Anni marki Chord Electronics to chyba najdziwniejszy wzmacniacz, z jakim miałem do czynienia. Wziąłem go do testu jako "słuchawkowca", jednak przez połowę czasu napędzał "podstawki" ATC SCM 7. Spodziewałem się wysilonego, cieniutkiego dźwięku, tymczasem "siódemki", z potencjometrem ustawionym w połowie skali wzmacniacza, przy wyższym wzmocnieniu, zagrały tak, jakby napędzał je porządny "piec". A przecież "na papierze" Anni to słabeusz. I bądź tu mądry!
Budowa
Anni stanowi uzupełnienie DAC-a Qutest i phono stage'a Huei – to ta sama linia urządzeń biurkowych/desktopowych. Opracowano dla nich nawet rodzaj standu, Qutest Stand System, dzięki któremu można z nich zbudować elegancko wyglądającą "wieżę".
Wzmacniacz, podobnie jak inne komponenty z tej serii, wykonano z dwóch aluminiowych, skręconych z sobą elementów, wykonanych w technologii CNC. Część ścianki górnej i frontowej jest perforowana. Zastosowano układ chłodzenia, którego ważnym elementem jest nie tylko efektywnie odprowadzająca ciepło obudowa, ale także niewielki, cicho pracujący wentylator, rozpoczynający pracę tuż po uruchomieniu wzmacniacza. W krawędź ścianki frontowej i górnej wkomponowano dwa charakterystyczne "kulkowe" podświetlane przyciski: Gain (działa tylko na wyjściach głośnikowych; Anni korzysta z dwustopniowego wzmocnienia: niskiego i wysokiego, co symbolizuje kolor podświetlenia, odpowiednio niebieski i czerwony) oraz główny włącznik/standby.
Centralne miejsce czołówki zajmuje niewielkie plastikowe pokrętło głośności – enkoder, którym wybieramy także, poprzez naciśnięcie, wejście liniowe (niebieskie podświetlenie potencjometru – wejście 1., czerwone – wejście 2.). Po obu jego stronach rozlokowano gniazda słuchawkowe: 6,3mm (z lewej) i 3,5mm (z prawej).
Z tyłu umieszczono wejście DC 15V (zasilacz w zestawie), wyjście DC (prawdopodobnie można z niego zasilać Qutesta; częścią wyposażenia są przejściówki z podwójnego wtyku DC na żeński USB-A oraz USB-A do microUSB), gniazda głośnikowe akceptujące tylko wtyki bananowe (4mm), dwa wejścia liniowe RCA oraz zacisk, z którego należy skorzystać, jeśli po podłączeniu zasilacza pojawi się przydźwięk/buczenie, łącząc go z dostępnym punktem uziemienia.
Jak informuje producent, wzmacniacz korzysta z autorskiej topologii obwodu ULTIMA, układu korekcji błędów z podwójnym sprzężeniem wyprzedzającym. Dzięki temu jest w stanie zaoferować niskie zniekształcenia i 10 watów przy 8-omowym obciążeniu.
Jakość brzmienia
W kontekście wielkości (a raczej niewielkości) wzmacniacza jego brzmienie zaskakuje zwłaszcza witalnością, energią i swobodą. Przekaz muzyczny charakteryzuje się bardzo dobrą komunikatywnością i nieprzeciętnym aspektem rytmicznym. Pod względem równowagi tonalnej oraz wierności barw Anni pozostaje świeży i rześki.
Bas jest głęboki i potężny. Ze słuchawkami Emotiva Airmotive GR1, których brzmienie samo w sobie jest "kolorowe" i bogate, momentami wręcz przytłaczał masą. Dynamika tego zakresu wypadła satysfakcjonująco, podobnie jak kontrola i liniowość. Kwestia nadążania za rytmem nagrań w przypadku korzystania z Anni jako integry nie jest jednoznaczna. Z repertuarem, w którym niższe składowe nie są szczególnie forsowane, nie było żadnych problemów, ale np. na płycie "Flowers of Evil" zespołu Ulver (FLAC 24/96) bas był lekko spowolniony, a krawędzie ataku zmiękczone, co skutkowało słabszym niż bym tego oczekiwał "wykopem". Ta sama płyta odtworzona przez słuchawki zabrzmiała mocniej, pewniej, w sposób zdecydowanie bardziej zwarty, aczkolwiek nadal nie nazwałbym tego basu sprężystym czy nieprzeciętnie zwinnym. Cechy te (tj. sprężystość, zwinność) pojawiły się za to podczas odsłuchu płyty "Clique!" Patricii Barber (FLAC DXD), tak więc jeśli niskie tony zarejestrowano w odpowiednio staranny sposób, to Anni jest w stanie oddać je bez spowolnienia i problemów z kontrolą.
Przekaz muzyczny charakteryzuje się bardzo dobrą komunikatywnością i nieprzeciętnym aspektem rytmicznym.
Średnica brzmi czysto, klarownie. Nieznacznego odstępstwa od neutralności, wyrażającego się w lekkim rozjaśnieniu (wyższa średnica/niższa góra), nie traktowałbym jako istotnego mankamentu, raczej jako cechę charakterystyczną Anni, która zresztą w przypadku większości nagrań bardziej pomaga niż przeszkadza. Odwzorowanie barw instrumentów i wybrzmienia, jak na wzmacniacz o wielkości nieco większej od paczki "fajek", prezentują naprawdę dobry poziom. Bezpośrednie porównanie z tańszą, ale "pełnowartościową" integrą Roksana, modelem Attessa (z kolumnami ATC SCM 7), pokazało, że wzmacniaczyk Chorda brzmi może nieco bardziej płasko i chłodno, aczkolwiek to "chłodno" może po prostu oznaczać, że Anni jest bardziej neutralny od czarującej rozmachem i soczystymi barwami Attessy.
Góra jest detaliczna i rozdzielcza, czasami dosadna, ale daleka od natarczywości. Duża szczegółowość w tej części pasma sprawia, że muzyki słucha się z uwagą. Różnicowanie wybrzmień i barw instrumentów (perkusja) wypada bardzo dobrze. Świetnie prezentuje się także mikrodynamika – wszystkie "małe" dźwięki, subtelne szmery itp. Anni pokazuje jak na dłoni.
Podsumowanie
Nie tylko (nie)wielkość tego wzmacniacza, ale przede wszystkim charakter jego brzmienia zasługuje na uwagę. Słychać to zarówno ze słuchawkami, jak i kolumnami, aczkolwiek kwestię doboru tych ostatnich warto przemyśleć (najlepsze będą monitory o wysokiej efektywności). Tak czy inaczej Anni wytrzymuje porównanie z niejednym "normalnym" wzmacniaczem w podobnej cenie, co samo w sobie jest nie lada wyczynem.