Jako że szerzej o historii firmy Goldmund napisałem w recenzji Telosa 7 Nextgen, nie będę się teraz powtarzał. Przypomnę jedynie, że mówimy o firmie istniejącej od 1978 r., wykupionej już dwa lata później przez pana Michela Reverchona i przeniesionej do szwajcarskiej Genewy, z którą dziś jest jednoznacznie kojarzona. Firma zaczynała od komponentów analogowych - ramienia gramofonowego, później także gramofonu, a kilka lat później w ofercie pojawiła się elektronika. Dziś Goldmund jest równie dobrze znany wśród (przede wszystkim zamożnych) audiofilów, jak i miłośników kina domowego z najwyższej półki. Na przestrzeni lat marka wypracowała swój styl i osiągnęła pozycję jednego z topowych europejskich i światowych producentów audio.
Jak już wspomniałem wcześniej miałem przyjemność testować model Telos 7 Nextgen, czyli "tanią" integrę szwajcarskiej marki. Cena to rzecz względna, ale trudno było mi napisać nawet o tym świetnie brzmiącym wzmacniaczu, że jest tani (bez cudzysłowu), gdy trzeba za niego wyłożyć blisko 40 tysięcy złotych. Teraz do testu trafił model oczko wyżej w firmowej hierarchii, który kosztuje ponad dwa razy więcej. Nie mogłem się doczekać, jak zagra...
Budowa
Wygląd 590-tki w pewnym stopniu usprawiedliwia inną półkę cenową, jako że Telos 7 prezentował się raczej dość skromnie w porównaniu z nim. Był dobrze wykonany i wykończony, acz wyposażony w nieskomplikowaną, niezbyt dużą, dość lekką obudowę, po prostu nie pokazywał po sobie ile kosztuje... przynajmniej dopóki nie zaczynał grać.
Telos 590 Nextgen II to już urządzenie wyglądem bardziej zbliżone do flagowych produktów, słowem prezentuje się zdecydowanie bardziej okazale. Solidna, sztywna, wykończona bez zarzutu obudowa jest większa i bardziej przypomina "typową" elektronikę tego producenta z centralnie zlokalizowanym wyświetlaczem i złotą tabliczką z firmowym logo, umieszczoną nad nim, oraz radiatorami zastępującymi boczne ścianki. Z wyświetlacza odczytamy aktywne wejście i poziom głośności, a pośrodku znajdują się podłużne diody potwierdzające, iż wzmacniacz jest włączony. Urządzenie mierzy 440x165x415mm (SxWxG), a jego ciężar to 20kg - to i tak niedużo, jak na superintegrę, ale plusem jest względna łatwość rozpakowania i ustawienia go na stoliku w pojedynką. Trzeba jednak uważać na krawędzie radiatorów, gdyż choć do najostrzejszych nie należą, to nie powinniśmy za nie łapać świadomie.
Po dwóch stronach wyświetlacza umieszczono dwa spore pokrętła. Lewym zmieniamy wejścia, prawym regulujemy głośność. Funkcje te można również obsługiwać z pomocą zgrabnego pilota. Całość ustawiono na specyficznych nóżkach wykorzystujących firmowe rozwiązanie o nazwie "mechanical grounding", które od wielu lat przyczynia się do doskonałej reputacji Goldmunda.
Tył Telosa 590 Nextgen II prezentuje się także zdecydowanie okazalej niż 7-ki. Ta ostatnia dysponowała zaledwie jednym wejściem analogowym, tu mamy ich 5 (niezbalansowanych RCA). Zestaw złączy uzupełniają wysokiej klasy gniazda głośnikowe: trzy wejścia cyfrowe do wbudowanego, firmowego DAC-a (USB, optyk i koaksjalne), port serwisowy RS232 i gniazdo zasilania. Obok gniazda IEC umieszczono jeszcze główny włącznik urządzenia.
Jak na urządzenie z tej półki cenowej (gwoli ścisłości wzmacniaczy zintegrowanych jest na niej naprawdę niewiele), wyposażenie nie powala na kolana. Brak wejść zbalansowanych, czy wyjścia pre-out, dzięki któremu dałoby się włączyć Telosa do systemu kina domowego, albo po prostu podłączyć subwoofer, może niektórym przeszkadzać. Sądzę, iż Goldmund wyszedł z założenia, że to urządzenie stricte dla "dwukanałowych" miłośników muzyki.
Telos dysponuje niewiele większą mocą w stosunku do 7-ki: 2x215W dla 8Ω do 190W. Za to współczynnik tłumienia jest zdecydowanie wyższy (600 vs 200), co sugeruje, iż ta integra powinna sobie lepiej radzić z napędzaniem nawet wymagających kolumn. Dodam jeszcze, że wzmocnienie (gain) tego urządzenia to 35dB. Wejście USB (dla serwerów z systemem Windows konieczny jest sterownik, w iOS i Linuxie obsługiwane będzie natywnie), za które odpowiada układ XMOS, potrafi obsłużyć sygnał PCM w rozdzielczości do 32bitów i 384kHz oraz DSD64 i 128 (DoP). Danych dla pozostałych wejść cyfrowych, koaksjalnego RCA i optycznego Toslinka, producent nie podaje.
Jakość brzmienia
Odsłuchy zacząłem standardowo, czyli z Lampizatorem Pacific jako źródłem początkowo podłączonym interkonektem Bastanis Imperial, a później moim Hijiri Million, do wejścia analogowego Telosa 590 Nextgen II. Następnie w roli głównego źródła wystąpił gramofon J.Sikora Standard Max z firmowym ramieniem KV12 oraz wkładką Air Tight PC3 i przedwzmacniaczem gramofonowym GrandiNote Celio.
Wzmacniacz grał najpierw z kolumnami Ubiq Audio Model One Duelund Edition, a później z dwiema parami łatwiejszych do napędzenia GrandiNote MACH 4 i Intrada Claude. Podobnie jak w czasie testu "siódemki" odsłuch z wykorzystaniem wejścia USB wzmacniacza pozostawiłem na sam koniec. Na pierwszy ogień poszły najtrudniejsze do napędzenia kolumny, jakimi dysponowałem, a więc Ubiqi. W Roonie wznowiłem odtwarzanie playlisty jeszcze z poprzedniego dnia i stąd pierwszych kilka utworów pochodziło z jednej ze starszych płyt zespołu Tri-Continental.
Goldmund od pierwszych taktów "poinformował mnie", że nie jest to nagranie audiofilskiej jakości. Wytknął mu pewne braki w zakresie przejrzystości i rozdzielczości oraz niewystarczającego otwarcia dźwięku. Zaraz potem zrobił jednak wszystko, by słuchało się go przyjemnie. Ta szwajcarska integra z jednej strony nie bawi się w ukrywanie słabości technicznej realizacji, z drugiej jednakże nie skupia na nich uwagi słuchacza. Oczywiście warunkiem koniecznym jest ciekawa muzyka, dobre wykonanie, słowem elementy poza techniczne, że tak to ujmę, wywołujące u odbiorcy emocje. Od strony technicznej nie mogą to być nagrania kiepskiej jakości, ale już przyzwoita realizacja wystarczy, by szwajcarska integra potrafiła z nich zrobić muzyczny spektakl. Dlatego właśnie, mimo że usłyszałem od razu niedostatki w realizacji nagrań, nie przyszło mi do głowy pomijać tych utworów.
Telos 590 Nextgen II pokazał, że gitary trzech członków zespołu Tri-Continental (Bill Bourne, Lester Quitzau i Madagascar Slim) potrafią zabrzmieć niezwykle prawdziwie, a dźwięk każdej z nich może być inny. Dzięki świetnemu różnicowaniu, separacji, ale i trójwymiarowemu obrazowaniu można było usłyszeć mnóstwo detali, drobniutkich elementów tworzących razem wyjątkowo spójny i pełny obraz muzyczny. Dorzucę do tego jeszcze niemal lampowo naturalny, obecny, gęsty wokal. Mam nadzieję, że już wiecie dlaczego nie mogłem się od tej prezentacji oderwać.
Wskakując na nieco wyższy (w zakresie jakości technicznej), choć nadal jeszcze nie perfekcyjny poziom nagrań, spędziłem następne kilkadziesiąt minut słuchając fantastycznej ścieżki dźwiękowej z pięknego filmu przyrodniczego "Elephant". Autorem tejże jest znany zapewne wielu osobom Ramin Djawadi, autor licznych soundtracków do filmów i gier. W muzyce tej mieszają się typowo afrykańskie rytmy i śpiew z potężnymi, acz zwinnymi i pełnymi gracji (niczym tytułowe słonie) elementami m.in. bębnami.
Goldmund pokazał mi z jakim rozmachem potrafi zagrać taką muzykę, nie zapominając ani na ułamek sekundy o pełnej, wręcz absolutnej kontroli, każdego jej aspektu. Jeszcze raz podkreślę, że ani Ubiqi, ani tym bardziej pozostałe kolumny, którymi dysponowałem, nie należą do szczególnie trudnych do napędzenia, ale i tak naprawdę niewiele wzmacniaczy, które gościłem u siebie, potrafiło je aż tak dobrze, precyzyjnie kontrolować. Z Ubiqami było to tym bardziej imponujące, że potrafią one nie dość, że zejść naprawdę nisko, to na dodatek napędzane Telosem serwowały mi niski i potężny, wybitnie energetyczny, wypełniony bas, doskonale kontrolowany i definiowany. Wisienką na torcie była szybkość dźwięków w tej części pasma, co zważywszy na konstrukcję (obudowa zamknięta) nie jest łatwe do osiągnięcia.
Kolejny raz 590-tka wykorzystała swoją fantastyczną rozdzielczość w połączeniu z doskonałym różnicowaniem, by pokazać to widowisko muzyczne w sposób pozwalający słuchaczowi sięgać do wybranych, nawet najdrobniejszych elementów. Każdy z nich można było (w przenośni) wziąć do ręki, obejrzeć ze wszystkich stron i odłożyć na miejsce, by przyjrzeć się kolejnemu, co w żaden sposób nie wpływało na spójność muzycznego spektaklu. Swoją drogą to nie jest prezentacja, która zachęca do analizy i studiowania poszczególnych elementów. Goldmund zapewnia taką możliwość, ale z drugiej strony jego prezentacja jest tak angażująca, pełna emocji, że szkoda mi było czasu na przyglądanie się szczegółom, gdy całość była wyjątkowo zajmująca. Brzmiała bardzo czysto, transparentnie, swobodnie, a jednocześnie dźwięk był odpowiednio nasycony, płynny, barwny. Patrząc na to z innej strony mógłbym powiedzieć, że pod wieloma względami ta tranzystorowa integra przypominała mi wysokiej klasy wzmacniacze lampowe, acz jej absolutną przewagą była jakość niskich tonów, osiągana dzięki ich doskonałej kontroli i definicji.
Podobnie było w przypadku kolejnej ścieżki dźwiękowej tego samego autora, tym razem z gry "Medal of Honor Warfighter", w której to Telos 590 Nextgen II opowiadał mi zupełnie inną, dynamiczniejszą, nieco mroczniejszą historię (gwoli jasności - nie znam tej gry, ale tak odbierałem jej ścieżkę dźwiękową) i była ona równie wciągająca, trzymająca w napięciu niemal od pierwszej do ostatniej nuty.
Kontynuując filmowe podróże sięgnąłem po soundtrack (pierwszego) "Predatora" Alana Silvestri. Klimat tych nagrań, mroczny, niepokojący, z wszystkimi zmianami tempa i skokami dynamiki. Telos Nextgen 590 II oddał je w sposób, który wywołał gęsią skórkę na moich rękach. Podobnie było z soundtrackiem z "Gladiatora" Hansa Zimmera. Szwajcarska superintegra odtwarzała tę muzykę tak, że przed oczami miałem konkretne sceny z filmu. Rozmach, swoboda, potęga brzmienia, łatwy wgląd w kolejne warstwy tej złożonej ścieżki dźwiękowej, wszystko to składało się na wyjątkowo realistyczne doświadczenie muzyczne, w którym obraz nie był mi potrzebny do szczęścia.
Dzięki świetnemu różnicowaniu, separacji, ale i trójwymiarowemu obrazowaniu można było usłyszeć mnóstwo detali, drobniutkich elementów tworzących razem wyjątkowo spójny obraz muzyczny.
Zapewne zauważyliście Państwo rzymską cyfrę II w nazwie wzmacniacza, co oznacza, że jest to już druga generacja tego urządzenia. Z pierwszą nie miałem do czynienia, więc nie mogę pokusić się o porównanie, ale z opinii, które znalazłem w sieci, nowa generacja przy zachowaniu charakterystycznych cech Goldmunda - wybitnej rozdzielczości, szybkości i precyzji dźwięku - jest bardziej muzykalna, gra pełniejszym, barwniejszym dźwiękiem. Pokrywa się to z moimi odczuciami, gdyż to jeden z bardzo nielicznych tranzystorów, z którym więcej czasu spędziłem słuchając muzyki akustycznej niż elektrycznej.
Wszystkie wymienione wcześniej cechy brzmienia potwierdziły się podczas słuchania płyt winylowych, choćby nieśmiertelnych "Kind of Blue" i "Sketches of Spain" Milesa Davisa. Jego trąbka była oddana w najdrobniejszych szczegółach - odpowiednio nasycona, barwna, ostra gdy trzeba, ale zdecydowanie bardziej matowa w innych fragmentach. Na przykładzie tych płyt przekonałem się, jak dobrze Telos oddaje dynamikę, zarówno w skali makro, jak i mikro – niczym wytrawny lampowiec! Ważnym elementem tej prezentacji była również jej otwartość, piękne wybrzmienia, powietrze wypełniające przestrzeń między muzykami, niosące wszystkie dźwięki w absolutnie swobodny sposób. Wszystkie te elementy odgrywały wielką rolę również w reprodukcji krążków Johna Kaizana z muzyką, nazwijmy ją, okołojapońską.
Telos 590 Nextgen II udowodnił po raz kolejny, że potrafi zbudować ogromną, otwartą na wszystkie strony przestrzeń, w której dźwięki pojawiały się czasami w zupełnie niespodziewanych miejscach. Każdemu, jako że mówimy o różnorakich metalowych instrumentach perkusyjnych, towarzyszyły pełne, długie wybrzmienia zawieszone w powietrzu. A że lokalizacja wszystkich źródeł pozornych była niemal perfekcyjna, odruchowo rozglądałem się po pokoju próbując zobaczyć każde z nich. Pięknie, naturalnie, wręcz organicznie brzmiały instrumenty wykonane z bambusa. Zarówno niesamowicie aksamitny flet (tzn. instrument, który brzmiał jak flet, choć pewnie ma własną nazwę), jak i bajecznie różnorodne perkusyjne elementy wykonane z tej trawy (tak, bambus jest przecież trawą).
Podobnie jak w przypadku testu mniejszego Telosa, tak i tym razem odsłuch wbudowanego DAC-a zostawiłem na koniec. Co prawda już w pierwszym przypadku okazało się, że to naprawdę udany komponent, który klasą brzmienia może swobodnie konkurować z wolnostojącymi przetwornikami za całkiem spore pieniądze, ale tym razem miałem do czynienia z integrą kosztującą ponad dwa razy więcej. Po wysłuchaniu kilku płyt musiałem jednakże przyznać, że i tym razem inżynierowie Goldmunda wykonali dobrą robotę. Gwoli jasności, nie jest to DAC, który może konkurować z topowymi rozwiązaniami, a Telos 590 Nextgen II zasługuje na najlepsze źródło, jakie możecie mu zapewnić. Niemniej dla osób, które mają topowy odtwarzacz CD, gramofon, czy magnetofon szpulowy, a pliki traktują jako źródło dodatkowe, to cyfrowe wejścia szwajcarskiej integry będą absolutnie wystarczające. Zapewniają bowiem rasowy, dynamiczny, czysty dźwięk o naprawdę dobrej rozdzielczości. Klasa dźwięku, nawet jeśli nie dorówna topowym przetwornikom, nie będzie stanowić źródła frustracji nawet w porównaniu do innych, wysokiej klasy źródeł zewnętrznych.
Podsumowanie
Goldmund Telos 590 Nextgen II zasługuje na miano superintegry, choć nieco odmiennej od wielu konkurentów. Odmiennej z racji wyspecjalizowanej funkcjonalności, jako że jedynym dodatkiem do podstawowej funkcji wzmacniacza jest dobrej klasy przetwornik cyfrowo-analogowy z trzema wejściami (w tym USB). Za to jako wzmacniacz może śmiało konkurować nawet z droższymi systemami dzielonymi w takich aspektach jak: wyrafinowanie brzmienia, rozdzielczość, detaliczność, dynamika, czystość dźwięku z jego otwartością, przestrzennością, piękną prezentacją barwy, spójnością i płynnością wspartymi wysoką mocą i doskonałą kontrolą kolumn.
Jeśli więc w swoich poszukiwaniach idealnego brzmienia rozważacie kupno systemu dzielonego w budżecie 90-120 tys., wcześniej koniecznie posłuchajcie tej integry Telosa. Może się bowiem okazać, że spełni ona Wasze wymagania brzmieniowe z nawiązką, a pieniądze zaoszczędzone choćby na kablach (nie trzeba kupować interkonektu łączącego przedwzmacniacz z końcówką mocy, ani kabla zasilającego dla tego pierwszego) można zainwestować w inny komponent, lub wydać na inne przyjemności np. na muzykę.