Stellie zapakowano w duże i ciężkie puzdro, składające się z dwóch części: jedną, w jasnym odcieniu brązu (koniak), nakłada się na drugą, ciemną (mokka). Tę pierwszą od wewnątrz wyłożono zamszem, zaś jej skórzany wierzch ozdobiono wytłoczoną nazwą modelu i logo producenta. Druga, nieco mniejsza, także pokryta skórą, wyklejona zamszem i ozdobiona napisem, kryje sztywne etui przypominające elegancką torebkę (w środku spoczywają słuchawki) z zapięciem na zamek i rączką do przenoszenia, a ponadto skórzany futerał z kablami i "portfelem" z dokumentacją. Tak to się, proszę państwa, robi we Francji.
Budowa
Gdyby zorganizować światowy konkurs słuchawkowych piękności, Stellie bez problemu zakwalifikowałyby się do finału. Najprawdopodobniej też by go wygrały, bo drugiego tak pełnego finezji projektu i tak starannego wykonania ze świecą szukać. Co nie znaczy, że design ten, zwłaszcza jego kolorystyka, każdemu przypadnie do gustu. Owszem, Stellie są piękne, miło na nie patrzeć, ale czy każdy od razu chciałby je mieć u siebie, albo pokazać się z nimi na ulicy? Te słuchawki są jak... kobieta. Nie każdy ślini się na widok rudowłosej piękności. Sam nie mam nic przeciwko, ale niektórzy po prostu wolą brunetki, a jeszcze inni blondynki.
Nie zdziwiłbym się także, gdyby ktoś uznał, że są, ekhem, za mało męskie. Rozumiem chęć producenta do wizualnego odróżnienia Stelli od pozostałych "nauszników" w katalogu, ale jestem niemal pewien, że gdyby można było wybrać kolor tego modelu, np. spośród trzech dostępnych, to połączenie mokki z koniakiem nie biłoby rekordów popularności. Reasumując, ta kolorystyka wydaje się równie oryginalna co dyskusyjna, w związku z czym nie zabraknie ani zachwytów, ani uwag krytycznych, zwłaszcza że cena, jaką należy za Stellie zapłacić, jest naprawdę wyśrubowana.
Konstrukcja nowego modelu opiera się w dużej mierze na słuchawkowych Utopiach (niezorientowanych w temacie informuję, że Focal ma również kolumny o takiej nazwie i to kolumny nie byle jakie, bo jedne z najlepszych, jakie kiedykolwiek udało się skonstruować, swoiste ikony audio). O ile jednak flagowe słuchawki są modelem otwartym, o tyle Stellie postanowiono "zamknąć", co okazało się decyzją brzemienną w skutkach. Dość powiedzieć, że prace nad nimi trwały aż trzy lata, bo "proste" przeniesienie Utopii do obudowy zamkniętej okazało się ideą, nomen omen, utopijną.
Oczywiście można wskazać elementy wspólne dla obu tych modeli, jak np. obszyty skórą pałąk z oddychającymi otworami od strony głowy. W przypadku Stellii sięgnięto jednak po nieco bardziej "przyziemne" materiały (np. aluminium zamiast włókna węglowego), choć ich membrany, podobnie jak w Utopiach, wykonano z piekielnie trudnego do pozyskania i obróbki, a co za tym idzie kosztownego berylu. Są to zupełnie nowe przetworniki o średnicy 40mm w ulubionym przez Focala kształcie spłaszczonej litery M, opracowane specjalnie z myślą o Stelliach, podobnie jak i cewki, których wysokość zmniejszono o milimetr w stosunku do tych z Utopii, by obniżyć impedancję (do 35 omów) i tym samym, zgodnie z duchem czasów, uczynić nowy model "smartphone friendly". I faktycznie, Stellie dają się napędzić bezpośrednio ze smartfona, choć wygląda to trochę dziwnie. Jeśli już traktować je w ten sposób, to bardziej odpowiednim partnerem dla nich wydaje się jakiś solidny DAP.
Berylowe membrany współpracują z zaledwie kilkoma elementami, które jednak dopracowano do perfekcji. Na przykład wewnętrzne strony muszli wyglądają jak małe dyfuzory. Z kolei z zewnątrz muszle wykończone aluminiowym ażurem i skórą zamknięto metalowymi kapslami, w których pod logo Focala znalazły się otwory wyrównujące ciśnienie w komorach w zależności od ustalonej głośności. Rozwiązanie to, wzorowane na kolumnach z bas-refleksem, pozwoliło na lepszą kontrolę i rozciągnięcie basu.
Pady to także małe dzieła sztuki. Ich "poszewki" wykonano z trzech różnych materiałów: naturalnej, gładkiej i grubej skóry; tkaniny, której zadaniem jest pochłanianie energii; a także ze skórzanych wstawek o szerokości 1cm, które energię mają rozpraszać. Taki profesjonalizm i dbałość o detale można tylko podziwiać.
We wspomnianym na samym początku opakowaniu znajdziemy dwa kable w nicianych oplotach kolorystycznie dopasowanych do słuchawek (czyli koniak i mokka). Krótszy (1,2m), z minikackiem na końcu (można na niego nakręcić dołączoną przejściówkę 6,3mm), służy do odsłuchu mobilnego i desktopowego. Na końcu dłuższego (3m) zamontowano symetryczny wtyk Neutrika. Wszystko to pięknie, ale dlaczego w tej cenie nie ma długiego kabla niezbalansowanego!? Przecież takowy dołączono nawet do o połowę tańszego modelu Clear. Właściciele np. Hugo TT 2 trzymający go nie na biurku tylko w regale z pozostałymi "klockami" z pewnością podzielą moje oburzenie.
Jakość brzmienia
Piękny wygląd nie zawsze idzie w parze z pięknym brzmieniem, ale w tym wypadku naprawdę nie ma na co narzekać. Podłączone do Hugo TT 2 Chorda (ustawienia: XFD3+FIL3) Stellie zagrały wybornie – barwnie, witalnie, dynamicznie i dźwięcznie. Po kilku dniach odsłuchu w zasadzie nie miałem uwag krytycznych. Jeśli już, to bardziej do płyt – te słabiej nagrane nie zwalają z nóg. Za to tych, do których realizacji nie można się przyczepić, mógłbym słuchać bez końca.
Wgląd w nagranie, jaki zapewniają Stellie, jest wybitny. Scena, jaką kreują, jest kapitalnie przejrzysta. Jest na niej mnóstwo powietrza, oddechu i mikrodetali wyłaniających się z aksamitnego, ciemnego tła. Brzmienie tych słuchawek jest bardzo otwarte i precyzyjnie, ale nie sterylne. Agresja i natarczywość to nie ten adres. Podobnie jak manipulacja typu przyciemnienie barwy, osłabienie projekcji detali czy poszarpane kontury dźwięków. Nic dziwnego, że w takich "okolicznościach" koncentrowanie uwagi na pojedynczych dźwiękach i instrumentach jest dziecinnie łatwe.
Góra jest ultraczysta. Berylowe głośniki wznoszą się pod tym względem na wyżyny, w związku z czym zaryzykuję stwierdzenie, że wysokie rejestry są poza konkurencją. W połączeniu ze wzorową mikrodynamiką dają efekt prześwietlenia nagrania na wylot. Na podstawie wybrzmień i pogłosów Stellie pozwalają określić rozmiar pomieszczenia, w którym dokonano nagrania. Doskonale słychać to np. na płycie "Monteverdi: A Trace of Grace" Michela Godarda. W utworze "Soyeusement" (FLAC 24/192) rozchodzące się w dużej przestrzeni dźwięki serpentu i saksofonu nie zostawiają cienia wątpliwości, że rejestracji dokonano w sposób naturalny w akustycznie żywym, przestronnym pomieszczeniu o zapewne (przynajmniej częściowo) kamiennych ścianach. Do tego jak na dłoni podawane są wszystkie dźwięki "okołomuzyczne", jak skrzypnięcia krzeseł, sapanie muzyków, powietrze wdmuchiwane do instrumentów czy ich mechanika.
Brzmienie tych słuchawek jest bardzo otwarte i precyzyjnie, ale nie sterylne.
Średnica jest nieprzeciętnie żywa i dźwięczna. Stellie są krańcowo odmienne od słuchawek, które "ściemniają" brzmienie albo starają się je w jakiś sposób zagęścić. Ale bynajmniej nie przenoszą muzyki do laboratorium. Gdyby tak było, to wokale byłyby bezkrwiste, pozbawione wyrazistości, życia. Tymczasem głosy są naturalne, autentyczne, niesfałszowane. A dzięki temu, że na pierwszym miejscu jest wierność, zgodność z rzeczywistością, nie ma najmniejszego problemu z dotarciem do walorów artystycznych i emocjonalnych nagrań. Także tutaj, tzn. w środkowej części pasma, słuchawki Focala nie skąpią mikroszczegółów. Te związane z oddechem, fonacją i artykulacją uświadamiają, że wydawanie głosu jest zarówno procesem aerodynamicznym, jak i fizjologicznym.
Na koniec pozostał bas. Jego rozpiętość dynamiczna, głębia i barwa są wzorowe. Choć niskie tony nie są zwaliste, przygniatające czy brutalne, to Stellie, głównie za sprawą twardego ataku, potrafią kropnąć naprawdę solidnym basem. Nie brakuje mu ani energii, ani szybkości. Jego kontury są zarazem ostre i delikatne, a do tego równiusieńkie jak od linijki. Bas jest elastyczny, "sprężynuje", ale nie ma nic wspólnego z miękkim resorowaniem. Berylowe głośniki są na to za cwane, tj. za szybkie i za sztywne. Ich rozdzielczość sprawia z kolei, że słucha się nie tylko tego, co jest grane, ale przede wszystkim tego, jak to jest grane.
Mimo powyższych zachwytów uważam, że Stellie nie są dla każdego (pomijam tu zupełnie kwestię ich niecodziennej kolorystyki i ceny). Poruszyłem tę kwestię już wcześniej – ich przezroczystość jest przekleństwem dla słabiej nagranych płyt (czyli, niestety, dla większości), nie wspominając nawet o sygnale stratnym (różnice między formatem FLAC HD a AAC nie mogą być chyba bardziej czytelne). Krótko mówiąc, są one zbyt bezkompromisowe i zbyt... audiofilskie. Ich elitarność jest więc wpisana nie tylko w cenę, ale także w brzmienie.
Podsumowanie
Ze Stelliami na uszach wydaje się, że słyszymy wszystko, że jedynym ograniczeniem dźwięku jest jakość realizacji. Barwa, przejrzystość i dynamika prezentowane przez te słuchawki są bliskie doskonałości. Paradoksalnie ta doskonałość obnaża całkiem sporo niedoskonałości nagrań. Stellie dążą do autentyczności bez oglądania się na to, czy odsłuchy sprawiają nam przyjemność, czy nie. Jeśli jesteście na to gotowi, to czeka Was inspirująca muzyczna podróż.