Miałam spore obawy, zasiadając do oglądania tego filmu, ale okazało się, że przyjemnie mnie zaskoczył. Mamy bowiem do czynienia z elementami inteligentnej komedii, a nie zlepkiem slapstickowych gagów. Zachwyca też dramatycznymi momentami i historią, w której porusza się całkiem poważne sprawy, jakimi są relacje rodzic – dziecko i mentor – uczeń, a także ryzyko związane z potęgą, jaką daje wynalazek okazujący się milowym krokiem w rozwoju techniki.
Główny bohater, Scott Lang (Paul Rudd), zaprzepaścił karierę i małżeństwo przez szlachetne porywy serca, które uczyniły zeń swego rodzaju Robin Hooda i zaprowadziły do więzienia. Wkrótce jednak los się uśmiechnie, choć wykorzysta w tym celu upiorne żuwaczki mrówki. Scott pozna Hanka Pyma, genialnego naukowca, niegdyś agenta S.H.I.E.L.D. (Michael Douglas) i przejmie po nim schedę – kombinezon oraz formułę zmniejszającą dystans między atomami i zwiększającą gęstość materii. Niestety, dawny uczeń Pyma (Corey Stoll) jest na tropie wynalazku, a jako że daje się poznać jako niemoralny, próżny i psychopatyczny osobnik, to nasz bohater będzie mieć pełne ręce roboty (na szczęście wspomoże go sterowana elektromagnetycznie armia mrówek). W fabule postawiono na niedoskonałość i ewolucję postaci – Lang uczy się odpowiedzialności, Dr Pym, oprócz tej pozytywnej, pokazuje również mroczną stronę. Na uwagę zasługuje też niejednoznaczność charakteru jego córki Hope (Evangeline Lilly); dobrzy ludzie czasami robią złe rzeczy i odwrotnie. Film oferuje nie tylko szaloną akcję i humor, ale też eksploruje relacje międzyludzkie. Ciekawa dychotomia: pechowy złodziej jest dla swej córki bohaterem, a z kolei weteran walki ze złoczyńcami budzi pogardę własnej latorośli. Przekaz jest banalny, lecz prawdziwy: bohaterowie walczą o lepszy świat, bo będzie to świat ich dzieci.
"Ant-Man" wiele zawdzięcza poetyce Heist Film. Garściami czerpie z serii zapoczątkowanej przez "Ocean's Eleven", stanowiąc zarazem ukłon w stronę osoby Arsene'a Lupina i gadżetów Jamesa Bonda poprzez klimat wielkiego skoku i tajnej misji. Komediowy aspekt objawia się w przemyślanych scenach i świetnych dialogach odwołujących się do klasyki lat 80. Solidna obsada aktorska zapewniła wyśmienitą rozrywkę zarówno w przypadku postaci pierwszo-, jak i drugoplanowych. Scenariusz współtworzył odtwórca głównej roli (i dobrze sobie poradził) – co prawda, nie szokuje liczbą zwrotów akcji i pewne rozwiązania da się przewidzieć, ale nie stanowi obrazy dla inteligencji odbiorcy.
Efekty specjalne, wprost stworzone dla 3D, są bardzo istotne dla fabuły – Lang z powodu zmniejszenia się do minimalnych rozmiarów porusza się w scenerii "dżungli", jaką staje się ogród albo zwykły dywan, doświadcza niebezpieczeństw wodospadu, którym jest zwykły prysznic, a kiedy trzeba, dosiada grzbietu mrówki. Lot na młodej królowej kopca, wyścig śmierci tuż po pierwszej miniaturyzacji czy podróż w krainę kwantów to sceny, które zapierają dech w piersi, podobnie jak rozbrajający pojedynek Ant-Mana w wersji mini z człowiekiem normalnego wzrostu. Dynamiczne ujęcia i sekwencje walk operują na kontraście i istnym kalejdoskopie zmian perspektywy – zadbano, by zawsze były wyraziste punkty odniesienia do pomniejszonego bohatera, dzięki czemu nie czujemy znużenia. Wrażenia wizualne podkreśla dopasowana nastrojowa muzyka Cristophe'a Becka, tym bardziej że ścieżka dźwiękowa w formacie DTS-HD High Resolution 7.1 jest wręcz krystalicznie czysta. Strona wizualna cieszy oko (próżno tu szukać ziarna). Pierwszy plan jest bardzo ostry, drugi zaś lekko rozmyty – w połączeniu z nasyconą, lecz niezbyt jaskrawą, utrzymaną raczej w ciemnej tonacji kolorystyką oraz wycyzelowanym balansem tonalnym uwypukla to efekt głębi.
Polski dubbing stanowi miłą niespodziankę – nie drażni i okazuje się niezłą adaptacją linii dialogowych w podpisach. Płytę wyposażono w przetłumaczone na język polski dodatki specjalne. Wszystkie są interesujące, choć wpadki na planie zbytnio nie śmieszą. Na najwyższą uwagę zasługuje dokument "Podróż do Makroversum", gdzie odkryte zostają tajniki unikatowych rozwiązań wizualnych, ukazujące, jak daleko odeszliśmy od czasu filmów "Interkosmos" i "Kochanie, zmniejszyłem dzieciaki". I ważna informacja na koniec: są dwie sceny po napisach! ★ ★ ★ ★ ★