Choć Silent Angel zadebiutował na polskim rynku ledwie dwa lata temu zdążył już zdobyć liczne grono fanów. Oferuje bowiem szereg relatywnie niedrogich urządzeń skierowanych przede wszystkim do miłośników najpopularniejszego obecnie nośnika muzyki, czyli plików. I to zarówno tych odtwarzanych z lokalnych, jak i sieciowych magazynów danych, jak również z serwisów stremingowych. Wśród modeli, które miałem okazję testować wcześniej były dwa, które zdecydowałem się dołączyć do własnego systemu, a mianowicie switch sieciowy Bonn N8, a także uzupełniający go i robiący sporą różnicę zasilacz liniowy Forester F1. Ten ostatni, swoją drogą, oferuje możliwość zasilania dwóch urządzeń jednocześnie (wymagających prądu stałego o napięciu 5V), a więc np. jednego z odtwarzaczy/transportów sieciowych Silent Angela.
Oprócz nich słuchałem u siebie również ciągle topowego rozwiązania tej marki, czyli serwera muzycznego Rhein opartego o autorski system operacyjny VitOS. Jak mi powiedział pan Chorus Chuang w czasie ostatniego Audio Video Show w Warszawie, system ten jest ciągle rozwijany i ulepszany. Ostatnim produktem Silent Angela, który testowałem nieco ponad rok temu, był Munich M1, czyli serwer i transport plików z wyjściem słuchawkowym, słowem urządzenie o funkcjonalności podobnej do testowanego teraz B1. Tyle że Bremen jest produktem zdecydowanie tańszym, co nie znaczy, że mniej ciekawym. Każde urządzenie, które testowałem do tej pory, okazywało się być świetną propozycją wybijającą się funkcjonalnością i jakością brzmienia ponad większość konkurentów dostępnych na rynku na danej półce cenowej. Czy Bremen B1 można zaliczyć do tego rodzaju komponentów? Sprawdźmy.
Bremen B1
Patrząc na ofertę Silent Angela można zaryzykować stwierdzenie, że producent nie trzyma się jednej ścieżki rozwoju swojej oferty. W przypadku switchy sieciowych zaczął od propozycji aktualnie najtańszej w ofercie, Bonn N8, później uzupełniając ją dedykowanym zasilaczem liniowym Forester, a dalej kolejnymi, bardziej zaawansowanymi modelami. Na wspomnianej wystawie AVS 2022 w Warszawie, firma zaprezentował switch NX, którego cena ulokuje go już w zupełnie innej (dużo wyższej lidze) niż pozostałe propozycje tej marki. Z drugiej strony, w kategorii odtwarzaczy/transportów sieciowych, jedną z pierwszym propozycji był ciągle topowy Rhein Z1, potem był Munich M1, a teraz dostajemy Bremen B1. Zaczęło się więc od topowej pozycji, a każdy kolejny model budowany był w oparciu o wiedzę i doświadczenie oraz, w pewnym stopniu, rozwiązania z droższych poprzedników. Do tej pory proces ten dawał dobre rezultaty.
Pierwsze co warto zauważyć, to że podobnie jak na wyższej półce (Munich) do dyspozycji dostajemy zarówno odtwarzacz sieciowy (testowany), jak i wersję oznaczoną symbolem B1T, czyli sam transport sieciowy. Nie jest on wyposażony w przetwornik cyfrowo-analogowy, a więc nie dostarcza sygnału analogowego, a jedynie cyfrowy dla zewnętrznego DAC-a). Ta druga wersja jest przeznaczona dla osób, które posiadają już dobre DAC-a i potrzebują jedynie rozwiązania, które będzie pośrednikiem między zawartością dostępną w domowej sieci i/lub internecie, a tymże przetwornikiem. Testowany B1 wyposażono nie tylko w DAC-a, ale i wzmacniacz słuchawkowy z wyjściem na dużego jacka, co sprawia, że wystarczą słuchawki i dostęp do sieci by mieć właściwie kompletny, system słuchawkowy. Dodam, że połączenie z domową siecią możliwe jest zarówno poprzez kabel, jak i bezprzewodowo, co dodatkowo zwiększa uniwersalność Bremena. Od razu przyszło do głowy, że osoba chcąca wycisnąć maksimum możliwości z B1 powinna zainwestować w firmowy switch i zasilacz liniowy. Wszystkie bowiem pasują do siebie wymiarami i ogólnym wyglądem, więc także i wizualnie sprawdzą się jako kompaktowy system np. (choć nie tylko) na biurko. Ten ostatni, mówię o Foresterze, może zasilać dwa urządzenia jednocześnie, czyli Bonn N8 i Bremen B1 (albo Munich). Przez większość czasu testowane urządzenie tak właśnie pracowało w moim systemie.
Przyjrzyjmy się bliżej, co dostajemy decydując się na zakup testowanego odtwarzacza sieciowego i wzmacniacza słuchawkowego w jednym. Urządzenie dostarczane jest w solidnym, czarnym kartonowym pudełku. W środku, zabezpieczony grubymi piankami, znajdziemy odtwarzacz/transport plików Bremen B1, plus niewielkie pudełko ze standardowym zasilaczem, kabelkiem ethernetowym oraz anteną do łączności bezprzewodowej. Ten ostatni element to nowość w porównaniu do M1. Do Bremena B1 sygnał wyślemy bezpośrednio poprzez Bluetootha (4.2), a i połączenie z domową siecią nie musi (choć może) odbywać się poprzez kabel. Opcją jest bowiem WiFi w standardzie 802.11 a/b/g/n 2.4GHz. Wspomniany zasilacz wyposażony jest w gniazdo IEC, co pozwala użyć dowolnego kabla zasilającego, od najprostszych po audiofilskie. Niemniej, jako że jest to zasilacz impulsowy, ścieżką upgradu B1 może być jego wymiana na zasilacz liniowy. Jak już wspomniałem, najprościej, zwłaszcza jeśli zdecydujecie się (a warto!) na zakup switcha Bonn N8, jest zainwestować w firmowy zasilacz Forester, który poprawi działanie (jednocześnie) obu komponentów.
Trzeba zauważyć, że B1 to faktycznie pełnokrwiste urządzenie sieciowe, jako że sygnał możemy do niego dostarczyć wyłącznie z sieci (kablem lub przez WiFi), albo odtwarzać bezprzewodowo z urządzeń przenośnych z Bluetoothem. W przeciwieństwie do droższego modelu, Bremen nie dysponuje portem USB. Nie ma więc opcji podpięcia zewnętrznego dysku przez USB, ani montażu w środku (jak w Rheinie). Jeśli zdecydujemy się używać go jako transport sieciowy, do dyspozycji dostaniemy trzy wyjścia cyfrowe: I2S (z gniazdem HDMI, które coraz częściej spotykane jest w nowych DAC-ach, acz brak standardu sprawia, że nie wszystkie transporty działają ze wszystkimi DAC-ami), SPDIF koaksjalny oraz AES/EBU. Jeśli B1 używany będzie jako odtwarzacz sieciowy, czyli z wykorzystaniem wbudowanego DAC-a, analogowy sygnał wyprowadzimy interkonektem RCA do przedwzmacniacza, lub wzmacniacza. Wyjście RCA i słuchawkowe na dużego jacka w połączeniu z cyfrową regulacją głośności B1 pozwalają również zastosować go z aktywnymi głośnikami bądź słuchawkami (co nie jest możliwe w wersji B1T!). Łatwo więc jest zbudować sobie zajmujący mało miejsca, niedrogi system muzyczny.
Budowa
Podobnie jak Rhein Z1 i Munich M1, także Bremen B1 jest konstrukcją całkowicie pasywną, albo ujmując rzecz inaczej - pracującą bezgłośnie. W sztywnej, metalowej obudowie wycięto szereg otworów wentylacyjnych, a te w połączeniu z przemyślanym rozplanowaniem wnętrza zapewniają utrzymanie odpowiedniej temperatury pracy. Nawet po całym dniu słuchania urządzenie robiło się u mnie najwyżej letnie. Obudowę ustawiono na mikro-nóżkach, co pozostawia miejsce na kolejny ewentualny upgrade, jeśli zechcecie uzyskać jeszcze lepsze brzmienie (nawet sam Silent Angel ma w ofercie nóżki, które można stosować w różnych modelach tego producenta). Jedynym elementem frontu obudowy oprócz wspomnianego już wyjścia słuchawkowego (jack 6,35mm) jest firmowe logo. Nie ma tu więc żadnych manipulatorów, czyli obsługa możliwa jest wyłącznie z pomocą aplikacji sterującej.
Co znajduje się w środku? Nie podjąłem się rozkręcania tego malucha więc pozostaje mi się oprzeć na oficjalnych informacjach. Producent napisał o 2-rdzeniowym procesorze ARM Cortex-A7 pracującym z częstotliwości 1,2 GHz, słowem wolniejszy niż w przypadku ponad 2-krotnie droższego M1. Tym razem nie mamy informacji o ilości ani typie zastosowanego RAM-u, a jedynie o "zaawansowanym układzie wykorzystującym wysokiej klasy komponenty". Od strony softwarowej wiemy, że zastosowano tu uproszczoną wersję firmowego systemu operacyjnego VitOS. Co ciekawe, do obsługi urządzenia wykorzystuje się dostępną na Androida i iOS aplikację VitOS Lite, czyli także inną niż w przypadku pozostałych modeli Silent Angela. Aplikacja ta pozwala wybrać ustawienia urządzenia i dostępne opcje oraz obsłużyć odtwarzanie muzyki. W przypadku ustawień istotne będą dane niezbędne do połączenia WiFi i/lub Bluetooth, jeśli zastosujecie połączenie kablowe z siecią, a nią zarządza router z włączoną funkcją DHCP (automatycznego przydzielania adresu IP w domowej sieci) to Bremen dogada się z nim samodzielnie. Do połączenia przez Bluetooth służy... przycisk Reset na tylnej ściance urządzenia. Wystarczy go nacisnąć raz (krótko) by włączyć tryb BT. Kolejne krótkie przyciśnięcie przełącza odtwarzacz w tryb WiFi. Wciśnięcie tego przycisku na minimum 5 sekund powoduje zresetowanie ustawień, odpowiednio, WiFi lub BT, do ustawień fabrycznych.
Testowany odtwarzacz automatycznie wykrył również MinimServer zainstalowany na moim NAS-ie z muzyką, dzięki czemu odsłuchy mogłem zacząć niemal natychmiast po podpięciu urządzenia do domowej sieci. Ciągle z pomocą tej samej aplikacji wybieramy utwory, tworzymy listy odtwarzania, ale i presety, czyli zapisywane w pamięci ustawienia, które później można szybko przywołać. B1, oprócz odtwarzania muzyki z domowej sieci, bądź bezpośrednio z urządzeń przenośnych (przez BT), umożliwia również korzystanie z wielu serwisów streamingowych. Testowane urządzenie obsługuje bowiem szereg aplikacji takich jak m.in.: Tidal Connect, Qobuz, Spotify Connect, Airplay, Amazon Music, Dezeer, Pandora. Korzystanie z radia internetowego (TuneIn, iHeartRadio, Internet Radio) jest równie proste. Wystarczy uruchomić odpowiednią (dla danego serwisu) aplikację na urządzeniu przenośnym i wybrać rodzaj połączenia z B1 (WiFi albo BT) i po chwili można rozpocząć słuchanie wybranego streamu. Oczywiście należy pamiętać, że w przypadku płatnych serwisów niezbędne jest posiadanie subskrypcji.
Możliwości B1 w zakresie formatu i rozdzielczości plików zależą tak naprawdę od odbiornika sygnału, czyli DAC-a. Maksymalne możliwości Bremena producent określił jako PCM 192kHz. Z jednej strony jasne więc jest, że by uzyskać cenę ponad dwukrotnie niższą niż w przypadku M1 trzeba było z kilku rzeczy zrezygnować (USB, RoonReady, maksymalna rozdzielczość plików PCM, brak odtwarzania DSD). Z drugiej natomiast, za bardzo rozsądną, cenę jak na dzisiejsze czasy, dostajemy urządzenie o bardzo dużej funkcjonalności, pozwalające zbudować z jego pomocą minimalistyczny system, zajmujący bardzo niewiele miejsca, albo wykorzystać je jako wszechstronne źródło w już istniejącym systemie. Właśnie tego typu urządzeń poszukuje dziś bardzo wiele osób, a ekipa Silent Angela najwyraźniej doskonale zdaje sobie z tego sprawę i proponuje rozwiązanie, które powinno zadowolić niemal każdego. Oczywiście pod warunkiem, że klasą brzmienia dorównuje swojej funkcjonalności. Sprawdźmy.
Brzmienie
Jak wspomniałem Bremen B1 może służyć jako sieciowy odtwarzacz, albo jako transport. W pierwszym przypadku można dodatkowo wykorzystać wyjście słuchawkowe. Ja odsłuchy zacząłem od wyjścia analogowego, które interkonektem Hijiri HCI-20 połączyłem z wejściem mojej integry GrandiNote Shinai napędzającej kolumny tego samego producenta, model MACH4. Bremen połączony był kablem LAN Davida Labogi (Sapphire) ze switchem Silent Angel Bonn N8, a ten zasilany był z firmowego zasilacza Forester. Sam testowany odtwarzacz na tym etapie korzystał jeszcze ze standardowego zasilacza.
W tym zestawieniu posłuchałem m.in. jednej z płyt Johna "Kaizana" Neptuna "Jazzen". Jak to zwykle na płytach tego niezwykłego muzyka, niemałą rolę grają instrumenty wykonane z trawy, a konkretnie z bambusa. Z Bremenem B1 w roli odtwarzacza plików, bambusowy flet zabrzmiał bardzo delikatnie, ale przy tym czysto. Gitara zaoferowała mi barwny, całkiem gęsty dźwięk, acz z akcentem przesuniętym nieco na struny. W dźwięku było bowiem odrobinę mniej pudła niż do tego przywykłem. Jakiś rodzaj (mówiąc szczerze, nie jestem pewny jaki) instrumentu basowego schodził dość nisko, acz grał nieco zaokrąglonym dźwiękiem. Przy tym graniu nie było szans by sprawdzić szybkość i energię niskich tonów - to musiałem zostawić na później. Bardzo ładnie natomiast zabrzmiały wszelkie metalowe przeszkadzajki. Na tym krążku także zostały użyte w dość oszczędny, nieco wycofany sposób, więc trudno było ocenić wszystkie aspekty ich brzmienia. Odniosłem jednak wrażenie, że góra pasma jest mocną stroną testowanego odtwarzacza. Faktem jest bowiem, że nawet grając cicho i delikatnie w tle, oferowały czysty, ładnie wybrzmiewający, nieźle zróżnicowany dźwięk. Całość, co dla mnie jest zawsze bardo ważne, wypełniona była dużą ilością powietrza, otwarta. Scena nie była przesadnie wielka, ale też i nie miałem wrażenia jakiegoś szczególnego jej ograniczenia.
Zmiana nastroju i tempa na jednym z krążków Lee Ritenoura "6 Strings Theory" pokazała, że i z taką muzyką testowany Silent Angel radzi sobie bez problemu. Z głośników popłynęły do mnie fale wysokoenergetycznych, fajnie różnicowanych dźwięków w zakresie całego pasma. Na dole, elektryczny bas był zwarty i szybki, ale i odpowiednio mocny, na górze talerze brzmiały odpowiednio metalowo, bez popadania w ostrość, a mistrz gitary grał z właściwym sobie polotem i energią. Na krążku ZZ Top z kolei moją uwagę przyciągnęło pewne prowadzenie tempa i rytmu, na których oparta jest ta muzyka. Nawet sceniczne szaleństwa Angusa Younga i jego kolegów z AC/DC urządzenie Silent Angela podało w sposób, który sprawiał, że kończyny samowolnie wystukiwały rytm i trudno było nie śpiewać razem z Brianem Johnsonem. Wokal tego ostatniego był mocny, chropowaty i charyzmatyczny. Naprawdę rzadko się zdarza, by niedrogie urządzenia potrafiły mnie tak zaangażować w muzykę, jak to się udało Bremenowi B1.
W kolejnym etapie odsłuchów Bremen B1 zasilony został zasilaczem liniowym Forester. Jak się szybko okazało, usłyszenie tej jednej, na pozór niewielkiej, zmiany w systemie nie wymagało wielkiego wysiłku. Nie znaczy to, że zmiana była drastyczna, ale proszę pamiętać, że Bremen grał u mnie w systemie z wysokiej półki, więc nawet niewielka poprawa ze strony, tak istotnego dla ostatecznego efektu, źródła była wyraźnie słyszalna. Charakter owych zmian był zgodny z oczekiwaniami, bo niemal zawsze ulepszenie zasilania daje podobne efekty. Dźwięk był bardziej rozdzielczy, jako że słychać było więcej drobnych detali, które podawane były w bardziej klarowny, czystszy sposób. I to właśnie o ową czystość chodzi. Lepsze zasilanie eliminuje z dźwięku zakłócenia, szum, których teoretycznie nie słyszymy, a które są czymś w rodzaju mgiełki umieszczonej między nami a muzyką, zmniejszającą jej czytelność. Wyeliminowanie tej niechcianej warstwy sprawia, że owe drobne elementy dostają szansę współtworzenia większej, pełniejszej, bogatszej całości i to właśnie postrzegałem, jako lepszą rozdzielczość, szczegółowość i czystość prezentacji. Z nich z kolei wynikał cały szereg drobnych zmian, które sumarycznie znacząco wpływały na odbiór muzyki. Poprawiła się dynamika, także ta na poziomie mikro, barwa instrumentów i wokali zrobiła się bardziej nasycona i soczysta, zauważalna była również poprawa różnicowania. Używając porównania wizualnego, zmiana zasilacza na liniowy była czymś w rodzaju włączenia dodatkowego światła w ciemnawym pokoju. To nadal nie był poziom jaki pamiętam z M1, ale niewątpliwie wszystko brzmiało lepiej, w bardziej otwarty, barwniejszy i płynniejszy sposób niż ze standardowym zasilaczem. Forester jest więc upgradem, który w jakiejś perspektywie warto dla Bremena B1 rozważyć.
W kolejnym etapie odsłuchów B1 działał już jako transport sieciowy wysyłając kablem cyfrowym marki Audiomica sygnał do wejścia DAC-a LampizatOr Pacific. Reszta systemu pozostała taka sama. DAC zastosowany w tym urządzeniu spisuje się, jak na tę półkę cenową, świetnie. Niemniej potrafi ono wysłać również sygnał cyfrowy dobrej jakości do zewnętrznego DAC-a, a ponieważ ten należy do zupełnie innej ligi, po raz kolejny różnica w brzmieniu była znacząca. Najlepiej słychać to było, już przy pierwszym krążku, w obu skrajach pasma. Talerze perkusji były bardziej energetyczne, czystsze, lepiej różnicowane, a bas bardziej zwarty i lepiej nasycony aż do samego dołu. Wrażenie pogłębiło się przy kolejne płycie, tym razem Lee Ritenoura, z mocną, momentami wręcz potężną gitarą basową świetnie wyznaczającą puls nagrań, acz bez jego dominowania. Bremen ani na moment nie zapominał o średnicy - to jego mocna strona niezależnie od tego, czy pracuje jako odtwarzacz, czy jako transport sieciowy. Dlatego właśnie i gitara mistrza i pojawiające się w niektórych utworach wokale brzmiały bardzo dobrze. Były gęste, barwne, nasycone, ale przy tym czyste i otwarte. Ustępowały precyzją i rozdzielczością M1 i mojemu serwerowi, ale każde z tych urządzeń kosztuje znacznie więcej. Ujmując rzecz krótko - Bremen B1, jeśli kiedyś po jego zakupie nabędziecie dobrej klasy DAC-a, spisze się bez zarzutu także jako transport sieciowy.
Na sam koniec zostawiłem sobie krótki odsłuch ze słuchawkami Final Sonorus VI. Tym razem słuchałem nie tylko plików z mojego NAS-a, ale i utworów z Tidala i Qobuza. Bremen B1 okazał się na tyle dobrym urządzeniem, że bez trudu usłyszałem to, co pokazują mi odsłuchy przez kolumny w moim systemie. Mianowicie Qobuz oferuje brzmienie wyraźnie wyższej klasy niż Tidal, a pliki odtwarzane z lokalnego NAS-a to jeszcze wyższa liga. Co nie zmienia faktu, że łatwość dostępu i ogromna biblioteka muzyki w serwisach streamingowych daje szansę poznawania nowej muzyki, z którą inaczej może nigdy byśmy się nie zetknęli. Wygodny dostęp do niemal każdego z nich z jest więc dużym atutem Bremena B1. W zdecydowanej większości przypadków odsłuch przez słuchawki muzyki przesyłanej z telefonu do Silent Angela B1 po BT da lepsze efekty niż podłączenie słuchawek bezpośrednio do niego. Rzecz bowiem nie tylko w dobrym różnicowaniu samej jakości materiału wsadowego, że tak to ujmę, ale i wydobywaniu dużej informacji z każdego nagrania. Ja skupiłem się na, można powiedzieć, specjalistycznych nagraniach Davida Cheskiego dedykowanych właśnie słuchawkom. Finale napędzane Bremenem B1 potrafiły zagrać właściwie każdą muzykę w naturalny, spójny sposób jednocześnie zachowując jej własny charakter. Bas potrafił zejść nisko, góra zaskoczyć blaskiem, ale całość, uzupełniona nasyconą średnicą tworzyła całość, której słuchało się naprawdę przyjemnie. Myślę, że do wielu (niezbyt trudnych do napędzenia) słuchawek, Bremen B1 będzie absolutnie wystarczającym, minimalistycznym, ale kompletnym źródłem i wzmacniaczem słuchawkowym w jednym.
Podsumowanie
Cena jest rzeczą względną, niemniej patrząc realnie na aktualną ofertę rynkową kwota, którą trzeba zapłacić za Bremen B1, nawet już za samą jakość brzmienia bez jakichkolwiek ulepszeń, moim zdaniem, jest bardzo atrakcyjna. Gdy doda się do tego bogatą funkcjonalność, łączność przewodową i bezprzewodową, fajną aplikację sterującą, współpracę ze wszystkimi popularnymi serwisami streamingowymi, możliwości upgradu, plus ewentualne przyszłe wykorzystanie jako transport sieciowy z zewnętrznym DAC-iem wysokiej klasy, wartość nowego Silent Angela w oczach miłośników dobrego brzmienia musi jeszcze bardziej wzrosnąć. Co najważniejsze, on naprawdę dobrze gra, a każdy upgrade - zasilacz liniowy, nóżki antywibracyjne, użycie jako transport z wysokiej klasy DAC-iem - daje słyszalne korzyści. Nie zapominajmy o wyjściu słuchawkowym i cyfrowej regulacji głośności, które pozwalają maksymalnie uprościć system. Wystarczy mieć dostęp do sieci, użyć słuchawek, bądź aktywnych głośników, by mieć kompletny system z dostępem do niemal całej muzyki świata. Czegóż (zwłaszcza za te pieniądze) chcieć więcej?