Polska premiera dwóch nowych wzmacniaczy zintegrowanych firmy Mark Levinson, modeli No. 5802 i No. 5805, odbyła się w katowickiej Filharmonii Śląskiej. Towarzyszyły im kolumny JBL S4700 oraz Revel Performa F228 Be, a także firmowe źródła dźwięku w postaci odtwarzacza No. 519 i gramofonu No. 515. Pomysł był wyjątkowy, ale trafił w sedno, bo niecodzienna oprawa tylko podkreśliła walory nowych urządzeń legendarnej marki.
Tańszy ze wzmacniaczy, No. 5802, zaskakuje brakiem wejść analogowych, podczas gdy droższy wyposażono zarówno w wejścia cyfrowe, jak i analogowe. Z tej dwójki to właśnie No. 5805 zasługuje na miano superintegry – funkcjonalnie jest to urządzenie w zasadzie skończone, trudno wytknąć mu poważniejsze braki. Na "pokład" załapały się m.in. firmowe, odpowiednio zmodyfikowane układy PureDirect, MainDrive i PrecisionLinkII, przedwzmacniacz gramofonowy MM/MC oraz wydajny układ dual-mono pracujący w klasie AB. Oznacza to m.in. obsługę praktycznie wszystkich "gęstych" plików, nie wyłączając DSD256, bezproblemową współpracę z wieloma wkładkami gramofonowymi i słuchawkami, a także niebagatelną moc 125W przy obciążeniu 8Ω, niemal jej podwojenie przy o połowę mniejszym obciążeniu oraz stabilną pracę przy spadkach impedancji kolumn aż do 2Ω.
Budowa i funkcjonalność
Wygląd 5805 to połączenie starego z nowym. Zachowano część "dziedzictwa" nawiązującą do starszych urządzeń Levinsona, ale zrobiono także krok ku nowoczesności. Przedni, anodowany na czarno panel wykrojono z litego aluminium o grubości 25mm i połączono ze szklaną powierzchnią zintegrowaną z wyświetlaczem typu dot-matrix. Pokazuje on wybrane wejście i siłę głosu, a w przypadku korzystania z wejścia USB, po naciśnięciu przycisku enter na pilocie, także rodzaj pliku i jego częstotliwość (np. PCM 96k, DSD 4X). Od góry i od dołu szklaną taflę zamykają srebrne aluminiowe wstawki, które ładnie współgrają z anodowanymi, piaskowanymi pokrętłami o wklęsłym profilu – elementami, które mocno kojarzą się z marką ML. Tym z lewej wybieramy wejścia i poruszamy się po rozbudowanym menu (zob. dalej), zaś tym z prawej zmieniamy siłę głosu i zatwierdzamy (przez naciśnięcie) wybór w menu. Obsługa jest prosta, ale wymaga pewnej wprawy.
Oprócz wspomnianych pokręteł umożliwiają ją dwa aluminiowe przyciski: menu oraz standby (ten drugi ma czerwoną, podświetlaną obwódkę, która miga w trybie standby, czego niestety nie można wyłączyć). Jest także zgrabny aluminiowy pilot, zaprojektowany specjalnie do serii 5000, który w razie potrzeby można zastąpić urządzeniem mobilnym z iOS-em (należy pobrać darmową aplikację 5Kontrol). Wzmacniacz można również ustawić z poziomu przeglądarki internetowej, wykorzystując jego wejście Ethernet. W ten sposób m.in. zaktualizujemy firmware, zaimportujemy lub wyeksportujemy wybraną konfigurację ustawień, sprawdzimy temperaturę końcówek mocy, wartości dodatniej i ujemnej szyny zasilania, ustawienia dla DC Offset oraz przejrzymy ustawienia dla historii usterek (w postaci logu).
Tył integry odzwierciedla piętrowy układ laminatów i budowę dual-mono. Na samej górze są wejścia analogowe. Trzy są liniowe, w tym jedno zbalansowane (XLR), a dwa przeznaczono dla gramofonu – jedno jest dla wkładek MM, a drugie MC. Obok umieszczono mikroprzełączniki służące do ustawienia impedancji (pozycje 1–4; 37, 43, 52, 62, 82, 90, 110, 125, 250, 500 i 1000Ω) i pojemności wejściowej (pozycje 5 i 6; 20, 70, 120 i 170pF). W tej samej linii znalazło się także wyjście liniowe. Można nim wysłać sygnał do wzmacniacza i kolumn pracujących w drugiej strefie albo do urządzenia nagrywającego. Środkowy rząd gniazd to pojedyncze wyjścia głośnikowe oraz umieszczone między nimi wejścia cyfrowe: USB-B, dwa optyczne i jedno elektryczne (koaksjalne). Na najniższy poziom, czyli sterowanie (w sąsiedztwie gniazda zasilającego i głównego bezpiecznika), składają się porty USB-A oraz Ethernet, wejście IR, złącze RS-232 oraz dwa triggery.
Wnętrze wypełnia umieszczony z przodu, całkiem spory, ponadpięćsetwatowy toroid z oddzielnymi uzwojeniami wtórnymi dla każdego kanału oraz dla układów sterujących. Część cyfrową oparto na układzie PrecisionLinkII (stosowanym przez ML w bardziej zaawansowanych modelach) z 32-bitowym przetwornikiem cyfrowo-analogowym ESS Sabre Reference ES9018K2M. Zasilacz uzupełniają po cztery kondensatory 10.000µF na kanał (wzmacniacz ma budowę dual mono), umieszczone bezpośrednio na płytkach obwodu wyjściowego. W końcówkach mocy wykorzystano po trzy pary tranzystorów pracujących w klasie AB, w trybie ThermalLink (z kompensacją wpływu temperatury na ich charakterystykę). Sekcja napięciowa zapożycza rozwiązania znane z modelu No. 534. Przedwzmacniacz z kolei jest przeprojektowaną wersją układu PureDirect zastosowanego w modelu No. 585. Za regulację wzmocnienia odpowiada układ scalony MAS6116 Micro Analog Systems, wcześniej znany pod nazwą WM8816 (Wolfson). Charakteryzuje się on bardzo dobrymi parametrami (THD 0,0002%; S/N 124dB dla konfiguracji różnicowej, czyli po jednym układzie na kanał), co docenili już tacy producenci, jak np. Marantz (wzmacniacz PM15S2).
Bas? Bez uwag. Serio. Ma wszystko, czego trzeba. Jest głęboki, żwawy i dynamiczny, nasycony i zróżnicowany.
Menu jest mocno rozbudowane i pozwala na ingerencję w wiele ustawień wzmacniacza. Podstawowych poziomów jest pięć: Input, Volume, Power, Display i Advanced. Umożliwiono m.in. zmianę nazwy wejścia, jego offsetu, wybór cyfrowego filtru (Apodiz Fast/Hybrid Fast/Brickwall/Fast Linear/Slow Linear/Slow minimum/Fast minimum), upsampling dla sygnałów PCM i DSD oraz kilka opcji dla trybu gotowości (od najbardziej oszczędnego Green ze szczątkowym poborem mocy, przez Power Save, aż po Normal, który oznacza natychmiastową gotowość do grania na "pełnych obrotach", ale też ciągły pobór aż 70W).
Elementem, który przy tej cenie wzmacniacza specjalnie nie błyszczy, jest górna część obudowy, wykonana z blachy, z tłoczonymi szczelinami wentylacyjnymi. Szkoda, że nie zdecydowano się na skręcenie obudowy z aluminiowych paneli i "uwolnienie" radiatorów, tzn. przeniesienie ich na zewnątrz. Takie rozwiązania znajdziemy w niektórych sporo tańszych integrach, jak np. Cambride Audio Edge A czy Norma Audio REVO IPA-140.
Jakość brzmienia
Jak brzmi wzmacniacz zintegrowany za 36 tys. złotych? W jego dźwięku nie znalazłem niczego, co mogłoby go zdeprecjonować. Zdecydowaną większość aspektów brzmienia No. 5805 uznaję za wybitną: przestrzeń, neutralność, barwę, muzykalność. Ten dźwięk nigdy nie męczy, można go słuchać godzinami, ale też nie ma on nic wspólnego z tzw. ciepłymi kluchami. Nawet jeśli pojawia się jakiś znak zapytania – dla mnie była to kwestia skróconych wybrzmień talerzy perkusyjnych – to i tak nie burzy jednoznacznie pozytywnego obrazu wzmacniacza. Owszem, początkowo brakowało mi nieco "świetlistej smugi" alikwotów, dłuższej fazy podtrzymania niektórych dźwięków, ale czy przypadkiem nie tak to właśnie brzmi w rzeczywistości, kiedy grają "żywe" instrumenty? Piękne w tym wzmacniaczu jest właśnie to, że z niczym nie trzeba się godzić – to brzmienie to po prostu wybór pewnej drogi, nieco innej niż to, do czego można być przyzwyczajonym, ale w gruncie rzeczy tak samo urzekającej i wiodącej do tego samego celu.
Szukanie w brzmieniu No. 5805 słabych punktów to strata czasu. Jak już wspomniałem, niewiele znalazłem, a wziąwszy pod uwagę to, jak łatwo pewne wybory konstruktorów zaakceptować, nie znalazłem właściwie nic. Przestrzeń i stereofonia, nawet pomimo skracania wybrzmień, są znakomite. Informacje o akustyce są przekazywane bardzo sugestywnie, m.in. za sprawą wyśmienitej dynamiki w skali mikro. W dziedzinie swobody przekazu jest podobnie – integra Levinsona prezentuje poziom dostępny dla nielicznych. Barwa czy to pojedynczych instrumentów, czy ludzkiego głosu jest naturalna, bogata w szczegóły, ale gładka, pozbawiona szorstkości i sybilantów. Dźwięki są delikatnie zaokrąglane, ale barwy nie są ani ocieplane, ani schładzane. Równowaga tonalna subiektywnie jest płaska jak stół. Góra jest czysta i bez problemu pozwala wychwycić mikroszczegóły. Nawet jeśli w nagraniu sporo się dzieje, to przekaz nie traci na przejrzystości.
Domeną średnicy jest neutralność i spójność. No. 5805 wybitnie "przedstawia" nagrania małych składów, np. ostatnią płytę The London Haydn Quartet "Haydn. String Quartets Opp 71 & 74" (FLAC 24/96). Zresztą nie tylko w klasyce integra ML czuje się jak ryba w wodzie. To samo można powiedzieć o jazzie. Testując "zero-piątkę", sporo czasu spędziłem z płytami ECM-u – głębia i wieloplanowość wielu realizacji tej wytwórni są wybitne, co integra Levinsona pokazała bez najmniejszego problemu. Muzyka rockowa także potrafi zafascynować, mimo że rozdzielczość nie jest dla No. 5805 priorytetem. Chyba żaden wzmacniacz, który dotąd u mnie grał, tak genialnie nie "posklejał" wszystkich dźwięków w "Get in the Mind Shaft" Jacka White'a (FLAC 24/96). Brzmienie było z jednej strony bardzo gęste i harmonijne, a z drugiej zjawiskowo przestrzenne. Bas? Bez uwag. Serio. Ma wszystko, czego trzeba. Jest głęboki, żwawy i dynamiczny, nasycony i zróżnicowany. Zejście niskich składowych w "Spem in Alium" Adama Bałdycha (FLAC 24/96) było dogłębne i wielopłaszczyznowe. Z kolei kontrabas na płycie Krystyny Stańko "Snik" (FLAC 16/44,1) był imponująco zwarty, nie zauważyłem choćby śladu jego rozmazania, spowolnienia czy poluzowania (inna rzecz, że to wyśmienita realizacja).
Powyższy opis dotyczy brzmienia wzmacniacza "karmionego" przez wejście analogowe, przede wszystkim zbalansowane, za pośrednictwem interkonektu Nordosta Tyr 2 (zob. recenzję na sąsiednich stronach). W przypadku korzystania z wbudowanego USB-DAC-a brzmienie także jest bardzo dobre, aczkolwiek należy przemyśleć kwestię ustawień. Sam nie mogłem się zdecydować, czy stosować upsampling sygnału PCM (do 352,8/384k) – po kilku próbach zdecydowałem się go wyłączyć, bo choć brzmienie było precyzyjne, to jednak zabieg ten moim zdaniem za bardzo wydelikacał górę pasma. Talerze perkusyjne brzmiały jaśniej i były "lżejsze", co osobiście niezbyt mi odpowiadało (ale były też bardziej trójwymiarowe, z czego akurat wolałbym nie rezygnować). Różnic pomiędzy dostępnymi filtrami cyfrowymi nie podejmuję się opisać. "Na ucho" brzmią one właściwie identycznie, rozróżnienie ich w ślepym teście jest praktycznie niemożliwe. Nie ma to w gruncie rzeczy większego znaczenia, ponieważ z każdym z nich brzmienie pozwala na naprawdę bliskie spotkanie z muzyką, z jej niemal realnym wymiarem.
Dużą niespodzianką okazało się również brzmienie przez Bluetooth – szczegółowe i detaliczne. Producent zastosował kodek aptX HD, co oznacza parametry sygnału 48kHz, 24bity i szybkość transmisji 576kbit/s. No. 5805 świetnie poradził sobie także ze słuchawkami MrSpeakers Ether Flow (z kablem Vivo). Połączenie to dało bardzo rasowe, pełne, gęste, a zarazem szczegółowe brzmienie.
Podsumowanie
Słuchanie integry No. 5805 było dla mnie dużym przeżyciem. Jej brzmienie nie jest może odkrywcze, nie pokazuje muzyki w "nowy, nieznany dotąd sposób", ale wciąga jak diabli. Jak dla mnie, to w zupełności wystarczy.