W ostatnich latach miłośnicy filmowej fantastyki nie mogli narzekać na ilość tytułów trafiających na ekrany, ale już ich poziom pozostawiał wiele do życzenia. Najczęściej mieliśmy do czynienia z wtórnymi pomysłami i prościutką fabułą, będącą usprawiedliwieniem dla efektownych, wygenerowanych komputerowo scen następujących po sobie z szybkością karabinu maszynowego. I choć trzeba przyznać, że większość z tych produkcji jest wspaniale zrealizowana, to nacisk na wizję i dźwięk spowodował zepchnięcie fabuły do roli drugo- czy nawet trzeciorzędnej. W przypadku "Na skraju jutra" jest inaczej. Tutaj oprócz efektownych zdjęć, efektów specjalnych i akcji jest jeszcze intrygująca fabuła. Choć pomysł nie jest nowy, bo z podobnymi motywami spotkałem się już kilkukrotnie w literaturze SF, a w przypadku filmów np. w "Dniu świstaka", to jednak w dalszym ciągu nośny – przynajmniej dla mnie, gdyż lubię w filmach "zabawy" z czasem.
Nawet przy szybkim przemieszczaniu się kamery obraz jest nieskazitelnie czysty i szczegółowy
Jeśli jednak komuś nie podobał się "Dzień świstaka", a idea przeżywania wciąż od nowa tego samego dnia nie wywołuje u niego żadnych emocji, to zapewne i ten film nie zdoła go zainteresować. Na szczęście pozostaje warstwa realizacyjna. Trzeba przyznać, że "Na krawędzi jutra" jest filmem bardzo efektownym. Jest akcja, jest tempo, jest szalona praca kamer, jest świetna jakość obrazu i dźwięku. To prawdziwy majstersztyk, więc chociażby z tego powodu warto go obejrzeć.
Akcja filmu rozgrywa się w niedalekiej przyszłości. Ziemię zaatakowali bezwzględni kosmici, którzy sieją śmierć i spustoszenie. Kiedy wygląda na to, że żadna siła nie jest w stanie ich powstrzymać, do ofensywy przystępują połączone armie całego naszego świata, a wśród nich niejaki Bill Cage – w tej roli świetny jak zwykle Tom Criuse. Niestety ginie on już podczas pierwszej bitwy. Jednak śmierć głównego bohatera wcale nie kończy filmu, wręcz przeciwnie... Bill dziwnym zrządzeniem losu budzi się rano dokładnie tego samego dnia, w którym zginął. I tak rozpoczyna się sekwencja następujących po sobie śmierci i niewytłumaczalnych wskrzeszeń tego samego dnia rano. Jednak za każdym razem nasz bohater budzi się mądrzejszy, sprytniejszy i silniejszy, dzięki czemu może coraz skuteczniej walczyć z wrogiem. Dalej na temat fabuły nie powiem już nic, żeby nie popsuć do reszty przyjemności wszystkim tym, którzy jeszcze nie widzieli filmu, ale mają taki zamiar. Powiem za to o jakości obrazu i dźwięku. W tych dwóch aspektach mamy do czynienia z bardzo wysokim poziomem realizacji. Jeśli chodzi o wizję, to transfer 1080p jest znakomity. Obraz jest jasny, stabilny i bardzo szczegółowy. Nie występują żadne zakłócenia, żadne artefakty ani "mrowienia".
Nawet przy szybkim przemieszczaniu się kamery obraz jest nieskazitelnie czysty i szczegółowy. Zwłaszcza ta dokładność w oddaniu wszelkich detali zasługuje na słowa uznania. Widać dosłownie wszystkie drobinki pisaku czy błota na ciele, ubraniach czy wirujące w powietrzu podczas szybkiej akcji. Kolorystyka jest odważna – nieco zmodyfikowana, ale przecież film pokazuje nieistniejący świat, więc można było pozwolić sobie na odrobinę szaleństwa w zakresie kolorów. Zresztą od pamiętnego filmu "300" wielu producentów ingeruje, w mniejszym lub większym stopniu, w kolorystykę światów przedstawianych w swoich filmach. Podobnej manipulacji poddano "Matrixa" – zielona delikatna "poświata" i wyraźnie brudne kolory dominowały w tym gorszym świecie. W przypadku "Na skraju jutra" też mamy dominację ciemnych, ponurych kolorów i lekką zielonkawą poświatę, ale na tym tle niezliczone wybuchy i wzbijające się w górę jaskrawopomarańczowe płomienie znakomicie kontrastują i są niezwykle widowiskowe.
Generalnie za obraz należą się temu filmowi najwyższe noty. A co z dźwiękiem? Dość powiedzieć, że swoim poziomem dorównuje obrazowi. Ścieżka dźwiękowa, zwłaszcza oryginalna DTS-HD Master Audio 7.1, jest dynamiczna i rzuca widza w sam środek akcji. Każdy kanał, włącznie z tylnymi, pompuje morze dźwięków. Warto zaznaczyć, że głośniki za naszymi plecami (w systemie dookólnym 5.1 lub 7.1) są bardzo często zaprzęgane do roboty, zwłaszcza w scenach batalistycznych, których tu nie brakuje. Dzięki temu wyraźnie słyszymy świst przelatujących nad głową pocisków czy odłamków. Jeśli dysponujemy subwooferem, to wzbogaci on pasmo o najniższe pomruki i też będzie miał co robić. Dzialogi są wyraźne i realistycznie osadzone w przestrzeni. Tak więc "Na skraju jutra" to rzadkie ostatnio połączenie dobrej fabuły i świetnej realizacji w zakresie dźwięku i obrazu. Świetna robota! ★ ★ ★ ★ ★