Jeszcze kilka lat temu słuchawki planarne w cenie poniżej tysiąca złotych były co najwyżej pobożnym życzeniem. Barierę tę niedawno złamał HiFiMAN i to z przytupem, oferując dwa takie modele: HE400i v. 2020 oraz HE400se. Obie konstrukcje są otwarte i, jak obiecuje producent, można je napędzić zwykłymi smartfonami. O tym, czy faktycznie tak jest i z jakim brzmieniem mamy do czynienia przekonałem się, testując tańszy z tych dwóch "nauszników".
Budowa
Tak niska cena może wzbudzić podejrzenia. Sam producent tłumaczy ją postępami w automatyzacji produkcji w swoich fabrykach. Widać też całkiem wyraźnie, że do budowy HE400se wykorzystano tańsze materiały – plastik i sztuczną skórę. Na szczęście nie wygląda to źle, a jakość wykonania można uznać za adekwatną do ceny.
Mamy tu do czynienia ze stosunkowo lekką i wygodną konstrukcją wokółuszną. Okrągłe pady wykonane częściowo ze skóry, a częściowo z weluru (który całkiem ochoczo łapie kurz i różne fafrocle) obejmują całe uszy, a pokaźny pałąk czwartej generacji – gruba opaska wypełniona gąbką i obszyta skórą – zapewnia wygodne przyleganie do głowy. Regulacja jest klasyczna, skokowa, i opiera się na mechanizmie zapadkowym oraz częściach widelców chowających się w pałąku zakończonym z obu stron dużymi plastikowymi spinkami. Trzeba do tego użyć nieco siły, ale wystarczy zrobić to tylko raz.
Obudowy wykonane z tworzywa imitującego metal z bliska wyglądają, jakby pokryto je jakimś laminatem – trochę nienaturalnie się błyszczą, czym zdradzają swoje plastikowe pochodzenie. Z drugiej strony są lekkie, a co za tym idzie wygodne. Zamiast dekielków, jak to w konstrukcji otwartej, zastosowano metalową siatkę, a zaraz za nią kolejną – z bardzo drobnymi oczkami, już nie metalową, a tekstylną, przez którą widać przetworniki. Można je także obejrzeć z drugiej strony: wnętrze wymiennych padów wykończono transparentnym (wizualnie i akustycznie) materiałem.
Wpinany w obie muszle przewód o długości 1,5m jest cienki i sztywny, i szczerze mówiąc, nie wzbudza zaufania już samym wyglądem. Co bardziej zaradni z pewnością zamienią go na lepszy i dłuższy odpowiednik.
Kluczową rolę w całej konstrukcji mają odgrywać magnesy Stealth, które wykorzystano już wcześniej w modelu Susvara. Pozwalają one na minimalizowanie negatywnych odbić generowanego dźwięku, a swoją nazwę zawdzięczają technologii wykorzystanej w bombowcu F117, niewidzialnym dla fal radarowych. Podobnie niewidzialne, tyle że dla fal dźwiękowych mają być magnesy w HE400se. Swobodny ich przepływ (tj. fal) ma gwarantować szczegółowe obrazowanie i spójność brzmienia.
Jeśli chodzi o możliwość napędzenia HE400se bezpośrednio ze źródeł mobilnych, to niestety nie mam dobrych wiadomości. Galaxy S7 Samsunga ledwo przy tym zipał i obawiam się, że bez porządnego wzmacniacza (najlepiej połączonego z DAC-iem) się nie obejdzie. Sama "dziurka" smartfona zdołała wycisnąć z tych słuchawek jakieś 40, góra 50% ich możliwości.
Jakość brzmienia
Technologia planarna na tym poziomie cenowym budzi ogromne nadzieje, ale w tym wypadku nie mamy do czynienia z błędem księgowych. Owszem, w swojej kategorii (czyli słuchawek planarnych za ok. 700zł) HE400se mogą być (i w tym momencie prawdopodobnie są) bezkonkurencyjne, ale nie znaczy to, że wnoszą na ten poziom cenowy jakość brzmienia znaną z wyraźnie droższych konstrukcji tego typu. Moim zdaniem producent naprawdę dobrze skalkulował cenę tego modelu, biorąc pod uwagę zarówno jego mocne, jak i słabsze strony.
Podczas odsłuchów trudno mi było oprzeć się wrażeniu, że brzmienie HE400se dostrojono za pomocą "filtru" łagodzącego większość ostrości i chropowatości, czegoś w rodzaju cieniutkiej emulsji czy folii (to skojarzenie ma z pewnością związek z wykorzystaną technologią planarną). Z jednej strony udało się to naprawdę dobrze, bo z dźwięku niemal zupełnie wyeliminowano nerwowość, ale z drugiej pojawiły się "plusy ujemne" – lekko wypłowiałe barwy, subiektywnie osłabione kontrasty dynamiczne i selektywność, a także delikatne przygaszenie dźwięczności. W pierwszej chwili nie jest to aż tak oczywiste, bo uwagę zwraca całkiem niezła energia brzmienia, która wynika głównie z "górki" mniej więcej w okolicach 5kHz. Ale sprawą kluczową jest repertuar.
HE400se nie są słuchawkami, w których zakochają się fani Megadeth. Wszystkie cechy, o których wspomniałem wyżej, dają o sobie znać na "Rust in Peace" (TIDAL Hi-Fi). Gitary, którym brakuje nieco soczystości, nie kąsają jak wściekłe psy, a "stopa" Nicka Menzy momentami jakby dostaje wychodne (jest niewyraźna, ma zbyt słaby atak). Nieźle wypada gitara basowa – nieco powiększona, ale sprężysta (np. intro do "Poison Was the Cure") – ale to trochę za mało, by w pełnej krasie oddać "czadowość" tej płyty.
To może jazz? Ten nowoczesny, oparty na mocnych bębnach, wyraźnie skompresowany, jak np. "Hustle" Sons of Kemet (FLAC 24/96), broni się całkiem nieźle, przywołując namiastkę atmosfery ulicznej zabawy. Pouczające okazało się tu porównanie z GR1 Emotivy (inna technologia i cena, więc porównanie z gruntu nie fair, ale pozwalające na wysnucie kilku wniosków). GR1, poza tym, że znacznie głośniejsze i faktycznie współpracujące ze smartfonami, przenoszą słuchacza w sam środek wydarzeń (uczucie jest takie, jakby wkładały głowę słuchacza do największego bębna), a jednocześnie są bardziej dynamiczne w skali makro, podczas gdy Hi-FiMAN-y jakby wycofują się kilka kroków i pozwalają "przyglądać się" wszystkiemu z nieco większej (acz wciąż stosunkowo bliskiej) perspektywy, akcentując wyższą część pasma (konkretnie wyższy podzakres średnicy). Słuchawki Emotivy mają bardziej soczyste barwy i, na tle HE400se, wręcz zwalisty bas, co jednak w tym konkretnym wypadku wynika wprost z realizacji (dwa zestawy perkusyjne i tuba zagęszczają przekaz). Z kolei Hi-FiMAN-y nie tyle wpuszczają w brzmienie więcej powietrza, ile zapewniają wyraźniejsze "odejście", dzięki czemu atmosfera jest mniej duszna.
HE400se dostarczą wielu przyjemnych wrażeń, ale pod warunkiem, że po pierwsze skorzysta się ze wzmacniacza, a po drugie zrezygnuje się z "nowoczesnych" mainstreamowych produkcji o płaskim zakresie dynamicznym.
W spokojniejszym repertuarze (Tomasz Stańko Quartet "Soul of Things"; FLAC 16/44,1) HE400se ponownie pokazują zarówno mocne, jak i słabsze strony. Do tych pierwszych należy bardzo dobra przejrzystość i niezgorsza dynamika w skali mikro. Po drugiej stronie mamy powiększony, zaokrąglony niższy zakres basu i lekką szklistość w brzmieniu najwyższej części pasma. Góra jest detaliczna i ładnie wybrzmiewa, ale czasami odrobinę szeleści. Brakuje jej także nieco lepszego różnicowania barw i swoistego sznytu, elegancji znanej z droższych "planarów" Hi-FiMAN-a.
Najlepiej na opisywanych słuchawkach słuchało mi się małych składów grających muzykę klasyczną, jak np. The London Haydn Quartet ("String Quartets Opp 71 & 74"; FLAC 24/96) – brzmienie pozostawało niezamazane, selektywne, a jednocześnie nie kłuło w uszy – oraz, co mnie autentycznie zaskoczyło, opery. "Tosca" Pucciniego wykonana przez Wiedeńskich Filharmoników pod batutą von Karajana, z Leontyne Price w roli głównej (FLAC 24/96), to nagranie z niesamowitymi kontrastami dynamicznymi. HE400se pokazały tu coś nieoczywistego, wprowadzając swoistą kompresję dynamiki, dzięki czemu fragmenty nagrane naprawdę cicho były bardzo dobrze słyszalne i wyraźne, a te głośne nie próbowały przedziurawić bębenków. Koresponduje to z tym, o czym wspomniałem powyżej, a mianowicie z nieprzeciętną mikrodynamiką i przejrzystością nowych Hi-FiMAN-ów. Wniosek nasuwa się sam: HE400se dostarczą wielu przyjemnych wrażeń, ale pod warunkiem, że po pierwsze skorzysta się ze wzmacniacza, a po drugie zrezygnuje się z "nowoczesnych" mainstreamowych produkcji o płaskim zakresie dynamicznym.
Podsumowanie
Trudno narzekać i trudno... nie narzekać. Chciałoby się, by w tej cenie w parze z technologią planarną szło brzmienie tak samo dobre, jak z droższych modeli Hi-FiMAN-a. Być może za jakiś czas i to będzie nam dane, bo, Bogiem a prawdą, naprawdę niewiele brakuje. Mimo swoich w gruncie rzeczy drobnych niedostatków HE400se są bardzo ciekawą propozycją, acz nie dla każdego odbiorcy i nie do każdego rodzaju muzyki.