Podczas gdy wielu producentów DAC-ów prześciga się w proponowaniu klientom różnego rodzaju cyfrowych filtrów, którymi można subtelnie kształtować brzmienie (Optimal Transient, Sharp Rolloff, Slow Rolloff, Minimum Phase, Optimal Spectrum itp. itd.), de facto maskując w ten sposób niedoskonałości przetwarzania C/A, Copland do układów cyfrowych dodaje lampy, oferując – przynajmniej teoretycznie – bardziej gruntowne "modelowanie" dźwięku. Przykładem takiego połączenia jest DAC 215, jedyny w aktualnej ofercie duńskiego producenta przetwornik cyfrowo-analogowy, będący jednocześnie wzmacniaczem słuchawkowym i przedwzmacniaczem liniowym.
Budowa i funkcjonalność
Z zewnątrz DAC 215 przypomina urządzenie z minionej epoki. To zapewne efekt zamierzony (wśród urządzeń, zwłaszcza lampowych, panuje swoista "moda na vintage"), aczkolwiek nie dotyczy tylko "dwieściepiętnastki" – podobne wizualnie są i CTA 506 (końcówka mocy), i CTA 408 (integra). Pewnym zaskoczeniem może być wielkość DAC-a, który jako jedyny w ofercie Coplanda jest urządzeniem mini, jednak zważywszy na funkcję wzmacniacza słuchawkowego i obecność wejścia USB-B, wypada założyć, że w większości wypadków DAC 215 wyląduje na biurku, podłączony do komputera, a w takim otoczeniu niewielkie gabaryty są niepoślednią zaletą.
Chassis DAC-a 215 stanowi solidna, sztywna, prostopadłościenna metalowa skorupa, usadowiona na czterech nóżkach. Aby wydobyć jej zawartość (wraz z czołówką i panelem tylnym), wystarczy wykręcić dwie śruby umieszczone na spodzie. To całkiem wygodne rozwiązanie w kontekście konieczności (lub chęci) wymiany lamp, aczkolwiek pierwsze partie "dwieściepiętnastki" wydawały się pod tym względem jeszcze wygodniejsze – wystarczyło odkręcić niewielką płytkę z otworami wentylacyjnymi, znajdującą się bezpośrednio nad lampami.
Na czołówce, poniżej grilla, przez który można podejrzeć dwie lampy 6922 Electro-Harmonixa i czerwone diody LED dające efektowną poświatę (można je wyłączyć mikroprzełącznikiem wewnątrz urządzenia), umieszczono dwa metalowe, charakterystycznie spłaszczone z przodu pokrętła, kojarzące się ze sprzętem pomiarowym – regulator głośności oraz selektor wejść. Obok znalazł się akrylowy, transparentny, podświetlany diodą przełącznik hebelkowy – kolor zielony/pozycja dolna oznacza tryb pracy przedwzmacniacza (oczywiście DAC także wówczas działa, tzn. można podać sygnał na dowolne wejście cyfrowe), zaś czerwony/pozycja górna – tryb DAC-a (z wyjściem nieregulowanym).
Pomiędzy pokrętłami umieszczono osiem diod pozwalających odczytać częstotliwość przetwarzanego sygnału (dwa rzędy po cztery; pierwszy wskazuje podstawowe częstotliwości, a drugi ich wielokrotności, czyli np. podczas odtwarzania PCM-ów 24/192 świecą dwie środkowe: 48.0 i x 4). Co prawda w instrukcji podano, że DAC 215 obsługuje maksymalnie sygnały DSD128, ale bez problemu udało mi się odtworzyć (z komputera z Roonem) także pliki DSD 256 i 512 (prawdopodobnie jest to kwestia zaktualizowanego sterownika USB przygotowanego przez Amanero, który należy pobrać ze strony produktu) – tym samym jako USB-DAC "dwieściepiętnastka" jest praktycznie pozbawiona ograniczeń. Wyposażenia przedniego panelu dopełnia gniazdo słuchawkowe 6,3mm (po podłączeniu słuchawek przekaźnik automatycznie odcina sygnał na wyjściu liniowym) oraz mechaniczny włącznik.
W panelu tylnym na górze znalazły się otwory wentylacyjne, a pod nimi komplet gniazd i złączy. Zastosowano trójbolcowe gniazdo zasilające (aczkolwiek pin uziemienia nie jest podłączony), które zintegrowano z bezpiecznikiem. Dalej umieszczono wejścia cyfrowe: USB-B, dwa optyczne oraz jedno koaksjalne. Za nimi znajdują się trzy pary złączy RCA: wyjście z DAC-a, wyjście z przedwzmacniacza oraz wejście analogowe.
Wnętrze robi bardzo dobre wrażenie. Układ rozmieszczono na jednej dużej "płycie głównej" oraz kilku mniejszych, pionowych. Zasilanie dostarcza niewielki toroid, który przykręcono z boku do płyty ekranującej. Sercem DAC-a jest pracujący w konfiguracji stereo przetwornik DAC ESS Sabre ES9018. Do obsługi wejścia USB audio wykorzystano mikrokontroler Atmel ATSAM3U1C i programowany układ Xilinx z serii XC2. Selektor wejść jest mechaniczny, a regulację głośności powierzono granatowemu Alpsowi. Do pełni komfortu zabrakło tylko jednego – zdalnego sterowania.
Jakość brzmienia
Test podzieliłem na trzy części. W pierwszej DAC 215 pracował jako USB-DAC i przedwzmacniacz liniowy podłączony do końcówki mocy Emotiva A-300 BasX. Następnie zasilał słuchawki – m.in. "planary" Monolith M1070 marki Monoprice. Na końcu wpięty między pasywny pramp i końcówkę mocy pracował tylko w trybie DAC-a (hebelek z przodu podświetlony na czerwono) – sygnały analogowe były wówczas kierowane do wyjścia o stałym poziomie napięcia. Poniższy opis jest wypadkową brzmienia w każdej z testowanych konfiguracji, w których źródłem był komputer z Roonem.
Obecność lamp w DAC-u 215 budzi określone oczekiwania: powinno być ciepło, muzykalnie, przyjemnie. Tymczasem "daczek" Coplanda raczej niechętnie wychodzi tym oczekiwaniom naprzeciw: jego brzmienie jest bardzo ekspresyjne, wyraziste; jest w nim zdecydowanie więcej pieprzu niż syropu. Przekaz jest intensywny i pełen życia, nie przyciemniony i nie stonowany.
Kłania się tu jeszcze jedna cecha szklanych baniek – świetna mikrodynamika.
Jeśli już miałbym się dopatrzyć lampowej natury DAC-a Coplanda, to wskazałbym na średnicę. Cechuje ją spójność, nasycenie i soczyste oddanie barw. Słychać to zarówno wtedy, gdy "dwieściepiętnastka" pracuje jako peamp liniowy, jak i wówczas, gdy napędza słuchawki (z M1070 Monoprice'a średnica była bardzo plastyczna). Instrumenty i wokale odbiera się dzięki temu jako bardziej obecne i żywe.
Bas DAC-a 215 nie należy do szczególnie "sztywnych" czy konturowych, ale nie sposób nazwać go ospałym. Nutka zaokrąglenia daje przyjemną dla ucha miękkość, ale nie uczestniczy zbyt intensywnie w łagodzeniu ekspresji dynamicznej na poziomie makro. Niskim składowym nie można odmówić energii w najniższym podzakresie, acz w parze z impulsywnością, wartkością rytmiczną idzie także swoista "nobliwość": efektem jest nie tylko tzw. "kop", ale także spójność między rejestrami, spoistość czasowa, co przejawia się m.in. w bardzo udanym, praktycznie niewidocznym "zszyciu" ze średnicą.
Do tego dochodzi góra, także z nie do końca lampowej bajki. Spodziewałbym się raczej jej wycofania, jakiegoś rodzaju utemperowania przekazu, a tymczasem soprany są niczym aureola otaczająca brzmienie świetlistością, całkiem wyraźnie odcinająca się od reszty pasma. Bez wątpienia wysokie tony odpowiadają za podkreślanie analitycznych aspektów prezentacji. Są dźwięczne i gładkie, szczegółowe, ale nigdy przenikliwe – akurat te cechy można przypisać lampom. Detale są przedstawiane z dużą atencją, mają wyraźny początek i koniec, a ponadto bardzo dokładne miejsce na scenie. Kłania się tu jeszcze jedna cecha szklanych baniek – świetna mikrodynamika. Coś podobnego jakiś czas temu słyszałem w integrze Pathos Classic One Mk3, gdzie w przedwzmacniaczu pracuje... para triod 6922 produkcji Electro-Harmonixa.
Detaliczność i powietrze, których w prezentacji DAC-a 215 nie brakuje, wpływają na postrzeganie sceny. Ta jest proporcjonalna, bardzo ładnie pociągnięta w głąb i w szerz. Docenią ją zarówno zwolennicy ekspansywnego, "wychodzącego" z głośników (głowy) brzmienia, jak i osoby preferujące dokładne odwzorowanie intencji realizatorów nagrań.
Podsumowanie
DAC 215 to niepozorne, ale bardzo dobrze brzmiące urządzenie, pod względem praktycznym niemal pozbawione wad (brakuje tylko pilota). To świetna propozycja dla osób szukających preampu, wzmacniacza słuchawkowego i USB-DAC-a o soczystym, namacalnym i żywiołowym brzmieniu.