s-e-r-v-e-r-a-d-s-3

hi-fi

GrandiNote Supremo

test |
Wzmacniacz zintegrowany - GrandiNote Supremo Wybór Redakcji

Przetestowaliśmy topową integrę włoskiego konstruktora Maxa Magri, model GrandiNote Supremo.

Jako wieloletni posiadacz znakomitego wzmacniacza zintegrowanego GrandiNote Shinai pracującego w klasie A byłem ciekawy jak gra jeszcze droższy model tej włoskiej marki. Doczekałem się i topowa integra Maxa Magri wylądowała w moim systemie. Tak się składa, że Max i ja jesteśmy prawie w tym samym wieku. Może dlatego, gdy spotkaliśmy się lata temu na monachijskiej wystawie od początku dobrze się dogadywaliśmy pomimo ograniczeń wynikających z bariery językowej.

A może to wspólne uwielbienie dla brzmienia urządzeń lampowych było za to odpowiedzialne? Jak to lampowe, zapytacie, bo przecież Grandi Note produkuje urządzenia tranzystorowe. Zgadza się, niemniej Max, podobnie jak ja, od zawsze kocha lampowe brzmienie. Jest inżynierem z dyplomem uniwersyteckim w dziedzinie elektroniki, a swój pierwszy wzmacniacz zaprojektował i zbudował jeszcze przed ukończeniem studiów. I był to wzmacniacz lampowy, gwoli ścisłości.

Wielu projektantów zaczynało swoją przygodę z audio w podobny sposób, tyle że Max od samego początku postanowił zrobić wszystko po swojemu. Szybko nauczył się, że jakość brzmienia każdego wzmacniacza lampowego w dużym stopniu zależy od klasy transformatorów wyjściowych. Dlatego też, nawet na potrzeby wspomnianego pierwszego projektu, opracował i zbudował własne trafa. Jak sam mówi, to stało się podstawą założenia, w 2005 roku, firmy GrandiNote i jej flagowej technologii nazwanej Magnetosolid.

Zanim to nastąpiło, bo już w 2000 roku, Max "nawrócił się" na technologię półprzewodnikową, przynajmniej pod względem czysto technicznym. Projekty, które opracowuje od tego czasu, nadal opierają się na układach lampowych charakteryzujących się maksymalną prostotą. Tyle tylko, że lampy zastępuje tranzystorami. Efektem prac jest całkiem spora oferta marki GrandiNote, zawierająca wzmacniacze zintegrowane i końcówki mocy pracujące w klasie A, bez sprzężenia zwrotnego, o stosunkowo(!) niskiej mocy wyjściowej, a także przedwzmacniacze, w tym gramofonowy, streamer z DAC-iem. Niejako osobną gałęzią działalności, choć doskonale uzupełniającą elektronikę, są kolumny.

GrandiNote Supremo

Wzmacniacze, o których mowa, oferują wiele najlepszych cech topowych konstrukcji lampowych, ale uzupełniają je również o kluczowe zalety półprzewodnikowych, co w mojej ocenie daje doskonałe efekty. Nawet najnowsza konstrukcja o nazwie SOLO, którą Max zaprezentował w 2023 roku na wystawie High End Show w Monachium, a która otwiera, jak się wydaje, nową erę dla GrandiNote zarówno pod względem konstrukcji wewnętrznej, jak i zewnętrznej, wciąż jest urządzeniem pracującym w klasie A, bez sprzężenia zwrotnego. Po prostu wygląda lepiej, oferuje wyższą moc i wygodę wynikającą z obsługi za pomocą ekranu dotykowego.

Wszystkie wzmacniacze wykorzystują własną, opracowaną przez Maxa Magri technologię o nazwie Magnetosolid. A cóż to takiego? Pozwolę sobie przytoczyć wyjaśnienie konstruktora:

Magnetosolid to połączenie dwóch słów MAGNETO i SOLID. Magneto pochodzi od elementów ferromagnetycznych, a więc transformatorów wyjściowych, zaś Solid to komponenty półprzewodnikowe. Transformatory są konsekwencją naszych schematów zainspirowanych schematami wzmacniaczy lampowych.

Warto bowiem zwrócić uwagę, iż poza pracą w klasie A, brakiem sprzężenia zwrotnego, bezpośrednim sprzężeniem stopni wzmocnienia i konstrukcją typu dual-mono, wzmacniacze GrandiNote wykorzystują transformatory wyjściowe, co jest dość rzadkim rozwiązaniem w przypadku konstrukcji półprzewodnikowych. Jak już wspomniałem, transformatory te zostały zaprojektowane i są wykonywane przez GrandiNote we własnym zakresie.

Wszystkie wzmacniacze Maxa Magri wykorzystują tę technologię, zarówno wersje zintegrowane, jak i końcówki mocy, ale i wśród nich występuje podział na dwie grupy. Są te, w których zastosowano podstawowe transformatory GrandiNote (acz to określenie jest pewnym niedopowiedzeniem, bo już one są znakomite!), czyli te, które znalazły się choćby w moim Shinai, oraz droższe modele z tzw. transformatorami VHP (Very High Performance). Te ostatnie, jak wskazuje nazwa, charakteryzują się jeszcze wyższą jakością, co ma mieć przełożenie na jeszcze lepsze brzmienie.

Tak brzmi teoria, czy też tak twierdzi producent, a jednym z celów tej recenzji było sprawdzenie, co dokładnie technologia VHP dodaje do "standardowego" rozwiązania Magnetosolid. Jak się już Państwo zapewne domyśliliście, Supremo, w przeciwieństwie do Shinai, należy do wyższej półki produktów GrandiNote i korzysta z transformatorów VHP.

Opracowanie tych ostatnich jest wynikiem ciągłych badań prowadzonych przez Maxa, który nieustannie szuka możliwości uzyskania jeszcze lepszego brzmienia. Jak można przeczytać na firmowej stronie internetowej:

Zdecydowałem się przetestować specjalny materiał do produkcji rdzeni magnetycznych transformatorów wyjściowych. Koszt tego specjalnego rdzenia jest bardzo, bardzo wysoki, ale jego wydajność jest niesamowita. Przy identycznej geometrii drutu (którym transformator jest nawijany, red.) z tym rdzeniem, indukcyjność pierwotna jest ponad 10 razy większa niż w przypadku zwykłego rdzenia! Współczynnik tłumienia jest wyższy, pasmo przenoszenia jest większe (w niskich i wysokich częstotliwościach), wokale są bardziej naturalne...

Brzmi to obiecująco, ale nawet taki fan twórczości Maxa Magri, jak ja, musi doświadczyć różnicy na własne uszy, by uwierzyć, że jest ona tak duża, jak sugeruje producent.

Budowa

Z zewnątrz, nawet wg. specyfikacji producenta, Supremo i Shinai niespecjalnie się różnią. Oba mają takie same wymiary i wage (ok. 40 kg). Jeśli nie mieliście do tej pory styczności z wzmacniaczami GrandiNote, zwróćcie uwagę, że to głębokość obudowy jest największym wymiarem, co oznacza, że do jego ustawienia potrzebny jest odpowiednio głęboki stolik, platforma, czy mebel. Proszę pamiętać, że praca w klasie A oznacza, iż wzmacniacz dość mocno się nagrzewa w trakcie pracy, więc należy zapewnić mu odpowiednią wentylację - odpadają więc zamknięte przestrzenie. Jeśli spojrzeć na fronty obu urządzeń, jedyną zauważalną różnicą jest nazwa modelu, poza tym są one identyczne. Znajdziecie tam wyświetlacz i sześć przycisków, które pozwalają regulować głośność, wybrać aktywne wejście, wyciszyć wyjścia (mute), a ostatni, "PRG" (być może program) pozwala wejść do menu. W nim można wybrać kilka dodatkowych opcji, w tym balans między kanałami, początkowy poziom głośności dla każdego wejścia i inne.

Rzut oka na tylny panel ujawnia jedyną znaczącą, widoczną gołym okiem, różnicę. Supremo posiada cztery wejścia liniowe, tak samo jak Shinai, ale w tym przypadku wszystkie są zbalansowane (XLR), podczas gdy tańszy model oferuje dwie pary XLR i dwie RCA. Warto również zwrócić uwagę na układ gniazd - te dla lewego kanału umieszczono w lewej (patrząc od tyłu) kolumnie, a te dla prawego, w prawej. Inna natomiast jest ich kolejność - złącza dla tego samego numeru wejścia nie znajdują się obok siebie. Nr 1 dla jednego kanału znajduje się na górze, a dla drugiego, na dole odpowiednich kolumn. W praktyce, jeśli po pierwszym podłączeniu źródła zaczniecie odtwarzać muzykę, a ta pojawi się tylko w jednym kanale, jest duża szansa, że z przyzwyczajenia źle podłączyliście kable sygnałowe. Jeszcze jedna istotna informacja - Supremo musi pracować z w pełni zbalansowanymi źródłami! Żadne przejściówki/kable RCA/XLR nie zadziałają. To znaczy, dźwięk będzie słyszalny, ale będzie mocno zniekształcony.

GrandiNote Supremo

Jeszcze jedna rzecz, która się nie zmieniła, to konieczność stosowania dwóch kabli zasilających. Wzmacniacze zintegrowane GrandiNote to tak naprawdę dwa wzmacniacze monofoniczne w jednej obudowie, stąd konieczność stosowania dwóch kabli zasilających. Pojedyncze złącza głośnikowe w Supremo są nieco inne (lepsze) niż w moim Shinai, ale ten ostatni ma już kilka lat, więc być może Max zmienił złącza wszystkich swoich wzmacniaczy, albo zastosował te wyższej jakości dla Supremo. Cała obudowa spoczywa na takich samych metalowych nóżkach z zaokrągloną dolną częścią, co znacząco ogranicza powierzchnię styku, a tym samym przenoszenie drgań i sprawia, że urządzenie (mimo dużej masy) dość łatwo przesuwa się po powierzchni, na której jest ustawione.

Nawet pilot zdalnego sterowania jest mały, poręczny, metalowy (a gdy nabywałem Shinai oferowany był jeszcze z plastikowym) pozwalający regulować głośność, wyciszać wyjścia i wybierać wejścia, jest dokładnie taki sam dla obydwu włoskich integr. Żeby była jasność, nie jest to zarzut z mojej strony, tylko sprytne posunięcie producenta, który zaoszczędził trochę pieniędzy stosując te same komponenty w różnych modelach, jednocześnie inwestując tam, gdzie to naprawdę ma znaczenie, czyli w jakość dźwięku.

Na papierze, przynajmniej jeśli chodzi o specyfikację techniczną, różnice też są niemal pomijalne. Taka sama jest moc wyjściowa wynosząca 37W na kanał w klasie A. Supremo ma nieco szersze pasmo przenoszenia, ale nawet to w Shinai jest imponujące. Jedyny parametr, który może mieć istotne znaczenie, przynajmniej w przypadku niektórych, trudniejszych do napędzenia kolumn, to wyższy dla testowanej integry współczynnik tłumienia. Ten ostatni został zwiększony z >150 do >230. W przypadku wielu, jeśli nie większości kolumn GrandiNote, które są raczej łatwe do napędzenia, wyższy współczynnik tłumienia nie będzie miał większego znaczenia, ale w niektórych przypadkach, tych trudniejszych do napędzenia, może mieć znaczenie nawet przy tej samej mocy wyjściowej.

Nie jestem osobą, która z niecierpliwością zagląda pod pokrywę testowanego urządzenia, aby przestudiować konstrukcję i znaleźć dokładne różnice między modelami. Biorąc pod uwagę wagę oraz fakt, iż owa pokrywa w tym przypadku jest przymocowana kilkunastoma śrubami, z których część znajduje się pod spodem urządzenia, darowałem sobie zaglądanie do środka. Pozwólcie więc, że wykorzystam to, co Max przekazał mi na temat różnic między Shinai i Supremo. Jedna kluczowa różnica została już wspomniana - transformatory wyjściowe VHP stosowane w testowanym urządzeniu. Supremo jest jednym z modeli wyposażonych w te właśnie, jeszcze wyższej klasy komponenty, używane także np. w modelu Essenza.

GrandiNote Supremo

Ten ostatni plasuje się w ofercie między Shinai i Supremo, a więc pośrodku wzmacniaczy zintegrowanych umieszczonych w pojedynczej obudowie (nie licząc jeszcze SOLO). Podkreślam, że mowa o urządzeniach mieszczących się w pojedynczej obudowie, bo Max ma w ofercie również wzmacniacze zintegrowane rozdzielone na dwie obudowy. To jednakże historia na inną okazję. Choć Supremo dzieli z Essenzą transformatory wyjściowe VHP, to posiada inny, bardziej zaawansowany (oczywiście także w stosunku do Shinai) stopień przedwzmacniacza. Stopień wyjściowy, poza transformatorami, jest dokładnie taki sam we wszystkich trzech wzmacniaczach. Czy zatem lepsze transformatory wyjściowe i stopień przedwzmacniacza przekładają się na lepsze brzmienie w porównaniu do mojego Shinai? Przekonajmy się.

Jakość brzmienia

Wspominałem już o tym wiele razy - uwielbiam mój wzmacniacz Shinai. Kocham też mojego SET-a 300B i, co ciekawe, kocham je z tego samego powodu – brzmienia! Kiedy więc Max Magri mówi, że oferuje konstrukcje tranzystorowe zbudowane i brzmiące jak ich lampowe odpowiedniki, nie jest to tylko marketing. Myślę że wielu miłośników baniek próżniowych to potwierdzi. Także ja, człowiek beznadziejnie zakochany w lampowych SET-ach. Oczywiście nie twierdzę, że mój SET 300B (modyfikowany Art Audio Symphony II), i Shinai brzmią identycznie. Na moje ucho jednakże, oba dzielą wystarczająco dużo cech brzmienia, by mieć ze sobą znacznie więcej wspólnego niż niemal wszystkie inne znane mi nielampowe konstrukcje.

Łączy je to, co najważniejsze, czyli wyjątkowa muzykalność, naturalność i płynność brzmienia, co sprawia, że Shinai jest dobrą opcją dla każdego miłośnika SET-ów, który z jakiegokolwiek powodu chce lub musi używać wzmacniacza tranzystorowego zamiast lampowego, na przykład do napędzania bardziej wymagających kolumn. Moje doświadczenia z tym wzmacniaczem są takie, że jest on w stanie wysterować niemal każde kolumny. Co prawda mój pokój odsłuchowy nie jest duży (24m kw., ponad 3m wysokości), a muzyki słucham na rozsądnych poziomach głośności, ale wiele osób ma przecież podobne warunki. Pośród wszystkich kolumn, które testowałem w ciągu ostatnich kilku lat, tylko raz, czy dwa musiałem sięgnąć po mocniejszy wzmacniacz (dopasowanie charakterem to osobna kwestia).

GrandiNote Supremo to pełnokrwisty, high-endowy, wszechstronny wzmacniacz zintegrowany zdolny spełnić marzenia bardzo wymagających audiofilów i melomanów.

Mając tak dobre doświadczenia z Shinai zastanawiałem się, jak na jego tle wypadnie Supremo, w czym może być jeszcze lepszy?

Pierwszym albumem, którego posłuchałem był słynny "Friday Night in San Francisco". Słuchałem go niejako w ramach przygotowań do koncertu Al di Meoli. Z wcześniejszych odsłuchów wiedziałem, że wydanie IMPEX-u na 45 rpm jest wybitne, a Supremo potwierdziło to od pierwszych taktów. Dodam, że swoją cegiełkę do tak doskonałego brzmienia dołożył fantastyczny przedwzmacniacz gramofonowy Doshi Audio Evolution. Intensywność i niesamowita energia zarejestrowanego występu, wszystkie drobne detale wykonania, szybkość, głębia i naturalność brzmienia gitar, ich wyjątkowa, bardzo lampowa namacalność - wszystko to połączyło się w zapierające dech w piersiach doświadczenie.

Czy brzmienie było faktycznie jeszcze lepsze niż z Shinai? Tak! Ale nie była to duża różnica, może nawet subtelna, ale niepodważalna. Przełączając się z powrotem na swój wzmacniacz natychmiast usłyszałem, że całość nie jest tak aż żywa, tak intensywna, że definicja źródeł pozornych (w tym przypadku gitar) jest bardzo dobra, ale nie aż tak doskonała jak z Supremo. Jasne było, że to ten ostatni jest bardziej precyzyjny, acz udaje mu się uniknąć pułapki nadmiernej analityczności.

GrandiNote Supremo

Proszę mnie dobrze zrozumieć - z Shinai Al, Paco i John zabrzmieli fantastycznie(!), ale z Supremo wrażenie bycia świadkiem występu w całej jego okazałości, z całą jego energią i emocjami, jakie pojawiają się podczas występów na żywo, po prostu były jeszcze bardziej przekonujące, bliższe temu, co odczuwa się w trakcie uczestnictwa w koncertach. Oba wzmacniacze GrandiNote potrafią sprawić, że słuchanie muzyki jest czymś więcej, niż odsłuchem, jest doświadczeniem, przeżyciem, a ja to uwielbiam i tego oczekuję od każdego systemu audio! Swoją drogą, najczęściej oferują to te, w których grają wysokiej klasy urządzenia lampowe, co sprawia, że jeszcze bardziej doceniam osiągnięcia Maxa Magri.

Fortepian na "Midnight Sugar" Tsuyoshi Yamamoto (45 rpm, reedycja Cisco) uderzał z całą swoją mocą i wagą. Nagrano go bardzo blisko, więc intensywność i energia każdego uderzenia klawisza jest niesamowita, co było nawet bardziej odczuwalne z Supremo. Tyle że jednocześnie włoski wzmacniacz sprawiał, iż każde uderzenie klawisza było jeszcze precyzyjniej zdefiniowane, zwłaszcza faza ataku, bo fazy podtrzymania i wybrzmienia oba wzmacniacze prezentowały równie pięknie, nigdy nie skracając tej ostatniej. Bas, choć nieco miękki, ale w naturalny sposób, był bardzo głęboki, melodyjny, potrafił mocno uderzyć i schodził naprawdę nisko.

Zakres kontrabasu zakres, łącznie z najniższymi tonami, był odpowiednio nasycony energią. Nie było wątpliwości, że jest to ogromny, ciężki instrument, który zaznaczał swój autorytet w nagraniu, stanowiąc swego rodzaju przeciwwagę dla nieco "agresywnego" fortepianu Yamamoto. Delikatne brzmienie bardzo wyrazistych i dźwięcznych talerzy perkusji nie tylko pięknie uzupełniało pasmo, ale i dowodziło wysokiej rozdzielczości wysokich tonów, idealnie współgrających z resztą pasma. Całość prezentowała się niezwykle spójnie i płynnie, a pomimo skondensowania wszystkich dźwięków w niewielkiej przestrzeni sceny, separacja instrumentów była wzorowa, pozwalając mi na studiowanie każdego z nich w dowolnym momencie.

Niestety w pewnym momencie w trakcie odsłuchów Supremo nadszedł czas rozstania z przedwzmacniaczem gramofonowym Doshi Audio. Żadne z posiadanych przeze mnie źródeł nie jest konstrukcją zbalansowaną, więc zostałem zmuszony do poproszenia o pomoc zaprzyjaźnionego dystrybutora. Zależało mi na tym, żeby było to urządzenie, które już znam, więc skończyło się na jednym z moich ulubionych przetworników cyfrowo-analogowych, Brinkmann Nyquist Mk II. Sygnał z mojego serwera przesyłany był kablem USB David Laboga Custom Audio Expression Emerald Mk II. Jednym z pierwszych albumów, które z nim przesłuchałem był "Kojiki" Kitaro. To majestatyczna elektronika połączona z muzyką orkiestrową z niskim, mocnym basem.

Supremo zagrał tę płytę w niezwykle pełny, kompletny sposób. Bas schodził nisko, był gęsty, nasycony energią co sprawiało, że można go było chwilami poczuć, przepraszam za kolokwializm, w wątrobie. Do tego dochodziły bardzo dobrze kontrolowane średnica i góra pasma. Zarówno warstwa elektroniczna, jak i akustyczna, zaprezentowane w wyjątkowo czysty, wyrazisty, dźwięczny, ale i odrobinę słodki sposób. Włoski wzmacniacz doskonale zaprezentował złożoną strukturę nagrania, skupiając moją uwagę na pięknie opowiedzianej mitycznej historii powstania Japonii i jej mieszkańców.

Po tym doświadczeniu sięgnąłem po IX Symfonię Beethovena, czyli kolejny złożony orkiestrowy utwór pełen zmian tempa i ogromnych skoków dynamiki. GrandiNote Supremo zaprezentowało w pełnej krasie swoją znakomitą rozdzielczość, przejrzystość i klarowność, serwując mi ulubione wykonanie filharmoników wiedeńskich pod batutą Böhma w krystalicznie czysty, precyzyjny i porywający sposób. Z rozmowy ze znanym polskim muzykiem i dyrygentem wiem, że ta wersja grana jest w nieco zbyt szybkim tempie, ale może właśnie dlatego tak bardzo do mnie przemawia.

Sposób w jaki została zagrana i tak wiernie oddana przez Supremo zachęcił mnie do stopniowego zwiększania głośności aż do poziomu zdecydowanie wyższego, niż używany na co dzień, ale nawet to niczego nie zmieniło w kwestii klarowności i precyzji przekazu wynikających z doskonałej kontroli nad głośnikami. Jednym z powodów, dla których unikam zwykle tak głośnego słuchania jest wynikający z takich poziomów ból głowy, a przynajmniej pojawiające się dość szybko zmęczenie. O dziwo, z Supremo żaden z tych wysoce niepożądanych skutków nie pojawił się. Przynajmniej u mnie - nie wiem jak u sąsiadów, ale nikt z pretensjami nie przyszedł.

Ewentualne zmęczenie, czy ból głowy pojawiające się przy głośnym słuchaniu zwykle nie wynika tak naprawdę z głośności jako takiej (przynajmniej jeśli odsłuch nie trwa godzinami), ale raczej z utraty pełnej kontroli wzmacniacza nad kolumnami i pojawiania się nawet niewielkich zniekształceń. Z Supremo nic takiego nie miało miejsca, a wyższa głośność potęgowała doznania, czyniąc je jeszcze bardziej realnymi. Brzmiało to tak dobrze, że nie było mowy o słuchaniu tylko fragmentów symfonii. Przesłuchałem cały album z uśmiechem na twarzy, podekscytowany jakbym słuchał go po raz pierwszy. Pytanie i tym razem brzmiało, czy ta prezentacja Supremo była lepsza niż z Shinai?

Odpowiedź ponownie brzmiała: tak, była bowiem bardziej realistyczna, bardziej ekscytująca. Miałem wrażenie, a w zasadzie pewność, że złożoność tego nagrania była reprodukowana nieco lepiej, że dostałem lepszy wgląd w najgłębsze warstwy muzyki. Czystość i wyrazistość wysokich tonów były lepsze, a jednocześnie nie było w nich nawet śladu szorstkości czy agresywności. Innymi słowy, co prawda z Shinai górna część pasma jest nieco słodsza, co jest przyjemne, być może bardziej relaksujące, ale oznacza to, że także ciut mniej prawdziwa. Tak jakby Shinai dodawał coś od siebie, bardzo niewiele, ale jednak, by zabrzmieć bardziej przyjaźnie dla słuchacza, podczas gdy Supremo dostarczał prawdę, całą prawdę i tylko prawdę. Co ważne, wciąż w bardzo naturalny sposób.

GrandiNote Supremo

Na koniec zafundowałem sobie powrót do muzyki akustycznej z Felice Del Gaudo, włoskim basistą i jego albumem zatytułowanym "Desert". Pod pewnymi względami przypomina mi on jeden z moich ulubionych albumów, "Spirit of Nadir" braci Olesiów. Jest równie dobrze nagrany, dźwięk kontrabasu jest potężny i czysty, nasycony i żywy, a z Supremo równowaga między strunami i drewnem była wręcz idealna. Na "Spirit of Nadir", który puściłem zaraz po "Desert" wrażenie ogromnej przestrzeni otaczającej muzyków (mimo, że to nagranie studyjne) okazało się bardziej intensywne, ale dźwięk na tej drugiej płycie był równie otwarty, tak samo wypełniony powietrzem jak na pierwszej.

Dźwięk instrumentów akustycznych w obu przypadkach był niesamowicie naturalny, muzyka zdawała się płynąć swobodnie, całkowicie oderwana od głośników wypełniając szczelnie cały pokój. Doświadczenie serwowane przez GrandiNote Supremo po raz kolejny okazało się niezwykle wciągające, intensywne, zapraszające do świata wykreowanego przez muzyków. A że jest to świat wyjątkowo piękny i intrygujący w takim wydaniu, jak z włoskim wzmacniaczem, nie chce się go opuszczać i z przyjemnością sięga się po kolejne płyty. Czegóż więcej może chcieć miłośnik muzyki i dobrego brzmienia?

Podsumowanie

Co ciekawe, na większości prezentacji GrandiNote, na których byłem, Max używał Shinai, a nie swoich droższych, teoretycznie lepiej brzmiących komponentów. Dlaczego? Domyślam się, że zabieranie na wystawy wzmacniaczy w dwóch obudowach jest mniej praktyczne, ale Supremo dzieli wymiary i wagę z Shinai, więc te czynniki na pewno nie są przeszkodą. Być może, po prostu, Max właśnie Shinai lubi najbardziej spośród swoich konstrukcji. Nie byłby pierwszym, który osobiście preferuje nie najdroższy i obiektywnie najlepszy z własnych projektów, ale inny, który po prostu najlepiej oddaje jego własne preferencje (ŻEBY BYŁO JASNE - ja jedynie zgaduję, a nie dzielę się czymś, co wiem od Maxa!).

To samo czułem na przykład słuchając niegdyś wzmacniacza Kondo Souga. Uznałem, że obiektywnie rzecz biorąc monofoniczne wzmacniacze Kagura, wówczas topowy model marki, brzmiały jeszcze lepiej, ale nawet gdyby było mnie na nie stać i tak kupiłbym Sougę, ponieważ to ona dostarczyła mi najbardziej poruszających, najbardziej wciągających, najpiękniejszych wrażeń muzycznych, jakie kiedykolwiek słyszałem.

Historia z Shinai i Supremo jest nieco inna z mojego punktu widzenia. Podobna w tym sensie, że tańsza integra gra nieco słodszym, bardziej romantycznym, bardziej lampowym dźwiękiem, pokazując najpiękniejszą stronę muzyki. Jest inna, bo mając wybór wskazałbym Supremo, gdyż to lepszy wzmacniacz. Jest jeszcze bardziej rozdzielczy, precyzyjny, przejrzysty i odkrywczy. W jego brzmieniu jest nieco więcej klarowności, a niskie tony są jeszcze bardziej namacalne i z większością kolumn będą one doskonale kontrolowane i zwarte. Wciąż jednakże można w nim wyczuć nutę lampowego brzmienia. Średnica jest bogata, nasycona, namacalna (nie tak bardzo jak z Shinai, nie mówiąc już o 300B SET, ale jednak), więc muzyka akustyczna i wokale brzmią fantastycznie.

Supremo buduje przekonującą trójwymiarową scenę dźwiękową pokazywaną z nieco większej odległości niż Shinai. Odtwarza muzykę orkiestrową, rockową i elektroniczną z taką samą intensywnością i energią jak akustyczną, zapewniając równie wciągające, ekscytujące i energetyczne wrażenia. Nie ulega dla mnie wątpliwości, że GrandiNote Supremo to pełnokrwisty, high-endowy, wszechstronny wzmacniacz zintegrowany zdolny spełnić marzenia bardzo wymagających audiofilów i melomanów. Świetna robota Max!

Werdykt: GrandiNote Supremo

  • Jakość dźwięku

  • Jakość / Cena

  • Wykonanie

  • Możliwości

Plusy: Naturalne, spójne, muzykalne, ale i wysoce energetyczne, otwarte, precyzyjne, rozdzielcze brzmienie.

Minusy: Brak możliwości używania źródeł niezbalansowanych.

Ogółem: High End pełną gębą! Jeden z najlepszych reprezentantów klasy A na rynku.

Ocena ogólna:

PRODUKT
GrandiNote Supremo
RODZAJ
Wzmacniacz zintegrowany
CENA
24.000 EUR
WAGA
40kg
WYMIARY (S×W×G)
318×196×473mm
DYSTRYBUCJA
Audio Atelier
www.audioatelier.pl
NAJWAŻNIEJSZE CECHY
  • Stereofoniczny wzmacniacz zintegrowany z Magnetosolid-VHP
  • Moc wyjściowa na kanał: 37W w klasie A
  • Współczynnik tłumienia >230
  • Pasmo przenoszenia 1,5Hz - 350kHz
  • Cztery wejścia zbalansowane XLR (w pełni zbalansowane)
  • Bezpośrednio sprzęgane stopnie wzmocnienia (bez kondensatorów)
  • Konstrukcja dual-mono, bez sprzężenia zwrotnego
  • Pobór mocy: 270W