Kanadyjski Anthem odświeżył ostatnio niemal całą serię wielokanałowych amplitunerów kina domowego, ale też i dzielonych zaawansowanych systemów kinowych, a teraz przyszedł czas na komponenty stereo, a konkretnie wzmacniacz zintegrowany. Nowy model STR ma być szczytowym osiągnięciem w dziedzinie konstrukcji zintegrowanych, aczkolwiek Kanadyjczycy stworzyli wzmacniacz będący de facto połączeniem oddzielnych modułów przedwzmacniacza i monobloków. STR należy więc postrzegać jako wzmacniacz klasy hi-end nie tylko ze względu na cenę, ale przede wszystkim specyficzną konstrukcję. Nowy Anthem oferuje ogromną moc, godną monofonicznych stopni końcowych, osiągającą wartość 500W przy 2-omowym obciążeniu, a zważywszy na fakt, że jest to konstrukcja bardzo wydajna prądowo, wysteruje praktycznie każde kolumny!
Oczywiście Anthem jest nie tylko wydajnym i rozbudowanym wzmacniaczem zintegrowanym, ale też funkcjonalnym urządzeniem umożliwiającym współpracę z siecią domową. Jeśli zaś chodzi o zasoby muzyczne, to obsługuje m.in. format DSD, co jest już w zasadzie standardem w przypadku najnowszych wzmacniaczy wyposażonych w przetwornik cyfrowo-analogowy.
Precyzja i staranność
Kanadyjczycy zawsze bardzo mocno podkreślają, że wszystkie urządzenia projektują i produkują w swoim kraju. To ważny argument, który przemawia do wielu klientów, zwłaszcza że ok. 90% firm produkuje swoje urządzenia w Chinach. Anthem zdecydował się nie przenosić produkcji na Daleki Wschód i chyba nikt nie ma wątpliwości, że jakość wykonania komponentów tej marki prezentuje najwyższy poziom. Oczywiście jak każda inna firma, również i Anthem bazuje na własnym, latami wypracowanym doświadczeniu i wiedzy w dziedzinie konstruowania różnych urządzeń, co bezpośrednio przekłada się na ich brzmienie i charakterystyczny wygląd.
Anthem chwali się, że STR jest szczytowym osiągnięciem firmy wśród wzmacniaczy zintegrowanych, co potwierdzają dokładne oględziny tego modelu. Bryła jest adekwatna do możliwości, jakie oferuje to urządzenie – gdy spojrzymy na obudowę, od razu do głowy przychodzą nam skojarzenia z mocarnymi konstrukcjami. Przedni panel prezentuje się masywnie, ale i na wskroś nowocześnie, głównie ze względu na ciekłokrystaliczny wyświetlacz TFT. To na nim pokazywane są nie tylko ładne grafiki skojarzone z konkretnymi wejściami obsługiwanymi przez selektor źródeł, ale również wyświetla się pełne menu zaawansowanych ustawień. O tym zaś, że nie jest to typowy wzmacniacz, świadczy fakt, że STR jest również zdolny do współpracy z systemem automatycznej korekcji akustyki pomieszczenia ARC, tak chętnie stosowanym przez Kanadyjczyków w przypadku niemal każdego urządzenia przeznaczonego do kinowych instalacji wielokanałowych. Z racji ścisłej kooperacji marki Paradigm i Anthem również i te systemy znamy chociażby z droższych wersji aktywnych subwooferów Paradigma.
Wracając jednak do Anthema – przedni panel STR prezentuje się majestatycznie, a charakterystyczny łuk przebiegający przez front w prawej sekcji, gdzie znalazło się pokrętło regulacji głośności, tylko potęguje to wrażenie. Anthem zawsze imponował mi jakością wykonania i tak też jest w przypadku testowanego wzmacniacza. Wewnątrz widać porządek i wielką staranność w montażu poszczególnych podzespołów niczym we wzmacniaczach japońskiego Accuphase'a. W przypadku STR widać, że kluczowe moduły są od siebie odseparowane – mamy więc oddzielny przedwzmacniacz, a nawet przedwzmacniacz Phono oraz niezależne dla lewego i prawego kanału muskularne stopnie końcowe. Zadbano również o tor zasilający – obwody analogowe oraz przedwzmacniacz i stopnie końcowe otrzymują prąd z potężnego transformatora toroidalnego, któremu inżynierowie marki Anthem poświęcili sporo czasu.
Transformator jest starannie zaprojektowany i wyposażony w solidny wielowarstwowy system ekranujący, a ponadto zalany specjalną substancją eliminującą nawet najmniejsze wibracje. W fazie produkcji i nawijania trafa wykorzystuje się proces technologiczny niwelujący najmniejsze luzy między poszczególnymi zwojami. W ten sposób Anthem wyposaża wzmacniacz w bezszumną jednostkę zasilającą, zwiększającą komfort pracy innych delikatniejszych obwodów elektronicznych wewnątrz STR, ale i dostarczającą prąd o jak najmniejszych zniekształceniach do kluczowych podzespołów. Tuż za łukowatą sekcją przedniego panelu znalazła się m.in. imponująca bateria magazynująca prąd dla obydwu końcówek mocy, składająca się z czterech sporych kondensatorów elektrolitycznych marki Nippon Chemi-con (każdy o pojemności 8.200µF na napięcie 100V, co oznacza, że stopnie końcowe pracują przy znacznie wyższym napięciu niż klasyczne amplifikacje klasy AB; to typowe dla konstrukcji osiągających najwyższe moce). Płytkę drukowaną z obwodami cyfrowymi i tymi odpowiadającymi za komunikację z urządzeniem za pomocą wejścia RS-232 oraz Ethernet zrealizowano w technologii SMD, a wśród wysokiej jakości elementów aktywnych znalazły się między innymi układy scalone Asahi Kasei oraz procesor Analog Devices.
Moc, kontrola i zjawiskowa przestrzeń
Anthem STR dysponuje dużą mocą, z drugiej zaś strony potrafi zachwycić wielką swobodą, a przede wszystkim kulturą grania. Słuchając za jego pośrednictwem muzyki, niezależnie od poziomu głośności, cały czas ma się wrażenie, że dysponuje dużym zapasem mocy i rezerwy wysokoprądowej. Z materiałem muzycznym mocno obciążającym kolumny i wzmacniacz, zwłaszcza w zakresie niskich tonów, STR zachwyca elastycznością prądową w szerokim przedziale mocy, co było szczególnie słychać zarówno gdy sięgałem po muzykę instrumentalną w wykonaniu Mike'a Oldfielda czy też symfonikę, jak i elektroniczne dźwięki z repertuaru zespołów synth-popowych. Obcowanie z takim wzmacniaczem, jak STR daje poczucie luksusu, do którego łatwo się przyzwyczaić. Zyskujemy przekonanie, że poradzi on sobie z każdym repertuarem i bezbłędnie odtworzy dźwięki, przy których inne wzmacniacze niezbyt dobrze sobie radzą, co objawia się utratą kontroli. W przypadku Anthema ani przez chwilę nie odniosłem wrażenia, że "zwalnia" lub też nie do końca radzi sobie z wiernym ukazaniem istoty dynamicznej każdego odtwarzanego utworu, za to cały czas czułem, że sprawuje kontrolę na najwyższym poziomie. Stwierdzenie, że Anthem świetnie radzi sobie z dynamiką i odtwarzaniem basu jest jak najbardziej na miejscu.
Podobnie rzecz ma się z utrzymywaniem nieskazitelnej kontroli, ze swego rodzaju panowaniem nad każdym wybrzmieniem, każdą zmianą rytmiki, niezależnie od ciężaru i masywności konkretnych dźwięków. Podczas odsłuchu koncertowej płyty Patricii Barber i towarzyszącego jej kontrabasu dźwięk cechował się precyzyjnie oddanym charakterem tego instrumentu – co ciekawe, Anthem niczego nie upiększał na siłę. Z każdym szarpnięciem strun kontrabasu do moich uszu docierał perfekcyjnie zrównoważony i klarowny przekaz tego instrumentu. Jego brzmienie nie zostało ani pogrubione, ani uszczuplone. Tam gdzie wiadome było, że instrument zapuszcza się bardzo nisko, Anthem prowadził rytmikę na poziomie godnym najlepszych konstrukcji dzielonych, dbając nie tylko o właściwy rozkład ciężaru między poszczególnymi partiami niskich tonów, ale przede wszystkim osiągając nadzwyczaj czytelny przekaz, wsparty błyskawiczną reakcją na każdą, najsubtelniejszą zmianę dynamiki.
Dzięki tym wszystkim cechom brzmieniowym odtwarzany kontrabas brzmiał niemal tak, jak podczas autentycznego wykonania na żywo, a wokal artystki był bardzo sugestywny i oddany z właściwym realizmem – każdy dźwięk na scenie miał swoje miejsce i nie zakłócał istnienia innych, co jest typowe właśnie dla tych bardziej zaawansowanych wzmacniaczy zintegrowanych, ale również dla systemów dzielonych. STR zrobił na mnie równie mocne wrażenie, jeśli chodzi o przestrzenność brzmienia. Wszystkie źródła pozorne były ogniskowane z wręcz chirurgiczną precyzją. To właśnie za sprawą precyzyjnie kreślonych i stabilnie osadzonych w przestrzeni źródeł pozornych ma się nieodparte wrażenie, że Anthem wprowadza słuchacza w pełen realizm atmosfery panującej podczas koncertów czy też w studiu nagraniowym.
Bez wątpienia Anthem STR należy do grupy wzmacniaczy oferujących brzmienie o ponadprzeciętnej neutralności. Oznacza to, że zawsze odtwarza dźwięk tak, jak go zarejestrowano. Świetnie radzi sobie z muzyką z bezstratnych plików, ale równie dobrze podchodzi do współpracy z klasycznym CD, o czym przekonałem się, łącząc go z Ayonem CD-10. Oczywiście Ayon odciskał nieco piętno na muzyce swoim lampowym charakterem brzmienia, bardzo delikatnie ocieplając to i owo, czy też nadając poszczególnym dźwiękom więcej finezji, ale Anthem nie okazał się tak podatny na uroki lampowych stopni wyjściowych Ayona, jak np. Accuphase E-270 i każdy dostarczony do wejść sygnał przekazywał dalej z precyzją godną najbardziej analitycznych urządzeń.
Bez wątpienia Anthem STR należy do grupy wzmacniaczy oferujących brzmienie o ponadprzeciętnej neutralności
STR w charakterze nigdy nie zagra cieplej czy bardziej gładko, niż wymagałby tego materiał muzyczny, więc fanom brzmienia ciepłego, gładkiego i lekko osłodzonego niekoniecznie przypadnie do gustu, ale muszę przyznać, że zrobił na mnie piorunujące wrażenie, choć jestem fanem właśnie takiego lekko upiększonego brzmienia. Ujęło mnie przede wszystkim to, że integrę Anthema śmiało można zaliczyć do grona wzmacniaczy obiektywnych, prezentujących prawdę w nagraniach i podchodzących do sygnału podawanego z odtwarzacza CD, gramofonu czy też wbudowanego przetwornika C/A na zasadzie czystego i pełnego wzmocnienia, bez wprowadzania do muzyki jakichkolwiek fajerwerków, upiększania itp. Na uwagę zasługuje również fakt, że Anthem sprawia wrażenie konstrukcji absolutnie niewysilonej, zawsze dysponującej pełną rozpiętością dynamiczną, bez względu na zastosowane kolumny (podczas testu STR doskonale radził sobie z wysterowaniem Dynaudio Special Forty czy też mających spory apetyt na prąd podłogowych modeli marki Paradigm z serii Persona).
Warto wiedzieć
Producent podaje, że ze względu na specyfikę konstrukcyjną Anthem STR jest integrą, ale zaglądając do środka, przekonujemy się, że jest to de facto system dzielony, z taką różnicą, że wszystkie moduły połączono ze sobą w jednej obudowie. Oczywiście STR różni się pod pewnymi względami od tego, z czym mamy do czynienia w przypadku typowych systemów dzielonych. Co prawda obydwa stopnie końcowe obsługujące lewy i prawy kanał pracują jako dwa niezależne monobloki, ale zarówno jedna, jak i druga amplifikacja są zasilane ze wspólnego transformatora.
Z kolei sam transformator jest na tyle zaawansowaną i wydajną konstrukcją, że w zupełności sprosta wymaganiom nawet tak wydajnych stopni końcowych, jak te, które zaimplementowano w STR. Również sekcję przedwzmacniacza wydzielono jako osobny moduł otrzymujący napięcie z własnego, niezależnego toru zasilającego. Oprócz tego wzmacniacz posiada przetwornik cyfrowo-analogowy, także zasilany niezależnie, z układu impulsowego. Oczywiście Anthem nie jest jedynym producentem stosującym tego typu topologię we flagowej konstrukcji zintegrowanej, z podobnych rozwiązań korzysta np. Accuphase czy Esoteric.
Podsumowanie
Anthem STR ma w zasadzie wszystko, aby uznać go za jedną z najlepiej brzmiących konstrukcji w swoim przedziale cenowym. Do jego atutów należy zaliczyć zaawansowaną konstrukcję mającą bezpośredni wpływ na walory brzmieniowe, związane z nienaganną neutralnością i wiernością przekazu, a także stereofonią, z jaką zwykle można mieć do czynienia właśnie w przypadku konstrukcji dzielonych. Na uwagę zasługuje również fakt, że Anthem oferuje wysoką moc i wydajność prądową, co sprawia, że nie musimy się martwić, czy napędzi posiadane przez nas kolumny. Nabywca tego cudeńka nie będzie musiał przejmować się ani charakterystyką impedancji kolumn, ani też ich zapotrzebowaniem na prąd. Kolejnym niewątpliwym atutem Anthema STR jest system ARC pozwalający sprawnie lokalizować słabości w zakresie akustyki pomieszczeń. Anthem jest mocno rozbudowany i z tego względu przystosowany do współpracy z kolumnami aktywnymi, a mając na uwadze fakt, że jest w stanie obsłużyć naraz dwa aktywne subwoofery, oddzielnie dla lewego i prawego kanału, posiadacze dużych salonów lubiący potężnie brzmiący bas mogą zacierać ręce.
Ten artykuł pochodzi z cyfrowego miesięcznika Hi-Fi Choice & Home Cinema nr 1/2018. Zachęcamy do pobrania bezpłatnej aplikacji na tablety Apple iPad lub na smatfony i tablety z systemem Android, żeby przeczytać artykuł w pełnej oprawie graficznej przypominającej wydawnictwa papierowe.