"Sit, relax and enjoy" – zachęca w instrukcji obsługi swojego flagowego modelu słuchawek planarnych Charybdis słoweński producent Erzetich, za którym stoi człowiek o wielu talentach, tj. Blaz Erzetich. Ten utalentowany inżynier, muzyk, grafik, fotograf i designer czerpie pełnymi garściami z mitologii greckiej, na której opiera nazewnictwo swoich produktów, czego dowodzą wzmacniacze Medousa, Deimos i Scylla czy opisane poniżej słuchawki Charybdis.
W mitologicznym bestiariuszu Charybdis, czyli Charybda to córka Posejdona i Gai, ukarana przez władcę Olimpu i zamieniona w potwora morskiego. Brzmi to dość złowrogo, ale na szczęście nie ma nic wspólnego z dźwiękiem tak nazwanych słuchawek.
Budowa
W przeciwieństwie do modelu Phobos z obudowami wykonanymi ze starzonego drewna lipy, Charybdis nie wyglądają "wintydżowo", tylko industrialnie. To zasługa grubych, masywnych, ośmiokątnych aluminiowych muszli wykonanych metodą frezowania CNC, w których z zewnątrz wycięto szczeliny tworzące kształt krzyża – znak, że mamy do czynienia z konstrukcją otwartą. Muszle spina pałąk składający się z cienkiego płata włókna węglowego oraz perforowanej opaski, który za pośrednictwem prętów pełniących funkcję prowadnic przechodzi w metalowe, widłowe chwytaki. System regulacji jest prosty, ale skuteczny, choć pozbawiony podziałki, która ułatwiłaby równe rozstawienie muszli.
Do dolnych rantów ośmiokątnych obudów przykręcono gniazda mini-XLR w plastikowych obudowach. Elementy te we wcześniejszej wersji tego modelu wyglądały inaczej, co można jeszcze zobaczyć na oficjalnej stronie produktu (z każdej muszli zwisał kilkucentymetrowy odcinek zamontowanego na stałe kabla z przyłączami). Dołączony do słuchawek kabel o długości dwóch metrów składa się z dwóch żył, prawdopodobnie solid core, łączących się w tulejce z włókna węglowego w jeden przewód w czarnym błyszczącym oplocie. Na jednym z zakończeń znajduje się czerwona koszulka termokurczliwa oznaczająca kanał prawy (słuchawki nie mają oznaczeń R/L, konstrukcja jest w pełni symetryczna).
Duża i stosunkowo ciężka konstrukcja nie należy do najwygodniejszych na świecie, choć całkiem pewnie spoczywa na głowie. Komfort z pewnością poprawiają pady obszyte sztuczną skórą, miękkie i grube (w metalowej walizce, w której dostarczane są słuchawki, znajdują się także cieńsze welurowe poduszki zapasowe).
Informacji o przetwornikach jest jak na lekarstwo. Na poświęconej Charybdom stronie zamieszczono właściwie tylko jedną przydatną informację: o 43-omowej impedancji. Skuteczności i pasma można się tylko domyślać. Dowiadujemy się tam również, że słuchawki poddano fabrycznemu, 12-godzinnemu wygrzewaniu i że najlepiej podłączać je do firmowych wzmacniaczy: tranzystorowej Scylli lub lampowej Medousy.
Jakość brzmienia
Charybdy nie zawiodły moich oczekiwań – podłączone do wzmacniacza Rogue Audio RH-5, zagrały bardzo atrakcyjnym dźwiękiem, zarezerwowanym dla słuchawek najwyższej klasy. Oznacza to m.in. znakomicie wyrażone skraje pasma i wyrównaną, a przy tym nieprzeciętnie komunikatywną średnicę.
Wypada zacząć od tego, że flagowce Erzeticha doskonale radzą sobie z każdym rodzajem muzyki. W odpowiednim repertuarze (np. Depeche Mode "Scum", FLAC 24/44,1) ich bas jest całkiem masywny, aczkolwiek siła impulsów jest wyczuwalna dopiero wtedy, gdy zrobi się naprawdę głośno. No ale co to są za impulsy! Niskie tony są świetnie kontrolowane, rytmiczne, zróżnicowane pod względem barwy, ale nade wszystko genialnie wcielone w przekaz, dzięki czemu łatwo skupić się nie tylko na nich samych, ale też na całości brzmienia, docenić jego harmonijność i spójność.
Drugi skraj pasma także jest wyjątkowo dopieszczony, więc żaden szczegół nie umknie naszej uwadze. Jednocześnie Charybdy są dość swobodne, nie starają się uwypuklać wszelkich detali, góra jest w nich znakomicie zdefiniowana, a do tego przewiewna. Dzięki temu brzmienie zyskuje na lekkości, bezpretensjonalności oraz naturalności. Nie jest ofensywne, dominuje kultura i (znowu!) spójność, dojrzałość przekazu.
Właściwe nasycenie w środku pasma sprawia, że instrumenty, zwłaszcza akustyczne, brzmią bardzo realistycznie.
W takim "otoczeniu" znajduje się średnica – komunikatywna i wzorowo po obu stronach zszyta z resztą dźwięków. Dzięki niej odkrywamy, że w brzmieniu słoweńskich słuchawek oprócz rozdzielczości, precyzji i dynamiki drzemią także całkiem spore pokłady muzykalności, która przejawia się przede wszystkim w nasyceniu barw. Znowu kłania się umiejętność do zachowania jednolitego charakteru brzmienia w całym paśmie, co moim zdaniem jest największym atutem opisywanych słuchawek. Właściwe nasycenie w środku pasma sprawia, że instrumenty, zwłaszcza akustyczne, brzmią bardzo realistycznie.
Po przetestowaniu zaledwie dwóch modeli z oferty Erzeticha nie powinienem chyba jeszcze pisać, że zjawiska przestrzenne to już wizytówka tej firmy, niemniej także w Charybdach ten aspekt brzmienia doprowadzono niemal do perfekcji. Podobnie jak w przypadku modelu Phobos V2021, mamy tu do czynienia ze znakomitą, trójwymiarową przestrzenią, niespotykaną czytelnością, bez zbitki planów i uczucia dźwięku uwięzionego między uszami. Efekt jest tak niezwykły, że chwilami wydaje się, jakby w tej dostępnej ludzkiemu zmysłowi przestrzeni dokonywano jakichś osobliwych "eksperymentów". Nic dziwnego, że twórca tych słuchawek tak niechętnie dzieli się ze światem szczegółami na temat ich budowy. Pod tym (ale nie tylko tym) względem słoweńskie słuchawki mogą być wzorem do naśladowania.
Podsumowanie
Erzetich Charybdis to jedne z najbardziej udanych słuchawek w swojej klasie. Osoby szukające "nauszników" o spójnym, rozdzielczym, przestrzennym, nasyconym, a zarazem lekkim brzmieniu powinny wpisać je na listę kandydatów do obowiązkowego odsłuchu. Ponownie – zasłużona rekomendacja!