kiedy piszę te słowa, CSA 100 można kupić w promocyjnej cenie 14.999zł), brzmienie jest świetnie zrównoważone i uniwersalne.
Podłączone do CSA 100 monitory ATS SCM 7 zagrały tak sprawnym i pełnym basem, że – jak sądzę – w ślepym teście trudno byłoby ustalić, czy grają zestawy z bas-refleksem, czy kolumny w obudowie zamkniętej. Jeszcze nie tak dawno miałem okazję testować Experta Pro 140 marki Devialet, który dzięki funkcji SAM jest w stanie poprawić odpowiedź częstotliwościową kolumn w zakresie niskich tonów. To, co Expert zrobił z "siódemkami", bardzo przypadło mi do gustu, ale to, co z basem zrobił CSA 100, wprawiło mnie w lekkie osłupienie.
Suchość, szczupłość, schłodzenie – to nie ten adres.
Wzmacniacz Coplanda epatuje zarówno obfitym dołem, jak i jego obfitą barwą. Nie jest to rodzaj podbarwienia, które przydawałoby brzmieniu sztucznej potęgi. Barwa i nasycenie są niesłychanie wciągające. Niskie tony są soczyste, energiczne, pełne wigoru, temperamentu i, owszem, bywają zamaszyste, czasami przydałby się im także wyraźniejszy kontur. W dość oczywisty sposób rzutuje to na postrzeganie dynamiki. Bas Coplanda sprawia, że małe kolumny w obudowach zamkniętych grają naprawdę obszernym, namacalnym dźwiękiem. Czy jest to trio Gary'ego Peacocka, czy industrialny Lard z wrzeszczącym Jello Biafrą – niskie składowe są obdarzone wyrazistym charakterem i mają niepospolite możliwości motoryczne.
Suchość, szczupłość, schłodzenie – to nie ten adres. Przekonuje o tym zwłaszcza środek pasma, gdzie także dominuje soczystość, namacalność i przyjemna miękkość. Osiągnięto to kosztem nieco mniejszej precyzji i zaokrągleniem konturów instrumentów. Lekkie uwypuklenie tego zakresu powoduje, że obraz stereo jest przesunięty do przodu, a to z kolei przyciąga uwagę na źródła na pierwszym planie. Wokale nagrane blisko ustawionym mikrofonem potrafią "wejść" do pokoju. Otwartość średnicy wpisuje się w ogólną witalność brzmienia, co słychać zwłaszcza z muzyką z szeroko rozumianego kręgu rocka i popu. Taka kombinacja – soczystego, całkiem żwawego basu, otwartej, a jednocześnie nasyconej średnicy i przyzwoitego odtwarzania szybkich impulsów tworzą mieszankę, która powoduje, że muzykę odbiera się w bardzo emocjonalny sposób.
Górny skraj pasma się nie – pardon za to określenie – certoli. W tym sensie, że wnosi do przekazu konkret, bezpośredniość. Jest mocny, zdecydowany, ma sporo energii, co czasami wprowadza nie do końca pożądane napięcie (wbudowany DAC). Z niektórymi płytami czuje się to bardziej, z innymi mniej. Na pewno jednak różnicowanie dźwięków wysokotonowych jest bardzo przekonujące. Bardzo dobra dynamika w skali mikro pozwala śledzić subtelną fakturę dźwięków perkusyjnych. Blachom nie brakuje ani ciężaru, ani metaliczności. Ich lokalizacja nie jest superdokładna, ale akustyka pomieszczeń, w których dokonano nagrań, jest oddana wiarygodnie ("Tromsø" Pata Metheny; FLAC 16/44,1). W efekcie obcujemy z w dużej mierze naturalnym i żywym brzmieniem, co podkreśla dobra stereofonia. Wzmacniacz lepiej radzi sobie z oddaniem głębi sceny (całkiem wyraźne plany) niż jej szerokością, co jednak nie powoduje dyskomfortu, zwłaszcza że scena jest spójna, gęsta i – jak już wspomniałem – namacalność przekazu, jego angażujący charakter sprawiają, iż łatwo wpaść w stan pewnego uniesienia, autentycznej radości płynącej ze słuchania muzyki.
Podsumowanie
Zamiast nudnej poprawności integra Coplanda serwuje angażujący, ekscytujący przekaz, pozwalając słuchać z jednej strony w sposób audiofilski, a z drugiej nastawiony na czystą rozrywkę. CSA 100 dobarwia nieco przekaz, pomagając słabiej nagranym płytom, które potrafią zabrzmieć jak nigdy wcześniej. Dawno nie miałem takiej frajdy, wręcz radochy z odsłuchu wzmacniacza z tej półki cenowej!