Od dobrych kilku lat transporty i odtwarzacze plików audio stały się pełnoprawnym elementem audiofilskiego świata. Co prawda na początku nie były w stanie konkurować jakością brzmienia z płytami CD, czy winylami, ale to się już zmieniło. Dziś można znaleźć na rynku sporo propozycji, i tych niezbyt kosztownych i tych z bardzo wysokiej półki, które śmiało rzucają wyzwanie wszelkim innym źródłom. A gdy dodamy do tego wygodę obsługi, łatwy i niedrogi dostęp do niemal nieskończonych bibliotek muzycznych oferowanych przez popularne serwisy streamingowe, popularność najnowszego, niefizycznego nośnika muzyki nie może dziwić.
Trochę trwało zanim producenci audio na poważnie dołączyli do rewolucji rynku muzycznego, choć nie można zapomnieć że niektórzy, choćby szkocki Linn, wskoczyli do pociągu z napisem "muzyczne pliki" już na samym początku. Dziś osoby poszukujące źródeł zdolnych do odtwarzania plików i zapewniających odpowiednią jakość brzmienia mają już ogromny wybór. Dodam jeszcze, że coraz więcej transportów i odtwarzaczy plików wykonuje swoje zadania na tyle dobrze, że bez wahania można postawić je obok dobrego odtwarzacza CD, czy nawet gramofonu nie martwiąc się o to, że będą odstawać klasą brzmienia.
Aby osiągnąć taki stan rzeczy z jednej strony producenci audio musieli np. opracować odpowiednie rozwiązania dla przetworników cyfrowo-analogowych - wejścia USB, Ethernet, czy I2S, rozwiązać kwestie ekranowania, zasilania, uziemienia, itd. Z drugiej natomiast zatrudnić specjalistów od IT, by ci opracowali odpowiednie oprogramowanie. W ostatnich latach pojawia się coraz więcej firm, które chwalą się doświadczeniem swoich inżynierów wyniesionym z branży IT i to zarówno dotyczącym hardwaru jak i, a może przede wszystkim, softwaru.
Taką właśnie marką jest belgijskie 432 EVO. To mój pierwszy kontakt z produktem tej marki, więc opieram się na danych producenta. 432 EVO to audiofilska firma zajmująca się produkcją serwerów muzycznych założona w 2013 roku przez szefa firmy Klinkt Beter (istniejącej od 2008 roku). Ta ostatnia była dystrybutorem sprzętu audio na terenie Beneluxu, a jej szef nie był zadowolony z jakości oferowanych w tym czasie serwerów muzycznych. Co ciekawe, w pierwszej kolejności 432 EVO chwali się ponad 20 letnim doświadczeniem swojego zespołu w zakresie doradztwa dotyczącego systemów Linux i zabezpieczeń, a dopiero potem tym wyniesionym z branży audio. Producent zaznacza jednakże, iż marka 432 EVO to owoc połączenia doświadczenia z branży IT (dotyczącego przede wszystkim software'u), audiofilskiej pasji i miłości do muzyki.
Dziś 432 EVO oferuje pięć serwerów plików muzycznych, z czego jeden jest właściwie odtwarzaczem (432 EVO Essence), jako że posiada wbudowany przetwornik cyfrowo analogowy. Do testu otrzymaliśmy podstawowy model 432 EVO Standard. Wyżej w ofercie są: 432 EVO High End, 432 EVO Aeon i w końcu topowy 432 EVO Master, któremu towarzyszy również dedykowany zasilacz liniowy, 432 EVO Master LPS. Pozostałe modele, poza Master, korzystają z dobrze znanych i cenionych na naszym rynku zasilaczy SBooster (wyższe modele z dwóch sztuk takich zasilaczy). Czym wyróżniają się produkty tej belgijskiej firmy na tle konkurencji? Oprogramowaniem, a konkretna wskazówka znajduje się już w nazwie marki. Ale o tym za chwilę.
432 EVO Standard
Jak doskonale Państwo wiecie, oferta serwerów na rynku jest dziś naprawdę spora, a niektóre pochodzą nawet z egzotycznych zakątków świata (vide niedawna recenzja Pachanko Lab, czyli firmy z francuskiej wyspy La Reunion). W kwestii hardwarowej, czyli sprzętowej, nie jest łatwo się wyróżnić. Zasadniczo zidentyfikowano już co bardziej znaczące czynniki wpływające na jakość sygnału dostarczanego przez taki serwer, więc różnice sprowadzają się do użytych elementów, ich jakości, dbałości o szczegóły, w tym ekranowania, uziemienia, itp.
Firmy, które chcą bardziej przypodobać się wymagającym audiofilom projektują wyrafinowane (i kosztowne) obudowy, te które skupione są bardziej na uzyskaniu możliwie najlepszego efektu końcowego w danym budżecie, czyli bardziej na jakości sygnału niż estetyce wykonania. 432 EVO zaliczyłbym do grona tych drugich. Ich serwery nie powalają bowiem urodą (choć to kwestia gustu), choć wykonane są z należytą starannością. Wszystkie modele są wyglądowo niemal identyczne, nawet w przypadku flagowca - szerokie, ale niskie obudowy, które niezależnie od wykończenia (srebrne lub czarne) posiadają front ozdobiony jedynie logiem, włącznikiem i slotem wbudowanego napędu CD (TEAC). Ten ostatni, w połączeniu z oprogramowaniem, pozwala użytkownikowi ripować (bitperfect) płyty CD do plików zapisywanych na wbudowanym twardym dysku (2TB SSD, za dopłatą można zamówić większą pojemność).
Boki obudowy to dobrze wykonane radiatory, a tył jest już typowo komputerowy z kompletem złączy. Użytkownik ma do dyspozycji m.in. gniazdo Ethernet, niezbędne do połączenia z domową siecią i ewentualnie internetem, oraz cały szereg portów USB pozwalających wyprowadzić sygnał (bit perfect) do DAC-a USB, tudzież podłączyć zewnętrzne nośniki, także do wykonania kopii zapasowej plików zapisanych na wbudowanym dysku. Warto już tu wspomnieć, że wyższe modele, a więc Aeon i Master wyposażono w dedykowane, audiofilskie karty USB (SoTM), podczas gdy Standard korzysta z portów w płycie głównej. Obudowa wyposażona została w cztery niewielkie, antywibracyjne nóżki. Urządzenie dostarczane jest w komplecie z zewnętrznym zasilaczem liniowy, jak wspominałem, wykorzystano produkt SBoostera.
Zespół 432 EVO to ludzie z ogromny linuksowym doświadczeniem, oczywiste więc jest, iż ich serwery wyposażono w system operacyjny z linuksowym rdzeniem. Co istotne, wszystkie modele używają tego samego oprogramowania, acz producent zaznacza, że w modelu Standar zastosowano jedynie jego podstawowe "strojenie", ale jego posiadacze go upgradować. Wyższe modele różnią się nie tylko oprogramowaniem, ale i w pewnym stopniu hardwarem. Standard dostarczany jest z zainstalowanym corem Roona (acz należy posiadać/zakupić własną licencję!), można także używać Logitech Media Server. Fani streamingu poprzez Roona będą mogli korzystać z Qobuza, Tidala (zakładając, że mają wykupione te usługi), czy radia internetowego, a przez LMS także ze Spotify. Roon zapewnia obsługę właściwie chyba każdego formatu i rozdzielczości plików - zarówno stratnych (MP3), jak i bezstratnych (PCM i DSD, WAV, FLAC, Apple Lossless). Obsługa Roona odbywa się za pomocą ich aplikacji sterującej dostępnej na urządzenia przenośne - telefony, tablety, ale i laptopy. Sam jestem fanem Roona więc każde urządzenie obsługujące tę aplikację ma u mnie plus już na początku.
Trudno nazwać 432 EVO Standard tanim serwerem plików, niemniej jego brzmienie w połączeniu z oprogramowaniem dającym niezwykłe możliwości w zakresie jego kształtowania sprawiają, że jest to urządzenie wyjątkowe.
Prawdziwą specjalnością serwerów tej marki jest autorskie oprogramowanie. Po pierwsze do dyspozycji dostajemy aż 10 filtrów cyfrowych, w tym, jako jedyne urządzenie na rynku (tak twierdzi producent) filtr Archimago Intermedia Phase i jego dwie autorskie, udoskonalone wersje. Każdy z nich pozwala (w pewnym stopniu) kształtować brzmienie. To jednakże nadal nie jest ta cecha, które wyróżnia belgijskie serwery spośród innych. Oprogramowanie jej serwerów pozwala zmieniać tzw. strój. Od 1939 roku za obowiązujący standard przyjęto A-440Hz. Wyjaśnijmy, że tzw. A razkreślne jest dźwiękiem wzorcowym w muzyce, wykorzystywanym do strojenia instrumentów w orkiestrze. Wcześniej obowiązywał strój A–432Hz, co oznaczało, że struna drga z częstotliwości 432Hz, czyli 432 razy w ciągu sekundy. Faktem jest również, że jeszcze wcześniej, przed ustanowieniem standardu A-432, korzystano z wielu innych, jeszcze niższych częstotliwości.
Wyjątkowość serwerów belgijskiego producenta, której wagę podkreśla umieszczając ją w nazwie marki, jest możliwość wyboru, w jakim stroju chce danej muzyki posłuchać. Oczywiście podstawową opcją jest odsłuch bitperfect, czyli bez wprowadzania jakichkolwiek zmian w oryginalnym sygnale. Natomiast autorskie oprogramowanie i hardware o odpowiedniej mocy obliczeniowej pozwalają przeprowadzać konwersję muzyki nagrywanej współcześnie, w znakomitej większości w stroju 440Hz, do 432Hz (a także kilku innych). Wykonywane jest to "w locie" i, jak twierdzi producent, bez utraty rozdzielczości sygnału.
Po co dokonywać takiej konwersji? Otóż, cytowane przez producenta badania wskazują, że zdecydowana większość osób biorących w nich udział oceniała strój 432Hz jako przyjemniejszy, bardziej relaksujący, bardziej naturalny. Ponadto, co warto zaznaczyć, wiele utworów muzyki klasycznej było pisane dla innego niż standardowe dziś 440Hz. Choćby Verdi pisał w 432, a sam Stradivari stroił swoje skrzypce pod tę częstotliwość. Software 432 EVO pozwala więc użytkownikom posłuchać takich utworów, jak to było zamierzone przez ich autora, nawet jeśli współcześnie nagrywa się je z innym strojem. Także wśród współczesnych artystów można znaleźć zwolenników takiego strojenia, choćby naszego Leszka Możdżera, który zachwala strój 432 dla swojego fortepianu, czy Melody Gardot, która dla jednego ze swoich album wybrała ten właśnie strój by uzyskać konkretne brzmienie.
Jak to wygląda w praktyce? Do obsługi tej funkcji przyda się laptop, jako że z pomocą przeglądarki internetowej musimy połączyć się z tzw. Vortex Box, czyli interfejsem dającym dostęp do obsługi tejże funkcji, ale także ustawień i funkcji urządzenia, w tym ripowania, czy wykonywania kopii zapasowej. To w zakładce "Configure Player" znajduje się szereg ustawień, wpływających na ostateczne brzmienie. Po pierwsze możemy wybrać, czy sygnał wychodzący z serwera ma być upsamplowany i do jakiej rozdzielczości. Po drugie uzyskujemy dostęp do funkcji SQI (Sound Quality Improved), a w niej do wspomnianych 10 filtrów cyfrowych.
No i wreszcie wybieramy tu parametry dla plugina 432Hz. Po pierwsze częstotliwość wejściową sygnału, która zwykle wynosi 440Hz, a po drugie częstotliwość wyjściową, czyli tę, do której oryginalny sygnał będzie konwertowany. Tu wybór nie ogranicza się bynajmniej do 432Hz, jako że opcji jest aż siedem począwszy od 415, a kończąc na 444. Użytkowanie serwera możliwe jest bez wchodzenia do Vortexu i tejże zakładki, ale jeśli lubicie eksperymentować i szukać najlepszych dla siebie rozwiązań, będziecie zapewne korzystać z możliwości tej zakładki wiele razy. Który strój lub jakie filtry wybierzecie, będzie zależało od Waszych oczekiwań i preferencji, ja napiszę jedynie, że zabawa z dostępnymi ustawieniami jest przednia.
Brzmienie
Odsłuch prowadziłem w swoim systemie referencyjnym: 432 EVO Standard zastąpił mój customowy serwer (pasywny, z WIN10 64bit, Roon Core, Fidelizerem PRO, zasilany KECES-em P8 (mono), z kartami JCAT USB XE i NET XE zasilanymi z Ferrum Hypsos Signature). Sygnał z sieci otrzymywał kablem LAN Laboga Cables Digital Sound Wave Sapphire przez switch Silent Angel Bonn N8 wsparty firmowym zasilaczem liniowym Forester. Ze Standarda do mojego LampizatOra Pacific sygnał wysyłany był za pomocą kolejnego kabla Davida Labogi, DL Expression Emerald. Dalej interkonektem Bastanis Imperial sygnał analogowy trafiał do integry GrandiNote Shinai, a stamtąd kablami głośnikowymi Soyaton Benchmark do (zamiennie) kolumn GrandiNote MACH4 i testowanych w tym samym czasie Perlisten S5m. Pod koniec testu zasilacz liniowy SBooster został zastąpiony używanym przeze mnie na co dzień Ferrum Hypsos w wersji Signature (czyli z upgradem Metrum Lab).
Już na wstępie 432 EVO Standard zrobił na mnie bardzo dobre pierwsze wrażenie. Choć to model otwierający ofertę belgijskiego producenta pułap jakości brzmienia (to oczywiście skrót myślowy - chodzi o jakość sygnału dostarczanego do DAC-a) jest naprawdę wysoki. Nawet bez żadnych kombinacji w postaci zmiany stroju, czy zastosowania jednego z filtrów cyfrowych testowany serwer zaoferował mi pełne, spójne, gładkie, nieco ciemne brzmienie, które można by nazwać analogowym. Rzecz w tym, że nawet w stroju 440Hz uznawanym za bardziej agresywny, twardszy, brzmienie uzyskiwane w moim systemie pozbawione było cyfrowej szorstkości, czy twardości. Dźwięk był rozdzielczy, poukładany, zwarty, wieloplanowy, a jednocześnie otwarty i przestrzenny.
Mocną stroną tej prezentacji była również dynamika. Zarówna na poziomie makro, jak i mikro, były ponadprzeciętne. Słychać to było zarówno w IX Beethovena, ścieżce dźwiękowej z (oryginalnego) "Predatora", jak i wyrafinowanych jazzowych płytach z ECM-owskiej stajni. To właśnie bardzo dobre różnicowanie na poziomie mikro, zarówno w zakresie dynamiki, jak i barwy, pokazywało, jak dobrze producent poradził sobie z opanowanie wszechobecnych w takich urządzeniach zakłóceń. Trzeba pamiętać, że w przypadku serwerów sieciowych te ostatnie płyną nie tylko z sieci elektrycznej i otoczenia urządzenia, ale jeszcze i z domowej sieci. Wszystko to składa się na szum, który może nawet nie być słyszalny wprost, ale ogranicza ilość drobnych informacji przekładających się na bogactwo i czystość brzmienia. W przypadku 432 EVO Standard muzyce towarzyszyło pięknie czarne tło, dzięki któremu cisza między nutami była prawdziwą ciszą, a dźwięki brzmiały w pełny, barwny sposób.
Wspominałem o naturalności brzmienia. Świetnym testem tejże są oczywiście instrumenty akustyczne i wokale - jedne i drugie wypadały z testowanym urządzeniem znakomicie. Barwa, faktura, całkiem wysoka energia, dobry timing - każdy z tych elementów prezentowany był w wysoce naturalny, realistyczny sposób. Jak wiele razy już pisałem, dla mnie ostatecznym testem są jednakże brawa, albo pstrykanie palcami - jeśli te elementy nagrań (zwykle koncertowych) wypadają przekonująco, naturalnie to tak też brzmią wszystkie głosy i instrumenty. I tak właśnie było z testowanym serwerem.
Nagrania rockowe i bluesowe pokazały również, że 432 EVO Standard potrafi zagrać z pazurem. Świetny, wspominany już timing leży u podstaw doskonałego prowadzenia tempa i rytmu, a to z kolei właśnie sprawiało, że szaleństwa zespołów AC/DC, czy Metallica, ale i blues Muddy'ego Watersa, czy Steve'a Raya Vaughana wypadały tak energetycznie, tak wciągająco, że kończyny same wystukiwały zaraźliwy rytm. W rockowych nagraniach, w których nie brakuje niestety wyostrzeń, ziarnistości i rozjaśnień, w ustawieniu 'bitperfect', czyli także ze strojem 440Hz było je słychać, acz nie były one szczególnie dokuczliwe i pozwalały mi doskonale się bawić przy takiej muzyce.
Po kilku dniach słuchania przyszedł czas, by pobawić się dostępnymi ustawieniami. Jak wspominałem, robi się to z pomocą przeglądarki internetowej. Każdą zmianę trzeba zatwierdzić za pomocą przycisku 'submit', a aplikacja każdego z nich powoduje zatrzymanie odtwarzania muzyki, a więc i konieczność wznowienia go. Oznacza to, że porównanie nie jest absolutnie bezpośrednie, ale przerwa trwa ledwie kilka sekund. Zacząłem od konwersji z 440Hz do 432Hz, a efekt jest zauważalny. Nawet zanim dobrze zdałem sobie z niego sprawę, odruchowo zapadłem się bardziej w fotelu i wygodniej się umościłem. Nie ma w tym żadnej przesady - muzyka w stroju 432Hz brzmi łagodniej, przyjaźniej, bardziej relaksacyjnie, a podświadomość odbiera to szybciej niż analityczna część mózgu.
Ta ostatnia po chwili zabrała się jednakże do pracy i znalazła rzeczy, które ewidentnie mi się podobały i te, które nazwałbym akceptowalnymi skutkami ubocznymi. Na zdecydowany plus zaliczyłbym jeszcze bardziej przestrzenne, otwarte, wypełnione powietrzem granie. Wyższą gładkość, jeszcze lepszą spójność i płynność dźwięku. A owe akceptowalne skutki uboczne to nieco mniejsza precyzja prezentacji, nie aż tak zwarty bas, delikatne spowolnienie ataku, czy nie aż tak klarowny wgląd w głębsze warstwy nagrań. Ujmując rzecz inaczej, oryginalny strój, czyli 440Hz, jest nieco bardziej analityczny, a 432Hz wyraźnie bardziej muzykalny. Tylko teraz, gwoli jasności, wróćmy do poprzednich paragrafów - nie znając jeszcze działania pluginu konwertującego, nie zarzucałem Standardowi braku muzykalności, czy nadmiernej analityczności, bo nie dawał mi ku temu żadnych powodów. Dopiero porównanie tych samych utworów z obydwoma ustawieniami (strojami) pokazało różnice między nimi.
To oczywiście zawsze będzie kwestia gustu, indywidualnych preferencji. Jedni zdecydują się na jedną z tych opcji (albo pozostałych), inni będą słuchać ostrzejszej, bardziej dynamicznej muzyki bez ingerencji pluginu, a jazzu, klasyki, czy muzyki wokalnej w stroju 432 Hz. Tak w kolejnych dniach odsłuchów robiłem ja. Można też ująć to jeszcze inaczej - do odsłuchu nowego albumu, by zagłębić się w detale danej produkcji (wykonania/nagrania/masteringu) wykorzystać granie bitperfect, a do słuchania dla czystej przyjemności włączyć plugin 432. Jakiegokolwiek wyboru (jako ewentualni przyszli użytkownicy) dokonacie będzie on (dla Was) słuszny, bo tu nie ma złych wyborów. Są za to bardzo wartościowe opcje kształtowania brzmienia pod swój gust. I nie jest to tylko chwyt marketingowy, ale faktyczne narzędzie, które (jestem tego pewny!) docenicie.
Trzeba jeszcze pamiętać, że wybór między strojami nie jest jedynym sposobem kształtowania brzmienia dostępnym dla użytkowników 432 EVO. Do dyspozycji dostajemy jeszcze dziesięć filtrów cyfrowych. Przy ich pomocy, niezależnie od używanego stroju, możemy dźwięk nieco 'doprecyzować', 'dociążyć', 'upłynnić' czy 'utwardzić'. Nie będę nawet próbował opisywać wszystkich kombinacji, po pierwsze z racji ich ilości, a po drugie dlatego, że filtry te można, stosując porównanie kulinarne, traktować jak przyprawy, którymi doprawiamy muzykę do swojego, indywidualnego smaku. Napiszę jedynie, że gdy używamy stroju 440Hz można za pomocą filtrów uzyskać brzmienie nieco bardziej zrelaksowane, przyjaźniejsze dla ucha. Z kolei z 432Hz wspartego odpowiednimi filtrami można wycisnąć nieco precyzyjniejsze brzmienie, które jednakże nadal pozostanie wysoce muzykalne. Nie jesteśmy zatem skazani na wybór jedynie między danymi strojami, ale możemy je jeszcze 'doprawiać' do swojego smaku. Moje 'podniebienie' najmocniej łechtało połączenie stroju 432Hz z jednym z autorskich wersji filtrów (do końca nie potrafiłem się zdecydować, z którym) Archimago. Ale to ja, Wasz wybór może być zupełnie inny, a 432 EVO Standard Wam go umożliwi.
Na koniec dwa słowa o wpływie zasilacza na 432 EVO Standard. SBooster, który dostajemy w zestawie, jest dobrej klasy zasilaczem liniowym, który wykonuje naprawdę świetną robotę. Niemniej zmiana na nasz rodzimy produkt Ferrum Hypsos Signature, czyli zasilacz hybrydowy, łączący zalety zasilania liniowego i impulsowego, dała kolejną poprawę. Była to kwestia przede wszystkim jeszcze lepszej odpowiedzi impulsowej i dynamiki, najlepiej słyszalne było to w szybkich, dynamicznych kawałkach, ale nawet w nagraniach małych jazzowych i klasycznych składów dało się odczuć poprawę szybkości i zwartości fazy ataku dźwięków. Zmiany mogą wydawać się niewielkie, ale były na tyle istotne, że będąc posiadaczem tego serwera rozważyłbym w jakiejś perspektywie zakup zasilacza wyższej klasy.
Podsumowanie
Trudno nazwać 432 EVO Standard tanim serwerem plików, niemniej brzmienie (jakość sygnału) jakie oferuje w połączeniu z oprogramowaniem dającym niezwykłe możliwości w zakresie jego kształtowania ze zmianą stroju na 432Hz na czele sprawiają, że jest to urządzenie wyjątkowe i, moim zdaniem oczywiście, mające przewagę nad niejednym, nawet droższym konkurentem. Szukając serwera nawet do 20-25 tys. złotych powinniście koniecznie posłuchać 432 EVO Standard. Mając do wydania większą kwotę zapewne warto sięgnąć po wyższy model tej marki.