Seria Raptor to ważna, sukcesywnie rozbudowywana część oferty marki Wilson. Ostatnio światło dzienne ujrzała kolejna nowa konstrukcja należąca do tej linii – największy i najbardziej okazały model Raptor 9 Max, w którym trójdrożny układ głośnikowy wyposażono w dwa duże woofery pracujące w wentylowanej obudowie.
Wysoka skuteczność na poziomie 92dB, a także zasięg w basie zbliżający się do 35Hz zapowiadają mocne wrażenia. 9 Max, jak sama nazwa wskazuje, wyposażono w największe obudowy, jakie kiedykolwiek zastosowano w serii Raptor. Z uwagi na gabaryty i rozbudowany układ głośnikowy kolumny te są adresowane głównie do posiadaczy pomieszczeń o dużej powierzchni.
Budowa
Raptor 9 Max wyposażono w duże, solidnie wykonane skrzynie. Gruby MDF w połączeniu z wieloma wewnętrznymi wzmocnieniami ograniczył podatność obudów na wibracje. Dodatkowa komora dla głośnika średniotonowego wyraźnie zwiększyła sztywność frontu. Skrzynki z zewnątrz są wykończone folią winylową dostępną w dwóch wersjach kolorystycznych – białej satynowej oraz czarnej satynowej. Fronty w zależności od wersji są pokrywane białym lub czarnym lakierem o wysokim połysku. Płócienne maskownice są mocowane za pośrednictwem standardowego systemu kołkowego. Trzeba przyznać, że klasyczne prostopadłościenne skrzynki prezentują się estetycznie.
Porty bas-refleksów umieszczono z przodu, dzięki czemu kolumny można dosunąć znacznie bliżej ściany niż w przypadku konstrukcji z tunelami wyprowadzonymi z tyłu. Wnętrze komór głośników średniotonowego i niskotonowych jest wytłumione wełną syntetyczną, przytwierdzoną na całej powierzchni ścianek. Aby zwiększyć dynamikę działania układu bas-refleks, między wooferami a tunelem rezonansowym pozostawiono sporo wolnej przestrzeni, rezygnując z dodatkowego wypełnienia tłumiącego.
Pasmo wysokich tonów powierzono miękkiej jedwabnej, nasączanej kopułce o średnicy 25mm, zaczynającej pracę od częstotliwości 3,5kHz. Zakres średnich tonów przetwarza 165mm celulozowy stożek filtrowany w zakresie od 500Hz do 3,5kHz. Z kolei dwa duże, ponad 20-centymetrowe woofery wyposażone w celulozowe membrany zaczynają działać od 500Hz i, jak deklaruje producent, schodzą do 35Hz.
W zwrotnicy zastosowano filtry o zróżnicowanej jakości. Uwagę zwracają cewki nawinięte na rdzeń, a także polipropylenowy kondensator w torze głośnika wysokotonowego. W większości gałęzi zastosowano filtry 2. rzędu. Sygnał do kolumn jest doprowadzany poprzez podwójne pozłacane terminale wejściowe, umożliwiające podłączenie kolumn w konfiguracji bi-amp lub też bi-wire – szczególnie kusząca wydaje się opcja z zastosowaniem podwójnych wzmacniaczy, zwłaszcza dla osób chcących uzyskać czysty, dynamiczny dźwięk przy wysokich poziomach głośności w pomieszczeniach o dużej powierzchni. Po zdemontowaniu pozłacanych zwór terminali sygnał zostaje rozdzielony na dwa tory, osobno dla sekcji średnio-wysokotonowej i dla sekcji niskotonowej, która dla wzmacniacza jest najbardziej wymagająca.
Jakość dźwięku
Raptor 9 Max oferują duży i namacalny dźwięk, czego należy oczekiwać po tak okazałych kolumnach. Najbardziej uderzająca w ich brzmieniu jest przestrzeń – scena dźwiękowa rozciąga się zarówno wszerz, jak i w głąb – oraz skala reprodukowanego dźwięku i bliskie rzeczywistym rozmiary poszczególnych instrumentów.
Raptor 9 Max są kolumnami, dla których przyjmowanie dużych mocy jest rzeczą całkowicie normalną. Można je napędzać dowolnym wzmacniaczem bez obaw, że szybko doprowadzi się głośniki do granicy wytrzymałości. Podczas kilku sesji odsłuchowych napędzałem je klasyczną integrą CSA 8 marki Copland na przemian ze wzmacniaczem Hint 6 Parasounda. Zwłaszcza ten drugi może pochwalić się wysoką mocą, bo aż 240W na kanał przy 4-omowym obciążeniu. Raptor 9 Max są jednak na tyle skuteczne, że można je łączyć także ze wzmacniaczami o nieco niższej mocy niż 60W, które jest w stanie wykrzesać z siebie CSA 8. Jednak mając kolumny takiego kalibru, grzechem byłoby nie napędzać ich wzmacniaczem o wyższej mocy. Daje to gwarancję nagłośnienia dużych powierzchni (nawet powyżej 40m²), a także uzyskania odpowiedniej rozpiętości dynamicznej i wysokich poziomów głośności, które te kolumny po prostu uwielbiają.
Raptor 9 Max oferują czystą i dźwięczną górę pasma, która nie kłuje nieprzyjemnie w uszy. Miękka nasączana tekstylna kopułka dobrze sobie radzi zarówno z wyławianiem z muzyki subtelnych detali, jak i właściwym ich odwzorowaniem w przestrzeni. Z klawesynem Masaaki'ego Suzuki Wilsony poradziły sobie przyzwoicie, skupiając się głównie na prawidłowym oddaniu energii tego instrumentu. Natomiast drobny niedosyt odczułem w kwestii rozdzielczości dźwięku, przez co nie do końca mogłem wsłuchać się w bogactwo wybrzmiewających strun.
Raptor 9 oferują bezpośredni i żywiołowy przekaz, i w przeciwieństwie do mniejszych kolumn podstawkowych (np. monitorów Wilson Studio 3), skupiają się bardziej na przekazie potęgi, rozmachu i skali muzyki. W tych trzech elementach radzą sobie znakomicie.
Średnie tony są podane dźwięcznie i czysto. Otwartość i dobre wypełnienie tego zakresu przekłada się na niemal pełny obraz wszelkich instrumentów dętych i smyczkowych. Muzyka klasyczna i duże składy symfoniczne to dla Raptor 9 Max bułka z masłem. W muzyce symfonicznej Beethovena (wydanie pochodzące z wytwórni Telarc Records) Wilsony były w stanie zbudować wręcz ścianę dźwięku. Podobnie było z muzyką elektroniczną i instrumentalną z płyty "Amarok" Mike'a Oldfielda, przekazaną w zaskakująco dynamiczny sposób, z imponująco oddanymi nagłymi skokami głośności. W zakresie średnich tonów pojawia się dużo informacji dotyczących charakteru brzmienia poszczególnych instrumentów i ich barwy. Jest ona naturalna i neutralna, czyli taka, jaką powinna przekazać membrana z celulozy. Co prawda czasem można odczuć nieco bardziej ocieplone brzmienie trąbki czy też harmonii, ale jest to dla tych instrumentów całkiem normalne. Bardzo przekonująco za pośrednictwem Raptor 9 Max brzmią również wokale. Moim zdaniem jest to jedna z najmocniejszych stron tych kolumn – głos Patricii Barber był pełny, a do tego precyzyjnie zlokalizowany tuż przed linią wyznaczoną przez fronty kolumn.
Raptor 9 Max oferują czystą i dźwięczną górę pasma, która nie kłuje nieprzyjemnie w uszy.
Do średnicy o takim temperamencie idealnie pasuje również bas, w którym nie brakuje ani energii, ani właściwego ciężaru. Dwa ponad 20-centymetrowe woofery wywiązują się ze swojego zadania na tyle dobrze, że nie można narzekać ani na brak rozciągnięcia niskich składowych, ani też na ich masę. Owszem, czasem zdarzają się drobne przekłamania brzmienia instrumentów. Warto jednak zaznaczyć, że jest to bas, który nie wzbudza się na pokaz w momentach, w których nie powinien tego robić. Zakres niskich tonów pulsuje zgodnie z rytmem nagrań i dodaje muzyce masy oraz ciężaru, przede wszystkim wtedy, gdy wymaga tego sytuacja.
Jak już wspomniałem na wstępie opisu brzmienia tych kolumn, ich zaletą jest to, że są w stanie nakreślić scenę muzyczną o imponujących rozmiarach. Na tak obszernej przestrzeni zyskują przede wszystkim gatunki muzyczne z dużą ilością elektronicznie generowanych dźwięków. W utworach Tangerine Dream niektóre dźwięki wędrowały daleko poza pole dźwięku wyznaczone przez kolumny. To pokazuje, że Raptor 9 Max dobrze odnajdują się w tego typu muzyce, wyraźnie wzbogacając jej przestrzenny przekaz.
Podsumowanie
Przed zakupem tych kolumn warto przemyśleć kwestię ich dopasowania do pomieszczenia odsłuchowego. Wciskanie ich do pokoi o powierzchni mniejszej niż 30m² mija się z celem – wtedy Raptor 9 Max nie będą w stanie pokazać swojego potencjału.
Wielką zaletą tych zestawów głośnikowych jest to, że prezentują czyste i energiczne brzmienie przy bardzo wysokich poziomach głośności, co potwierdza, że zostały stworzone właśnie do głośnego grania. Jak pokazał test, napędzimy je zarówno wzmacniaczem o przeciętnej, jak i o znacznie wyższej mocy. Warto jednak zdawać sobie sprawę z tego, że w tym drugim wypadku z kolumn Raptor 9 Max uda się wycisnąć znacznie więcej dobrego brzmienia. Można wtedy stworzyć dźwiękowy spektakl niczym na rockowym koncercie, albo zorganizować huczną imprezę bez obaw, że głośniki pójdą z dymem.