Znakomicie sprzedające się dokanałowe słuchawki marki Audeze z serii iSINE (10/20/LX) dały amerykańskiemu producentowi impuls do opracowania kolejnych, jeszcze bardziej zaawansowanych modeli tego typu: LCDi3 oraz flagowych LCDi4. Niedawno dołączyła do nich konstrukcja Euclid, zajmująca w ofercie miejsce dokładnie pomiędzy "itrójkami" oraz "iczwórkami". I choć kontynuuje ona dziedzictwo swoich uznanych poprzedników, to jednocześnie wprowadza coś zupełnie nowego.
Wygląd i budowa
Wykonywane ręcznie w Kalifornii, słuchawki Euclid wyglądają zdecydowanie bardziej klasycznie niż pozostałe w ofercie Audeze modele dokanałowe. Nie znaczy to jednak, że ich design jest pozbawiony polotu, a budowa niczym się nie wyróżnia. Wręcz przeciwnie. Lekkie, wytrzymałe, gładko wyprofilowane korpusy pokryto eleganckim matowym wykończeniem: warstwę włókna węglowego nałożono na obudowy wyfrezowane z litego aluminium. Przezroczyste "dekielki" z logo producenta działające jak szkło powiększające i umieszczona pod nimi plecionka z włókna węglowego dają wrażenie trójwymiarowości. Ciekawym, mocnym akcentem wzorniczym są złote wstawki oddzielające główne elementy obudowy.
Komfort noszenia jest całkiem niezły: 5-milimetrowe tulejki, ergonomiczne obudowy, niewielka masa (zaledwie 15g), stabilne ułożenie oraz biegnący za uszami pleciony przewód sprawiają, że Euclid powinny bez problemów dopasować się do kształtu większości uszu. Osobiście znam jednak wygodniejsze "dokanałówki" (Sennheisery, nie tylko te najdroższe), w których wielogodzinne odsłuchy są możliwe nie tylko teoretycznie. W tym wypadku za każdym razem po mniej więcej godzinie użytkowania słuchawki zaczynały mnie trochę uwierać. Pamiętam, że podobne odczucia towarzyszyły mi podczas korzystania z modeli iSINE20 oraz LCD-i3 i to pomimo tego, że sposób ich zakładania był zupełnie inny, bo wykorzystywał specjalne zaczepy, tzw. EarLocksy/EarFinsy/EarHooksy. Wydaje się więc, że ten aspekt swoich konstrukcji dokanałowych Audeze powinno jeszcze dopracować.
Wyjątkowość opisywanego tu modelu wynika przede wszystkim z tego, że są to pierwsze w ofercie amerykańskiego producenta "dokanałówki" zamknięte. Mimo takiej nieoczywistej dla Audeze konstrukcji w projekcie uwzględniono najważniejsze firmowe rozwiązania. Specjalnie na tę okazję opracowano 18-milimetrowe przetworniki magnetyczne z ultracienkimi membranami, wykorzystujące falowody Fazor, układy magnetyczne Fluxor oraz cewki Uniforce – wszystko po to, by wyeliminować zniekształcenia typowe dla większości zamkniętych konstrukcji dynamicznych, zapewnić doskonałą spójność w całym paśmie oraz poprawić czułość. Ta ostatnia utrzymuje się na poziomie 105dB, co w połączeniu z niską impedancją (12Ω) i szerokim pasmem przenoszenia (10Hz–50kHz) sprawia, że Euclid wydają się idealnym uzupełnieniem przenośnych odtwarzaczy audio hi-res.
Dopełnieniem całej konstrukcji są pozłacane zakończenia wtykowe MMCX, zapewniające bezpieczne i trwałe połączenie niezależnie od tego, czy używa się przewodu oryginalnego czy też pochodzącego od jakiegoś innego producenta. Opcjonalnie do Euclid już niebawem będzie można dokupić moduł Bluetooth oraz przewód zbalansowany 4,4mm.
Wraz ze słuchawkami dostarczane jest przezroczyste etui podróżne Pelican 1010, siateczkowy futerał, kabel w oplocie, komplet końcówek (trzy różnego rodzaju silikonowe i piankowe wkładki, w tym SpinFit oraz Comply), szczoteczka do czyszczenia, klips kablowy oraz certyfikat autentyczności.
Jakość brzmienia
Brzmienie Euclid nie robi piorunującego pierwszego wrażenia. Nie jest aż tak brawurowe i nie uwalnia takiego potencjału dynamicznego, jak IE 900 Sennheisera – od niedawna mój numer jeden wśród hi-endowych "dokanałówek" (porównanie z niemieckimi słuchawkami jest w pełni uprawnione ze względu na identyczną cenę obu modeli). Z propozycją Audeze trzeba się więc nieco oswoić, dając małym przetwornikom magnetostatycznym trochę pograć. Zalet tej prezentacji nie trzeba jednak szukać na siłę. Całkiem szybko daje o sobie znać zarówno wyborne zrównoważenie (dotyczy to praktycznie każdego aspektu reprodukcji), jak i nieprzeciętna rozdzielczość dźwięku. Z czasem więc wrażenie lekko beznamiętnej czy też obojętnej prezentacji ustępuje miejsca zachwytowi nad neutralnością i opanowaniem brzmienia.
Pierwszoplanową rolę odgrywa w nim średnica z bardzo dobrą definicją, co oznacza, że dźwięki mają dokładnie uchwycony kształt, oddany przede wszystkim wypełnieniem. Ostrość krawędzi schodzi jakby na dalszy plan, choć nie można powiedzieć, by poszczególnym tonom brakowało precyzji. Nacisk położono jednak bardziej na barwy i faktury, które są oddawane niezwykle wiernie, autentycznie, a także na rozróżnialność wątków poszczególnych instrumentów.
Całkiem szybko daje o sobie znać zarówno wyborne zrównoważenie (...), jak i nieprzeciętna rozdzielczość dźwięku.
Dobrze wykształcony fundament niskotonowy Euclid wzmacnia muzykę i czyni przekaz solidnym oraz spójnym. Z jednej strony bas jest całkiem obszerny i głęboki, a z drugiej pilnuje swojego miejsca w szeregu, nie przeciągając brzmienia na swoją stronę. Samą temperaturę i barwę niskich składowych też udało się uchwycić bardzo trafnie: bas jest neutralny, ani zanadto rozjaśniony, ani ściemniony.
Wysokie tony są dźwięczne i mają zróżnicowany charakter – bardzo dobrze było to słychać na płycie "Diva" Annie Lennox (TIDAL, MASTER). Owszem, nie są aż tak wyraziste i lotne, jak w przypadku IE 900 Sennheisera, ale też zdają się służyć innemu celowi: nie naruszają neutralności i spójności przekazu, które w brzmieniu słuchawek Audeze są priorytetowe. Nie przeszkadza to jednak sopranom w znakomitym rozseparowaniu, co czytelnie obrazują np. perkusyjne talerze, które nie tylko nie są dla siebie zawadą, ale też zachowują między sobą wyraźne odległości zarówno w wymiarze szerokości, jak i głębokości. Efekt ten sprzyja rzetelnemu odwzorowaniu przestrzeni oraz prawidłowemu budowaniu sceny dźwiękowej.
Podsumowanie
Pozostaję pod dużym wrażeniem tych słuchawek, przede wszystkim ich znakomitego zrównoważenia, neutralności i rozdzielczości. Warto poświęcić im dłuższą chwilę, bo krótki odsłuch nie ukaże w pełni ich zalet.