Gołym okiem widać, że HE-R10 to hołd HiFiMAN-a dla legendarnych Sony MDR-R10, produkowanych bodaj od 1989 roku do końca lat 90. XX wieku. Już samo oznaczenie, R10(P), odwołuje się do japońskich "klasyków", więc o przypadku nie ma mowy. Co ciekawe, HiFiMAN wprowadził na rynek dwa modele R10: R10D, z przetwornikami dynamicznymi, oraz opisywane tutaj R10P, z "planarami". O tym, która z tych dwóch wersji zasługuje na miano flagowca, najlepiej świadczy cena. Podczas gdy "D" kosztuje ok. 7 tys. złotych, za "P" przyjdzie nam zapłacić jakieś... cztery razy więcej.
Budowa
HE-R10P to konstrukcja zamknięta, co w przypadku HiFiMAN-a nie jest wcale takie oczywiste. Element charakterystyczny dla obu "dziesiątek", czyli pokaźne obudowy muszli, w tym wariancie wykonano ponoć z drzewa wiśni (w "D" są sosnowe), a unikalny kształt nadano im przy pomocy obrabiarek CNC. Kabel wpina się w obie muszle, w gniazda 3,5mm umieszczone w metalowych profilach. Przewody są trzy: jeden "biurkowy", tj. o długości 1,5m z minijackami, i dwa 3-metrowe: zbalansowany, zakończony 4-pinowym XLR-em, oraz niezbalansowany, z końcówką 6,35mm.
Pozostałe elementy słuchawek wykonano z aluminium klasy lotniczej (wspomniane profile, z którymi muszle łączą się z widelcami, a także same widelce), stali (pałąk), pianki z pamięcią kształtu, skóry oraz mikrofibry (wyprofilowane, odpinane pady i pasek przy pałąku). Wracając jeszcze do stalowej opaski: przypomina ona headband zastosowany w modelu Susvara (prawdopodobnie elementy te, wraz z widelcami, są identyczne jak we flagowej konstrukcji otwartej). Wycięty za pomocą obrabiarek CNC pasek metalu poddano starannej obróbce ręcznej – polerowaniu. Uzupełnieniem pałąka jest skórzany, perforowany pasek. To właśnie na nim opiera się prosty system regulacji i dopasowania do głowy. Warto w tym miejscu zauważyć, że jeszcze do niedawna można było kupić R10P z zupełnie innym, tj. "pełnym", pałąkiem (i plastikowymi spinkami), znanym ze znacznie tańszych modeli słuchawek chińskiego producenta (np. HE400se), i tylko z jednym gniazdem (zrobionym "pod moduł" Bluemini). Na szczęście ktoś zdał sobie sprawę z tego, że taki headband i jedno gniazdo w słuchawkach za ok. 30 tys. zł to jednak grube nieporozumienie i wersję tę wycofano już ze sprzedaży.
Choć duże, słuchawki HE-R10P nie są specjalnie ciężkie (aczkolwiek 495g to jednak sporo więcej niż 330g wersji "D"), a tym bardziej niewygodne. Komfort ich noszenia jest naprawdę wysoki: nie uciskają jak imadło, nie spadają (choć gwałtowniejsze ruchy głową nie są wskazane), zaś poduszki są miłe w dotyku i, co ważne, nie grzeją w uszy/głowę.
Clou całej konstrukcji stanowią rzecz jasna przetworniki planarne z membranami o grubości nanometra i napylonymi na nie cewkami o grubości mniejszej niż jeden mikrometr. W tym miejscu powinna pojawić się emotka (albo jeszcze lepiej trzy) wybuchającej głowy, oznaczająca szok i niedowierzanie. O zastosowanych technologiach producent dość lakonicznie informuje w wyjątkowej instrukcji obsługi, mającej postać książki w twardej oprawie i eleganckiej obwolucie. Z informacji tam zawartych wynika m.in., że przetworniki zastosowane w HE-R10P mają sporo wspólnego z driverami znanymi z modelu Susvara, co oznacza m.in. zniekształcenia znajdujące się poza skalą pomiarową nawet najczulszych urządzeń. Najprawdopodobniej zastosowano także "niewidzialne" dla fal dźwiękowych magnesy okalające membrany. Słowem mamy tu do czynienia z crème de la crème HiFiMAN-owej technologii, co (w pewnym sensie) może usprawiedliwiać tak wygórowaną cenę.
Jakość brzmienia
Przyznaję, że dałem się zaskoczyć. W momencie, w którym dostałem propozycję (rzecz jasna nie do odrzucenia!) przetestowania HE-R10P, mogłem liczyć tylko na "pomoc" przetworników/headampów WA8 Eclipse od Woo Audio i Hugo 2 Chorda, kosztujących mniej więcej ⅓ ceny słuchawek. Nie byłem do końca przekonany, czy zapewnię HiFiMAN-om możliwie najlepsze warunki pracy, podejrzewając, że zasługują na coś lepszego. Ale też nie mogę powiedzieć, że zagrało to źle. Nic z tych rzeczy. HE-R10P zrewanżowały się świetnym dźwiękiem (zwłaszcza po podłączeniu do WA8). Niemniej początkowo uznałem, że nie jest to dźwięk spektakularny, którego można by oczekiwać po słuchawkach za prawie 30 tys. Z czasem jednak dotarło do mnie, jak wyjątkowe są to "nauszniki", zaś moment rozstania z nimi okazał się wyjątkowo kryzysowy, żeby nie powiedzieć traumatyczny.
Pierwsze wrażenie? Parafrazując słynną kwestię z "Seksmisji", mógłbym powiedzieć: "ciemność słyszę, ciemność!" Ciemność, czyli niezwykle gęsty, nasycony przekaz obfitujący w smoliste barwy. HiFiMAN-y kojarzyły mi się dotąd z brzmieniem raczej jasnym, może nawet nieco odchudzonym, co nie do końca trafiało w mój gust. Tymczasem dźwięk HE-R10P jest przeciwieństwem takiej sygnatury. Dominują w nim dwa zasadnicze elementy, które osiągają wybitny poziom: muzykalność i spokój.
Słuchawki te kreują scenę dźwiękową o fantastycznej głębi, z wyraźnie zarysowanymi planami.
Próby przyłapania HE-R10P na jakichkolwiek "fajerwerkach" prawdopodobnie spełzną na niczym (nie mogę wykluczyć, że z innymi headampami będzie tak samo). Niejednokrotnie podczas odsłuchów odnosiłem wrażenie, że na kontrasty dynamiczne nałożono jakiś rodzaj niewidzialnego filtru, który pokazuje ten i inne aspekty brzmienia z nieco innej niż tego doświadczyłem wcześniej perspektywy. Innej nie znaczy jednak gorszej, raczej: dojrzalszej, tj. takiej, która zamiast zaskakiwać znienacka wybuchowymi transjentami, erupcyjnymi skokami głośności czy dynamicznymi impulsami skupia się przede wszystkim na tym, by w jak najwierniejszy sposób przekazać emocje i barwy. Wspomniane spokój i muzykalność wynikają więc z tego, że HE-R10P nie ingerują w strukturę nagrań, nie chcą niczego zmieniać, urabiać na swoją modłę. Są (tylko i aż) dokładnym przekaźnikiem tego, co zawiera muzyka, bez żyłowania się i wypruwania z siebie (przepraszam za kolokwializm) bebechów.
Przejdźmy do konkretów. Niskie tony tych słuchawek schodzą baaardzo głęboko, są duże, miękkie, acz bynajmniej nie rozwlekłe. Mają wyraźne kontury, świetne skupienie i energię. Są też fenomenalnie zespolone ze średnicą. Ta z kolei jest dobitna, soczysta, o nieco ciepłym zabarwieniu. Bez wątpienia jest najważniejszym składnikiem całego brzmienia HE-R10P, co słychać zwłaszcza na przykładzie głosów wokalistów oraz instrumentów akustycznych (gitary!), niezwykle sugestywnych i namacalnych. Barwy prezentowane w środkowym zakresie pasma można określić jako w pełni realistyczne, bogate, a jednocześnie nieprzesłodzone. Kapitalnie słuchało mi się zwłaszcza spokojniejszych nagrań jazzowych, choć także te "z pazurem" prezentowały się bardzo dobrze.
Zwieńczenie pasma, czyli soprany, jest dobrze nasycone, aczkolwiek, przynajmniej w pierwszej chwili, wydaje się nieco stonowane. Wrażenie to wynika stąd, że brzmienie HE-R10P jest "umocowane" przede wszystkim w średnicy i basie. Wysokie tony schodzą więc jakby na drugi plan, ale w gruncie rzeczy nic im nie dolega. Owszem, nie eksplorują pasma w poszukiwaniu najdrobniejszych mikrodetali i wybrzmień, nie imponują jakąś niespotykaną zwiewnością, ale po pierwsze nie wiąże się to z pogorszeniem szczegółowości i rozdzielczości, po drugie mają wyrazisty "drive" i odpowiednią dawkę metaliczności, a po trzecie są czyste i szczere, tzn. trudno zarzucić im jakąś manipulację, np. równowagą tonalną. Ich brzmienie jest wyjątkowo naturalne, wolne od najmniejszego choćby śladu krzykliwości.
Oprócz spójności w brzmieniu HE-R10P na niespotykanie wysoki poziom wyniesiono także przestrzeń. Słuchawki te kreują scenę dźwiękową o fantastycznej głębi, z wyraźnie zarysowanymi planami. Duży rozmach, otwarty, plastyczny pierwszy plan, bezpośredniość dźwięków i podane "jak na tacy" informacje przestrzenne – wszystko to czyni z tych "nauszników" niezwykle atrakcyjny towar, żeby nie powiedzieć obiekt pożądania.
Podsumowanie
Chyba nigdy wcześniej nie miałem na głowie/uszach tak fenomenalnie muzykalnych słuchawek. Tylko ta cena... Litości!