Dopiero co na rynku pojawiła się seria słuchawek JBL-a o nazwie Club z kilkoma świetnymi konstrukcjami mobilnymi, a już dołączyła do niej zupełnie nowa linia, Tour, w ramach której producent przygotował (na razie) dwa modele: dokonałowy PRO+ TWS oraz wokółuszny One.
Ten ostatni staje się bardzo poważnym konkurentem dla Club One i z pewnością wiele osób szukających słuchawek w tym przedziale cenowym stanie przed dylematem: One czy Tour?
Wygląd i funkcjonalność
Od strony wizualnej trudno modelowi Tour One cokolwiek zarzucić. Czarna, wykonana w większości z matowego, miłego w dotyku tworzywa sztucznego konstrukcja nie stwarza większych problemów natury użytkowej. Co wrażliwsi słuchawkofile odnotują jednak fakt, pady trochę grzeją i okolice uszu mogą się pocić, co zwłaszcza latem nie będzie zbyt przyjemne. Irytować mogą także komunikaty głosowe, których nie da się wyłączyć, a które pojawiają się niemal po każdej ingerencji w ustawienia z poziomu aplikacji (zob. dalej) bądź po użyciu przycisku (Function button) w lewej muszli. Poza tym komfort użytkowania jest wysoki, a fakt, że kluczowe elementy, takie jak zawiasy czy pałąk, wzmocniono metalowymi wstawkami i usztywnieniami, sprawia, iż Tour One powinny wytrzymać nawet dość ekstremalne warunki.
W większości wypadków pady zdołają objąć całe uszy, co czyni z tych słuchawek model wokółuszny. W prawej słuchawce umieszczono panel dotykowy, którego działanie można "skastomizować" (Native Voice Assistant/Ambient Sound Control) za pomocą aplikacji JBL Headphones. Znalazł się tam także główny włącznik/parowania, regulacja głośności (+ i -), minijack do połączenia przewodowego i mikrofony obsługujące funkcje ANC (do wyboru dwa tryby: True Adaptive NC i Everyday mode) oraz Ambient Sound Control (Ambient Aware i TalkThru). Ustawienia w aplikacji obejmują także tryby Smart Audio & Video, gdzie do wyboru są: Normal/Audio Mode i Video Mode, jak również EQ z kilkoma presetami (Jazz/Vocal/Bass/Club/Studio) i możliwością ustawienia własnej charakterystyki.
Z lewej strony oprócz mikrofonów umieszczono gniazdo USB-C (do ładowania) z LED-owym wskaźnikiem oraz przycisk Function Button, który domyślnie przypisano funkcji Ambient Sound Control, a który w aplikacji można zaprogramować do wywoływania asystenta głosowego.
Na Tour One lepiej słucha się spokojniejszej muzyki, np. akustycznego jazzu, niż metalu – łatwiej wówczas docenić odwzorowanie zjawisk przestrzennych i ogólną muzykalność tego modelu przejawiającą się w pełnych, soczystych, delikatnie ocieplonych barwach.
Pozostałe funkcje modelu Tour One to m.in. My Alarm (pomoc w budzeniu się), Auto-Pause (automatyczne wstrzymywanie/wznawianie odtwarzania po zdjęciu/założeniu słuchawek z/na głowy) oraz automatyczne wyłączanie słuchawek po ustalonym przez użytkownika czasie, które pozwala oszczędzać baterię. A skoro już o tym mowa, to Tour One oferują do 25 godzin odtwarzania z włączoną technologią redukcji szumu i aż do 50 godzin samego Bluetootha, bez funkcji ANC.
Wyposażenie nowego modelu obejmuje sztywny, zapinany na zamek futerał transportowy, kable audio i USB-C, a ponadto przejściówkę samolotową.
Jakość brzmienia
Przez większość testu słuchawki Tour One pracowały w trybie bezprzewodowym, a więc tak, jak będzie z nich korzystała zdecydowana większość użytkowników. To oczywistość, aczkolwiek... model Club One, bezpośredni konkurent Tour One, przez BT grał jednak mniej przekonująco niż "po kablu" (z wyłączonym EQ). W przypadku Tour One różnice w brzmieniu w zależności od połączenia również występują, ale nie są już tak jednoznaczne na korzyść/niekorzyść któregoś z nich. Połączenie bezprzewodowe jest głośniejsze, lepiej dociążone i bardziej soczyste, aczkolwiek niespecjalnie transparentne. Z kolei cieniutki przewód sprawia, że brzmienie jest mniej zwaliste w dole pasma, a przez to bardziej selektywne, co może się przydać nie tylko w sytuacji, gdy wyczerpie się bateria.
Dla wielu osób kluczowa będzie kwestia porównania Club One i Tour One, zwłaszcza że oba te modele oferują praktycznie te same funkcje, a ich cena jest bardzo zbliżona. Sprawa wcale nie jest taka prosta. Tour One "na dzień dobry" (włączone ANC i Audio Mode, EQ Off) lepiej radzą sobie przez BT – grają wówczas ofensywnym i zagęszczonym dźwiękiem, z całkiem mocnymi skrajami pasma, któremu przydałaby się jednak lepsza dynamika i przejrzystość. Aby z Club One wycisnąć dobre brzmienie przez BT, należy użyć korektora i niewykluczone, że umiejętne dostrojenie charakterystyki da wynik lepszy od tego, co oferuje Tour One. Z kolei w połączeniu przewodowym (jeśli pamięć mnie nie zawodzi) lepsze okażą się Club One – grafenowe przetworniki w tym modelu są "sztywniejsze" dynamicznie, lepiej radzą sobie z szybkością, impulsami i kontrastami.
Co jeszcze można powiedzieć o Tour One? Na pewno sposób ich prezentacji, mimo wspomnianej ofensywności, nie jest męczący – to ważne zwłaszcza wtedy, gdy ktoś słucha bardziej dynamicznych nagrań. Z drugiej strony w takim repertuarze może brakować trochę transparentności, ostrzejszych transjentów i wyraźniejszej dynamiki, a w konsekwencji większej drapieżności, zaciekłości brzmienia, która jest pożądana zwłaszcza z mocniejszym repertuarem (hard rock, metal). Pod tym względem lepszym wyborem będą... Club PRO+ TWS. Na Tour One lepiej słucha się spokojniejszej muzyki, np. akustycznego jazzu, niż metalu – łatwiej wówczas docenić odwzorowanie zjawisk przestrzennych i ogólną muzykalność tego modelu przejawiającą się w pełnych, soczystych, delikatnie ocieplonych barwach.
Podsumowanie
Tour One to solidne, bardzo funkcjonalne słuchawki, które nie zaskakują jakością brzmienia, ale sprawiają, że wybór modeli JBL-a jest jeszcze większy. Czy jednak łatwiejszy? To już zupełnie inna kwestia...