Produkty marki Merason to absolutna nowość na naszym rynku i to dość niezwykła. Oto bowiem dostajemy propozycje rodem ze... Szwajcarii, tyle że w cenach zupełnie nieszwajcarskich. A przecież FM Acoustics, Soulution, Weiss, CH Precision, DaVinciAudio Labs to uznani producenci rodem z tego właśnie kraju, którzy kojarzą się jednoznacznie z produktami z wysokiej i bardzo wysokiej półki, kosztującymi majątek. Natomiast Merason to młoda, jeszcze "nieopierzona" firma, bez wieloletniej tradycji, która usprawiedliwiałaby wysokie ceny sprzętu. Być może jest to dobry moment żeby zainteresować się produktami Merason Frérot zanim będzie drożej.
Właścicielem marki Merason jest firma Defraud, która powstała zaledwie w 2013 roku. Swoją siedzibę ma w miejscowości Bangerten bei Worb, niedaleko Berna. Obecnie w katalogu znajdują się trzy produkty: przetwornik cyfrowo-analogowy od którego wszystko się zaczęło DAC1, jego młodszego i mniejszego brata Frérot oraz dedykowany temu ostatniemu, opcjonalny zewnętrzny zasilacz POW1.
Historia marki nie należy do bardzo oryginalnych. Jej szef, pan Daniel Frauchiger, był i jest wielkim fanem czarnej płyty. Analogowe brzmienie winyla zawsze było dla niego wzorem dobrego dźwięku. Stąd, gdy już zabrał się za poszukiwanie cyfrowego źródła oczekiwał, iż będzie ono oferować brzmienie maksymalnie zbliżone do preferowanego przez niego. Na przestrzeni lat kilka razy podejmował poszukiwania, ale za każdym razem kończyły się niepowodzeniem. Problemem był albo niesatysfakcjonujący dźwięk, a innym razem kosmiczna cena. Ale pan Frauchiger nie dawał za wygraną i zaczął szukać innych rozwiązań i to na całym świecie. W końcu w odległym Hong Kongu znalazł ciekawy projekt DIY. Podjął współpracę z jego autorem, a jej efektem był wspomniany DAC1. Początkowe egzemplarze produkowane niemal metodą chałupniczą trafiały do przyjaciół i znajomych. W związku z pozytywnym przyjęciem ze strony użytkowników, postanowił skomercjalizować działalność i rozpocząć produkcję na większą skalę.
Marka została nazwana Merason, co jest połączeniem dwóch słów: mera – dobry oraz son – dźwięk. I właśnie o dobry dźwięk chodziło od początku założycielowi firmy. Do pewnego momentu znajomość marki, a co za tym idzie sprzedaż DAC-ów, opierała się wyłącznie na przekazie ustnym. Wtajemniczeni, czyli ci, którzy mieli okazję zetknąć się z Merasonem, chwalili się swoim znajomym, a ci kolejnym. Tak doszło do pierwszego większego przełomu w historii firmy. W 2016 roku pewien dystrybutor odwiedził swojego klienta w jego pokoju odsłuchowym w celu prezentacji swojego urządzenia co dało mu okazje do posłuchania Merasona DAC1, którego właścicielem był wspomniany klient. Brzmienie spodobało mu się tak bardzo, iż poprosił o namiar na firmę po czym skontaktował się z Danielem w celu podjęcia współpracy. Pierwszy dystrybutor wywołał efekt domina, tzn. szybko pojawili się kolejni. Nasz producent stanął przed wyzwaniem znaczącego zwiększenia produkcji przy zachowaniu jakości wykonania i brzmienia. Temu zadaniu podołał i obecnie współpracuje z wieloma dystrybutorami z całego świata.
Pierwszy produkt, nazwany po prostu DAC1, nie jest urządzeniem tanim, acz patrząc na ceny wielu konkurentów z górnej półki trzeba go zaliczyć do rozsądnie wycenionych. Mimo tego, po kilku latach sprzedaży tego modelu, Daniel postanowił opracować urządzenie, które oferując nadal wysoką jakość wykonania i podobny charakter brzmienia mogłoby być tańsze. Tak powstał testowany Frérot. Każda kolejna nazwa, począwszy od marki – Merason, czyli dobry dźwięk, przez pierwszy produkt, czyli po prostu DAC1, aż po Frérota wydaje się być najprostszą możliwą, a jednocześnie wysoce treściwą, przekazującą konkretne informacje. Frérot to bowiem "mały brat", albo "braciszek", co jasno sugeruje, iż jest on bliskim, młodszym i mniejszym krewniakiem tak dobrze przyjętego na rynku DACa1. Faktycznie, gdy przyjrzeć się podanym, skromnym, informacjom o obu urządzeniach nie da się nie zauważyć bliskiego "pokrewieństwa".
Merason Frérot
Osoby mające na co dzień co czynienia z przetwornikami cyfrowo-analogowymi o normalnych rozmiarach, będą na pewno mocno zdziwione widząc Frérota i czując jego wagę. Mały braciszek jest bowiem naprawdę malutki i leciutki. Nie jest to kategoria wagowa iFi Audio, ale te produkty są z założenia przeznaczone do systemów biurkowych, a nie regularnych, dużych, grających w salonach. A Frérot jest przeznaczony do pełnowymiarowego systemu i dlatego zaskakuje swoimi gabarytami. Mierzy zaledwie 225x50x180mm ważąc przy tym niespełna kilogram (zewnętrzny zasilacz to dodatkowe 200g).
Pokrewieństwo z DAC1 może z zewnątrz nie jest aż tak oczywiste. Starszy brat to bowiem jednostka standardowych rozmiarów o wadze 8kg. Oba urządzenia wykończone są w tym samym, srebrnym kolorze. Na froncie DACa1 umieszczono sześć diod, dwa przyciski (włącznik i selektor wejść i logo), natomiast w przypadku Frérota wejścia wybiera się za pomocą małego pokrętła, a włącznik urządzenia umieszczono na tylnej ściance. Już patrząc na przód obu urządzeń łatwo zauważyć, że mniejsze z nich oferuje większość ilość wejść cyfrowych, bo pięć 5 w porównaniu do czterech DACa1. Gdy zajrzymy na tylną ściankę tego ostatniego, znajdziemy tam wejścia SPDIF koaksjalne i optyczne Toslink, AES/EBU oraz USB.
Testowany Frérot podwaja ilość wejść koaksjalnych i optycznych, oferuje wejście USB (obsługiwane przez dobrze mi znany, choćby z DAC-ów LampizatOra, układ Amanero), ale nie znajdziemy tam AES/EBU. Co ciekawe w obu przypadkach, urządzenia użytkownicy dostają do dyspozycji wyjścia analogowe zarówno RCA jak i XLR, jako że są to konstrukcje o zbalansowanym torze sygnału.
Jak już pisałem, celem Daniela było stworzenie urządzeń, które brzmieniem zbliżałyby się do jego ukochanych płyt winylowych. Realizacja tego założenia okazała się możliwa za sprawą dobrze znanej od lat, czyli siłą rzeczy wcale nie najnowocześniejszej, kości DAC, a mianowicie Burr Brown 1794A. Różnica między dwoma przetwornikami Merasona polega m.in. na tym, że w topowym DAC1 zastosowano dwie takie kości, po jednej na kanał. Mniejszy Frérot, z założenia mający kosztować znacząco mniej, korzysta z jednej. Chip ten ma swoich zwolenników, co nie powinno dziwić osób lubiących analogowe brzmienie i niekoniecznie uczestniczących w nieustannej pogoni za coraz bardziej wyśrubowanymi parametrami technicznymi, tudzież coraz wyższymi częstotliwościami próbkowania i nowymi formatami plików. Stawiając sprawę jasno - Burr Brown 1794A obsługuje format PCM w rozdzielczości do 24bitów i 192kHz. Nie posłuchamy z nim (w formie natywnej) plików DSD, nie wchodzi również w grę żaden upsampling.
Odpowiedź na pytanie czy odtwarzanie wyższych rozdzielczości, DSD, czy np. MQA jest konieczne pozostawiam każdemu potencjalnemu nabywcy. Jeśli uznacie, że da się bez tych funkcjonalności żyć – dajcie Frérotowi szansę. Tym bardziej, że producent przygotował opcjonalny upgrade dla tego urządzenia. Otóż standardowo urządzenie wyposażone jest w wysokiej klasy, ale jednak wtyczkowy zasilacz – by uzyskać tak atrakcyjną cenę urządzenia, które jest produkowane w Szwajcarii, konieczne były pewne oszczędności.
POW1
W ofercie Merasona znajdziecie zewnętrzny zasilacz liniowy POW1, który jest dedykowanym upgradem dla Frérota. W tym ostatnim, na tylnej ściance, obok gniazda zasilania dla standardowego zasilacza znajduje się drugie, do którego podpina się POW1. Zasilacz umieszczono w dopasowanej wzorniczo i kolorystycznie, równie estetycznej, minimalistycznej obudowie. Na jego tylnej ściance znajdziecie wyłącznie gniazdo zasilające IEC, włącznik oraz 5-pinowe gniazdo wyjściowe zasilania. W zestawie dołączono oczywiście stosowny kabelek zasilający, którym łączymy POW1 z wejściem DAC-a. Opcjonalny zasilacz znacząco podnosi cenę testowanego DACa, ale nawet razem kosztują one niewiele ponad 8 tys. złotych. Jakie daje to efekty?
Brzmienie
Jedną z zalet Roona, który był źródłem sygnału dla wejścia USB Frérota jest funkcja sprawdzania możliwości podłączonego DAC-a. Wystarczy więc wybrać w ustawieniach automatyczną konwersją każdego odtwarzanego pliku do formatu i rozdzielczości akceptowanych przez dany przetwornik i można już zapomnieć o kwestii kompatybilności tego ostatniego. Jasne, że jako fan DSD wolałbym by Merason potrafił je odtworzyć w natywnej postaci, ale skoro tego nie robi, konieczne było przyjęcie tego do wiadomości. Szczerze mówiąc, po rozpoczęciu odsłuchów szybko zapomniałem o tym ograniczeniu (plików PCM o rozdzielczości wyższej niż 24/192 i tak nie mam wiele). Właściwie od pierwszej słuchanej płyty Tria Raya Browna "Soular energy" słuchanej z pliku DSD64, Frérot (słuchany początkowo solo) przekonał mnie bowiem, że nie należy tego traktować jako ograniczenie, tylko jako jego cechę. Dla fana winylowych płyt szybko staje się bowiem jasne, że opowieści o zamiłowaniu pana Frauchigera do czarnych płyt i ich brzmienia i poszukiwaniu odpowiednika w cyfrowym świecie nie są firmową legendą, czy strategią marketingową, tylko odpowiadają temu, co udało mu się osiągnąć. Nawet w tym maluchu.
Frérot ze standardowym zasilaczem już gra wyjątkowo płynnie i gładko, a pierwszym określeniem, które przychodziło mi na myśl była po prostu "naturalność" brzmienia. I owszem, taka kojarząca się z płytą winylową i to odtwarzaną przez gramofon z wkładką za sumarycznie większe pieniądze, niż te które trzeba zapłacić za szwajcarskiego malucha (nawet z opcjonalnym zasilaczem). Na wspomnianym "Soular energy" bas mistrza był nasycony, gęsty, schodził naprawdę nisko. Rozdzielczość niskich tonów, ich różnicowanie były dobre, nawet jeśli odbiegały od tego, do czego przyzwyczaił mnie mój Pacific (20 razy droższy!). Za to barwa była przekonująca, słychać było sporo drewna w dźwięku instrumentu, a jednocześnie szybko szarpane struny były zwarte, a wybrzmienia długie. Barwą czarował również fortepian, dźwięczny, mocny, o otwartym, swobodnym, energetycznym dźwięku. Całość uzupełniała perkusja pokazująca jak dobrze Frérot radzi sobie z timingiem, a jednocześnie wysokie tony, w postaci blach perkusji, imponowały dźwięcznością, ale nieco bardziej złotą niż srebrną. Rzecz w tym, iż jest to prezentacja wysoce przyjemna i bezpieczna. Uderzenie w talerz pokazane jest w mocny sposób, podobnie jak odpowiedź uderzonego metalu, ale jest w tym dociążenie i gładkość, nie ma tendencji do wyostrzania.
Kto by się spodziewał, że taki maluch z Szwajcarii w takiej niskiej cenie, w stosunku do klasy brzmienia, pozostawi po sobie tak dobre wrażenie.
Kolejny krążek, tym razem Patricii Barber, zrealizowany na żywo w słynnym Green Mill Club, potwierdził, jak naturalnie z tym DAC-iem brzmi fortepian i kontrabas, pokazał również, jak mocną jego stroną są wokale. Ciemny głos wokalistki był gęsty, nasycony, barwny, kremowy, ale i odrobinę (bo taki właśnie jest) chropowaty. I choć od Patricii bił wręcz spokój, jej wokal jednocześnie aż kipiał emocjami. Kreowało to tę unikalną, ogromną łatwość w nawiązywaniu bliskiego kontaktu z artystką, wciągało w opowiadaną przez nią historią, przykuwało uwagę. Co ciekawe, przy wszystkim co do tej pory napisałem o Merasonie, nie jest urządzeniem brzmiącym ciepło, przynajmniej nie w popularnym tego słowa znaczeniu. Wspomniane już naturalność, gładkość i płynność są bardzo ważnymi cechami tej prezentacji, ale w przeciwieństwie do wielu innych urządzeń, zwłaszcza ze zbliżonego poziomu cenowego, nie towarzyszy im najmniejsze choćby sztuczne ocieplenie prezentacji. Nie jest to również urządzenie brzmiące zimno, absolutnie nie analityczne, nie skupia się na detalach, choć tych nie brakowało. Potrafi przy tym zaskakująco dobrze, jak na ten poziom cenowy, różnicować nagrania i zapewnia niezły wgląd w każde z nich. Kilka razy w różnych recenzjach używałem określenia naturalna neutralność i myślę, że pasuje ono doskonale również do Frérota.
Mając do dyspozycji potencjalny upgrade brzmienia, nie wytrzymałem długo z samym DAC-iem, nawet jeśli ten, moim zdaniem, pod względem klasy brzmienia, jest niezłym killerem w swojej klasie cenowej, gotowym konkurować z dwa razy droższymi źródłami (nie tylko cyfrowymi). Frérot jest mały, lekki, (relatywnie) niedrogi, a jego standardowy, impulsowy zasilacz wtyczkowy był schowany za stolikiem, ale i tak gdzieś tam trochę uwierał moją podświadomość. W moim systemie pracuje sporo dodatkowych zasilaczy wysokiej klasy (od gramofonu począwszy, przez serwer, karty USB i LAN, po router), więc z doświadczenia wiem, jak dużo może wnieść do brzmienia lepsze zasilanie. Dokonałem więc zamiany zasilaczy, co zabrało mi jakieś 15 sekund i zabrałem się za słuchanie.
Często jednym z aspektów dźwięku, które ulegają wyraźnej zmianie, jest bas. Tyle że w przypadku Merasona Frérot do basu już ze standardowym zasilaczem nie miałem zastrzeżeń. Schodził nisko, był całkiem dobrze kontrolowany i różnicowany, barwny, mocny, a tempo i rytm prowadzone były bezbłędnie. W tym aspekcie POW1 nie miał więc już właściwie co poprawiać. I faktycznie, szczególnych zmian na dole pasma nie zauważyłem, choć w najgęstszych nagraniach z niskim, potężnym basem, POW1 dawał efekt w postaci nawet nie tyle lepszej kontroli, ile jeszcze większej swobody prezentacji i odrobinę lepszego różnicowania. Odbierałem to trochę tak, jakby testowany DAC popracował na siłowni i dzięki temu łatwiej przychodziło mu wykonywanie tych samych zadań.
Ta większa rezerwa mocy i energii sprawiały, że muzyka brzmiała w jeszcze bardziej niewymuszony sposób. Wielkie tutti orkiestry, niskie dźwięki elektroniczne na płytach Dead Can Dance, czy co cięższe fragmenty krążka zespołu Metallica, zyskały ciut większą swobodę. Różnica niby nie była duża, ale odłączenie POW1 i powrót do zasilacza wtyczkowego okazał się dość bolesny. Jak zwykle w przypadku ulepszeń wprowadzanych do systemów audio, nawet gdy są one niewielkie, to po przyzwyczajeniu się nich, trudno się z nimi rozstać.
Jak już wspomniałem, dół pasma nie był ani jedynym, ani nawet największym beneficjentem zastosowania dedykowanego, firmowego zasilacza. Merason Frérot gra otwarty dźwiękiem, z dużą ilością powietrza, który ma naturalną lekkość, zwinność, jakich próżno szukać wśród konkurentów na tym poziomie cenowym. A jednak zasilenie go za pomocą POW1 właśnie w tych aspektach prezentacji dało najwyraźniejszą poprawę. Rzecz w jeszcze większym otwarciu dźwięku, w powiększeniu sceny – co ważne, nie mówię o sztucznym jej rozdmuchaniu, ale o efekcie odbieranym jako w pełni naturalny, prawdziwy. W mniejszym stopniu niż to ma zwykle miejsce, co swoją drogą dobrze świadczy o standardowym zasilaczu, obniżył się szum tła objawiający się tą mityczną czernią przekładającą się na większą czytelność drobnych informacji i intensywność barwy dźwięku. Zmiana była, niewątpliwie na plus, ale często przy zmianach impulsówek na zasilacze liniowe obserwuję większe różnice.
Na pytanie czy będąc posiadaczem Merasona Frérot zainwestowałbym w POW1 odpowiedzią musi być jednoznaczne: TAK! Oczywiście, jeśli taka inwestycja nie jest możliwa od razu można kupić samego DAC-a, bo już jego brzmienie jest wyjątkowe, a upgrade przesunąć na później.
Podsumowanie
Kto by się spodziewał, że taki maluch z Szwajcarii w takiej niskiej cenie, w stosunku do klasy brzmienia, pozostawi po sobie tak dobre wrażenie. Powiem więcej, gdyby wydarzyło się w moim życiu coś, co sprawiłoby, że musiałbym zmienić system na sporo tańszy, to Frérot byłby podstawowym kandydatem do zajęcia głównego miejsca na cyfrowym froncie. Wynika to z faktu, iż podobnie, jak jego twórca jestem fanem brzmienia płyt winylowych, zwanego często analogowym. To brzmienie spójne, gładkie, płynne, ale rozdzielcze, otwarte, pełne powietrza, pełne emocji angażujących słuchacza od pierwszych nut co sprawia, że natychmiast zapomina się, iż drożsi konkurenci potrafią pewne przedstawić jeszcze lepiej takie aspekty brzmienia, jak rozdzielczość, selektywność, różnicowanie. POW1 podnosi klasę brzmienia jeszcze bardziej, choć zmiany są nieco inne niż ma to miejsce w przypadku zastosowania wyższej klasy zasilania.
Zmiana wnoszona przez ten komponent może wydać się niezbyt duża, ale po posłuchaniu tego zestawu przez dłuższy czas, powrót do standardowego zasilacza jest bardzo trudny. Jasne, że nie posłuchacie z Merasonem plików PCM w kosmicznych rozdzielczościach, DSD, czy MQA, ale wystarczy że dacie mu szansę, a zapomnicie o cyferkach, jako że całkowicie pochłonie Was świat pięknej, naturalnie brzmiącej muzyki. Jeśli więc rozglądacie się za przetwornikiem cyfrowo-analogowym z przedziału 4 do nawet 10-12 tys. złotych, to Frérot, najlepiej wsparty POW1, powinien koniecznie znaleźć się wśród odsłuchiwanych urządzeń. Po prostu warto przekonać się osobiście o możliwościach brzmieniowych tego kapitalnego malucha!