Test kabla USB Magnus marki Ricable był moim pierwszym spotkaniem z produktami tej włoskiej firmy. Ów kosztujący, jak na obecne czasy, naprawdę niewielkie pieniądze kabel wstawiony do systemu za dobre kilkaset tysięcy złotych bynajmniej nie odebrał mi chęci do słuchania muzyki. Oczywiście nie oferował tego samego, co używany przeze mnie na co dzień kabel Expression Emerald marki David Laboga Cables, ale mimo ponad pięciokrotnej różnicy w cenie, najtańszy (w niższej serii, Primus, nie ma kabla tego rodzaju) kabel z oferty Ricable spisał się naprawdę dobrze.
Zaoferował muzykalne, spójne, lekko ciepłe brzmienie, a jego cechy, zwłaszcza w niedrogich systemach, które często grają nieco za jasno/ostro, powinny się świetnie sprawdzić. Jednocześnie jest to na tyle równe granie, że brzmienie systemu wcale nie musi mieć wspomnianych słabości, by Magnus był dobrym budżetowym wyborem. Model wyżej, pochodzi z serii Dedalus i kosztuje circa 2,5 raza więcej, słowem jest to już całkiem poważna kwota (nawet jeśli w porównaniu do większości audiofilskich kabli USB, jest ona nadal atrakcyjna). Czy zatem warto zainwestować większą kwotę? Na to pytanie miał właśnie odpowiedzieć ten test.
Budowa
Jak przystało na model z wyższej półki Dedalus dostarczany jest w większym, solidniejszym i bardziej eleganckim pudełku niż Magnus. Wielkość tego ostatniego wynika zapewne po części z faktu, iż ten model jest znacząco grubszy (na oko, ze dwa razy), a co za tym idzie sztywniejszy. By więc uniknąć konieczności ciasnego zwijania kabla zwiększającego ryzyko uszkodzenia, zapewniono mu więcej miejsca. I tym razem mamy do czynienia z bardzo dobrze wykonanym i po prostu ładnym kablem (włoskie pochodzenie do czegoś zobowiązuje).
Podobnie jak w przypadku Magnusa i tu zastosowano przewodnik, który producent nazywa MARC (Multicore Annealed Ricable Conductor) wykonany z miedzi 7N (czyli o czystości 99,99999). Kabel został zaterminowany wtykami wykonanymi z czystej miedzi(!) ze stykami pokrytymi 24-karatowym złotem, a lutowanie wykonano z pomocą dobranego stopu cyny, srebra i miedzi. By zapewnić optymalną transmisję sygnału, do czego niezbędne jest maksymalne odizolowanie sygnału od zasilania, włoski producent zastosował asymetryczną geometrię kabla. W jej ramach koncentryczne przebiegi używane są do przesyłania sygnału, a biegnącymi równolegle żyłami przesyłany jest prąd zasilający. Podobnie jak we wszystkich kablach Ricable kolejną kluczową cechą jest złożona i wysoko-skuteczna izolacja. Wykonano ją z polietylenu R-TEC zastosowanego zarówno dla żył sygnałowych, jak i zasilających, który chroni przesyłane dane przed zakłóceniami. Wspomaga ją autorski system nazwany RCS (Ricable Cylinder System), który pozwala na maksymalną izolację i zmniejszenie wpływu ekranu na pojemność elektryczną.
W modelu Dedalus zastosowano aż pięć ekranów oraz kolejne innowacyjne rozwiązania o nazwie RNR System (Ricable Noise Reduction). Ekran żyły zasilającej wykonano z mylaru i aluminium oraz dodano oplot z miedzi OFC z pokryciem 80%. Żyłę sygnałową zaekranowano równie starannie także wykorzystując mylar i aluminium plus oplot miedziany OFC z pokryciem 90%. Zważywszy na jeszcze bardziej zaawansowaną konstrukcję testowanego kabla nie powinno dziwić, że producent chwali się możliwością stosowania odcinków o długości nawet 25m (standard USB mówi o ledwie 5m).
Jakość brzmienia
Tym razem testowany kabel porównywałem w dwie strony, że tak to ujmę. Z jednej, w górę, do mojego referencyjnego kabla - David Laboga Expression Emerald (nieco ponad dwa razy droższego), z drugiej, w dół, do ciągle goszczącego u mnie tańszego modelu Ricable, czyli Magnusa (429 zł). Najpierw więc na chwilę wróciłem do tego ostatniego, przesłuchałem kilkanaście utworów, następnie przesiadłem się na model testowany, a później na referencyjny. Przejście z Magnusa na Dedalusa dało znaczącą poprawę brzmienia i w pierwszym odruchu wydawało mi się, że właściwie taką samą, a na pewno idącą w podobnym kierunku, jak przy zamianie tego pierwszego na Emeralda. Dźwięk znacząco się otworzył, a przy tym także nasycił, stał się barwniejszy i zyskał na rozdzielczości. To, co pozostało niezmienne w przypadku obu kabli Ricable, to ogólny, wysoce muzykalny, gładki, naturalny, przyjemny dla ucha charakter. Faktyczną weryfikację porównania klasy Dedalusa i Emeralda zostawiłem na później, ale w końcu pierwsze wrażenie się liczy, a to było więcej niż dobre.
Zanim zabrałem się za porównania z kablem Davida Labogi, spędziłem dwa dni słuchając różnorodnej muzyki z Dedalusem w torze, wpiętym między moim serwerem a referencyjnym przetwornikiem cyfrowo-analogowym LampizatOr Pacific. Testowany kabel, poniekąd zgodnie z deklaracjami producenta, grał za każdym razem równo, dostarczając pełną, zrównoważoną prezentację z położonym dość nisko, w dolnej części średnicy, środkiem ciężkości. Dawało to efekt namacalnego, w niektórych nagraniach wręcz obecnego obrazu instrumentów i wokalistów. Nie były to obrazy rysowane ostrą kreską, nie było w nich ostrych konturów i wycinania z tła. Odrębność każdego z nich kreowana była z pomocą masy i namacalności, które współtworzyły trójwymiarowość, a i lokalizacja na scenie była satysfakcjonująca, co najlepiej pokazało kilka krążków koncertowych.
Scena z Dedalusem była większa niż z Magnusem i porównywalna do prezentowanej przez mojego Emeralda, choć ten ostatni, przy podobnej szerokości sceny, jeszcze nieco lepiej akcentował jej głębię. Z testowanym kablem dobre realizacje koncertowe oferowały wyjątkowe wrażenia za sprawą kreowania akustyki pomieszczeń, w których je nagrywano. Dedalus swojego tańszego kuzyna przerastał także znacząco kwestią otwarcia i napowietrzenia dźwięku. O ile Magnus w swojej kategorii cenowej był naprawdę dobry w tym zakresie, to jednak porównanie z droższymi kablami pokazało, że można te aspekty pokazać jeszcze lepiej. Jasne, że otwartość i powietrze wypełniające scenę, wykorzystanie informacji dotyczących akustyki nagrań i lokalizacji, w których je zrealizowano, nie dla każdego są aż tak ważnymi aspektami prezentacji. Niemniej dla mnie, miłośnika muzyki granej na żywo, do której zwykle odnoszę to, co słyszę ze swojego systemu i testowanych komponentów, należą one do bardzo ważnych, wręcz kluczowych. A Dedalus, mimo niewygórowanej ceny, miał do zaoferowania naprawdę dużo w tym zakresie.
W kolejnych nagraniach kabel Ricable dowodził, raz za razem, że jego rozdzielczości i umiejętności różnicowania nie można niczego zarzucić.
Zarówno instrumenty, jak i wokale z Dedalusem odzywały się pełnym, barwnym głosem, jeszcze raz to podkreślę, przy całej swojej gęstości, nasyceniu i dociążeniu głosem swobodnym i otwartym. W kolejnych nagraniach kabel Ricable dowodził, raz za razem, że jego rozdzielczości i umiejętności różnicowania nie można niczego zarzucić. Nie znaczy to, że nie da się jeszcze lepiej - droższe kable potrafią zaprezentować jeszcze więcej informacji - ale Dedalusowi trudno było wytknąć jakieś konkretne braki. Informacji w dźwięku było dużo, a dzięki temu prezentacja muzyki była kompletna, a i różnicowanie realizacji stało na wysokim poziomie. Bas schodził nisko, gęsty, nasycony, momentami wręcz zaskakująco energetyczny. Średnica była gładka, barwna, podszyta wysokim poziomem energii i ekspresyjna. Góra pasma oferowała udane połączenie delikatności i gładkości z dźwięcznością i otwartością. No i najważniejsze - poszczególne zakresy były ze sobą bardzo ładnie, bezszwowo zszyte - słowem spójność dźwięku była znakomita.
Przy najlepszych realizacjach słychać było, że testowany kabel USB nie oddaje pełni bogactwa informacji dotyczących wysokich tonów, wygładzając je jednakże na tyle delikatnie, że nie wpływało to na pogorszenie odbioru nawet doskonale znanych mi nagrań z wyjątkowo dźwięcznymi, czasem nawet intencjonalnie ostrymi (choćby trąbka) i długo wybrzmiewającymi elementami. Przy słabszych natomiast także słychać było owo delikatne wygładzenie ostrych krawędzi, wypolerowanie szorstkości i przydymienie najbardziej jaskrawych dźwięków. Tyle że teraz trudno było odebrać wpływ Dedalusa inaczej niż jako pozytywny. Dzięki niemu słuchało się bowiem takich realizacji przyjemniej, bo sybilanty brzmiały naturalniej, a ślady podbicia/nadmiernej ekspozycji wysokich tonów (na potrzeby niskiej klasy sprzętów audio) np. w kawałkach popowych były cywilizowane i dzięki temu dało się ich słuchać bez zgrzytania zębami.
Owa gęstość, nasycenie i bogactwo informacji sprawiały, że dźwięk z Dedalusem należało zaliczyć raczej do kategorii: po nieco cieplejszej stronie mocy. Słowem nie był on na pewno idealnie neutralny, ale za to bardzo naturalny. Osoby poszukujące maksymalnej wierności nagraniom, a więc i doskonałej neutralności, mogą uznać tę cechę za niepożądaną. Ja natomiast, jako miłośnik muzyki (a nie dźwięku), który z jej słuchania chce czerpać maksimum przyjemności, wolę zawsze tego typu kable niż, jak to mówią niektórzy, zimnych, wysoce analitycznych, draniów. Oczywiście topowe kable (i inne komponenty audio) potrafią łączyć naturalność z neutralnością, ale jest to ogromnie trudna sztuka oferowana najczęściej dopiero przez dużo, dużo droższe produkty audio niż Dedalus USB.
Na koniec wróciłem do swojego referencyjnego kabla USB, Expression Emerald. Różnica między nim a Dedalusem była mniejsza niż między dwoma przetestowanymi przeze mnie do tej pory modelami Ricable. Tak to w audio wygląda, że, zwłaszcza powyżej pewnego poziomu, różnice w cenach nie odzwierciedlają wprost dalszej poprawy brzmienia. Z moim kablem dostałem nieco większą (przede wszystkim głębszą scenę) i jeszcze wyższą rozdzielczość. Rzecz nie tylko w większej ilości informacji, także tych najdrobniejszych, ale i łatwości w dostępie do tych ukrytych w głębszych warstwach muzyki. Ogólny charakter tych kabli jest podobny - królują płynność, spójność i naturalność brzmienia, a różnice leżą w niektórych elementach, jakie polski kabel oferuje na jeszcze wyższym poziomie.
Podsumowanie
To moja druga przygoda z produktem włoskiej marki Ricable i druga wielce udana. Dedalus jest kablem wyraźnie droższym od Magnusa i to słychać. Wszystkiego jest więcej - większa scena, lepsze są rozdzielczość, nasycenie, dociążenie dźwięku, dynamika zwłaszcza w skali mikro, więcej jest otwartości i powietrza. Oczywiście aby wykorzystać przewagę droższego modelu potrzebny będzie sprzęt nieco wyższej klasy, ale też, w porównaniu do wielu konkurentów, Dedalus oferuje więcej, niż sugeruje jego cena. Stąd też będzie bardzo dobrym wyborem do systemów ze średniej półki i to nawet takich, w których będzie najtańszym ogniwem.