Wzmacniacz słuchawkowy RH-5 jest jak dotąd jedynym tego typu urządzeniem w ofercie Rogue Audio. Podobno powstał przez przypadek, żeby nie powiedzieć kaprys właściciela firmy. Nie mogąc znaleźć head-ampa spełniającego określone wymagania, Mark O'Brien postanowił zaprojektować go sam. W efekcie powstał wzmacniacz uniwersalny, wydajny i zbalansowany, potrafiący wysterować większość (jeśli nie wszystkie) słuchawek dostępnych na rynku.
Budowa
Design RH-5 może się podobać. Choć urządzenie jest całkiem spore, to jednak wciąż mniejsze od pełnowymiarowych komponentów Rogue'a, co dobrze koresponduje z przyjętymi rozwiązaniami stylistycznymi. Owalne wycięcie w czołówce, w którym umieszczono wyświetlacz OLED z błękitną czcionką, w kompaktowym wydaniu wygląda lepiej niż np. we wzmacniaczu Pharaoh II. Nawet wycięte laserowo pod displejem litery z nazwą producenta wyglądają jakby zgrabniej, przyjemniej dla oka.
Po lewej stronie ścianki przedniej umieszczono trzy wyjścia słuchawkowe: dwa Neutriki (są dwufunkcyjne, tzn. mogą służyć zarówno jako wyjścia 3-pinowe, jak i niezbalansowane 6,3mm) oraz zbalansowane gniazdo 4-pinowe. Prawą stronę zajmuje pokrętło głośności i jednocześnie wygaszacz wyświetlacza (w tym celu gałkę należy wcisnąć) oraz cztery okrągłe przyciski: selektor wejścia (Sel), wyciszenie (Mute), wzmocnienie (Gain; stopień wzmocnienia można regulować w trzech krokach: 3dB, 12dB i 16dB) i włącznik (Power). Na wspomnianym wcześniej wyświetlaczu pojawiają się przydatne informacje dotyczące rodzaju aktywnego wejścia, poziomu wysterowania (aż 180 kroków), a także wzmocnienia (pozycje 1, 2, 3 odpowiadające wymaganiom słuchawek o wysokiej, średniej i niskiej czułości).
Na tylnym panelu oprócz śruby masowej, gniazda zasilającego i głównego włącznika znalazł się zestaw niezbędnych złączy. Trzem wejściom RCA towarzyszy wyjście pre-out w tym samym standardzie, zaś wejściu zbalansowanemu XLR – wyjście tego samego typu. Oznacza to, że RH-5 może pracować jako przedwzmacniacz. Ponadto producent przewidział możliwość zamontowania wewnątrz RH-5 płytki z przedwzmacniaczem korekcyjnym dla gramofonu (MM/MC; możliwość wyboru jednego z dwóch stopni wzmocnienia: 43dB lub 58dB).
Wnętrze RH-5 wygląda schludnie i typowo dla Rogue'a. Cały układ znalazł się na jednej płytce drukowanej. Dwa transformatory toroidalne, umieszczone jeden na drugim, zasilają sekcje lampową i tranzystorową. Za filtrację napięcia odpowiadają trzy duże (470µF) i sporo mniejszych kondensatorów Nichicona. Po prawej stronie (patrząc od frontu) ulokowano dwie podwójne triody 12AU7 (ECC82) tworzące stopień wejściowy (bezpośrednio nad nimi w obudowie znajduje się otwór wentylacyjny zabezpieczony metalową siatką). Podobnie jak w innych hybrydach Rogue'a, pracują one w układzie określanym jako "mu-follower" (stopień odwracający charakteryzujący się wysokim wzmocnieniem i niską impedancją wyjściową). Na wyjściu zastosowano tranzystory MOSFET, które pozwalają uzyskać moc 3,5 wata. Oznacza to, że RH-5 powinien bez większych problemów wysterować nawet najbardziej wymagające słuchawki dostępne na rynku.
Plastikowy, poręczny pilot wyposażono w siedem przycisków, pozwalając tym samym na zdalną zmianę głośności i wybór źródła, a ponadto wyciszenie (Mute) oraz wygaszenie wyświetlacza.
Jakość dźwięku
RH-5 to wzmacniacz o wyrazistym charakterze, oferujący brzmienie uporządkowane, angażujące dynamicznie, o wzorowej równowadze tonalnej i wysokim stopniu przezroczystości zarówno na muzykę, jak i podłączone słuchawki.
Emocjonujący przekaz, jaki zapewnia RH-5, jest w dużej mierze oparty na ekspresji mikrodynamicznej i żywych barwach.
Bas head-ampa jest szybki, zwarty i jednocześnie całkiem potężny. Spodobała mi się zwłaszcza jego konturowość. Nawet na takich słuchawkach, jak GR-1 Emotivy czy 660 S2 Sennheisera, które zaokrąglają niskie tony i rozmiękczają nieco barwy, doskonale było słychać krawędzie każdego szarpnięcia strun gitary basowej (Richard Bona "Tumba La Nyama"). Bas RH-5 jest więc bardzo dobrze artykułowany, a ponadto świetnie "trzyma" balans tonalny – inne instrumenty nie mają problemu z przebiciem się przez ścianę niskich dźwięków i zaznaczeniem swojej obecności.
Podobne odczucia dotyczące wyrazistości i dobrego zaznaczania krawędzi dźwięków towarzyszą słuchaniu instrumentów operujących głównie w średnicy. Prezentacja tej części pasma sprawia wrażenie ożywionej, aczkolwiek nie jest to związane z podkreśleniem sybilantów czy akcentowaniem transjentów. Z pewnością nie brakuje tu wypełnienia, absolutnie nie można też powiedzieć, że barwy są suche czy chude – są ożywione, może nawet nieco ekspresyjne, ale nie podostrzone. Bardzo wyraźnie odtwarzane są wokale (Diana Krall "Turn Up The Quiet"; FLAC 24/96), a bezbłędne różnicowanie barw pozwala na swobodne rozróżnianie instrumentów.
Emocjonujący przekaz, jaki zapewnia RH-5, jest w dużej mierze oparty na ekspresji mikrodynamicznej i wspomnianych już żywych barwach. Elementy te są charakterystyczne m.in. dla wysokich tonów, finezyjnych i soczystych, i – jak sądzę – "odsyłają" do lamp pracujących w przedwzmacniaczu. Brzmienie klarnetu czy np. saksofonu sopranowego zyskuje dzięki nim na energetyczności, klarowności i gładkości wybrzmień, z alikwotami tworzącymi płynne smugi. Podobnie perkusyjne "blachy" – płyta "Remembrances" Henryka Miśkiewicza odsłuchana na słuchawkach Charybdis marki Erzetich ujawniła ogromne bogactwo niuansów, fenomenalną obecność i namacalność instrumentów. W prezentacji tych dwóch komponentów (połączenie symetryczne; uzupełnienie systemu stanowił odtwarzacz CD/DAC TEAC VRDS-701) nie zabrakło rozdzielczości, muzykalności, dynamiki, bezpośredniości i plastyczności – cech, które koegzystują w brzmieniu dość rzadko, a które są gwarantem prawdziwie wysokiej wierności.
Podsumowanie
RH-5 to wzmacniacz przezroczysty, niezniekształcający dźwięku, muzykalny, dynamiczny i rozdzielczy. Warto, a nawet trzeba go posłuchać!