s-e-r-v-e-r-a-d-s-3

hi-fi

Rogue Audio Sphinx v3 Magnum

test |
Hybrydowy wzmacniacz zintegrowany - Rogue Audio Sphinx v3 Magnum Wybór Redakcji

Nową wersję Sphinxa cechuje – jak zwykle – wzorniczy konserwatyzm i wyborne brzmienie.

Dość nieoczekiwanie Rogue Audio włączyło do swojej oferty nową wersję integry Sphinx. Do tej pory każda z nich nosiła kolejny numer, jednak tym razem zamiast v4 otrzymaliśmy v3 Magnum. Nie jest to pierwsza taka nazwa w katalogu amerykańskiego producenta – wystarczy wspomnieć stereofoniczną końcówkę mocy Atlas Magnum III czy znakomitą lampową integrę Cronus Magnum III, którą miałem okazję testować jakiś czas temu.

Idąc za łacińskim znaczeniem słowa magnum (wielki), można by sformułować wniosek, że dla Rogue'a oznacza to wersję ostateczną danego urządzenia, ale wcale nie jestem taki pewien, czy za rok albo dwa nie zobaczymy Sphinxa v4... Tymczasem dostajemy pakiet, w którym ulepszono sekcję zasilania, obwód lampowy, przedwzmacniacz gramofonowy, kondensatory sprzęgające i zaciski głośnikowe. Do tego producent dorzuca lampy JJ-a ze złoconymi pinami i metalowy pilot. Całkiem nieźle, biorąc pod uwagę, że cenę wzmacniacza ustalono na przyzwoitym poziomie, a na dodatek każda z wcześniejszych wersji jest "apgrejdowalna" do wersji Magnum.

Budowa

Jeśli niczego nie przegapiłem, to front v3 Magnum różni się od wcześniejszej wersji v3 tylko jednym szczegółem – nadrukiem umieszczonym w prawym dolnym rogu. Wydaje mi się również, że pokrętła i włącznik wyglądają mniej metalowo niż wcześniej. Reszta jest dokładnie taka sama. Na grubej aluminiowej ściance przedniej rozmieszczono identyczny zestaw elementów składający się z dużego, mechanicznego włącznika sieciowego z dwiema diodami (bursztynowa oznacza stan gotowości, zaś niebieska, że wszystkie układy są aktywne; po włączeniu wzmacniacza ta druga przez kilkanaście sekund świeci na czerwono – w tym czasie następuje rozgrzewanie lamp w przedwzmacniaczu), gniazda słuchawkowego 6,3mm (działa w trybie standby), czujnika podczerwieni oraz zestawu trzech pokręteł: wybieraka źródeł (działa skokowo), regulacji balansu oraz regulacji wzmocnienia.

Rogue Audio Sphinx v3 Magnum

Wcześniej nie przyszło mi to do głowy, ale po kilku tygodniach spędzonych w towarzystwie przedwzmacniacza RP-5 Rouge'a z miłą chęcią powitałbym na froncie Sphinxa jeszcze jeden przycisk – aktywujący tryb mono (przydaje się zwłaszcza podczas odsłuchu starych winyli). Jeśli Mark O'Brian jakimś cudem przeczyta ten tekst, to "ficzer" kolejnej wersji (v4) ma podany jak na tacy.

Nowe elementy pojawiły się na ściance tylnej. Szeroko rozstawione metalowe terminale głośnikowe wyglądają znacznie lepiej niż wcześniejsze "plastiki" i z pewnością są od nich trwalsze. Śrubę uziemiającą dla gramofonu zastąpiono wygodną w obsłudze nakrętką (wcześniej trzeba było użyć wkrętaka). Zestaw gniazd RCA to "ksero" poprzednika: trzem wejściom liniowym towarzyszy wejście gramofonowe (fabrycznie jest ustawione na obsługę wkładek MM, ale można to zmienić za pomocą mikroprzełączników wewnątrz obudowy) oraz dwa wyjścia niskopoziomowe – jedno ze stałym, a drugie z regulowanym poziomem (do pierwszego można podłączyć końcówkę mocy, a do drugiego np. wzmacniacz słuchawkowy). Całości wyposażenia ścianki tylnej dopełniają gniazdo IEC oraz główny włącznik.

We wnętrzu Sphinxa v3 Magnum zaszły zmiany, które mogą wydawać się kosmetyczne, ale dotyczą kluczowych dla jakości brzmienia obszarów. Upgrade z wcześniejszych wersji zakłada wymianę zarówno płytki tylnej, jak i głównej. Zmiana, która najbardziej rzuca się w oczy, dotyczy sąsiedztwa lamp 12AU7 marki JJ Electronics (tym razem w wersji z pozłacanymi pinami) – znalazły się tam nowe rezystory oraz kondensatory Mundorfa Mcap EVO (Aluminium Oil) 0,10µF. Oprócz tego zmiany objęły elementy zasilacza i phono stage'a. Nie zmienił się natomiast stopień prądowy – płytki ze wzmacniaczami impulsowymi UcD180 holenderskiej marki Hypex Electronics, dzięki którym Sphinx jest w stanie wyprodukować 100W na kanał przy 8-omowym obciążeniu, przytwierdzono bezpośrednio do spodu obudowy.

Jego brzmienie w pewnym sensie wywiera na słuchaczu presję: usiądź i słuchaj, skup się na tej konkretnej czynności.

Ostatnia zmiana zewnętrzna, tym razem związana z obsługą zdalną nowego Sphinxa, dotyczy sterownika. Wcześniejszą plastikową "wydmuszkę" pilota zastąpiono porządną metalową "cegłą", która pozwala wyregulować głośność (głośniej/ciszej) oraz wyciszyć wzmacniacz (funkcja Mute). Samo działanie pilota się nie zmieniło – regulacji głośności zmotoryzowanym Alpsem towarzyszy delikatny przydźwięk, którego obecność jest spowodowana sąsiedztwem lamp.

Jakość dźwięku

Do odsłuchu przystąpiłem tak, jak zaleca producent. O tej porze roku dostarczane do mnie urządzenia bywają lodowato zimne, więc najpierw odczekałem kilka godzin, aż "Sfinks" złapie temperaturę pokojową, a następnie, zgodnie z informacją podaną w instrukcji, podłączyłem go do gniazdka, dając mu całą noc na "bycie w stendbaju". Te kilkanaście godzin "pod prądem" miały sprawić, że niemal dziewiczo świeża integra (wg zapewnień Dystrybutora miałem być pierwszą osobą w kraju, która posłucha wersji Magnum) zagra od razu tak, jak należy.

Rogue Audio Sphinx v3 Magnum

Tuż po włączeniu wzmacniacza do moich uszu dotarł delikatny szum (Sphinx nie jest tak cichy, jak przedwzmacniacz RP-5), który jednak z odległości 2–3 metrów od głośników jest już praktycznie nienamierzalny. Następnie w aplikacji BubbleUPnP jako źródło dźwięku wybrałem ALTAIR-a G2.2 marki AURALiC, po czym włączyłem znaną na wylot płytę (rzecz jasna w formie plików).

Nie spodziewałem się trzęsienia ziemi, zwłaszcza że wcześniej grał u mnie zestaw dzielony RP-5/Dragon, który naprawdę wysoko podniósł poprzeczkę. Może dlatego pierwszych kilka chwil z nowym Sphinxem nieco mnie rozczarowało – o ile góra i środek pasma właściwie od razu brzmiały tak, jak należy, o tyle w basie pojawiła się lekka "buła". Wystarczyło jednak pograć kilkadziesiąt minut, by efekt ten całkowicie i bezpowrotnie minął. Widocznie Magnum potrzebował jeszcze nieco czasu na dojście do optymalnej formy.

Od razu stało się dla mnie jasne, że bardzo trudno będzie mi dokonać porównania z podstawową "fał-trójką" z perspektywy niemal półtora roku, bo mniej więcej tyle czasu minęło od testu Sphinxa v3. Z punktu widzenia posiadaczy wcześniejszych wersji tego wzmacniacza podstawowe pytanie brzmi, czy warto robić upgrade. Moim zdaniem Magnum nie zmienia zasadniczego charakteru brzmienia "Sfinksa". Nadal mamy do czynienia z pewną "nadmiarowością" najważniejszych aspektów dźwięku, co, nawiasem mówiąc, bardzo mi odpowiada.

Pod koniec testu byłem prawie pewien, że w nowej wersji lepsze są skraje pasma, przede wszystkim korzystniejsze wrażenie zrobił na mnie bas – tym razem doceniłem nie tylko jego bardzo dobre rozciągnięcie, ale też żelazną dyscyplinę i konturowość, czego wcześniej trochę mi brakowało. Poniższe obserwacje należy jednak potraktować jako odrębne od v3 – zamiast silić się na niezbyt trafne (bo zatarte przez czas) porównania, postanowiłem potraktować Sphinxa Magnum jako "świeżynkę", opisując go tak, jak to robię z kolejnymi nowymi wzmacniaczami trafiającymi do testów.

Rogue Audio Sphinx v3 Magnum

Początkowo zwróciłem uwagę na to, w jak odważny i pełnozakresowy sposób brzmi ta integra. Mógłbym w tym miejscu napisać, że jej możliwości dynamiczne wykraczają ponad to, co oferuje większość wzmacniaczy z tego przedziału cenowego i pewnie nie minąłbym się z prawdą, ale sęk w tym, że dotyczy to wszystkich składników tego brzmienia. Wróćmy do przywołanej już przeze mnie "nadmiarowości".

Proszę mnie źle nie zrozumieć – nie chodzi o coś zbytecznego. Używając tzw. korposlangu, należałoby powiedzieć, że Sphinx v3 Magnum mocno "puszuje" – ma jak gdyby parcie na to, by zdarzył się dźwięk. Jego brzmienie w pewnym sensie wywiera na słuchaczu presję: usiądź i słuchaj, skup się na tej konkretnej czynności. "Sfinksa" nie da się (w każdym ja miałem z tym problem) słuchać w tle, bo gra... za dobrze. Jego pełne, obfite, barwne, lekko ocieplone brzmienie emanuje jakimś magnetyzmem, przyciąga i wciąga. Niby człowiek wie, że nie jest to najlepszy wzmacniacz, jakiego w życiu słuchał, a mimo to za każdym razem niezwykle trudno mu się oprzeć.

Obfitość tego brzmienia może kojarzyć się trochę z działaniem szkła powiększającego – Sphinx v3 Magnum tworzy jakby powiększony obraz dźwiękowy. Wszystko jest trochę potężniejsze, głębsze, bardziej intensywne niż w prezentacji wielu innych wzmacniaczy. Czy to przypadkiem nie jest jakiś rodzaj manipulacji? Nie chodzi nawet o to, że nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Po prostu nie ma to dla mnie większego znaczenia.

Wzmacniacz ten odebrałem jako dobrze zrównoważony, wolny od szorstkości, operujący bardzo dobrą klarownością oraz rozciągnięciem skrajów pasma. Owszem, znam integry bardziej przejrzyste, rozdzielcze, neutralne i zwiewne – na ich tle Sphinx gra jakby ciemniej i gęściej – ale po pierwsze kosztują one wielokrotność tego, co konstrukcja Rogue'a, a po drugie nie znaczy to wcale, że traci ona z tego powodu na swojej wartości i uniwersalności. Charakterystyczne dla v3 Magnum nasycenie barw, głębia i stereofonia sprawiają, że właściwie każdego repertuaru słucha się na nim bardzo dobrze.

Rogue Audio Sphinx v3 Magnum

Skoro przywołałem już stereofonię, to wypada tę kwestię nieco rozwinąć, ponieważ jest to jeden z mocniejszych punktów brzmienia tego wzmacniacza. Pierwszy, drugi i trzeci plan są od siebie bardzo przekonująco odseparowane, w utworach klasycznych i jazzowych z łatwością daje się odczuć w przekazie powietrze – nie chodzi nawet o to, co zwykle utożsamia się z najwyższymi sopranami (w tym wypadku bardzo ładnie wykończonymi), tylko o pewnego rodzaju oddech, swobodę brzmienia.

Przejrzystość czy raczej rozdzielczość v3 Magnum nie jest może najwyższych lotów, ale głębia sceny dźwiękowej i separacja instrumentów robią znakomite wrażenie. Biorąc pod uwagę to, że podobnie zachowuje się kilka innych wzmacniaczy tej marki (choćby Dragon), można tę cechę uznać za wyróżniającą konstrukcje Rogue'a. Ponadto scena wydaje się pojemniejsza niż u porównywalnych cenowo rywali, co tylko potwierdza tezę o tym, że nowa wersja "Sfinksa" oferuje rzadko spotykaną szczodrość brzmienia.

Podsumowanie

Obcowanie z tym wzmacniaczem pod wieloma względami przypominało mi interakcję z dziełem sztuki. Dźwięk-magnes z łatwością wciągał mnie w swą opowieść. Mówi się, że jeśli sztuka rezonuje z odbiorcą, to odnajduje on w niej element siebie samego. Ja "poczułem" to brzmienie bardzo mocno. I bardzo ten wzmacniacz polecam, zarówno melomanom, jak i doświadczonym audiofilom.

Werdykt: Rogue Audio Sphinx v3 Magnum

  • Jakość dźwięku

  • Jakość / Cena

  • Wykonanie

  • Możliwości

Plusy: Nietypowa, ale solidna i funkcjonalna konstrukcja. Pięknie nasycone, muzykalne brzmienie.

Minusy: Poza przydźwiękiem podczas regulacji głośności za pomocą pilota właściwie minusów brak, aczkolwiek skoro na pokładzie jest już przedwzmacniacz gramofonowy, to przydałby się tryb mono.

Ogółem: Kolejna bardzo dobrze odrobiona lekcja przez Rogue'a. Ten niewielki wzmacniacz potrafi wydobyć z nagrań to, co najważniejsze.

Ocena ogólna:

PRODUKT
Rogue Audio Sphinx v3 Magnum
RODZAJ
Hybrydowy wzmacniacz zintegrowany
CENA
14.040zł
WAGA
11,3kg
WYMIARY (S×W×G)
393×431×127mm
DYSTRYBUCJA
Audiofast
www.audiofast.pl
NAJWAŻNIEJSZE CECHY
  • Wzmacniacz hybrydowy: lampowy przedwzmacniacz (2x 12AU7) plus klasa D (2x Hypex UcD180)
  • Moc: 2x100W/8Ω, 2x200W/4Ω
  • Pasmo przenoszenia: 5Hz–20kHz (±1dB)
  • Zniekształcenia THD: <0,1%
  • Czułość wejściowa: 1,0V RMS
  • Wejścia: 4 pary RCA (phono, 3x liniowe)
  • Wyjścia: 2x pre-out (fixed i variable), słuchawkowe 6,3mm, pojedyncze głośnikowe
  • Sekcja phono z przełącznikami dla wkładek MM (44dB)/MC (60dB)
  • Współczynnik tłumienia: >1000
  • Układ slow-start przy włączaniu
  • Pobór energii: w stanie czuwania 6W, ½ mocy 132W, pełna moc 250W
  • Metalowy pilot