Wprawdzie Accustic Arts nie należy do światowych potęg znanych w każdym zakątku audiofilskiego światka, ale ta marka w czasie 18 lat swojego istnienia zdążyła sobie wypracować dość silną pozycję na rynku. Należy ona do niemieckiej firmy SAE (Schunk Audio Engineering), mającej siedzibę i zakład produkcyjny w Lauffen am Neckar, niedaleko Stuttgartu. Wspomniane 18 lat funkcjonowania na rynku (na początku profesjonalnego, a dopiero później domowego audio) świadczy najlepiej o klasie oferowanych produktów. Konkurencja na rynku audio jest duża, więc firmy niemające do zaoferowania czegoś szczególnego często po kilku latach działalności znikają. Jak już wspomniałem, niemiecka firma początkowo oferowała elementy wyposażenia profesjonalnych studiów nagraniowych (m.in. monitory bliskiego pola), a dopiero później stworzyła brand Accustic Arts z urządzeniami skierowanymi do audiofilów. Warto tu wyjaśnić kwestię nazwy firmy, nad którą zgrzytają zębami osoby władające językiem Szekspira. Nie jest ona wynikiem błędu czy nieznajomości języka jej twórców, ale w pełni świadomym zabiegiem. Nazwa to po prostu zlepek fragmentów słów ACCUrate acouSTIC ARTS - ot i cała tajemnica. Z biegiem lat firma dorobiła się niemal kompletnej oferty, jako że znalazły się w niej zintegrowane odtwarzacze CD, transporty CD, przetworniki cyfrowo-analogowe, wzmacniacze mocy, przedwzmacniacze, a najnowszym, zgodnym z rynkowymi trendami, dodatkiem do portfolio jest streamer. Dla mnie marka Accustic Arts to przede wszystkim znakomite źródła cyfrowe, a przynajmniej z nimi miałem okazję najbliżej się do tej pory zapoznać. Gdy więc padła propozycja przetestowania najnowszej wersji transportu CD i referencyjnego DAC-a, zgodziłem się natychmiast. Dystrybutor namówił mnie jednak na rozszerzenie tego zestawu o nowy referencyjny przedwzmacniacz liniowy, twierdząc, że te trzy urządzenia po prostu doskonale się uzupełniają, bo gdy zestawimy je razem, to powstaje efekt synergii. Przyszło mi więc recenzować dość niezwykły zestaw, który połączyłem ze swoją końcówką mocy ModWright KWA100SE.
Bohaterowie testu
Zanim o brzmieniu, przyjrzyjmy się najpierw każdemu z tych urządzeń z osobna. Mając już wcześniej do czynienia ze starszymi modelami odtwarzaczy, transportu i DAC-a Accustic Arts, wiedziałem, czego się spodziewać zarówno pod względem wyglądu, jak i, do pewnego stopnia, brzmienia. Jeśli chodzi o wygląd urządzeń, to niemiecka firma wydaje się dość konserwatywna. Nie bez przyczyny - wypracowała sobie bowiem bardzo udany (moim zdaniem oczywiście) design i nie ma żadnego powodu, by go zmieniać. Tym bardziej, że w przypadku większości urządzeń nie są wypuszczane nowe modele, tylko nowsze wersje tych samych urządzeń. Przynajmniej do czasu, gdy ewentualne zmiany są na tyle duże, że warto model oznaczyć kolejną rzymską cyferką, zamiast dodawać MK2, MK3 etc., które oznaczają pomniejsze modyfikacje oryginalnego produktu. Jak już Państwo zapewne zauważyli, w przypadku wszystkich testowanych urządzeń mamy do czynienia z drugimi w historii marki modelami (rzymskie II), a w przypadku DAC-a nawet z jego drugim wcieleniem. Mimo kolejnych numerków każdy, kto markę zna, od razu rozpozna, że to także produkty Accustic Artsa. Czy to źle? Moim zdaniem wręcz przeciwnie, bo mnie taki design odpowiada, ale to oczywiście rzecz gustu.
Transport i przetwornik niemieckiej firmy to obiektywnie jeden z najlepszych odtwarzaczy płyt CD
Każde z tych słusznych rozmiarów i wagi urządzeń wygląda podobnie. Sztywne, solidne, doskonale spasowane aluminiowe obudowy z grubą frontową płytą, która wystaje poza ścianki boczne. W każdym urządzeniu na froncie znajdują się dwa duże, symetrycznie rozmieszczone, chromowane pokrętła, a na górnej pokrywie wycięto firmowe logo. To ostatnie nie dotyczy transportu CD, jako że jest to tzw. top-loader, słowem urządzenie z napędem, do którego płyty ładuje się od góry po odsunięciu klapki. Wszystkie urządzenia występują w dwóch odmianach kolorystycznych - czarnej i srebrnej (szczotkowane aluminium). Przedwzmacniacz, jak podaje sam producent, jest urządzeniem hybrydowym. W zbalansowanym stopniu wyjściowym pracują tu bowiem lampy E83CC (po dwie na kanał). Przedwzmacniacz jest bardzo bogato wyposażony - do dyspozycji dostajemy trzy wejścia zbalansowane (XLR) i dwa niezbalansowane (RCA). Do tego aż cztery wyjścia, a dokładniej po dwa zbalansowane i niezbalansowane - to dla zwolenników bi-ampingu, którzy niezależnie od tego, czy posiadają zbalansowane czy niezbalansowane końcówki mocy, będą je mogli podłączyć bezpośrednio do tego przedwzmacniacza. Tube Preamp II wyposażono także w niezbalansowane wyjście o stałym poziomie wyjściowym przeznaczonym do współpracy z zewnętrznym wzmacniaczem słuchawkowym z własną regulacją głośności. Co ciekawe, przedwzmacniacz posiada również wbudowany naprawdę niezły wzmacniacz słuchawkowy (wyjście słuchawkowe na dużego jacka ukrywa się pod jednym z widocznych na zdjęciu na froncie urządzenia "kapselków", drugi to przycisk, który kieruje sygnał do wyjścia słuchawkowego), więc specjalne wyjście dla zewnętrznego wzmacniacza jest ukłonem w stronę osób o absolutnie najwyższych wymaganiach. Dwie duże gałki służą jako selektor wejść oraz pokrętło regulacji głośności.
Przetwornik Tube DAC II MK2 wygląda z zewnątrz bardzo podobnie do przedwzmacniacza. Tu lewa (patrząc od frontu) gałka to selektor wejść, prawą włączamy/wyłączamy lampowy stopień wyjściowy. Umieszczone na froncie diody pokazują (od lewej), czy na wybranym wejściu jest sygnał (gdy świeci na czerwono, to nie ma, a gdy nie świeci, to jest), środkowa świeci na niebiesko, gdy urządzenie jest gotowe do pracy, a prawa zapala się, gdy stopień lampowy przełączymy w tryb standby. Z tyłu znajduje się dość specyficzny zestaw gniazd. Niemiecki producent pogrupował bowiem wejścia cyfrowe - w jednej grupie znalazły się wejścia zoptymalizowane pod kątem sygnału o częstotliwości próbkowania do 48kHz (XLR, BNC i koaksjal) - czyli z założenia pod klasyczny transport CD, a w drugiej zoptymalizowane pod sygnały o wyższej rozdzielczości: USB (standardowo akceptuje sygnał do 96kHz, ale opcjonalnie można zamówić przetwornik z bardziej zaawansowaną płytką, dzięki której akceptowany jest sygnał do 192kHz), 2 koaksjale i Toslink (do 192kHz). Dodatkowo jeszcze te cztery ostatnie są przypisane de facto do dwóch wejść, tzn. pod wejściem oznaczonym cyferką "4" znajduje się gniazdo koaksjalne i USB - korzystać możemy jednocześnie z jednego z nich, a pod "piątkę" umieszczono drugi koaksjal i Toslink. Oprócz tego do dyspozycji są wyjścia analogowe RCA i XLR oraz cyfrowe (także koaksjal RCA i XLR). Przetwornik, podobnie jak przedwzmacniacz, jest urządzeniem w pełni zbalansowanym. W nim także pracują militarne, selekcjonowane i parowane lampy 12AX7. Transport Drive II wyposażono w uznawany za jeden z lepszych napędów CD-Pro2LF i jeden z nielicznych wykonanych z metalu. Całą konstrukcję obudowy wykonano tak, aby mechanizm odczytujący płytę maksymalnie mechanicznie odizolować od wszelkich drgań - sam napęd zawieszono, stosując stalowe sprężyny oraz elementy ze specjalnej gumy, a obudowę wykonano z masywnych płyt aluminiowych. Grubą pokrywę aluminiową nad napędem pokryto pochłaniającą światło warstwą specjalnego lakieru. Producent dopracował także kwestię zasilania, stosując dwa ekranowane transformatory oraz osobne zasilacze i stabilizatory napięcia dla poszczególnych stopni urządzenia. Stopień wyjściowy opracowano tak, aby zminimalizować jitter. Urządzenie wyposażono w trzy wyjścia: koaksjalne, BNC oraz AES/EBU. Z tyłu znajdują się dwa niewielkie przyciski. Jednym użytkownik może włączać lub wyłączać specjalny filtr znajdujący się zaraz za gniazdem zasilania. Wciśnięcie drugiego sprawia, że transport automatycznie sprawdza i ewentualnie koryguje fazę. Wszystkie trzy urządzenia są fantastycznie wykonane i wszystkie sprawiają bardzo solidne wrażenie.
Jakość brzmienia
Zestaw ten testowałem bezpośrednio po odsłuchach przedwzmacniacza firmy Brinkmann (test w numerze 10/14), co dało mi możliwość pewnych porównań i próby oceny nie tylko zestawu jako całości, ale również jako niezależnych urządzeń i od tego zacznę. Korzystając z tego samego systemu i słuchając wymiennie przedwzmacniaczy Brinkanna i Accustic Artsa, bez trudu wyłapałem sporą różnicę w ich charakterze brzmienia. Brinkmann to bardzo gęste, gładkie, spójne granie, które, zwłaszcza w porównaniu z Tube Preamp II, mogło się wydawać wręcz odrobinę ciemne. Ten drugi przedwzmacniacz, także płynny, gładki, nasycony (acz nie aż tak gęsty), oferował nieco szybsze, bardziej otwarte brzmienie. W pierwszym przypadku dźwięk wydawał się nieco bardziej uspokojony, głębszy, w drugim zachwycał lekkością i dźwięcznością. Choć obydwa przedwzmacniacze odsłuchiwane były z tą samą końcówką mocy ModWrighta i oba brzmiały znakomicie, to jednak ogólny wniosek był taki, że do ModWrighta, wzmacniacza nieco ciepłego pod względem brzmienia, z nasyconą, gładką średnicą, lepszym wyborem byłby Accustic Arts właśnie za sprawą doskonale uzupełniającego amerykańską końcówkę mocy polotu, otwartości i dźwięczności. Brinkmann byłby natomiast doskonałym wyborem do nieco jaśniejszej, bardziej transparentnej, wysoce detalicznej końcówki mocy, której dźwiękowi mógłby dodać masy, nasycenia i gładkości. Porównanie przedwzmacniaczy pozwoliło mi także posłuchać źródła (transport + DAC) w dwóch nieco innych systemach. W obu sprawdziło się znakomicie. Mówiąc szczerze, ja już bardzo niewiele słucham muzyki z CD, ale, podobnie jak i w przypadku moich poprzednich kontaktów z odtwarzaczami Accustic Artsa, ponownie dałem się porwać magii srebrnych płyt. Wrócę do tego za chwilę, analizując brzmienie całego testowanego systemu, ale tu wspomnę jeszcze tylko, że owe krótkie odsłuchy porównawcze zasygnalizowały, że być może faktycznie między tymi trzema urządzeniami niemieckiego producenta pojawia się specjalna "chemia", zwana inaczej efektem synergii, dzięki któremu razem mają do zaoferowania więcej niż to wynikałoby z zalet poszczególnych elementów tej układanki. Pokazały również to, co wiedziałem z odsłuchów wcześniejszych modeli - transport i przetwornik niemieckiej firmy to obiektywnie jeden z najlepszych odtwarzaczy płyt CD, jakie znam. Za każdym razem, w każdym systemie pokazywał ogromną klasę i brzmienie najwyższych lotów.
Synergia brzmienia
Zajmijmy się jednak w końcu brzmieniem samego testowanego zestawu już jako całości, zestawu wcale niełatwego do zrecenzowania, muszę dodać. Trafiają się bowiem czasem takie urządzenia/systemy, po włączeniu których zupełnie nie wiadomo, co napisać. Najczęściej gdy zaczynamy słuchać czegoś nowego, od razu zauważamy jakieś wyróżniające się cechy brzmienia, coś co nas zachwyca, rozczarowuje, przyciąga uwagę. Od czasu do czasu trafiają się jednak perełki, produkty wyjątkowe, które skupiają uwagę słuchaczy nie na sobie, a wyłącznie na podawanej w nadzwyczaj realistyczny sposób muzyce. Tak właśnie było w tym przypadku - nie było tu żadnych elementów dźwięku, które wywołałyby u mnie jakiekolwiek zaskoczenie czy to pozytywne, czy negatywne. Było za to nadzwyczaj naturalne, wciągające brzmienie, była muzyka w bardzo namacalnej, prawdziwej postaci, której mogłem słuchać długimi godzinami bez oznak zmęczenia. To naprawdę nie zdarza się wcale tak często, a jeśli już się zdarzy, to w moim przypadku dotyczy przede wszystkim gramofonów/wkładek/phonostage'ów albo urządzeń lampowych. Tymczasem tu grałem z płyt CD, acz nie da się ukryć, że i przetwornik, i przedwzmacniacz miały lampy na pokładzie, choć żadne z nich nie jest urządzeniem czysto lampowym. Pisałem to już przy okazji wcześniejszych recenzji odtwarzaczy Accustic Artsa, więc to, co napiszę, będzie powtórzeniem, ale nie mam po prostu wyjścia. Gładkość, spójność, organiczność dźwięku oferowanego przez te niemieckie urządzenia sprawiła, że skojarzenia z gramofonem narzucały się same. Nie sposób nie zgodzić się ze stwierdzeniem, że kilka ostatnich lat przyniosło ogromny postęp w zakresie cyfrowych źródeł dźwięku i przepaść jakościowa w stosunku do tego, co oferują najlepsze gramofony została (niemal) zlikwidowana. Nie zmienia to faktu, że przy porównaniach systemów na rozsądnych poziomach cenowych ja zawsze wybieram ten ze źródłem analogowym. Firmie Accustic Arts udało się jednakże stworzyć fantastyczny dzielony odtwarzacz w postaci testowanego transportu CD i DAC-a, z którym mierzyć się może dopiero gramofon wysokiej klasy. Źródła cyfrowe grają zwykle dość twardym (powiedziałbym - nienaturalnie twardym) dźwiękiem, co sprawdza się przy muzyce elektronicznej czy elektrycznej, ale przeszkadza osobom obytym z brzmieniem instrumentów akustycznych. Dźwięk tych ostatnich ma w sobie bowiem pewną naturalną miękkość, której większość źródeł cyfrowych pokazać nie potrafi. Accustic Arts należy do nielicznych wyjątków i słuchanie czy to małych składów jazzowych, czy moich ulubionych gitar klasycznych i akustycznych, czy w końcu mniejszych i większych składów klasycznych dawało mi równie wielką radość obcowania z muzyką, co słuchanie tych samych utworów z czarnej płyty. Gdy w systemie znalazł się także przedwzmacniacz w już wydawałoby się niemal doskonałym, naturalnym dźwięku pojawiło się jeszcze więcej powietrza, którym instrumenty akustyczne oddychają, które drgając, niesie do naszych uszu wszelkie informacje niezbędne, by móc nie tylko słuchać, ale i doświadczać muzyki. Tube DAC, niektórzy powiedzą, że mimo lamp na pokładzie, potrafi pokazać niski, mięsisty, ale i sprężysty i konturowy bas. Znalazłoby się kilka urządzeń, które te dwa ostatnie elementy potrafią pokazać jeszcze lepiej, ale wówczas zwykle bas nie jest tak dobrze dociążony, wypełniony, nie ma tak dużej wagi. Pewna umowna lekkość grania przedwzmacniacza nie wpływała na odchudzenie dołu pasma, ale wydawała się dodawać basowi szybkości i chyba jednak także ciut więcej konturowości. Niskie tony oferowane przez cały zestaw są bardzo bliskie mojemu ideałowi. Świetnie wyważony jest balans między wszystkim składnikami - żaden z osobna nie jest może genialny, ale wszystkie razem tworzą całość, której trudno dorównać. Inne urządzenia potrafią zachwycać np. niższym zejściem, ale nie jest ono odpowiednio dociążone, albo pomimo niskiego zejścia akcent ataku, uderzenia położony jest na średnim, bądź nawet wyższym basie, rujnując naturalność brzmienia. Tu ani samo zejście nie należy do najniższych, ani szybkość, ani konturowość, a mimo to mamy fantastyczną barwę, doskonałe różnicowanie, nie ma żadnych braków w którymkolwiek podzakresie i jest płynne, bezszwowe przejście w średnicę. Jednakże to średnica i góra pasma decydują tu przede wszystkim o analogowości brzmienia tego zestawu, w jak najlepszym tego słowa znaczeniu. Tak kapitalna płynność, gładkość, tak genialne różnicowanie w zakresie średnicy trafiają się w cyfrowych źródłach niezwykle rzadko. No i jeszcze to niesamowite wrażenie, iż wszystko, co dzieje się przed nami, dzieje się w konkretnej, pełnej powietrza przestrzeni. No właśnie - przestrzeń, stereofonia, trójwymiarowość każdego elementu ? to kolejne zalety testowanego systemu. Rzecz nawet nie w ogromie kreowanej przestrzeni, ale raczej w jej naturalności. Każdy instrument nie dość, że wydaje się być trójwymiarową bryłą, to jeszcze jest to bryła naturalnych rozmiarów. Nie zdarzyło mi się w czasie żadnego odsłuchu "zobaczyć" skrzypiec wielkości wiolonczeli, czy trąbki wielkości tuby. Słuchanie nagrań zarejestrowanych na żywo było dzięki temu absolutnie wyjątkowym doświadczeniem. W przeciwieństwie do większości, zwłaszcza współczesnych nagrań studyjnych, muzycy faktycznie grali na nich razem, to co udało się więc zarejestrować, to nie tylko czysty dźwięk każdego instrumentu, ale także interakcje między muzykami, wybrzmienia, naturalna otoczka akustyczna czy reakcje muzyków i publiczności. Zestaw Accustic Arts nie próbuje rozdymać przestrzeni, nie dodaje nagraniom głębi, której na nich nie zarejestrowano. Gdy słuchamy muzyków stłoczonych na niewielkiej scenie małego klubu, to owa scena też jest stosunkowo niewielka, a gdy słuchamy wielkiej realizacji operowej, to oczywiście trudno mówić o naturalnej wielkości sceny, ale bez wątpienia jest ona zdecydowanie większa. Holografia prezentacji potrafi robić ogromne wrażenie, o ile tylko nagranie na to pozwala. No właśnie, to kolejna cecha testowanego zestawu. Potrafi brzmieć fantastycznie pod warunkiem, że w napędzie wyląduje dobrze zrealizowana i nagrana płyta. Choćby krążki XRCD (we wszystkich odmianach) zachwycają detalicznością, spójnością i gładkością dźwięku. Gdy jednak zamiast porządnie wydanej płyty pod odsuwaną klapkę trafi krążek słabej jakości, to cudów nie będzie. Owa gładkość, spójność, nasycenie dźwięku znikają w mgnieniu oka, bo skoro nie ma ich na płycie, to żadne z urządzeń Accustic Artsa ich nie "dorobi" we własnym zakresie. Doskonale słychać to np. na górze pasma, która jest niesamowicie czysta, dźwięczna, pełna powietrza, gładka, tzn. pod warunkiem, że gramy materiał muzyczny wysokiej jakości. Na kiepsko zrealizowanych płytach pojawią się wyostrzenia i ucieka gdzieś to niesamowite "powietrze", znika pięknie kreowana przestrzeń. To najlepszy dowód na to, że lampy na pokładzie produktów Accustic Artsa nie pełnią roli "upiększaczy" dźwięku, nie mają go zaokrąglać i wygładzać, ani ukrywać jakichkolwiek innych wad. Mogą wprawdzie dodać szczyptę słodyczy i ziarenko eufoniczności, ale wyłącznie do nagrań, w których są one zapisane, bo to w końcu elementy naturalnego brzmienia większości instrumentów akustycznych.
Na koniec zostawiłem wokale, które wypadały na tym zestawie po prostu genialnie. Wszystkie wymienione wcześniej zalety tego systemu skumulowały się niejako w prezentacji wokali, dzięki czemu słuchałem bardzo różnych głosów, czując wręcz dreszcze na plecach. Niesamowita holografia sprawiała, że wokaliści byli 2-3 metry ode mnie, mało tego, dokładnie wiedziałem, którzy z nich stali podczas nagrania, którzy siedzieli oraz którzy byli wysocy, a którzy niscy. Przepływ emocji od nich do mnie był wręcz elektryzujący. Barwa i faktura każdego głosu oddana w najdrobniejszych detalach, ale w sposób niezwykle naturalny, a nie analityczny. Oczami duszy widziałem każdy grymas twarzy, każdą minę i gest podkreślające emocje wyrażane głosem. Przy każdym dobrym nagraniu, niezależnie od tego, jakiego rodzaju był to głos, namacalność i bliskość nie pozwalały mi się oderwać od słuchania, przykuwając mnie do fotela na długie godziny. To poziom magii, który w przypadku źródeł cyfrowych zdarza się niezwykle rzadko. Najlepsze odtwarzacze CD mogą imponować detalicznością, przejrzystością brzmienia, precyzją, ale prawie nigdy nie grają naturalnych dźwięków, a więc ludzkich głosów i instrumentów akustycznych w tak prawdziwy sposób. Testowany zestaw Accustic Arts pokazał jasno, że da się to osiągnąć i to na poziomie cenowym, który w dzisiejszych czasach kosmicznych cen jest całkiem rozsądny. Brawo! I jeszcze jeden element, o którym warto wspomnieć. Jeszcze poprzednia wersja tego DAC-a wyposażona była jedynie w dość proste wejście USB, które akceptowało sygnał o rozdzielczości do 24 bitów i 96kHz. Do obecnej wersji można zamówić (jako opcję) nowszą wersję płytki USB, która pozwala już słuchać plików 24/192. Co ważniejsze, na ile to mogę ocenić, zważywszy na wielomiesięczną przerwę między odsłuchem starszej i nowszej wersji tego urządzenia, wydaje się ona brzmieć lepiej niż poprzednia. Nadal powiedziałbym, że wejście USB jest tu pewnym dodatkiem i że nie gwarantuje takiej jakości dźwięku, jak pozostałe wejścia cyfrowe. Niemniej gra już ono bardzo przyzwoicie i da się słuchać, że tak powiem. Moja Bada Alpha służąca za pośrednik między komputerem a Tube DAC-iem (podłączona do wejścia obsługującego sygnał wysokiej rozdzielczości S/PDIF) grała na poziomie zbliżonym do transportu CD, pokazując jasno, że wejście USB samego DAC-a można jeszcze poprawić. Niewykluczone, że w kolejnych wersjach producent zaoferuje jeszcze bardziej zaawansowane rozwiązania. Na dziś zestaw Accustic Arts potrafi zagrać tak genialnie ze zwykłych płyt CD, że na dobrą sprawę można sobie darować słuchanie gęstych plików z komputera czy streamera. Jeśli jednak będziecie chcieli Państwo mieć i taką możliwość, to żeby dorównać klasie transportu CD, będziecie musieli rozważyć zakup wysokiej klasy konwertera USB, bądź osobnego odtwarzacza plików klasy Lumina czy Aurendera.
Podsumowanie
Jak już wspomniałem, od pewnego czasu nie słucham już niemal płyt CD. Korzystam głównie z systemu analogowego, a cyfrową część odsłuchów załatwia u mnie dedykowany komputer z genialną Badą Alpha w roli konwertera USB. Każdy kolejny kontakt z urządzeniami marki Accustic Arts przypomina mi jednakże, że i srebrna płyta potrafi brzmieć znakomicie. Tym razem w teście uczestniczył także nowy, referencyjny przedwzmacniacz tej marki, który brzmienie dzielonego odtwarzacza przeniósł na jeszcze wyższy, niebotyczny jak na źródło cyfrowe, poziom, porównywalny do gramofonu za spore pieniądze. Nazywając rzeczy po imieniu - mając taki zestaw w domu, na pewno nie zrezygnowałbym z formatu CD i słuchałbym go równie często, jak teraz czarnych płyt. To bowiem fantastycznie organiczne, płynne, spójne, namacalne granie, którego da się słuchać całymi dniami... nie, nie: "da się", chce się!