Z Davidem Labogą i jego kablami zaznajamiam się już od prawie trzech lat. Jego firma to ciekawy, choć niekoniecznie jedyny w swoim rodzaju przypadek. Otóż pan David zaczął od produkcji kabli do instrumentów muzycznych, przede wszystkim gitar. Jednym z pierwszych, tak trochę na bezczelnego zaproponował znanemu gitarzyście, który akurat występował we Wrocławiu. Nie będę rzucał nazwiskami, ale ów wirtuoz gitary kabel wypróbował i zakupił. A potem już poszło. Dzięki przekazowi ustnemu wśród profesjonalistów rozeszła się wieść, że jest taki gość z Polski, który robi znakomite i rozsądnie wycenione kable. Dziś lista artystów korzystających z jego kabli jest imponująca, a można ją zobaczyć na stronie internetowej producenta.
Dość szybko oferta powiększyła się o obudowy gitarowych pieców, ale także kable mikrofonowe i do innych instrumentów. Rynek odbiorców był więc jasno określony - klientami byli po prostu muzycy i to z wysokiej półki. Wiele osób poprzestałoby na takiej specjalizacji, ale nasz rodak wymyślił sobie, że jego kable mogą sprawdzić się również w nagrywaniu muzyki, czyli w studiach nagraniowych, czy masteringowych. Przygotował więc ofertę również i dla nich rozszerzając w ten sposób profil swojej działalności, ale pozostając w sferze, którą zwykle określamy mianem profesjonalnego audio. Na tym polu także zaczął odnosić znaczące sukcesy, bo jego kable są używane przez wielu znakomitych inżynierów dźwięku i masteringowców w studiach na całym świecie.
Patrząc z naszego, audiofilskiego punktu widzenia, było jedynie kwestią czasu aż David Laboga zaproponuje coś także i nam. I tak właśnie się stało. Około trzy lata temu polski producent wkroczył na rynek domowych użytkowników sprzętu audio. Znakiem firmowym marki David Laboga Custom Audio stało się, zawarte w nazwie, indywidualne podejście do klientów. Jako że testowałem już szereg kabli wrocławskiej firmy, a kilku nawet używam na co dzień, miałem również okazję wielokrotnie rozmawiać z właścicielem i konstruktorem stojącym za tą marką. Było to tym łatwiejsze, że obaj mamy podobne podejście do narzędzi służących do słuchania muzyki, łatwo więc znaleźliśmy wspólny język. Zgadzamy się bowiem, iż najważniejsze są nie one same (narzędzia), nie suche parametry, nie kwiecisty język opisujący kosmiczne materiały i rozwiązania, ale serwowane przez nie wrażenia, odczucia, prawdziwość i naturalność brzmienia - jednym słowem: MUZYKA.
Indywidualne podejście wynika z faktu rozumienia przez pana Davida faktu, iż trudno jest mówić o absolutnym obiektywizmie w odniesieniu do jakości reprodukowanego dźwięku. Większość osób poszukuje tak naprawdę swojego dźwięku, takiego, który to im właśnie daje największą satysfakcję ze słuchania. Stara się więc doradzać klientom, co z jego oferty wybrać tak, by najlepiej pasowało do konkretnych oczekiwań. Ważne jest również, iż poszczególne poziomy oferty (serie) mają wspólne DNA, czyli podobne w ogólnych zarysach/charakterze brzmienie. Każda droższa od poprzedniej seria wnosi więcej czegoś, poprawia pewne aspekty brzmienia, ale czyniąc je lepszymi, a nie innymi. Ujmując rzecz inaczej, charakter brzmienia nie zmienia się zasadniczo, zmienia się za to klasa, jakość tegoż brzmienia już naprawdę wysoka w najtańszych seriach, a z każdą kolejną półką cenową zyskująca jeszcze na wyrafinowaniu.
Kupując kabel z droższej serii nie należy się więc spodziewać zupełnie innego brzmienia, ale raczej lepszego, pełniejszego, bardziej kompletnego. Jednym z elementów kabli, który, zdaniem pana Davida, pozwala wyraźnie dopasowywać brzmienie do oczekiwań danego klienta są wtyki. Stosując dokładnie ten sam kabel zaterminowany wtykami pozłacanymi uzyskuje się inne (w pewnym stopniu) brzmienie niż z wtykami pokrytymi rodem. Sam dobór wtyków także ma znaczenie i wcale niekoniecznie są to zawsze te najbardziej znane/popularne.
Sprawdzałem to na własnej skórze zarówno z kablami zasilającymi, jaki i interkonektami i mogę potwierdzić, iż nie jest to bynajmniej czcza przechwałka, ale coś, co łatwo można usłyszeć. W ramach ciekawostki napiszę, iż jednym z najciekawszych kabli w ofercie DL Custom Audio jest pochodzący z topowej serii 3D/R kabel głośnikowy o nazwie 3DR-Custom Two-in-One Connect. Mimo bowiem, iż jest on pojedynczy (a nie do bi-wiringu), na każdym końcu ma po cztery wtyki. Dwa z nich są pozłacane, a dwa rodowane (standardowo dwa to widełki, dwa to banany). Dopiero kombinacja wszystkich daje określone, znakomite efekty brzmieniowe, a wpięcie jedynie dwóch z nich, wyraźnie pogarsza brzmienie.
W swojej ofercie pan David Laboga ma również kable cyfrowe i to od nich zacząłem swoją przygodę z jego produktami. Pierwszym jaki testowałem, był kabel USB Expression Emerald. Tak, to poprzednik testowanego obecnie Emeralda mk II. Oferta kabli USB i LAN DL Custom Audio podzielona jest na trzy poziomy, a Emerald to ten otwierający ofertę. Kabel ów zaimponował mi wówczas swoją muzykalnością i naturalnością (oczywiście to skrót myślowy - chodzi mi o wpływ na brzmienie w porównaniu do stosowanych wcześniej kabli USB) na tyle, że dwie sztuki nabyłem do własnego systemu. Później testowałem jeszcze topowy model Ruby USB potwierdzając w praktyce, że charakter brzmienia obu modeli jest podobny, ale klasa, szlachetność tego ostatniego, znacząco wyższa. Model ten jest jednakże dużo droższy i dlatego pozostałem przy Emeraldzie.
Następny w kolejce do testów był środkowy model kabla LAN, Digital Sound Wave Sapphire Ethernet. Historia powtórzyła się - znowu zagrał zdecydowanie lepiej niż używane przeze mnie wcześniej kable, więc dwa egzemplarze tego modelu zagościły na stałe w moim systemie referencyjnym. Nazwy modeli USB i LAN wywodzą się od nazw kamieni szlachetnych. Dodam jeszcze, iż model środkowy i najwyższy (Sapphire i Ruby) wykańczane są elegancką, śliczną skórą o odpowiadających nazwom kolorach, a przy ich wtykach umieszczany jest malutki kamyk. Można się ze mną zgodzić, albo nie, ale moim zdaniem to najpiękniejsze, najlepiej wykończone kable audio jakie znam. Nic więc dziwnego, że podbijają wiele wymagających rynków na świecie.
Czy może być lepiej?
Po kilku latach doświadczeń pan David Laboga opracował sposób na ulepszenie swoich i tak przecież znakomitych kabli USB. Prace skupiały się również na poprawieniu ich kompatybilności z wszelkimi urządzeniami dostępnymi na rynku. Faktem bowiem, o którym się za często nie mówi, jest to, że starając się osiągnąć najlepsze możliwe brzmienie producenci urządzeń audio wyposażonych w interface USB, balansują często na granicy opracowanych dla takich połączeń standardów (albo je przekraczają). W pewnych przypadkach i okolicznościach może to powodować problemy z komunikacją między połączonymi urządzeniami, z czym nawet najlepsze i najdroższe kable USB wielu marek nie zawsze sobie radzą. Kable spełniające standardy, takie jak proponowane przez DL Custom Audio, mogą w przypadku takich urządzeń mieć problemy z uzyskaniem bądź utrzymaniem łączności, co w przypadku odtwarzania muzyki jest nieakceptowalne.
Zdarza się to bardzo rzadko i zwykle nie jest winą producentów kabli, ale pan David postawił sobie za cel wyeliminowanie nawet owych sporadycznych przypadków. Jak twierdzi, wersje mk II Emeralda, Sapphire i Ruby mają nie dość, że poprawiać brzmienie płynące ostatecznie z głośników, to jeszcze być niewrażliwe na zakłócenia uziemienia, z których brały się wspomniane problemy. Dlatego właśnie, choć ja takowych problemów nie doświadczałem, przysłał mi wersję mk II Emeralda. Chodziło po pierwsze o to, że miał on pozwalać uzyskać jeszcze lepsze, bardziej wyrafinowane brzmienia, a po drugie, mnie, jako recenzentowi, zdarza się wykorzystywać kable USB w testach różnorodnych urządzeń, więc kabel wykorzystujący nowe rozwiązania pozwalające uniknąć ewentualnych problemów z jakimiś testowanymi urządzeniami był mile widziany.
O budowie kabli ich konstruktor pisze niewiele. Wszystkie wykonywane są ręcznie i wszystkie są testowane fabrycznie przed wysłaniem ich do klienta. Informacje dotyczące Emeralda mk II, podobnie jak w przypadku jego poprzednika, ograniczają się właściwie jedynie do stwierdzenia, iż przewodnikiem w nich stosowanym jest wysokiej czystości miedź beztlenowa. Do terminacji stosowane są natomiast klasowe wtyki z pozłacanymi stykami. Całość ubrana jest w ładną zieloną (pewnie emeraldową, ale jako przedstawiciel płci brzydkiej rozróżniającej góra 10 kolorów pozostanę przy zielonym) koszulkę.
Co do różnic w budowie między dwiema generacjami Emeralda, dowiedziałem się jedynie tyle, że są. Jakie? To pozostaje firmową tajemnicą. Jakość wykonania i wykończenia są bez zarzutu, choć oczywiście urodą ten model ustępuje nieco wyższym obleczonym w skórzane koszulki. Kabel dostarczany jest w niewielkiej, drewnianej skrzyneczce wraz z certyfikatem autentyczności. Wtyki na czas transportu zabezpieczane są dodatkowymi malutkimi torebkami materiałowymi. Choć w kategoriach audiofilskich jest to kabel niezbyt drogi, już z nim ma się wrażenie obcowania z klasowym produktem. Uwaga praktyczna - to kabel dość giętki, więc nie będzie sprawiał problemów z instalacją w systemie. Standardowo Emerald mk II oferowany jest w długościach 0,30, 0,50, 1, 2 i 3m. Standardowa terminacja to wtyk typu A na jednym końcu, a typu B na drugim, acz inne opcje dostępne są na zamówienie.
Brzmienie
Do brzmienia oryginalnego Emeralda zdążyłem się przyzwyczaić, w końcu używam go ponad 2 lata i pomimo upływu czasu niezmiennie je doceniam nawet na tle wielu dużo droższych konkurentów. Od czasu, gdy stał się elementem mojego systemu referencyjnego, miał okazję grać z wieloma serwerami i transportami plików po jednej stronie i przetwornikami cyfrowo-analogowymi z wejściem USB po drugiej. Choć wiem, że są jeszcze lepsze kable na rynku, choćby topowy Ruby tej samej marki, to, mówiąc szczerze, właściwie nie czuję potrzeby wymiany Emeralda, gdyż ten daje mi wszystko, czego oczekuję. Po upgradzie mojego DACa, LampizatOra Pacific do wersji 2, która okazała się zaskakująco dużym krokiem w stronę topowego Horizona tej marki, nadal nie poczułem chęci zmiany kabla USB mimo, że chwilowo mam do dyspozycji także wspomnianego Ruby (w pierwszej wersji). Powtórzę raz jeszcze - ten ostatni jest wyraźnie lepszy, bardziej wyrafinowany, ale kosztuje sporo więcej.
Pan David zasugerował jednakże, że koniecznie powinienem posłuchać wersji mk II bo raz, że pewną poprawę powinienem usłyszeć, a dwa, że jako recenzent używam kabla z różnymi urządzeniami, a konstrukcja mk II sprawia, że jakiekolwiek problemy z kompatybilnością są jeszcze mniej prawdopodobne. Zabrałem się więc do porównań zarówno do oryginalnego Emeralda, jak i Ruby też w pierwszej wersji. Wszystkie kable przesyłały sygnał z mojego customowego serwera wyposażonego m.in. w kartę JCAT USB Card XE wspartą dodatkowo zasilaczem Ferrum Hypsos w wersji Signature, do wejścia LampizatOra Pacific 2, ale i do innego znakomitego DACa, Brinkmanna Nyquist mk II. Dalej sygnał interkonektem niezbalansowanym Soyaton Benchmark trafiał do integry GrandiNote Shinai, która przez kable głośnikowe Soyaton Benchmark napędzała kolumny GrandiNote MACH4.
Coż się okazało? Przede wszystkim od razu słychać było owo wspólne DNA wszystkich trzech kabli USB marki DL Custom Audio. Każdy z nich jest niezwykle muzykalny, gładki, spójny, płynny i naturalny - albo po prostu niezwykle analogowy. Nie jest tajemnicą, że dla mnie wzorcem numer jeden jest muzyka grana na żywo, a ulubionym nośnikiem jest płyta winylowa (taśma na szpuli może zabrzmieć jeszcze lepiej, ale nie posiadam magnetofonu, więc to jedynie uczucie platoniczne).
W urządzeniach cyfrowych, także kablach, szukam więc podobnego efektu, jak najbardziej przypominającego żywą muzyką, czyli naturalnego i energetycznego, żywego, nie rażącego mnie niczym brzmienia, takiego, którego słucha się z przyjemnością i zaangażowaniem. Najlepszy w takim przekazie, czyli oferujący najlepszą rozdzielczość, najlepiej wypełniający i dociążający dźwięk, najlepiej nasycający go energią przy zachowaniu doskonałej płynności i spójności, był oczywiście Ruby. Jednakże tańsze kable z oferty bynajmniej nie ustępowały mu aż tak bardzo, jak sugeruje różnica w cenie. Z nimi nadal otrzymałem klasowe, niezwykle angażujące brzmienie.
Powrót z Ruby do Emeraldów nie był bardzo bolesny. A to dlatego, że ciągle miałem do dyspozycji ową rewelacyjną płynność i spójność, a energia grania wciąż była wysoka, instrumenty miały oddech, a wokół nich było mnóstwo powietrza. Świetnie oddana była akustyka pomieszczeń, tzn. tam, gdzie dobrze ją uchwycono w nagraniach. Emerald budował dużą scenę w każdym z wymiarów. Nagrania koncertowe, ale i te, w których przestrzeń wykreowano w studio, wypadały spektakularnie, choć renderowana przestrzeń nie była wyolbrzmymiana. Dlatego właśnie nagranie Michela Godarda z wariacjami na temat muzyki Monteverdiego nagrane w Opactwie Noirlac, czy moja ulubiona "Carmen" z Leontyne Price w roli głównej i dyrygującym Karajanem, zabrzmiały tak znakomicie, tak realistycznie w zakresie nie tylko barwy, energii i dynamiki, ale i wykreowania ogromnej przestrzeni, na której rozgrywały się wydarzenia.
Nie brakowało mi w tym graniu wybrzmień, nie były one skracane, dobrze zaprezentowana została gradacja planów. Mocną stroną podstawowego kabla USB (obu wersji) DL Custom Audio było obrazowanie. Nie miały one żadnych kłopotów z ponadprzeciętnie dobrą lokalizacją źródeł pozornych, z ich trójwymiarowym, namacalnym budowaniem na scenie. Ich rozdzielczość była bardzo, bardzo dobra dzięki czemu w dobrych nagraniach można było usłyszeć mnóstwo drobnych detali i smaczków. Co właściwie najważniejsze, pięknie i naturalnie pokazywana była barwa instrumentów, co w połączeniu z wszystkimi wymienionymi wcześniej cechami przekładało się na ową nadzwyczajną naturalność brzmienia. To z kolei sprawiało, że wielogodzinne sesje odsłuchowe były czystą przyjemnością i nie wywoływały u mnie żadnego zmęczenia.
Rodzaj muzyki nie ma większego znaczenia, bo wszystkie aspekty brzmienia prezentowane są na minimum dobrym, a większość na bardzo dobrym poziomie.
Ważnym elementem, o którym już wspominałem, ale który chciałbym raz jeszcze podkreślić, jest wysoki poziom energii tego grania. To właśnie ten element, który najbardziej traci, w porównaniu do muzyki na żywo, w procesie nagrywania. A jednak są komponenty audio, które potrafią część utraconej w trakcie całego skomplikowanego ciągu wydarzeń, energii niejako odzyskać.
Kable DL Custom Audio, których do tej pory słuchałem, wszystkie (!), zarówno cyfrowe, jak i analogowe, należą do tej właśnie grupy. Dlatego też, gdy słuchałem mocniejszego jazzu z sekcjami dętymi, albo rockowych nagrań elektrycznych, nadal czułem bliskość doświadczeń pamiętnych z koncertów. Trąbka potrafiła zagrać odpowiednio ostro, mocne wejścia całych sekcji dętych w nowoorleańskim jazzie stawiały mnie do pionu, a elektryczne szaleństwa gitarowych gigantów podnosiły mi poziom adrenaliny i energii niczym dobre espresso. Emerald w wersji mk II, w jeszcze nawet większym stopniu niż oryginalny, imponuje uniwersalnością.
To nie jest kabel do określonego rodzaju muzyki - właściwie każdy sygnał przekazuje z taką samą wiernością i precyzją, czy będzie to delikatny wyrafinowany jazz, melancholijny wokal Evy Cassidy, czy szaleństwa Trombone Shorty, ale i Aerosmith, czy AC/DC. Rodzaj muzyki nie ma większego znaczenia, bo wszystkie aspekty brzmienia prezentowane są na minimum dobrym, a większość na bardzo dobrym poziomie. W porównaniu, Ruby potrafi zejść z basem ciut niżej i mocniej go dociążyć i precyzyjniej zdefiniować, a z kolei na górze słychać z nim jeszcze większą szlachetność i delikatną słodycz. Emerald mk II robi to wszystko jednakże także świetnie, tyle że po prostu ciut gorzej, kosztując jednakże sporo mniej. Wszystkie jego zalety perfekcyjnie łączą się w wyjątkowo spójną, płynną całość (powtarzam się, ale to jedne z ważniejszych cech kabli DL Custom Audio). Czy mk II jest w tym lepszy od poprzednika? Ano właśnie, czas spróbować wskazać różnice między testowaną, a oryginalną wersją.
Jak mi powiedział pan David Laboga, konstruując nową wersję skupił się na eliminacji zakłóceń przekazywanych po żyle uziemienia. Może się wydawać, że skoro nie mówimy o żyle sygnałowej, nie będzie to miało wpływu na brzmienie. Faktycznie różnice nie są wielkie, więc aktualni posiadacze pierwotnej wersji Emeralda mogą spać spokojnie. To nie jest tak, że muszą natychmiast dokonać upgradu do mk II. Tu mała dygresja - upgrade jest możliwy, acz de facto oznacza, odesłanie starego kabla do producenta, który z kolei dostarczy nowy (fizyczny upgrade danej sztuki nie jest możliwy).
Koszt takiej operacji to dopłata w wysokości 35% do ceny oryginalnego kabla (kwota będzie zależeć od długości). Oczywiście ci, którzy zawsze szukają możliwości wydobycia ze swojego systemu maksimum jego możliwości, zakładając że nie chcą dopłacać do Sapphire albo Ruby, będą musieli się na dopłatę zdecydować i odczują różnicę.
Podstawowe, co nie znaczy, że wielkie różnice, które udało mi się usłyszeć między nową a starszą wersją Emeralda, to jeszcze czarniejsze tło (tak postrzegamy niższy poziom zakłóceń), które przekładało się na łatwiejszą dostępność, czy większą wyrazistość drobnych detali i subtelności. Nie oznacza to, że były one wypchnięte do przodu, żeby skupiały na sobie uwagę, ale po prostu miałem wrażenie, że jest ich więcej (co nie było prawdą, lepiej je było słychać, ale ilość wcale nie wzrosła).
Czarniejsze tło przekładało się również na odrobinę większe nasycenie/intensywność barwy, na niewielką, ale możliwą do usłyszenia poprawę w zakresie mikrodynamiki, na jeszcze lepszą trójwymiarowość i namacalność źródeł pozornych, a co za tym idzie na bardziej przekonujące wrażenie ich obecności. Raz jeszcze powtórzę, nie są to zmiany tak duże, by natychmiast szukać funduszy na upgrade oryginalnych Emeraldów, ale wystarczające, by po ich usłyszeniu poważnie taką inwestycję rozważyć.
Podsumowanie
Dla mnie spotkanie z kablem USB DL Custom Audio Emerald mk II było okazją do porównania z oryginalną wersją, którą posiadam i którą bardzo wysoko oceniam. Osobom, które polskiej marki nie znają, polecam zapoznanie się z jej ofertą, bo znajdziecie w niej produkty, które śmiało mogą stawać w szranki ze znanymi światowymi konkurentami zwykle kosztując mniej. Emerald mk II to kabel USB, który sprawdzi się w wielu systemach, także tych bardzo wysokiej klasy. Oczywiście pod warunkiem, że nie szukacie wybitnej analityczności, dzielenia przysłowiowego włosa na czworo, skupiania się na detalach, ale raczej naturalności, płynności i spójności.
Ważną cechą przemawiającą za testowanym kablem będzie również łatwość z jaką angażuje on słuchaczy, sposób w jaki pozwala na nawiązanie emocjonalnej więzi z muzyką i jej wykonawcami. Nie brakuje w tym graniu energii, a wysoka rozdzielczość dostarcza dużą ilość informacji. To wszystko złoży się w organiczną wręcz i, nie mogę uniknąć użycia tego określenia, analogową całość.
Jeśli do tej pory brzmienie muzyki z plików nie satysfakcjonowało Was, bo było zbyt cyfrowe, czyli szorstkie, czy suche, to kable DL Custom Audio, których przedstawicielem jest Emerald mk II, o ile oczywiście reszta systemu na to pozwoli, powinny popchnąć brzmienie w stronę dobrze nagłośnionych (albo nienagłośnionych) koncertów, lub płyt winylowych. Myślę, że miłośnicy tych ostatnich będą szczególnie usatysfakcjonowani. A jeśli szukacie jeszcze większego wyrafinowania sięgnijcie po wyższe modele - Sapphire, albo topowy Ruby. Charakter brzmienia pozostanie podobny, ale docenicie jeszcze większe wyrafinowanie prezentacji. Jeśli o mnie chodzi to ja wymieniam oryginalnego Emeralda na wersję mk II i to ona od teraz będzie elementem mojego systemu referencyjnego.