Decyzję HiFiMAN-a o wypuszczeniu bezprzewodowej wersji słuchawek Ananda przyjąłem z niemałym zaskoczeniem. Tak duże, nieskładane "nauszniki" po pierwsze będą sprawiać kłopot podczas transportu (etui jest naprawdę spore), a po drugie rzucać się w oczy, wywołując w najlepszym razie zaciekawienie, a w najgorszym – ironiczne uśmieszki. Nie wziąłem jednak pod uwagę tego, że Bluetooth i możliwość zrezygnowania z kabla w tym projekcie wcale nie są najważniejsze...
Budowa
Konstrukcję modelu Ananda-BT oparto na wersji przewodowej do tego stopnia, że na pierwszy rzut oka można je pomylić. Zachowano identyczny, ergonomiczny, asymetryczny kształt nausznic oraz hybrydowy pałąk zmniejszający nacisk słuchawek na głowę. W efekcie "bezdrutowce" bardzo dobrze przylegają do głowy, z wyczuwalnym zapasem obejmują całe uszy i zapewniają komfortowy odsłuch przez co najmniej kilka godzin.
Materiałowo mamy tu do czynienia z połączeniem sprawdzonych rozwiązań: elementy metalowe (widelce, pałąk, prawdopodobnie także charakterystyczne "drabinkowe" grille) uzupełniono m.in. wstawkami z solidnego tworzywa (obudowy, w które wsuwa się część regulacyjna pałąka, oparta na systemie zapadek; obudowy przetworników) i sztucznej skóry (zwężający się przy końcach pasek i zewnętrzna część padów wypełnionych pianką).
Wszystkie gniazda i przyciski znalazły się w lewej muszli. Wszystkie, czyli raptem cztery: dwa gniazda, USB-C i minijack dla zewnętrznego mikrofonu (w zestawie), towarzyszą dwóm małym przyciskom, tj. podłużnemu, multifunkcyjnemu z diodą LED (wł./wył., start/stop) oraz okrągłemu, do sprawdzenia stanu naładowania baterii.
Producent wykorzystał moduł Bluetooth najnowszej generacji, co oznacza wsparcie nie tylko dla aptX HD, ale także dla LDAC (odpowiedź Sony na kodeki Qualcomma) i HWA (LHDC). Krótko mówiąc, im nowszy smartfon, tym lepiej wykorzystamy możliwości bezprzewodowych Anand. Ale to nie wszystko. W słuchawki wbudowano także zbalansowany wzmacniacz i DAC, a gniazdo USB-C służy nie tylko do ładowania akumulatora, ale także do bezpośredniego podłączenia do komputera. Jeśli do słuchania muzyki na "pececie" ktoś wykorzysta Roona i TIDAL-a, to może liczyć na pełne dekodowanie formatu MQA i bezstratną ścieżkę sygnału.
Jedynym zgrzytem w możliwościach Anand-BT wydaje się pojemność baterii – mniej więcej 10-godzinny czas pracy trudno uznać za zadowalający, zwłaszcza że słuchawki nie mają trybu pasywnego, a naładowanie akumulatora "pod korek" zajmuje przeszło dwie i pół godziny.
Jakość brzmienia
Najpierw, przez mniej więcej tydzień, słuchałem Anand-BT w, jak mi się wydawało, jedyny słuszny sposób, czyli bezprzewodowo, a źródłem był smartfon Samsung Galaxy S7. Owszem, brzmienie było całkiem przyjemne i angażujące, ale chyba nie na tyle, by uzasadnić wydatek ponad 5 tys. złotych (lekkie uszczuplenie barwy, równowaga tonalna przesunięta w górę). I już się zastanawiałem, co z tym fantem począć, kiedy przypomniałem sobie, że do słuchawek dołączono sporej długości (czyli nie tylko do ładowania) kabel USB. Podłączenie do komputera (z zainstalowanym Roonem) spowodowało, że poczułem, jakbym nadrobił tygodniowe zaległości.
Nareszcie wszystko zaczęło do siebie pasować: nazwa marki (z mojego doświadczenia wynika, że jak dotąd noga się jej nie powinęła), słuchawek (za ich PR odpowiedzialne są przecież Anandy przewodowe), wykorzystane technologie (choćby te "supercienkie" przetworniki planarne) i cena (z górnej półki). Bardzo możliwe, że z lepszym źródłem bezprzewodowym efekt będzie lepszy, ale jak dla mnie chadzanie z Anandami-BT po mieście i tak nie ma większego sensu (do tego celu służą przede wszystkim "nauszniki" z funkcją ANC).
Te bezprzewodowe słuchawki HiFiMAN-a aż się proszą o... podłączenie do komputera za pośrednictwem kabla i wykorzystanie wbudowanego w nie wzmacniacza oraz przetwornika cyfrowo-analogowego. Skutkuje to brzmieniem, które zaskakuje drive'em, żywymi barwami, rozmachem, świetną dynamiką i witalnością. Nie ma w nim ani przebasowienia, ani przejaskrawienia (aczkolwiek jeśli miałbym wskazać, którą "stronę mocy" Anandy-BT wybrały, to powiedziałbym, że jednak jasną), ale zarówno skraje pasma, jak i jego środek są znakomite.
Średnica jest bezpośrednia, jej barwa – żywa i jasna, a osiągnięty poziom neutralności może tylko budzić uznanie.
Bas tąpie punktowo, co jest przejawem rzetelności konstruktorów, bo m.in. właśnie dzięki temu udało się zachować poprawną równowagę tonalną. Jest szybki, sprawny, motoryczny i dokładny, a do tego na tyle aktywny, że nie wywołuje uczucia niedosytu. Nie przykrywa pozostałych częstotliwości, "włącza się" dokładnie tam, gdzie trzeba, równie sprawnie wygaszając impulsy. Poczucie rytmu i tzw. "wykopu" jest w pełni satysfakcjonujące.
Średnica jest bezpośrednia, jej barwa – żywa i jasna, a osiągnięty poziom neutralności może tylko budzić uznanie. Wokale brzmią żywo i wyraziście, a instrumenty smyczkowe naturalnie. Przełom środka i góry także jest odważny, i ma podobne, rześkie zabarwienie, a ponadto charakteryzuje się bardzo dobrą przejrzystością. Rock brzmi prawdziwie – zarówno ostre dźwięki gitar, jak i metaliczne talerzy perkusyjnych Anandy-BT oddają z dużym stopniem autentyczności.
Góra jest prezentowana wyraziście. Wolna od choćby okazjonalnych zabrudzeń, imponuje szczegółowością i wyrafinowaniem. W zależności od nagrania wysokie tony potrafią być albo rześkie, albo relaksujące. Rock ma dzięki temu niezbędny pazur, a jazz – przestrzeń i oddech.
Jeśli chodzi o kreowanie sceny i prezentowanie efektów stereofonicznych, to Anandom-BT niewiele można zarzucić. Lokalizacja wokali i instrumentów, szerokość i głębokość sceny są wzorowe. Zastrzeżeń nie budzi także analityczność. Wynikający z charakteru brzmienia "natłok" informacji jest tylko pozorny, bo niuanse nie umykają uwadze słuchacza.
Podsumowanie
Bez wątpienia są to słuchawki, które potrafią wzbudzić emocje, a nawet ekscytację. Warunkiem jest ich podłączenie do komputera za pośrednictwem kabla USB. Anandy-BT odwdzięczą się wówczas brzmieniem przejrzystym, szybkim, kontrastowym, dynamicznym, wręcz porywającym.