Jeszcze dobrze nie opadł kurz po odsłuchu Focala Stella, a już do gniazda słuchawkowego DAC-a/head-ampa Hugo TT 2 Chord Electronics podłączyłem Elegie – kolejne "nauszniki" francuskiego producenta. Wynik tego z wielu względów nierównego pojedynku okazał się dla mnie zaskakujący.
Budowa
Gołym okiem widać, że słuchawki Focala przeznaczone głównie do odsłuchów domowych (bo są wśród nich i takie, które zdoła wysterować smartfon), od Utopii po Elegie, mają ze sobą sporo wspólnego. Różnią się przede wszystkim wykorzystanymi materiałami: im niżej w hierarchii znajduje się dany model, tym mniej wyszukane surowce zastosowano. Sam projekt wzorniczy jest jednak bardzo podobny. Konstrukcyjnie Elegiom najbliżej do Stellii. Oba te modele są zamknięte. I choć chronologicznie jako pierwsze światło dzienne ujrzały Elegie, to można domniemywać, że powstały one niejako przy okazji opracowywania zamkniętych flagowców, nad którymi francuscy inżynierowie głowili się aż trzy lata.
Różnica w cenie jest czterokrotna, zatem nie ulega wątpliwości, że Elegie bazują na zupełnie innych przetwornikach. Berylowe głośniki w słuchawkach za 4 tys. zł nie śniły się jeszcze nawet najbardziej kreatywnym księgowym. Inżynierowie zdecydowali się więc na stop magnezu i aluminium, o czym informują napisy wygrawerowane na kapslach, którymi "zamknięto" muszle. Taki materiał jest znacznie tańszy, ale ma swoje zalety, do których należą lekkość, sztywność i odporność na rezonanse.
Membrany Elegii mają 40mm średnicy, 110 mikronów grubości (dla przypomnienia: mikron to jedna tysięczna milimetra) i zgodnie z deklaracją producenta zostały opracowane pod kątem pracy w słuchawkach zamkniętych. Widać je całkiem dobrze, bo od strony ucha zabezpieczono je najpierw drobną transparentną siateczką, a następnie metalowym grillem z dużymi oczkami w kształcie plastra miodu – identycznie jak w Stelliach.
Pozostałe oszczędności widać gołym okiem, choć nie można powiedzieć, że Elegie mają jakiś problem z wyglądem. Po prostu tam, gdzie się dało, zastosowano tańsze rozwiązania. I tak np. zamiast ażurowych, aluminiowo-skórzanych zewnętrznych obudów mamy tu muszle z tworzywa sztucznego pokryte różnej wielkości wgłębieniami. Asymetrycznie umieszczone kapsle mają pod logo Focala siateczkę, pod którą kryją się otwory wyrównujące ciśnienie w muszlach w zależności od głośności, z jaką słuchawki pracują w danym momencie.
Pady z pianki termokształtnej ubrano nie w skórę z dodatkami, a w dwubarwną (czerń z zewnątrz, szarość od wewnątrz) mikrofibrę. Z materiału tego wykonano także spód opaski odlanego z aluminium pałąka (jej wierzch jest "ekoskórzany"). Niewielkie otwory w poduszce od strony głowy mają zapewnić prawidłową wentylację.
Wyposażenie jest (jak na słuchawki za niespełna 4 tys. zł) bardzo skromne, obejmuje pokrowiec w formie "torebki" zapinanej na zamek i tylko jeden krótki (1,2m), a do tego beznadziejnie sztywny i mikrofonujący kabel w nicianym oplocie, oczywiście kolorystycznie dobranym do tego modelu (czerń i biel), zakończony małym jackiem, na który można nakręcić dołączoną przejściówkę 6,3mm. Długość kabla jest wymowna: Elegie są zasadniczo przeznaczone do odsłuchów mobilnych/desktopowych. O dodatkowy kabel trzeba (warto! – zob. dalej) postarać się we własnym zakresie.
Jakość brzmienia
Zacznę z grubej rury. I od razu uprzedzam: ze słuchem u mnie wszystko w porządku. Jestem też świadom tego, że na metce z ceną z przodu mamy trójkę zamiast dwunastki. Ale... Elegie są bardziej muzykalne od Stellii i z tego powodu bardziej od nich uniwersalne. Do porównań wykorzystałem te same DAC-i/head-ampy (w tym wspomniany na początku Hugo TT 2 z Hugo M Scalerem, czyli zestaw za niespełna 40 tys. zł), a nawet ten sam kabel (te od Stellii znakomicie pasują do Elegii; warto także rozejrzeć się za kablem zbalansowanym, bo Elegie wyraźnie zyskują na takim połączeniu).
To może brzmieć niewiarygodnie, ale na pierwszy "rzut ucha" tych brakujących 9 tys. złotych aż tak bardzo nie słychać. Owszem, różnice są wyraźne, ale ocena na zasadzie "te są lepsze, a tamte gorsze" nie wchodzi w grę. Stellie nie są lepsze pod każdym względem i w każdej sytuacji. Zależy, na czym i czego się słucha. Na przykład muzykę rockową ze smartfona (TIDAL) i samego Hugo TT 2 Elegie w większości wypadków zagrały po prostu przyjemniej. Główna różnica sprowadza się do ataku. Stellie są pod tym względem przytwarde, co skutkuje brzmieniem wyjątkowo wyrazistym i transjentowym.
Najmocniejsze punkty Elegii to budowa sceny i ogólna dojrzałość dźwięku.
Żeby to "zagrało" na 100%, nagranie musi być zrealizowane wyjątkowo starannie. A na tak zwane ściany dźwięku, gdzie brakuje przejrzystości, powietrza, oddechu, Stellie są wręcz uczulone. Jazz (może to być dowolna płyta wydana przez ECM), małe składy akustyczne, aby tylko starannie nagrane, ze Stelliami na głowie robią piorunujące wrażenie, nic nie jest w stanie umknąć naszej uwadze, głębia basu (i dźwięku jako takiego) jest przepaścista, a wysokotonowe detale szybują do nieba. Elegie są bardziej miękkie (słychać to przede wszystkim w dole pasma), "na dzień dobry" spójne i harmonijne (dopiero z Hugo M Scalerem Stellie lepiej zagrały rock), a przez to bardziej wyrozumiałe dla przeciętnych realizacji.
Najmocniejsze punkty Elegii to budowa sceny i ogólna dojrzałość dźwięku. Źródła pozorne ładnie "lewitują" w przestrzeni, wybrzmiewają odpowiednio długo, nie brakuje też powietrza. Delikatne zmiękczenie krawędzi dźwięków powoduje, że Elegii w mniejszym stopniu niż innych słuchawek (zwłaszcza Stellii) dotyczy wyraźny podział pasma na górę, średnicę i bas; poszczególne zakresy bezbłędnie się zazębiają i uzupełniają, przejścia między nimi są płynne, niewymuszone.
Takie harmonijne zespolenie pasma skutkuje tym, że muzykę odbiera się jako bardziej naturalną. Stąd też chyba bierze się łaskawość Elegii wobec kiepskich nagrań. Tam, gdzie Stelle uwypuklają niedostatki techniczne, Elegie robią "myk" polegający na wydobywaniu z nagrań tylko "dobrej energii". Robią to jakby od niechcenia i nawet nie wiadomo, kiedy mija np. cały album "Purple" Stone Temple Pilots (TIDAL, Master). Spróbujcie tego samego ze Stelliami. Pół minuty "Meatplow" wystarczy, żeby pojawiła się pokusa włączenia czegoś innego...
Podsumowanie
Tym razem podsumowanie będzie bardziej ogólne. Stellie są dla tych, którzy nie idą na kompromisy, mają wyjątkowo "mocny" tor, kolekcję nagrań audiofilskich i sporo gotówki do wydania. Po Elegie powinni sięgnąć ci, którzy cenią sobie uniwersalność, nad analizę przedkładają muzykalność i liczą się z każdą złotówką. Co pogodzi oba te światy? Odpowiedź jest prosta: słuchawki ze środka oferty Focala, czyli Cleary. Mają one bodaj najlepszy stosunek jakość/cena i grają tak, że ręce same składają się do oklasków: są bardziej otwarte i dokładne od Elegii, a jednocześnie nie tak bardzo wymagające wobec toru i nagrań, jak Stellie.