Sonos AMP nie jest nowy tylko z nazwy. W stosunku do swojego poprzednika drastycznej zmianie uległ wygląd urządzenia i jego osiągi. Już sama moc nowego modelu jest ponad dwukrotnie większa w stosunku do Connect:Amp - skoczyła do 125W na kanał względem zaledwie 55W poprzednika. Na zmianę wyglądu duży wpływ miały głosy instalatorów sprzętu audio-wideo, wśród których te urządzenie stało się bardzo popularne. Producent wziął pod uwagę ich opinie i obudowa przybrała jeszcze bardziej płaski kształt. W nowym modelu jej wysokość ma nieco ponad 6cm. Dzięki temu AMP jest łatwiejszy do ukrycia, ale też przystosowany do montażu w szafie typu rack.
Sonos AMP w dalszym ciągu bazuje na stopniach końcowych w klasie D. Ostatnimi czasy postęp w tej dziedzinie jest błyskawiczny, a namacalnym tego przykładem jest właśnie ten nowy model Sonosa. Znaczne zmniejszenie gabarytów urządzenia nie przeszkodziło w uzyskaniu ponad dwukrotnie większej mocy. Ponadto impulsowe wzmacniacze klasy D oferują znacznie wyższą jakość dźwięku niż wcześniej, głównie za sprawą ograniczenia zniekształceń. Z tych wszystkich dobrodziejstw, które niesie rozwój technologiczny skrzętnie skorzystał producent Sonosa AMP. Dzięki temu miłośnicy dobrego dźwięku preferujący niewielkie, zgrabne urządzenia, oferujące dużą moc i nie przysparzające problemów z nadmiernym grzaniem się podczas pracy, zyskali ciekawą propozycję.
Budowa
Jak napisałem wcześniej, Sonos AMP zaskakuje niewielkimi gabarytami. Nową obudowę wykonano tak, aby poprawić wydajność chłodzenia, ale też żeby łatwiej było umieścić urządzenie poza zasięgiem wzroku użytkownika. Z tego względu nowy Sonos AMP raczej nie oczaruje przyjemnym dla oka wyglądem, jak jego poprzednik. Płaska, zbliżona przekrojem do kwadratu, obudowa pokryta czarną matową gumowatą warstwą, nie każdemu przypadnie do gustu. Jednak w przypadku tego urządzenia funkcjonalność i łatwość montażu wzięły górę nad wyglądem. Taki kształt obudowy sprawia, że może ona służyć za platformę nośną dla kolejnego takiego samego urządzenia. W ten sposób można stworzyć monolityczną wieżę (łatwą do ukrycia) składającą się z kilku takich samych wzmacniaczy obsługujących bardziej rozbudowane systemy.
Wewnątrz pracują dwie końcówki mocy w klasie D o wydajności 125W każda. Wydajność stopni końcowych jest na tyle duża, że producent pozwala na równoległe podłączenie dwóch zestawów kolumn 8Ω. W takim przypadku impedancja całego obsługiwanego toru głośnikowego może spaść nawet nieco poniżej 4Ω, ale Sonos AMP poradzi sobie z tym bez problemu. Za wysoką sprawność wzmacniaczy odpowiada również wydajny prądowo impulsowy układ zasilania, który okazał się być niezbędny w przypadku tak niewielkiego urządzenia dysponującego tak dużą mocą.
Sonos AMP jest tak naprawdę połączeniem bezprzewodowego odtwarzacza i wzmacniacza, ale zaprojektowany został z myślą o instalacjach, schowanych przed wzrokiem użytkownika w ukryciu. Z tego względu nikogo nie powinien dziwić ubogi zestaw wejść analogowych i przycisków sterujących na przednim panelu. Wszystkie funkcje sterowania, wyboru źródła dźwięku, zwłaszcza z internetowych serwisów muzycznych, obsłużymy za pośrednictwem firmowej aplikacji Sonos.
Sonos AMP w stosunku do poprzedniego modelu zyskał wejście HDMI, co oczywiście ułatwia konfigurację z telewizorem. Dwa wejścia Ethernet ujawniają zamysł projektantów odnośnie przeznaczenia Sonosa AMP. Powstał on z przeznaczeniem do obsługi muzycznych zasobów internetowych oraz współpracy z urządzeniami wchodzącymi w skład domowej sieci przewodowej i Wi-Fi. Mimo to, dzięki pojedynczej parze analogowych wejść stereo na tylnym panelu, można się wpiąć z jednym analogowym źródłem. Z kolei do obsługi telewizora poprzez złącze optyczne, jeśli zajdzie taka potrzeba, producent zaleca specjalną przejściówkę z gniazda HDMI na optyczne. Sonos AMP posiada jeszcze wyjście dla aktywnego subwoofera wraz z opcją sterowania górną częstotliwością odcięcia w zakresie od 110Hz do 50Hz. Subwoofer aktywny z pewnością się przyda, zwłaszcza posiadaczom niewielkich kolumn, które nie są w stanie zaoferować nisko schodzącego, masywnego basu.
Na tylnym panelu są również terminale wyjściowe ze stopni końcowych, które zostały znacznie przeprojektowane względem modelu Sonos:Connect. Wówczas były to trzpienie ze sprężynową blokadą a obecnie mamy tuleje schowane na całej długości wewnątrz obudowy, akceptujące tylko i wyłącznie wtyki bananowe. Dobra wiadomość jest taka, że producent dołączył do wyposażenia standardowego wtyki bananowe, które można połączyć z kablami bez końcówek i w ten sposób podpiąć stopnie końcowe do dowolnych kolumn.
Sonos nie ma pilota zdalnego sterowania, ponieważ ten jest zbędny. Wszystkie opcje obsłużymy bowiem za pośrednictwem firmowej aplikacji.
Model AMP może współpracować z dowolnymi głośnikami bezprzewodowymi z oferty Sonos. Na przykład przy podłączeniu dwóch klasycznych kolumn do końcówki mocy, pozostałe dwie aktywne kolumny bezprzewodowe Sonosa, możemy wykorzystać do obsługi kanałów surround w systemie kina domowego. Można więc zbudować system 4.1 bez głośnika centralnego. Ale jak podaje producent, Sonos AMP nie obsługuje centralnego kanału osobno, ponieważ powstaje on wirtualnie, gdy przesyłamy do urządzenia wielokanałowy sygnał audio.
Z ciekawostek warto zaznaczyć, że Sonos nawiązał współpracę z firmą Sonance, w ofercie której są między innymi głośniki przeznaczone do instalacji sufitowej, naściennej, lub na zewnątrz budynku. Jeśli zdecydujemy się na głośniki Sonance, możemy skorzystać z funkcji Trueplay, dzięki której dźwięk zostanie dostrojony do akustyki panującej w danym pomieszczeniu. Ta funkcja dostępna jest tylko i wyłącznie w przypadku połączenia Sonos AMP z głośnikami Sonance.
Jakość dźwięku
Nie jest tajemnicą, że poprzedni model marki Sonos zaskarbił sobie sympatię wielu użytkowników, nie tylko za sprawą niewielkich gabarytów, atrakcyjnego designu i prostoty obsługi, ale przede wszystkim ze względu na jakość dźwięku. Mimo to producent zdecydował się zastosować bardziej wydajne wzmacniacze, które w nowym Sonos AMP dysponują ponad dwukrotnie zwiększoną mocą względem poprzednika, co jest dużym osiągnięciem. A wiadomo jest, że wraz z większymi osiągami, wzrasta też jakość dźwięku.
Już po pierwszych taktach muzycznych nie mogłem się nadziwić, jak takie małe, zgrabne pudełko, potrafi grać! W jego brzmieniu mamy do czynienia z wielką swobodą dynamiczną, głównie za sprawą wzmacniaczy klasy D. Co ważne, niesławna przed laty D-klasa, nie ma tu negatywnego wpływu na dźwięk. To urządzenie potwierdza to, co wielokrotnie pisałem przy okazji testów urządzeń tego typu, że wszelkie wady typowe dla tych amplifikacji, to już historia!
Sonosa AMP słuchałem w dwóch różnych konfiguracjach sprzętowych. Pierwsza to klasyka, a więc odtwarzacz CD połączony za pośrednictwem analogowych wejść stereo. W drugim zestawieniu rolę źródła przejął odtwarzacz strumieniujący muzykę z muzycznych serwisów internetowych. Natomiast kolumny to włoskie Chario Amelia.
Sonos AMP zaskoczył mnie pozytywnie w połączeniu z CD Ayon CD-10 II Ultimate, bo muzykę odtwarzał z wyraźnym zaznaczeniem wpływu lampowych stopni wyjściowych tego odtwarzacza. Świadczy to o jego dużej neutralności Sonos. Muzyka w wykonaniu Patricii Barber, jej wokal i instrumenty, miały w sobie taki delikatny lampowy charakter. Objawiało się to niemal fizyczną obecnością instrumentów w pomieszczeniu odsłuchowym, jak ich pełną, nasyconą, subtelnie ocieploną barwą. Sonos AMP nie wprowadzał do dźwięku niczego, co mogłoby przeszkadzać w odbiorze muzyki odtwarzanej za pośrednictwem austriackiego odtwarzacza. Góra pasma mieniła się barwami i dopieszczała moje uszy drobniutkimi, precyzyjnie odtwarzanymi detalami.
Wprawdzie płyta "Cafe Blue" Patricii Barber potrafi zabrzmieć w bardziej wyrafinowany sposób, bardziej plastycznie i finezyjnie, zwłaszcza pod względem barwy, o czym przekonałem się słuchając jej za pośrednictwem hybrydowego wzmacniacza Unison Research Unico Nuovo z kolumnami Opera Quinta, to jednak w przypadku dużo tańszego Sonos AMP, jakość dźwięku pozytywnie mnie zaskoczyła. W innym repertuarze, a konkretnie muzyki elektronicznej w połączeniu z dużym składem symfonicznym w wykonaniu Schillera, brakowało mi precyzyjniejszego wglądu w to, co działo się na scenie. Natomiast w tutti instrumenty ginęły nieco w tej imponującej ścianie dźwięku.
Generalnie łącząc tego Sonosa z wysokiej klasy odtwarzaczem CD i kolumnami przyzwoitej jakości, można uzyskać dźwięk na poziomie akceptowalnym nawet przez bardziej wymagające osoby. Sonos AMP bez najmniejszej zadyszki napędzał kolumny Chario Amelia uzyskując dynamikę na imponującym poziomie, zwłaszcza w skali makro, gdzie od wzmacniacza wymagane są największe dawki prądu. Małym mankamentem jaki mógłbym wytknąć niepozornemu Sonos AMP, to brak większej finezji w operowaniu niskimi składowymi. Bas był momentami zbyt twardy i mało dźwięcznie, nieco monotonnie odtwarzany, zwłaszcza w muzyce jazzowej.
Natomiast w drugiej konfiguracji, podczas odtwarzania muzyki z serwisu muzycznego Tidal, dźwięk był łagodny i nienarzucający się w zakresie wysokich tonów. Co ciekawe, słuchając muzyki elektronicznej w wykonaniu Kraftwerk i De/Vision, scena dźwiękowa była bardzo dobrze zarysowana, względem wcześniej odtwarzanej z CD muzyki Schillera wraz z orkiestrą symfoniczną. Źródła pozorne były wyraźnie rysowane ostrymi kreskami a nie plamami, co przeszkadzało mi w muzyce Schillera. Ponadto brzmienie miało moc, objawiającą się dużą dynamiką, bez śladów spłaszczenia, nawet w najgłośniejszych momentach. Natomiast jeśli chodzi o inne elementy brzmienia, to w porównaniu z odtwarzaczem CD, w dźwięku z serwisów streamingowych, brakowało mi większego nasycenia i plastyki, oraz pełniejszej palety barw.
Podsumowanie
Sonos AMP w nowej odsłonie zdecydowanie bardziej czaruje dźwiękiem, a mniej designem, w stosunku do wcześniejszego modelu. Wygląd zewnętrzny podporządkowano bowiem funkcjonalności. Sonos AMP jest jeszcze bardziej przyjazny instalatorom, gdyż oferuje dźwięk wyższej jakości i jest w stanie poradzić sobie z napędzaniem większych, trudniejszych do wysterowania kolumn.
To łatwe w obsłudze, dopracowane urządzenie, sprawdzi się wszędzie tam, gdzie użytkownikowi bardziej zależy na jakości dźwięku a nie na wrażeniach wizualnych.