Kondycjonery GigaWatta od lat należą do światowej czołówki i znalazły swoje miejsce w wielu systemach wysokiej klasy, także recenzenckich (w tym niżej podpisanego). Podobnie rzecz się ma z ich listwami. Polski producent nie spoczywa jednakże na laurach nieustannie pracując zarówno nad ulepszaniem istniejących produktów, stąd ich kolejne wersje, jak i opracowywaniem nowych. Ten pierwszy proces odnosi się do serii kondycjonerów PC oraz listw zasilających, ten drugi to z kolei wprowadzona w 2018 roku nowa seria Compact umieszczona na firmowej stronie w zakładce "Filtry sieciowe", choć forma i funkcjonalność pierwszego produktu w jej ramach wskazywała, iż to raczej kondycjoner. Nazwa sugerowała od początku, iż jest to seria produktów ulokowana w ofercie niżej niż znane od lat kondycjonery PC (z topowym PC-4 na czele).
Pierwszy na rynek trafił zaprezentowany w czasie Audio Video Show 2018 w Warszawie model PowerPrime. Wyglądał on... jak typowy kondycjoner oferujący sześć gniazd zasilających i opcję wyposażenia go (za dopłatą) w DC-Blocker. Wprowadzając ten model GigaWatt umieścił go w osobnej grupie, która w założeniu miała zapełnić lukę między (tańszymi) listwami zasilającymi, a (droższymi) kondycjonerami. Gdy inżynierom marki pod wodzą szefa firmy, Adama Szuberta, udało się w końcu opracować ów pierwszy 'filtr sieciowy' okazał się on nie tylko bardziej zaawansowanym technicznie rozwiązaniem niż to pierwotnie zakładano, ale i wniósł sporo świeżości od strony projektu plastycznego. Pamiętam nawet, że w czasie pierwszych prezentacji oznajmiono, że PowerPrime wyznacza nowe trendy dizajnerskie dla przyszłych produktów GigaWatta. Ponadto w tym pierwszym przedstawicielu serii Compact pojawiły się nowe rozwiązania dotyczące architekty filtracji prądu, układu elementów wewnątrz urządzenia i konstrukcji mechanicznej obudowy w tym dizajnu panelu frontowego.
Na kolejną propozycję z tej serii musieliśmy czekać niemal cztery lata. Po części złożyły się na to wydarzenia ostatnich lat – pandemia, problemy z dostępnością komponentów, ogromne wzrosty cen materiałów, itd. Z drugiej strony GigaWatt nigdy nie zasypywał rynku nowościami stawiając na sprawdzone i dopracowane konstrukcje. Już pierwsze zdjęcia pokazały, że z jednej strony korzysta on z rozwiązań dotyczących projektu plastycznego opracowanego dla PowerPrime odróżniając się w ten sposób od kondycjonerów PC. Z drugiej, widać też gołym okiem, że to urządzenie sporo większe.
W serii PC jedynym kondycjonerem oferującym 12 gniazd zasilających jest najwyższy model (PC-4 EVO+), reszta, włącznie z moim PC-3 SE EVO+, może zasilić 'jedynie' sześć urządzeń. Kiedyś systemy audio były zwykle dość proste, składając się z dwóch, czasem czterech urządzeń, ale dziś sześć gniazd to w wielu przypadkach za mało. W moim systemie same zasilacze liniowe dla systemu plików okupują cztery gniazdka. A przecież mam jeszcze system analogowy, DAC, wzmacniacze, przedwzmacniacz. W sumie więc 6 gniazd w kondycjonerze i kolejne 6 w listwie zwykle ledwie wystarczają. Dlatego właśnie widząc PowerControl pierwsze o czym pomyślałem było to, iż będąc jego właścicielem mógłbym w końcu wpiąć wszystkie komponenty do jednego urządzenia (choć to trzeba dobrze zaplanować by mieć jak poprowadzić tyle kabli, no i żeby były one odpowiedniej długości). 12 gniazd, którymi będzie dysponował każdy użytkownik tego filtra sieciowego powinno wystarczyć nawet w przypadku rozbudowanych konfiguracji.
Wyposażenie PowerControla w 12 wysokiej jakości, posrebrzanych, firmowych gniazd zasilających typu Schuko (dostępne są wersje przeznaczone dla innych regionów świata), których właściwością ma być zerowa oporność styków sprawiło, iż trzeba je było ustawić w dwóch rzędach (dodatkowo pogrupowano je w trzy strefy po 4). Takie ich ułożenie oraz realizacja kolejnego celu, czyli zmniejszenia głębokości obudowy, by urządzenie można było stosować w ograniczonych przestrzeniach sprawiło, że jest sporo wyższe niż mój PC-3 (a przy tym ok. 7 cm płytsze). Znacznie większe jest również "okienko" na froncie, choć sam wyświetlacz LED w kolorze białym (za dopłatą można zamówić jeden z pozostałych 9 kolorów) pokazujący bieżące napięcie prądu zasilającego, jest podobnej wielkości. Logo producenta, umieszczone pod okienkiem, elegancko wygrawerowano i otoczono od dołu oraz z boków wyżłobieniem w kształcie litery 'U', co nadaje całości szlachetnego wyglądu nawet w stosunku do droższych modeli.
Budowa
Urządzenie zamknięto w solidnej, świetnie wykonanej i wykończonej obudowie. Do wyboru mamy czarny lub srebrny front. Całość ustawiono na aluminiowych, antywibracyjnych nóżkach GigaWatt zakończonych miękkimi podkładkami pochłaniającymi drgania. Wygląda na to, że tłumieniu drgań producent poświęcił naprawdę dużo uwagi. Nóżki to bowiem nie jedyny element do tego przeznaczony. Górną pokrywę urządzenia wytłumiono matą z kompozytu bitumiczno-polimerowego. Z kolei specjalna wewnętrzna podstawa typu sandwich, a także elastomerowe tłumiki wstrząsów zapobiegają przenoszeniu drgań z obudowy na elementy filtrujące.
Pośród elementów, które producent wskazuje jako kluczowe są m.in.: nowa architektura filtrująca ze specjalnymi kondensatorami GigaWatt Audio Grade EMI Suppression Capacitors, masywne szyny dystrybucyjne gniazd - 30mm kw. z polerowanej miedzi (OFHC 10100, 99,995%), zapewniające stabilną dystrybucję zasilania do gniazd w topologii gwiazdy, okablowanie wewnętrzne GigaWatt Powerlink OFC 4,0mm kw., dwuwarstwowe płytki drukowane (posrebrzana miedź) z ultraszerokimi ścieżkami w celu zmniejszenia strat mocy, blok filtrujący typu RLC z filtrem rdzeniowym HF (High Flux), zaawansowany wyłącznik firmy Carling Technologies, najwyższa ochrona przeciwprzepięciowa oparta na iskrownikach plazmowych i warystorach UltraMOV, ulepszony obwód buforowy z baterią kompensacyjną GigaWatt Audio Grade dla poprawy współczynnika mocy i dla maksymalnej odpowiedzi impulsowej, czy w końcu wbudowany moduł DC Blocker, eliminujący niepożądane składowe stałe pochodzące z sieci energetycznej. Warto zauważyć, że cały szereg wymienionych rozwiązań zaczerpnięto wprost z topowego modelu PC-4 EVO+.
Testowany kondycjoner nieco bardziej eksponował wokalistów i muzyków prowadzących, acz bez wypychania ich do przodu przed linię kolumn.
Dopracowując swój nowy produkt inżynierowie GigaWatta pomyśleli nawet o takich drobiazgach jak niemagnetyczne śruby mocujące punkty przepływu prądu, co pozwala uniknąć degradacji pola elektrycznego. Nowe urządzenie wyposażono w 20-amperowe gniazdo zasilające (IEC C20) opracowane tak, by zapewniało lepszy kontakt z wtykiem kabla zasilającego i optymalny przepływ prądu. Jako że to gniazdo nie jest często używane w audio, producent nie zapomniał o odpowiednim kablu. W zestawie znajdziemy firmowy PowerSync PLUS o długości 1,5 m, który oczywiście można zawsze wymienić na wyższy model GigaWatta (za dopłatą). Na tylnej ściance PowerControl umieszczono dodatkowo gniazdo uziemienia, które przyda się w niektórych systemach. No i jeszcze jedna ważna informacja – wg producenta, wewnętrzna konstrukcja elektryczna tego kondycjonera pozwala na obciążenie jej prądem nawet do 100A w szczycie! Kupując PowerControl dostajemy więc wszechstronne, dopracowane, ładnie prezentujące się urządzenie, które powinno zapewnić odpowiednią ochronę (przed przepięciami i DC) oraz wydajność prądową wystarczającą nawet dla bardzo wymagających systemów.
Jakość brzmienia
Jak wspomniałem, od kilku lat jestem użytkownikiem drugiego od góry modelu kondycjonera GigaWatta, czyli PC-3 SE EVO+. Dodam, użytkownikiem bardzo zadowolonym. Jest to nie tylko obiektywnie znakomite urządzenie, ale i doskonałe narzędzie pracy dla recenzenta. Rzecz w tym, iż należy ono do kategorii wysoce przezroczystych dźwiękowo, albo ujmując rzecz inaczej, nie wpływa znacząco na brzmienie podłączonych do niego komponentów. To oczywiście ułatwia mi ocenianie tych ostatnich. Od momentu więc, gdy PowerControl wylądował u mnie jasne było, że będę go, świadomie albo podświadomie, odnosił do starszego brata, mimo że ten ostatni jest znacząco droższy.
Kilka lat temu miałem okazję testować prawdziwego potwora, czyli wzmacniacz Martona Opusculum Reference 3. Przywiozła go wówczas do mnie ekipa z GigaWatta na czele z samym Adamem Szubertem, a obecny był również główny konstruktor i pomysłodawca wzmacniacza, czyli pan Marek Knaga. Na pytanie, czy powinienem tego potężnego, prądożernego giganta wpinać do wysokoprądowego gniazda PC-3 SE EVO+, czy raczej bezpośrednio do gniazdka ściennego usłyszałem: "spróbuj i oceń sam". Spróbowałem więc i... nie usłyszałem ograniczenia dynamiki, które często wskazywane jest jako powód wpinania wzmacniaczy bezpośrednio do gniazdek ściennych (zamiast do kondycjonera). Przyznaję jednak, że z praktycznych powodów na co dzień wzmacniacze wpinam do gniazdek ściennych. Rzecz w tym, jak wiele mam urządzeń we własnym systemie oraz ile testuję. Dla tych pierwszych ledwie wystarcza gniazd w kondycjonerze i listwie GigaWatta. Te drugie, jeśli to tylko możliwe, wolę wpinać obok, a nie zamiast własnych, by ułatwić sobie porównania. Na potrzeby tego testu jednakże najpierw wpinałem wzmacniacz i źródło do PC-3 SE EVO+, a potem do PowerControl. Na koniec sprawdziłem jeszcze, czy i co daje wykorzystanie droższego kabla zasilającego tego samego producenta.
Testy prowadziłem z dwoma zestawami. Jeden składał się z SET-a na lampach 300B (Allnic Audio T-1500 mk II) i odtwarzacza sieciowego z lampowym stopniem wyjściowym, czyli Ayona S-10 II XS. Drugi to już moja integra tranzystorowa w klasie A, GrandiNote Shinai (wymagająca stosowania dwóch kabli zasilających) oraz przetwornik cyfrowo-analogowy LampizatOr Pacific (system do odtwarzania plików pozostał wpięty do listwy - pamiętacie Państwo, co pisałem o konieczności zaplanowania systemu tak, by do jednego kondycjonera wpiąć wszystkie posiadane urządzenia? U mnie okazało się to zbyt skomplikowane). W obu przypadkach wzmacniacze napędzały kolumny GrandiNote MACH4. Dodam jeszcze, że oba te systemy, na moje ucho, grają znakomicie, należą również do wybitnie muzykalnych i naturalnie brzmiących nie odbiegając przy tym od brzmienia określanego mianem neutralnego. Oba również zachowywały się podobnie (w ogólnych zarysach) podłączone do tego samego kondycjonera stąd opisu nie będę rozdzielał na odsłuchy każdego z nich z osobna.
Jak już wspomniałem, mój PC-3 SE EVO+ to przezroczystość, transparentność, precyzja, nieskrępowana dynamika (piszę oczywiście o wpływie na podłączone do niego urządzenia, bo sam kondycjoner nie gra). Przełączenie na PowerControl (z podstawowym kablem PowerSync Plus) skutkowało za każdym razem pewną zmianą charakteru brzmienia. Nie jakąś kolosalną, bo zmiana była dość dyskretna, że tak to ujmę, niemniej rzecz była w pchnięciu brzmienia w stronę dociążenia i gładkości. Może nawet bardzo delikatnego ocieplenia. Jednym z podstawowych albumów wykorzystywanych w odsłuchach był fantastyczny koncert Ahmada Jamala "Live in Marciac". Niezależnie od tego, z którego systemu korzystałem, z moim kondycjonerem dostawałem lepszy wgląd w głębsze warstwy muzyki, w najdrobniejsze detale i odrobinę wyższa była energia grania. Z testowanym PowerControl dźwięk był ciut ciemniejszy, bogaty w informacje, także te najdrobniejsze, ale uwagę skupiała tu bardziej płynność i spójność dźwięku, niż sam występ muzyków, jako całość. Słowem, choć to duże uproszenie, PC-3 stawia bardziej na detal a PowerControl na ogół. Tu musi paść pytanie – to który z nich był lepszy? Odpowiedź nie jest łatwa. Patrząc bowiem z audiofilskiego punktu widzenia (w moim przypadku jeszcze testera urządzeń audio), PC-3 SE EVO+ wykonywał lepszą robotę, pozwala bowiem odhaczyć więcej pozycji na "audiofilskiej liście do sprawdzenia". Natomiast osobom szukającym w muzyce przyjemności, emocji, pewnego bezpieczeństwa (rozumianego jako nieeksponowanie ewentualnych słabszych stron nagrań) poleciłbym właśnie PowerControl, jako bliższy spełnienia ich oczekiwań.
Trudniejszy orzech do zgryzienia będą mieli miłośnicy rocka, czy innych odmian ciężkiej muzyki. Gdy bowiem postanowiłem posłuchać koncertu AC/DC, również na 300B Allnic Audio to z jednej strony powalająca dynamika, kipiąca energia, mocniejszy wykop, jeszcze pewniejsze prowadzenie tempa i rytmu oferowane przez PC-3 wydawały się wręcz stworzone do takiego grania, ale miało to i drugą stronę medalu. PowerControl mniej uwypuklał wady nagrań, łagodził zbytnie wyostrzenia, czy rozjaśnienia dźwięku, które wcześniej potrafiły zakłuć w uszy. W ten sposób powstawało wrażenie, że dźwięk jest nieco gęstszy, że gitara Angusa ma więcej "mięcha", a głos Briana stał się odrobinę 'przyjaźniejszy'. A przy tym wszystkim, nawet jeśli PowerControl w zakresie poziomu energii, dynamiki, czy kontroli ustępował nieco starszemu/droższemu bratu, to różnica była niewielka, jak na moje ucho chyba mniejsza niż wspomniane "zyski", które miał do zaoferowania. Tu więc znowu fani maksymalnej wierności nagraniom wybraliby zapewne PC-3, ale ci, którzy zaakceptują niewielkie od niej odstępstwa, na rzecz przyjemności ze słuchania muzyki, powinni wybrać nowość GigaWatta.
Kolejne krążki pozwoliły mi na prowadzenie dalszych obserwacji. Weźmy choćby bardzo istotną dla mnie kwestię przestrzenności prezentacji. PC-3 SE EVO+ miał niewielką przewagę w rysowaniu szerszej i głębszej sceny oraz precyzyjniejszej separacji planów. W kwestii obrazowania źródeł pozornych oba kondycjonery szły łeb w łeb, ale to z PowerControl wrażenie obecności wykonawców było silniejsze (niewiele, ale jednak). W obu przypadkach, co słychać było najlepiej z T-1500 mk II Allnica, bardzo dobrze prezentowana była akustyka nagrań, czy udział publiczności (w nagraniach koncertowych). Testowany kondycjoner nieco bardziej eksponował wokalistów i muzyków prowadzących, acz bez wypychania ich do przodu przed linię kolumn. Dźwięk z nim (w porównaniu) był bardziej dociążony i wypełniony tracąc przy tym odrobinę precyzji i przejrzystości. Wszystkie te różnice były naprawdę niewielkie, ale sumarycznie powinny wystarczyć każdej osobie o jasno sprecyzowanych preferencjach brzmieniowych wybrać jedną z tych opcji. Oczywiście względy praktyczne, czyli ilość gniazd, mogą także odgrywać swoją rolę, podobnie jak posiadany system. Jednemu potrzebna będzie lepsza precyzja, dynamika i energia PC-3 SE EVO+, innemu przyda się dociążenie dźwięku i ów odrobinę cieplejszy, bardziej obecny, idący nieco bardziej w stronę przyjemności słuchania niż absolutnej wierności (acz ta, nadal będzie całkiem wysoka) PowerControla. No chyba że...
Ano właśnie. Jak się okazało można nowy kondycjoner GigaWatta pchnąć nieco w stronę charakteru mojego urządzenia i wystarczy do tego zmiana kabla na (w moim przypadku) LS1 EVO+ (kosztującego 2100 EUR za 1,5m odcinek). Z nim PowerControl zrobił kroczek w stronę wyższej kontroli i wierności, czy twardszego ataku (basu). Nie bez przyczyny piszę o kroczku, bo efektem było brzmienie pośrednie (w zakresie charakteru) między słyszanym z nim wcześniej a PC-3 SE EVO+. Zmiana nie była wielka, acz zauważalna i dla części potencjalnych nabywców może być tym, czego szukają. Jeśli więc będziecie mieli okazje wypróbować PowerControl przed zakupem w swoim systemie wypożyczcie go nie tylko ze standardowym kablem zasilającym, ale i jednym z droższych modeli. To dodatkowe porównanie powinno pomóc podjąć decyzję, czy nowy kondycjoner GigaWatta jest tym, czego potrzebujecie.
Podsumowanie
PowerControl to z jednej strony pełnokrwisty kondycjoner, który będzie chronił podłączone do niego komponenty, eliminował składową stałą prądu i zapewniał odpowiednią wydajność prądową dla niemal każdego zestawu urządzeń z większością wzmacniaczy włącznie. Z drugiej zadba o to, by zachować wysoką wierność nagrań, co doskonale słychać przy wszelkich audiofilskich realizacjach, ale i z gorzej zrealizowanymi nagraniami sprawi, że dalej będziemy ich słuchać z prawdziwą przyjemnością skupiając się na wrażeniach, emocjach i na wartości artystycznej zamiast na dźwięku jako takim.
Jest to urządzenie do otulania nas bogatym, gęstym, ale przy tym ciągle czystym, soczystym, ekspresyjnym, spójnym i płynnym dźwiękiem, niż do studiowania pomyłek wykonawców czy realizatorów nagrań (choć i je da się z nim usłyszeć). Jeśli więc interesuje Was piękniejsza strona muzyki (bez popadania w przesadę upiększania czegokolwiek na siłę) to nowy PowerControl może być tym, czego szukacie. Oczekując jeszcze wyższej wierności nagrań, należy się liczyć kupnem droższego kabla z serii LS GigaWatta. Jeśli jednak priorytetem jest dla Was maksymalna wierność to rekomenduję jeden z topowych modeli z serii PC.