Kierowana przez Marka O'Briena amerykańska firma Rogue Audio ma w swoim katalogu cztery przedwzmacniacze – wszystkie lampowe, w większości oparte na podwójnych triodach ECC82/12AU7 w układzie mu-follower (wyjątkiem jest RP-9, w którym zastosowano duotriody 6H30P). Opisywany poniżej RP-5 (w jego pierwszej wersji) był pierwszym przedwzmacniaczem Rogue'a opartym na platformie RP-X stanowiącej połączenie konkretnych elementów elektronicznych i oprogramowania. Co z tego wyszło i jak RP-5 "dogaduje się" z firmowym wzmacniaczem mocy Dragon?
Budowa
Przy wyjmowaniu RP-5 z kartonu warto zachować ostrożność, bo dość niespodziewanie waży on solidne 13,5kg. Za wagę w dużej mierze odpowiada front wycięty z masywnego, anodowanego kawałka aluminium. Górę i boki obudowy wykonano z giętej blachy pokrytej czarnym lakierem proszkowym. W ściance górnej, bezpośrednio nad lampami, umieszczono siatkę wentylacyjną. Do spodu przykręcono cztery wysokie nóżki z tworzywa. Oględziny zewnętrzne przynoszą bardzo dobre wrażenia. Preamp prezentuje się schludnie i zarazem oryginalnie, przede wszystkim za sprawą eliptycznego wycięcia na wyświetlacz VFD. Duże, czytelne znaki w dwóch linijkach informują o poziomie głośności i aktywnym wejściu (a także o balansie, jeśli korzystamy z tej funkcji).
Na ściance frontowej znalazły się również dwie duże, wygodne w obsłudze, płynnie pracujące gałki: głośności (regulacja w zakresie 0–60 co 1dB) po prawej oraz balansu (regulacja w 66 krokach) po lewej stronie wyświetlacza. Wyposażenia czołówki dopełnia dziewięć niewielkich okrągłych przycisków i towarzyszące im niebieskie diody plus dioda nr 10, czerwona, aktywna podczas wyciszenia (Mute). Większość guzików pozwala wybrać wejście, oprócz tego są także: Power (włącznik), Mono (przydaje się do odsłuchu płyt monofonicznych), ProcLoop (sygnalizuje przechodzenie sygnału przez podłączony do RP-5 equalizer, system korekcji pomieszczenia etc.), a także Balance (po jego naciśnięciu uprzednio zmieniony balans wraca do pozycji wyjściowej). W prawym dolnym rogu panelu frontowego ulokowano gniazdo słuchawkowe w standardzie 6,3mm, co wraz ze stopniem korekcyjnym czyni z RP-5 prawdziwie wszechstronne urządzenie.
Tył preampu jest dość gęsto usiany gniazdami. Wszystkie wejścia (cztery liniowe, HT Bypass, From Proc oraz gramofonowe MM/MC) i wyjścia (Fixed, To Proc i dwa regulowane wyjścia do podłączenia końcówki/-ek mocy albo subwoofera) są typu RCA (jeśli komuś zależy na przedwzmacniaczu zbalansowanym, musi sięgnąć po RP-7 albo RP-9). Całości dopełnia solidne gniazdo zasilające, które aż się prosi o porządną "sieciówkę", gniazdo bezpiecznika oraz włącznik główny.
We wnętrzu przedwzmacniacza panuje wzorowy porządek. O solidne zasilanie dbają dwa, umieszczone jeden nad drugim, toroidy marki Avel Lindberg z oddzielnymi odczepami dla układów logicznych i sygnałowych. Znakomite wrażenie robią zarówno cztery elektrolity 39.000µF/16V, bateria ośmiu Nichiconów 680µF/400V, jak i Mundorfy z serii Supreme w bezpośrednim sąsiedztwie lamp (dwa 0,1µF i dwa 6,8µF). W stopniu wyjściowym pracują cztery podwójne triody JJ ECC802S skonfigurowane we wspomnianym na wstępie układzie mu-follower (stopień odwracający o wysokim wzmocnieniu i niskiej impedancji wyjściowej, bardzo dobrze tłumiący wpływ zasilania na tor sygnałowy, charakteryzujący się znikomymi zniekształceniami nieliniowymi). Częścią platformy RP-X są nie tylko obwody lampowe zoptymalizowane komputerowo pod kątem ekstremalnej dokładności, ultracichej pracy i długoterminowej niezawodności, w tym sekwencja "powolnego startu" (30 sekund), ale także obecność mikroprocesora (w tym wypadku PIC16F887) czuwającego nad działaniem urządzenia oraz jego układów logicznych.
Wbudowany obwód słuchawkowy to de facto hybryda lampowo-tranzystorowa, która oferuje wystarczającą moc dla trudniejszych do wysterowania słuchawek o wyższej impedancji. W umieszczonym w prawym tylnym rogu preampu (patrząc od przodu) stopniu korekcyjnym o regulowanym wzmocnieniu gain fabrycznie ustawiono na 45dB, a obciążenie na 47k (czyli standard dla wkładek MM). Cztery niebieskie mikroprzełączniki (Gain oraz Loading, czyli wzmocnienie i impedancja obciążenia) oraz dwa czerwone (dodatkowe 150pF kapacytancji) pozwalają na dopasowanie parametrów dla bardziej wymagających wkładek MC.
Klarowny, delikatnie zmiękczony, fenomenalnie gładki i płynny, barwny dźwięk – te cechy odnotowałem właściwie natychmiast.
Zdalne sterowanie RP-5 odbywa się za pośrednictwem skromnie wyglądającego, 10-przyciskowego pilota, umożliwiającego m.in. regulację głośności i balansu, wybór wejścia, wyciszenie oraz włącznie funkcji Proc i Mono.
Jakość dźwięku
Pod względem prezentowanych barw duet Rogue'a (podczas testu RP-5 towarzyszył Dragonowi, którego recenzję zamieściliśmy w nr. 8/2024 [111]) jednoznacznie skojarzył mi się ze wzmacniaczami lampowymi, zaś pod względem możliwości dynamicznych – z wysokiej klasy konstrukcjami klasy AB (nie do końca czuć w tym graniu klasę D, o czym pisałem już przy okazji recenzji Dragona). Co w takim razie do prezentacji wnosi sam przedwzmacniacz RP-5?
Klarowny, delikatnie zmiękczony, fenomenalnie gładki i płynny, barwny dźwięk – te cechy odnotowałem właściwie natychmiast. Testując samego Dragona, do jego "wysterowania" wykorzystywałem głównie zestaw VEGA S1 + S1 PSU AURALiC-a (DAC wyposażono w preamp z analogową regulacją głośności). Grało to bardzo dobrze, ale dopiero po podłączeniu "er-pe-piątki" uświadomiłem sobie, że konfiguracja z AURALiC-iem przypominała bardziej końcówkę mocy z przedwzmacniaczem pasywnym, ze wszystkimi tego zaletami, w tym najważniejszą, tj. neutralnością przekazu, oraz wadami – do głównych zaliczyłbym nieco zszarzałe barwy i brak dźwięczności. Stało się to jednak jasne dopiero po podłączeniu RP-5, dzięki któremu muzyka zabrzmiała żywiej, donośniej, barwniej, a jednocześnie przyjemniej dla ucha.
Najbardziej na podłączeniu RP-5 do Dragona zyskała chyba średnica: żywa, aktywna, dynamiczna, zawsze angażująca, płynnie połączona z sopranami. Góra ma w sobie charakterystyczny lampowy sznyt, który wynika nie tyle z wycofania, ile z niewielkiego zaokrąglenia, dzięki któremu soprany nie atakują słuchacza. Właściwie w każdym nagraniu dopełniają przekaz, ale też bez problemu przyciągają uwagę słuchacza. Ich charakter wpływa na przyjemność płynącą z odsłuchu, a jednocześnie nie stanowi odstępstwa od neutralności. Ta lampowa płynność jest zresztą charakterystyczna także dla średnicy, a objawia się z jednej strony nasyconymi, nieprzejaskrawionymi barwami, dzięki którym instrumenty (np. saksofon na płycie "Our Time" duetu Trygve Seim i Frode Haltli, FLAC 24/96) brzmią w całkiem realistyczny sposób, a z drugiej nieco ograniczoną rozdzielczością – ta cecha brzmienia została jak gdyby poświęcona na rzecz organiczności przekazu.
Na drugim końcu skali jest bas – obszerny, głęboki, nisko schodzący, momentami wręcz majestatyczny, dzięki czemu duet Rogue'a nie ma najmniejszego problemu z oddaniem potęgi i rozmachu spektakularnie brzmiących niskich tonów na płycie "Jazz Codes" Moor Mother (FLAC 24/44). Kapitalne wrażenie robi zwłaszcza kontrast między tymi ciężkimi, zwalistymi (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) dźwiękami a lekkością szczegółów, jakie RP-5 i Dragon potrafią wydobyć z tej muzyki. O ile jednak ograniczenie w rozciągnięciu basu opisywanego zestawu wydaje się nie istnieć, o tyle nieco słabiej wypada oddanie jego faktury oraz konturów. Znam wzmacniacze, które nie grają może aż tak naturalnie, organicznie i gładko, jak RP-5/Dragon, ale niskie tony w ich "wykonaniu" są bardziej akuratne, tj. dokładniejsze, staranniej wykończone.
Cechą charakterystyczną brzmienia Rouge'a jest także swobodnie prezentowana przestrzeń, o czym także wspomniałem przy okazji testu samego Dragona. Co ciekawe, dodanie RP-5 nie potęguje jakoś nadzwyczajnie zjawisk przestrzennych. Z tych dwóch urządzeń za kreowanie sceny dźwiękowej odpowiada przede wszystkim końcówka mocy. Swoje zdziwienie tym stanem rzeczy wyraziłem już wcześniej, firmowy przedwzmacniacz tylko upewnił mnie w trafności tej obserwacji.
Na koniec słowo o tym, co w prezentacji Rouge'a jest moim zdaniem najważniejsze. Muzykalność, bo o nią chodzi, jest w tym wypadku pochodną spójności, naturalności i fizjologiczności, dzięki którym brzmienie duetu RP-5/Dragon jest supergładkie, sugestywne, ale nie przesadnie ekspresyjne. W tej muzykalności zawiera się także kultura brzmienia, którą udało się połączyć z dynamiką – odważną, acz kontrolowaną, zarówno w skali makro, jak i mikro. Świetnie dobrane proporcje składają się na brzmienie, które potrafi autentycznie zainteresować słuchacza i przykuć go do fotela na długie godziny.
Podsumowanie
Zestaw Rogue'a jest pod pewnymi względami wybitny (muzykalność, barwa, przestrzenność), a pod innymi "tylko" bardzo dobry (rozdzielczość, precyzja basu). Skromność jego wyglądu chyba nie do końca idzie w parze z pięknym, szlachetnym brzmieniem, które potrafi zaserwować, ale czasami (np. jeśli komuś zależy na ukryciu wartości zestawu) może być zaletą. Po bliższym poznaniu RP-5 i Dragon nie tylko zyskują, ale wręcz uzależniają, więc radzę uważać.