Beyerdynamic to jeden z nielicznych producentów słuchawek, który oferuje dwa flagowe modele. Na szczycie oferty znajdują się bowiem: konstrukcja otwarta, T1, oraz zamknięta, T5p (obecnie obie w nowych wersjach v. 2). Oprócz konstrukcji różnią się one znacząco impedancją – te pierwsze to słuchawki 600Ω, a drugie 32Ω.
T1 to typowe słuchawki do systemu audiofilskiego, a T5p mają oferować równie wysoką jakość brzmienia, którą można zabrać ze sobą – słowem korzystać w plenerze w parze z wysokiej klasy odtwarzaczem przenośnym. Oczywiście i w domu konstrukcja zamknięta, znacząco ograniczająca wydostawanie się dźwięku na zewnątrz, przydaje się, gdy nie chcemy przeszkadzać domownikom. Ten sam, najwyższy poziom grania sugeruje również identyczna cena obu modeli. Miałem okazję wcześniej testować T1 (poprzednią, a nie najnowszą wersję) i przyznaję, że podobał mi się ten typ prezentacji. Poprzedniej wersji T5p jednakowoż nie słuchałem, więc nici z próby porównania czy odpowiedzi na pytanie o przewagę nowej wersji nad poprzedniczką.
Ponieważ nie miałem do czynienia z poprzednią wersją T5p, więc żeby je porównać pod względem wyglądu, musiałem oprzeć się na zdjęciach. W przypadku odświeżonego modelu nie znalazłem żadnego oznaczenia sugerującego, że mamy do czynienia z wersją 2. Oczywiście elementem, który pozwoli odróżnić jedne słuchawki od drugich, jest odłączany (w nowej wersji) kabel zakończony 3,5mm jackiem (w komplecie jest przejściówka na dużego jacka). Jest on także nieco dłuższy (1,4 vs 1,2 m), umieszczono go w ładnej, czarnej, bawełnianej koszulce. Jako przewodnik wykorzystano miedź OCC o czystości 7N. Długość kabla jednoznacznie wskazuje przeznaczenie tych słuchawek do użytku z przenośnymi odtwarzaczami, jednakże klient może zamówić do tych słuchawek dłuższy (3m) kabel, jak również wersję zbalansowaną, zakończoną 4-pinowym wtykiem XLR (także 3m). Słuchawki są stosunkowo lekkie (350g), co w połączeniu z wygodnymi, choć niezbyt dużymi poduszeczkami wykończonymi syntetyczną skórą, pod którą znajduje się warstwa pianki pamięciowej, oraz podobnie wykończonym pałąkiem sprawia, że są wyjątkowo wygodne (ale to nie poziom Sennheiserów HD800) i pozwalają nawet na wielogodzinne odsłuchy. I mówię to ja, człowiek nienawykły do spędzania w słuchawkach dłuższego czasu. Wykonanie i wykończenie niemieckich słuchawek jest bez zarzutu – wyglądają świetnie, choć może nie tak luksusowo, jak np. testowane niedawno HiFiMany HE-1000 czy Audeze LCD-3 i 4. No, ale są 2–3-krotnie droższe niż testowany model Beyerdynamic.
W przypadku drugiej wersji T5p kluczowe zmiany zaszły wewnątrz. Sercem nadal jest przetwornik Tesli z magnesami neodymowymi. Z opisu producenta wynika, że został on dodatkowo wytłumiony, co pozwoliło zmniejszyć rezonanse w zakresie wysokich częstotliwości. Zoptymalizowano geometrię zewnętrznej ścianki ("zamykającej" konstrukcję), zmieniono również materiał, z którego jest ona wykonana. Wszystko po to, aby jeszcze bardziej ograniczyć wpływ wibracji na reprodukowany dźwięk, a w efekcie uzyskać jeszcze niższy poziom zniekształceń, a co za tym idzie czystszy, ergo lepszy dźwięk.
Słuchawki dostałem całkowicie nowe, a jak wiadomo nowe przetworniki w słuchawkach, podobnie jak i te w kolumnach, potrzebują nieco czasu zanim się "ułożą" i zaczną optymalnie pracować. Beyery dostały więc ode mnie kilka dób, w czasie których grały podłączone do wybitnego wzmacniacza słuchawkowego Trilogy 933, którego używałem również w trakcie właściwego testu. Źródłem był mój znakomity Lampizator Big7 karmiony sygnałem z dedykowanego, pasywnego PC-ta z liniowym zasilaczem, sygnał między DAC-iem a wzmacniaczem słuchawkowym przesyłał wybitny kabel pana Kiuchi – Hijiri Million (RCA), zasilanie natomiast zapewniały polskie sieciówki KBL Sound Red Eye Ultimate.
Jakość brzmienia
Słuchawki dostały nawet nieco więcej czasu na wygrzanie niż pierwotnie planowałem. Zanim zacząłem słuchać, miały już na liczniku blisko 100h, mogłem więc uznać, że są w pełni wygrzane. Od początku bardzo pozytywnie mnie zaskoczyły. Jasne, że to flagowy model uznanej marki, ale z drugiej strony mocno odstaje cenowo od innych flagowców i stąd właśnie takie zaskoczenie. Od początku zagrały bardzo równo, nasyconym, barwnym dźwiękiem z, jak na słuchawki, mocnym, ale i świetnie kontrolowanym i różnicowanym basem. To jedna z tych rzeczy, które słuchawki rzadko robią naprawdę dobrze (przynajmniej z punktu widzenia osoby, która słucha głównie na kolumnach). I owszem, czasem potrafią grać jeszcze niższym i potężniejszym basem niż T5p, ale wówczas zwykle dominuje on nad resztą pasma i daleko mu do kontroli i definicji, którą testowane słuchawki oferują.
Góra pasma jest bardzo ciekawa – z jednej strony dźwięczna, dobrze różnicowana, z drugiej raczej delikatna, bez śladów ostrości
Bas był konturowy, jeśli taka była potrzeba, np. przy popisach Marcusa Millera, ale nigdy nie przekonturowany ani sztucznie utwardzony. Gdy na kontrabasie grał Ray Brown czy Renaud Garcia-Fons, ich instrumenty pięknie wybrzmiewały, pokazując, do czego służy ogromne pudło rezonansowe. No i wspomniane już bardzo dobre różnicowanie – cóż komu po wybrzmieniach czy szybkości, jeśli bas jest, ujmując rzecz kolokwialnie, na jedno kopyto? W wydaniu Beyerów niskie tony imponowały naturalnym brzmieniem, dobrze oddaną barwą. Po szybkim ataku następowało podtrzymanie, a na końcu (zwykle, w zależności od intencji muzyka) długie wybrzmienie. Zresztą rzecz dotyczyła nie tylko kontrabasu czy gitary basowej, ale i perkusji. Wspomniane już dociążenie połączone z szybkością niskich tonów sprzyjało świetnej prezentacji popisów perkusistów. Rzadko słuchawki potrafią tak dobrze oddać natychmiastowość uderzenia pałeczki w membranę bębna i sprężystą odpowiedź tej ostatniej. Pewnie, że nie była to tak duża, grająca tak potężnym dźwiękiem perkusja, jak w naturze czy nawet w wydaniu kolumn, ale pod tymi kilkoma wyżej opisami względami ta prezentacja była lepsza niż niejednej kolumny. Także i dynamice nie można właściwie niczego zarzucić – jest dobrze zarówno w skali makro, jak i w mikro. Nie słucham jakiejś ciężkiej muzyki, ale choćby rock&roll w wydaniu AC/DC dawał dużo frajdy. Czuć było te ogromne pokłady energii, na których bazuje australijska kapela, a i rytm prowadzony był szybko i pewnie.
Bas nie jest bynajmniej jedyną zaletą tych słuchawek, ale, pomimo ich zamkniętej konstrukcji, jedną z bardziej zaskakujących i dlatego opis zacząłem właśnie od tej części pasma. Choć z drugiej strony muszę przyznać, że nie mniejsze wrażenie zrobiła na mnie przestrzenność prezentacji. Ta cecha to ogromna zaleta elektrostatów, słuchawek planarnych, a jeśli już konstrukcji z przetwornikami dynamicznymi, to jednak raczej tych o konstrukcji otwartej. Tymczasem T5p w nowej odsłonie w tym względzie mogą się mierzyć z niejedną parą słuchawek otwartych, a wśród znanych mi zamkniętych należą do pierwszej dwójki (musiałbym je porównać bezpośrednio do Audeze LCD-XC, by ustalić kolejność między nimi – na teraz skłaniałbym się do, jednakże wyraźnie droższych, Audeze). Jak to w przypadku słuchawek, trudno tu mówić o wybitnie dużej scenie, ale faktem jest, że każdy instrument ma swoje miejsce, jest dobrze odseparowany od pozostałych, że każdy jest trójwymiarowym obiektem, że dźwięk jest otwarty, pełny powietrza, przez co nie ma wrażenia, że wszystko rozgrywa się w niewielkiej, zamkniętej przestrzeni. Góra pasma jest bardzo ciekawa – z jednej strony dźwięczna, dobrze różnicowana, z drugiej raczej delikatna, bez śladów ostrości. Jeśli w nagraniu występują sybilanty, to Beyerdynamiki je oczywiście pokażą, ale w sposób bardzo zbliżony do naturalnego. W naturze bowiem owe syczące zgłoski wcale nam jakoś szczególnie nie przeszkadzają, przyjmujemy je jako normalny element głosu. Tak właśnie brzmią one w wydaniu testowanych słuchawek – sybilanty owszem są, ale nie drażnią, nie przeszkadzają. Blachy perkusji są nieco bardziej złote niż srebrne – słowem nie sypią efektownie skrami dokoła, ale nie można odmówić im dźwięczności, mają swoją wagę i są dobrze różnicowane. Górne rejestry, np. skrzypiec czy trąbki, pokazują, że Beyery grają czysto, rozdzielczo, nie podbarwiają wysokiej średnicy czy góry pasma. Brzmiało to naturalnie, nieagresywnie, nawet gdy trąbka "przycinała" po uszach.
I w końcu najważniejsza część pasma – średnica. Jestem posiadaczem innych zamkniętych słuchawek z podobnego poziomu cenowego – Pandor Hope VI, zwanych obecnie Sonorusami VI, japońskiej firmy Final. Wybrałem je dla siebie dlatego, że grają tak, jak lubię – ciepło, gładko, spójnie, z niezłą przestrzenią, dobrym basem i górą, a przede wszystkim ze znakomitą, gęstą, kolorową średnicą. Z powyższego opisu można już wywnioskować, że Beyerdynamiki są na skrajach pasma nieco lepsze, budują także bardziej przestrzenną prezentację od moich Pandor. W końcu jednak nadszedł moment, by skupić się na tonach średnich, na wokalach i instrumentach akustycznych. Niemieckie słuchawki są w tym zakresie dobre, nawet bardzo dobre, ale to "japończyki" mają niewielką przewagę w gęstości, nasyceniu i płynności tej części pasma, a przede wszystkim w ekspresji. To z Sonorusami na uszach bardziej odlatywałem, słuchając głosu Patriici Barber czy Elli Fitzgerald, to one wywoływały większy dreszczyk emocji, gdy śpiewał boski Luciano Pavarotti czy nieziemska Leotyna Price. Proszę mnie źle nie zrozumieć – nie mówię, że T5p robią to dużo gorzej, a jedynie, że o włos ustępują Pandorom w zakresie ekspresyjności i namacalności wokali. Różnica jest niewielka, ale w końcu na poziomie high-end poszukuje się nie poprawy o umowne 100%, ale o kilka, które stanowią wartą sporo pieniędzy różnicę. W przypadku instrumentów, nawet moich ukochanych gitar klasycznych/akustycznych, różnica była już właściwie pomijalna – równie dobrze oddana była barwa, instrumenty grały pełnym, bogatym dźwiękiem, nie brak było wybrzmień, a podsumowując to brzmienie najkrócej jak się da, powiedziałbym, że jest po prostu naturalne.
Na koniec podłączyłem Beyerdynamiki do jedynego przenośnego odtwarzacza, jaki posiadam, mającego już sporo lat iPoda (z wgranym Rockboxem i plikami w bezstratnym formacie FLAC). Odtwarzacz nie miał problemu z napędzeniem tych słuchawek, podejrzewam więc, że większość współcześnie produkowanych DAP-ów także poradzi sobie bez trudu. Brzmienie nie dorównywało klasą temu, co z T5p potrafił wydobyć wzmacniacz Trilogy wspierany systemem, który w całości jest wart dobre kilkadziesiąt razy więcej niż mój stareńki iPod. Charakterem jednakże aż tak bardzo od tamtego nie odstawało. To był także zrównoważony dźwięk z dość mocną (acz nie aż tak potężną, ani tak dobrze kontrolowaną, jak w dużym systemie) podstawą basową, z otwartą, dźwięczną, nadal zaskakująco przestrzenną górą i gładką, płynną i nasyconą średnicą. A ponieważ, jak pisałem wcześniej, testowane słuchawki należą do wygodnych, stosunkowo lekkich i całkiem nieźle izolują słuchacza od otoczenia (a otoczenie od muzyki), więc spokojnie można je używać np. w podróży, gwarantując sobie w ten sposób wysoką klasę brzmienia.
Podsumowanie
Ze wszystkich dotychczasowych spotkań z produktami Beyerdynamika wynosiłem co najmniej dobre wrażenia. Nowa wersja T5p jest spośród odsłuchanych do tej pory modeli bez dwóch zdań najlepsza! To słuchawki wysokiej klasy, które dla wielu osób wyznaczą kres poszukiwań wielozadaniowego produktu oferującego jednocześnie absolutnie satysfakcjonujące brzmienie. Ich mocnymi punktami są zarówno oba skraje pasma (a szczególnie bas – nisko schodzący, mocny, ale niedominujący reszty pasma, tylko stanowiący znakomitą dla niej podstawę), jak i spójność całej prezentacji. Dodajmy do tego, że przestrzenność także zdecydowanie wykracza poza to, czego oczekuje się od konstrukcji zamkniętej. Aby obraz był kompletny, dorzucę dobrą rozdzielczość, wysoką szczegółowość, brak podkolorowań i agresji w dźwięku. Testowane słuchawki w pełni rozwijają skrzydła w wysokiej klasy dopracowanym systemie stacjonarnym, ale nawet z tak niewyszukanym przenośnym odtwarzaczem, jak iPod starej generacji oferowały satysfakcjonujące brzmienie. Jest to więc doskonałe rozwiązanie dla tych, którzy słuchają sporo w domu i nie chcą przeszkadzać innym domownikom, a od czasu do czasu chcą zabrać z sobą dobre brzmienie w podróż. Z obu tych ról T5p v. 2 wywiązują się znakomicie.
No i rzecz dla wielu osób nie bez znaczenia – flagowy model firmy Beyerdynamic jest zdecydowanie tańszy niż większość topowych modeli konkurentów. Czy im ustępuje klasą? Być może nieco klasą wykonania i wykończenia, choć naprawdę nie ma się tu do czego przyczepić. A co do klasy brzmienia... cóż, kto z konkurentów ma na szczycie oferty słuchawki zamknięte? Wspomniany japoński Final – acz Sonorusy X kosztują blisko 20 tys. złotych. Ktoś jeszcze? Nie kojarzę. A pośród konstrukcji jeszcze nie aż tak drogich, jak wspomniane Sonorusy, ja znam dwóch poważnych konkurentów (co nie znaczy oczywiście, że nie ma ich więcej) – Audeze LCD-XC oraz Pandory Hope VI. Te pierwsze są wyraźnie droższe, te drugie kosztują podobnie, oferują podobną klasę brzmienia, ale są chyba jednak nieco mniej uniwersalne w porównaniu z Beyerami. Słowem – jeśli szukacie uniwersalnych słuchawek zamkniętych za sporą, ale jeszcze relatywnie rozsądną kwotę, oferujących brzmienie w bardzo wysokiej półki, koniecznie musicie posłuchać nowej wersji T5p. Zdecydowanie warto!