Oceniając klasę Enleum AMP-23R kierując się wyłącznie jego wielkością i masą, można się nieźle oszukać. Błędnie można bowiem uznać, że mamy do czynienia z jakimś pospolitym, niezbyt zaawansowanym urządzeniem. Jednakże już jego cena sugeruje, że mamy do czynienia z produktem z wysokiej półki, a sam producent określa go mianem referencyjnego. Przyznaję, że ja nie mogłem się doczekać okazji nausznego przekonania się, co ten maluch ma do zaoferowania. Minęło bowiem kilka ładnych lat, a dokładnie 9, od czasu, gdy testowałem produkt tego typu, a mianowicie Bakoon International model AMP-12R. Mniej więcej w tym samym czasie recenzowałem również ich słuchawkowiec, HPA-21. Wspominam je z dwóch powodów. Po pierwsze oba były znakomite i mocno zapadły mi w pamięci, co nie zdarza się tak często z uwagi na ilość urządzeń jakie testuje każdego roku.
Powód drugi, firma Enleum to bezpośredni następca Bakoon International. Nie zamierzam wnikać w szczegóły zwłaszcza, że ich po prostu nie znam z pierwszej ręki. Pamiętam, że wówczas funkcjonowały dwie firmy o nazwie Bakoon, jedna koreańska, a druga japońska. Ich drogi najwyraźniej się rozeszły, a Koreańczycy w 2021 roku postanowili zmienić nazwę na Enleum. Tę wzięli z połączenia dwóch słów - "Enlightenment" (oświecenie) i "Eum", co po koreańsku oznacza "dźwięk". Zespół inżynierów koreańskiego producenta, jak można przeczytać na ich stronie, aspiruje do wprowadzenia zupełnie nowego doświadczenia "oświeconego dźwięku" poprzez unikalne podejście, nad którym pracował już wcześniej w ramach marki Bakoon.
Budowa AMP-23R
Niejedno już w recenzenckim i audiofilskim życiu widziałem, niejednego doświadczyłem, ale rzadko mam do czynienia z tak dużym rozdźwiękiem między wielkością a masą wzmacniacza i jego ceną. Napiszę tylko, że mój DAC waży ponad 4 razy więcej, o wzmacniaczach nie wspominając. A że audiofile kupują urządzenia również oczami więc jasne, że AMP-23R musi mieć do zaoferowania dużo więcej niż skromne wymiary i wagę, choć i takie mają swoich zwolenników, zwłaszcza jeśli nie dysponują wielkim metrażem.
Testowany Enleum to świetnie wyglądający, kapitalnie wykonany, oryginalnie wyglądający wzmacniacz zintegrowany, co widać na zdjęciach. Już za czasów Bakoona pan Soo In Chae, szef firmy i jej główny projektant, podkreślał, że tak naprawdę to jest wzmacniacz z regulacją wzmocnienia.
W komplecie dostajemy bardzo dobre firmowe nóżki antywibracyjne, które wcześniej były opcją, za którą trzeba było dodatkowo zapłacić. Także i pilot zmienił się ze zgrabnego, plastikowego, na bardziej elegancki metalowy, który mógłby być wzorem dla niejednego high-endowego producenta. Ciekawostką jest lokalizacja miejsc, w których należy przykręcić trzy dostarczane w zestawie nóżki. Na pierwszy rzut oka rozmieszczenie wydaje się chaotyczne, ale tak bynajmniej nie jest. Nóżki mają być przykręcone dokładnie w tych, a nie innych miejscach, ponieważ tak wynika z obliczeń wykonanych przez inżynierów Enleum. Dzięki temu najlepiej spełnią swoje zadanie, czyli eliminację wszelkich rezonansów, które mogłyby mieć negatywny wpływ na pracę urządzenia, a co za tym idzie, na jego brzmienie.
Na froncie AMP-23R znajdujemy bardzo ładnie wykonaną gałkę regulacji głośności (opisaną jednakże jako "Gain", czyli wzmocnienie, a nie "Volume", czyli głośność - jak napisałem wcześniej, to wg. producenta wzmacniacz z regulacją wzmocnienia), mały przycisk włącznika, jeszcze mniejszy przełącznik hebelkowy będący selektorem wejść, a także wyjście słuchawkowe na dużego jacka. Boki obudowy to niewielkie, ale także świetnie wykonane, radiatory.
Na tylnej ściance znalazły się dwa wejścia liniowe RCA plus trzecie zwane Elink, które może posłużyć do podłączenia firmowego źródła ze stosownymi wyjściami, gdyby takie w przyszłości wprowadzono do oferty. Rzecz w tym, iż jest to wejście prądowe (a nie napięciowe, jak RCA i XLR), a wykorzystane złącza to BNC. Zestaw złączy uzupełniają pojedyncze wysokiej klasy gniazda głośnikowe i gniazdo zasilające (standardowe IEC). Wzmacniacz potrafi dostarczyć do podłączonych głośników 25W mocy (dla 8Ω) lub 45 W (dla 4Ω).
Według producenta połączenie prądowe to najlepsze możliwe rozwiązanie, acz wymaga źródła z wyjściami tego typu. Bakoon w swoim czasie oferował przedwzmacniacz gramofonowy wyposażony w stosowne wyjścia, więc zapewne i w ofercie Enleum doczekamy się takowego, tym bardziej, że mamy do czynienia z czystym wzmacniaczem. Czystym, czyli pozbawionym wbudowanych modułów typu DAC, streamer, czy phonostage, co z kolei wynika z decyzji o stworzeniu urządzenia referencyjnego, a dodatkowe moduły to zawsze ryzyko interferencji prowadzących do obniżenia jakości dźwięku. Na dziś portfolio koreańskiego producenta obejmuje jedynie dwa produkty. Oprócz testowanego AMP-23R jest jeszcze wzmacniacz stricte słuchawkowy, HPA-23RM.
Sercem urządzenia jest moduł nazwany Ensence. Jak podkreśla producent, jest on efektem wszystkich dotychczasowych doświadczeń, zaprojektowania nowych płytek drukowanych i zastosowania dyskretnych tranzystorów w układzie bez negatywnego sprzężenia zwrotnego. Dzięki niemu uzyskano bardzo szerokie pasmo przenoszenia (10Hz - 100kHz). Układ JET2 Bias oparto na opracowanym dla Bakoona AMP-13R JET Bias, które jeszcze udoskonalono. Jego zadaniem jest uzyskanie maksymalnej wydajności stopnia wyjściowego przy wyższej stabilności jego pracy przekładającej się na jeszcze lepsze brzmienie. Taki sam (jak w AMP-13R) jest również transformator, ale pozostałe elementy zasilacza zaprojektowano na nowo tak, by był to kolejny element przyczyniający się do dalszej poprawy brzmienia. Na pokładzie zamontowano również referencyjny wzmacniacz słuchawkowy, który jest w stanie dostarczyć nawet 4W dla 50Ω słuchawek. W praktyce oznacza to, iż poradzi sobie z każdym, nawet najtrudniejszym do napędzenia zestawem. Szkoda tylko, że jedynym wyjściem jest duży jack, acz faktem jest również, że większość użytkowników słuchawek korzysta z kabli słuchawkowych zakończonych takim właśnie wtykiem.
Enleum AMP-23R wygląda więc znakomicie, jest doskonale wykonany i wykończony. W takich elementach, jak wspomniane nóżki i ich rozmieszczenie, czy wejściu dla źródła prądowego, widać, że wszystko zostało dokładnie przemyślane, a celem było uzyskanie możliwie najlepszego, referencyjnego brzmienia. Niemniej dopiero to ostatnie może być czynnikiem, który przekona potencjalnych nabywców do wydania sporej nawet jak na obecne realia kwoty. Pamiętając, co oferował Bakoon, zarówno w zakresie klasy brzmienia, jak i funkcjonalności - jego użytkownik na pewno nie musiał rozważać osobnego zakupu wzmacniacza dla kolumn i słuchawek, czyli dostawał dwa znakomite produkty w jednej, niewielkiej, urodziwej obudowie (tak naprawdę w dwóch, jako że zasilacz był wydzielony do bliźniaczej).
Jakość brzmienia
Cechą charakterystyczną wzmacniaczy Bakoona, kontynuowaną poniekąd przez Enleum jest konstrukcja łącząca wysokiej klasy wyjścia głośnikowe i słuchawkowe. To drugie chyba nawet bardziej uczyniło Bakoona sławnym, a i testowany wzmacniacz Enleum jest niezwykle pożądany wśród fanów słuchawek. Dodam, że tych najbardziej wymagających i dysponujących odpowiednimi środkami, a więc zapewne również posiadaczy najlepszych i najdroższych słuchawek. AMP-12R pamiętam jako genialny słuchawkowiec i bardzo, bardzo dobry wzmacniacz dla kolumn - w tej właśnie kolejności. I nie byłem jedynym, który tak twierdził. Dlaczego?
Po pierwsze bierze się to już z samych wymiarów i masy, które zdecydowanie bardziej kojarzą się z konstrukcjami do napędzania słuchawek, niż głośników. Po drugie, moc oferowana na wyjściach głośnikowych Bakoona wynosiła ledwie 2x15W (dla 8Ω), co mocno ograniczało wybór kolumn do konstrukcji łatwych do napędzenia, o wysokiej skuteczności i w miarę równym przebiegu impedancji. W przypadku Enleum AMP-23R, jak już wspomniałem, do dyspozycji dostajemy już 25W dla 8Ω i 45 W dla 4Ω, czyli wartości, przy których dobór kolumn będzie zdecydowanie łatwiejszy, ale nadal bardzo istotny.
W każdym zestawieniu wzmacniacz-kolumny dopasowanie tych komponentów jest bardzo ważne, ale gdy dysponujemy ograniczoną mocą, waga owego dopasowania jeszcze bardziej rośnie. Wiedzą o tym doskonale fani konstrukcji lampowych niedużej mocy (które są na dodatek wrażliwe na większe spadki impedancji), ale muszą brać pod uwagę również konstrukcje tranzystorowe w klasie A, w tym też testowanego Enleum. To po prostu nie są wzmacniacze, które poradzą sobie z napędzeniem każdych kolumn. W moim systemie AMP-23R grał przede wszystkim z Grandi Note MACH4 oraz Club-27 KURT MKIII. Jedne i drugie to kolumny, które równie dobrze grają z nawet już 8-watowymi SET-ami na lampach 300B, lecz brzmią doskonale także z mocnymi tranzystorami, czy hybrydami. Ciekawym zestawieniem w czasie moich testów, zwłaszcza wizualnie, był system z dużymi, 3-drożnymi kolumnami podłogowymi w obudowach zamkniętych, Ubiq Audio Model One Duelund Edition, a pod względem gabarytów, testowany wzmacniacz najlepiej pasował do specyficznych, bajecznie muzykalnych maluchów Closer Acoustics OGY skonstruowanych w oparciu o pojedynczy głośnik szerokopasmowy.
Jedną z pierwszych płyt, jakie przesłuchałem z Enleum napędzającym kolumny MACH4, było ostatnie wydanie krążka "Older" Georga Michaela, słowem muzyka właściwie popowa, tyle że z genialnym wokalem, całkiem nieźle nagranym. Nowe wydanie chyba faktycznie, jak piszą krytycy, jest lepsze od oryginalnego, ale nie znaczy to, że należy po nim oczekiwać cudów. Słucha się tego dużo lepiej, ale im lepszy system, tym bardziej słychać słabości tej realizacji. AMP-23R pokazał zalety tego krążka - wspomniany wokal George'a (i towarzyszące mu chórki), bardzo nisko schodzący w niektórych nagraniach, a przy tym zaskakująco czysty bas, chwilami równie zaskakująco czystą i dźwięczną górę pasma, a momentami nawet i ponadprzeciętną przestrzenność, nawet jeśli stworzoną na konsoli). Z drugiej strony dokuczała mi czasem nieco spłaszczona dynamika, kawałki z rozmytym basem, niewystarczająco klarowną średnicą i ziarnistą górą. Słowem, Enleum wykonał świetną robotę jasno wskazując mocne i słabe strony realizacji. Niczego nie upiększając potrafił skupić moją uwagę, a w zasadzie pozwalał artyście przyciągnąć ją i skupić na jednym z najlepszych wokali przełomu XX i XXI wieku.
Aby upewnić się, czy wyciągnąłem właściwe wnioski sięgnąłem po zdecydowanie lepszą realizację, krążek Patricii Barber "Monday Night: Live At The Green Mill, Vol. 3". Od pierwszych minut jasne było, że poprzednie wrażenia były właściwe. Enleum pokazuje dokładnie to, co otrzymuje ze źródła (a źródłem był mój referencyjny LampizatOr Pacific). Tym razem była to bardzo dobra realizacja live, co było doskonale słychać - zarówno jakość, jak i rodzaj nagrania. Począwszy od dużej, otwartej (co nie znaczy, że sztucznie rozdmuchanej) przestrzeni, w której instrumenty (zwłaszcza perkusyjne) potrafiły się odezwać kilka metrów za ścianą naprzeciw miejsca odsłuchowego. Na owej dobrze zdefiniowanej scenie każdy trójwymiarowy, spory instrument miał przypisane ściśle określone miejsce, a wzmacniacz świetnie różnicował te znajdujące się bliżej od tych dalszych i to pod kątem wielkości, perspektywy i intensywności ich brzmienia.
Wokal Patricii był równie elektryzujący jak wcześniej George'a, choć przecież zupełnie inny, ciemniejszy, głębszy, nieco bardziej chropowaty. Atmosferę budowali nie tylko dobrze bawiący się muzycy, z liderka na czele, ale i entuzjastycznie reagująca publiczność. Wszystko to składało się na całość, która wciągała, angażowała, momentami wręcz porywała. Po to właśnie nagrywa się koncerty, by dać nabywcom coś więcej, niż mają do zaoferowania nagrania studyjne - mianowicie lepszą lub gorszą namiastkę uczestnictwa w danym spektaklu. Enleum AMP-23R serwował koncert Patricii i jej zespołu w niezwykle przekonujący, żywy sposób przypominając mi w tym względzie po raz pierwszy, ale nie ostatni, moje ulubione SET-y (czyli wzmacniacze lampowe w układzie single ended z triodami w stopniu wyjściowym, ze szczególnym uwzględnieniem 300B).
W pewnym momencie, gdy z głośników popłynął "Drum soundcheck" z jubileuszowej kolekcji Nagry - pomyślałem a to skurczybyk! Jak wskazuje tytuł, zagrała sama perkusja, a zważywszy na wydawcę oczywiste jest, że było to nagranie z najwyższej półki. Zarówno bębny, jak i talerze odezwały się kapitalnie czystym, zwartym, niesamowicie energetycznym dźwiękiem. Definicja i precyzja każdego uderzenia pałeczki, ich różnicowanie i, raz jeszcze dodam, wysoka energia, przywodziły na myśl największe tranzystorowe bestie, jakie u mnie gościły w stylu, dajmy na to, Martona Opusculum Reference 3. I co ważne, z moimi MACH-ami 4 poradził sobie fantastycznie. Co było zaskakujące o tyle, że wcześniej z niekoniecznie wysokiej klasy nagraniami nie prezentował aż takiej precyzji i skupienia dźwięku. Dlaczego? Ano dlatego, że pomimo pewnej lampowej aury, jaką AMP-23R potrafi roztaczać choćby za sprawą wyjątkowo dopieszczonej (jak na tranzystor) średnicy, kapitalnie prezentowanej barwy, czy otwartości połączonej z pewną dawką delikatności góry pasma, nagrania odtwarza z wysoką wiernością. Jeśli więc karmimy go takimi, w których w zakresie niskich tonów brakuje nieco precyzji i zwartości, to i on zagra basowe nuty w taki właśnie sposób.
Jeśli natomiast, jak we wspomnianym utworze, albo kolejnym z tego samego albumu "Oblivio" Trio de Curda, z potężnym kontrabasem, dobrze uchwycono charakter danego instrumentu, to z głośników popłynie niezwykle naturalny, barwny, przebogaty w detale i subtelności, nasycony, a przy tym czyściutki i wierny oryginałowi dźwięk. Wspomniany kontrabas był więc duży, zajmował odpowiednią ilość miejsca na scenie, schodził naprawdę nisko, a im niżej, tym więcej było w jego dźwięku fizycznie odczuwalnej energii. Bębny we wcześniejszym kawałku były odpowiednio twarde i sprężyste, a teraz w dźwięku kontrabasu słychać było odpowiednią dawkę naturalnej dla niego miękkości. Nie była to jednakże miękkość rozmyta, sztuczna, ale właśnie oddająca znakomicie to, jak brzmi ten instrument. Oba, kontrabas i perkusja, z Enleum wypadły więc wybitnie naturalnie i prawdziwie.
Jeszcze bardziej imponująco i prawdziwie kontrabas zabrzmiał w ostatnim, solowym utworze "George", ciągle z krążka Nagry. Podobnie jak wcześniej perkusja, kontrabas grający solo pokazywał, jak wiele można osiągnąć w zakresie prawdziwości, barwy, faktury, a nawet potęgi, jego brzmienia stosując odpowiednie techniki nagraniowe i sprzęt odtwarzający, taki jak wzmacniacz Enleum (w odpowiednim towarzystwie). Tu każde mocne szarpnięcie struny stawiało słuchacza do pionu swoją szybkością i intensywnością, każdy odgłos palców przesuwających się po strunach, a także pogłos i towarzyszące graniu pomruki muzyka, potęgowały realizm prezentacji. Dorzućmy do tego świetną rozdzielczość, imponująca dynamikę, także tę na poziomie mikro, wysoką szczegółowość, ale nie tę nachalną, narzucającą słuchaczowi studiowanie drobnych elementów nagrań, ale taką, która wykorzystywana jest przez systemy najwyższej klasy do kreowania jeszcze wyższego poziomu realizmu.
Dzięki tym elementom miałem poczucie, że wszystko to rozgrywa się w dużej przestrzeni przede mną, i to w przestrzeni, którą dzieliłem z muzykiem i jego instrumentem. To nie było, używając porównania filmowego, oglądanie wydarzeń na ekranie, tylko uczestnictwo w spektaklu rozgrywającym się kilka metrów przede mną. Ten sposób prezentacji, kolejny raz przypomniał mi realizmem, nawet tzw. obecnością to, co oferują moje ukochane SET-y, tyle że ciut mniej było tu naturalnego ciepła (specjalności lamp), ale za to więcej naturalnej energii i precyzji. Słuchanie wyjątkowo łatwo przeradzało się w coś więcej - w ekscytujące, wywołujące żywe emocje, a więc coś, co zdarza się u mnie nieczęsto z konstrukcjami, na których pokładzie nie ma żadnych lamp. Chapeau bas dla pana Soo In Chae i jego zespołu za połączenie najlepszych cech tranzystorów i triod w konstrukcji pozbawionej choćby jednej bańki próżniowej.
AMP-23R + słuchawki
Nie miałem już żadnych wątpliwości, że Enleum AMP-23R to znakomity, prawdziwie high-endowy wzmacniacz, który z wieloma, byle niezbyt wymagającymi kolumnami, równie wysokiej klasy, co on sam jest w stanie zaoferować użytkownikom wyjątkowo realistyczne, wciągające doznania. Pozostało mi więc jeszcze sięgnąć po słuchawki, bo przecież Bakoon należał do najlepszych wzmacniaczy słuchawkowych jakie znam, więc można było założyć, że i Enleum doskonale napędzi moje ulubione Audeze LCD-3, czy Finale Sonorus VI. Mówiąc szczerze, mając do wyboru odsłuch na kolumnach, albo przez słuchawki zwykle wybieram tę pierwszą opcję. Co nie zmienia faktu, że potrafię docenić klasowe zestawy słuchawkowe, a czasem to okoliczności zmuszają mnie do słuchania muzyki w taki właśnie sposób. Bakoon AMP-13R potrafił sprawić, że słuchawek używałem nie tylko wtedy, gdy byłem do tego zmuszony, ale i dla czystej przyjemności. Czas było sprawdzić, czy i tym razem będzie tak samo.
Enleum AMP-23R wygląda znakomicie, jest doskonale wykonany i wykończony, a brzmi znakomicie.
Zacząłem od słuchanego już wcześniej na kolumnach krążka Patricii Barber. Odsłuch z Audeze na uszach oferował siłą rzeczy inną perspektywę. Wszystko działo się bliżej mnie, brzmiało bardziej intymnie, ale owa wyjątkowa właściwość Enleum w zakresie kreowania realistycznej prezentacji zadziałała i tym razem. Miałem wrażenie, że siedzę bliżej sceny i wystarczy wyciągnąć rękę, by dotknąć niektórych z nich. Przestrzeń, jak na odsłuch słuchawkowy, który i w tym względzie jest przecież zupełnie inny niż z kolumnami, była duża i otwarta, wykraczając śmiało poza obrys głowy. Siedziałem więc dużo bliżej sceny, a i odległości między muzykami się zmniejszyły. Wszystko działo się w nieco mniejsze skali, ale było równie precyzyjne.
To za sprawą słuchawek miałem lepszy wgląd w najdrobniejsze nawet detale i subtelności nagrania. O wiele łatwiej było zauważyć drobne elementy, które w dźwięku prezentowanym przez kolumny ginęły trochę w tle, tzn. trudniej je było wychwycić. Moje ulubione Audeze, o których często słyszę, że są ciemno grającymi słuchawkami prezentowały się znakomicie ze wzmacniaczem Enleum - porównywalne jedynie do 2-3 topowych wzmacniaczy słuchawkowych, z jakimi miałem do czynienia. Dźwięk był gęsty, pełny, barwny, intensywny, co pewnie wiele osób określiłoby mianem ciemnego, ale wszystkie te cechy były pochodnymi znakomitej rozdzielczości źródła, wzmacniacza i słuchawek. Dźwięk był wysoce dynamiczny, nasycony energią (niemal) żywej muzyki, pięknie otwarty. Doskonale prezentowane były również aspekty przestrzenne, których w nagraniu nie brakuje.
Jednym z krążków była kolejna płyta koncertowa "These Foolish Things" Kwartetu Dave'a Brubecka. Jak się szybko okazało, aby doświadczyć dynamiki perkusji o pełnej mocy wcale nie trzeba było słuchać jej solowego nagrania. Wystarczyło słynne "Take Five" i potencjometr odkręcony do circa 1/3 skali by LCD-3 dały popis swoich możliwości. Każde uderzenie pałeczek było szybkie, twarde, mocne, a energia tego grania wręcz wylewała się ze słuchawek. Podobnie odebrałem fortepian w kolejnym utworze - to było mocne, ale i czyste granie podkreślające wielkość, masę i potęgę brzmienia tego instrumentu, która rzadko jest tak oczywista przy odtwarzaniu nagrań przez słuchawki.
Po raz kolejny zachwycałem się ilością detali, ale też spójnością i płynnością prezentacji, tym jak równa była w zakresie całego, bardzo szerokiego pasma. Faktem jest, że podobnie jak niegdyś z Bakoonem, tak teraz z Enleum spędziłem więcej czasu ze słuchawkami na uszach, niż było to konieczne. To najlepszy dowód klasy tego urządzenia. Nawet jeśli więc nie miałem okazji sprawdzić go bardziej wszechstronnie z większą ilością słuchawek, mogę śmiało stwierdzić, że szukając dla siebie najwyższej klasy wzmacniacza słuchawkowego powinniście na krótkiej liście propozycji do odsłuchu umieścić Enleum AMP-23R. Choć jeśli słuchacie wyłącznie partnera dla topowych słuchawek, to podejrzewam iż równie dobrze możecie sięgnąć po wspomniany wcześniej Bakoon HPA-23RM.
Podsumowanie
Nie będę owijał w bawełnę - Enleum AMP-23R to moim zdaniem godny następca Bakoona i po prostu znakomite urządzenie. Bakoon AMP-13R mógł być określany mianem wzmacniacza high-endowego, a bazując na swojej pamięci i notatkach z tamtego odsłuchu jestem przekonany, że AMP-23R jest propozycją wyraźnie lepszą. Jego cena jest wysoka, to prawda, ale w tym małym ciele dostajemy wybitne, bezkompromisowe urządzenia dwa-w-jednym. To nie jest integra z dodanym wyjściem słuchawkowym, ani nie jest to słuchawkowiec z wyjściami głośnikowymi. To dwa kapitalne wzmacniacze pomieszczone w niewielkiej, eleganckiej, przemyślanej obudowie Ten drugi może śmiało stawać w szranki z właściwie dowolną konstrukcją słuchawkową i z niejednego pojedynku wyjdzie zwycięsko. Ten pierwszy, pod warunkiem zestawienia go z odpowiednimi kolumnami, zawstydzi niejedną integrę z podobnej półki cenowej, która na pokładzie nie będzie miała referencyjnego wzmacniacza słuchawkowego. To także znakomite rozwiązanie dla tych, którzy oczekują brzmienia z bardzo wysokiej półki przy minimalnej ilości zajmowanego miejsca. Posłuchajcie sami, koniecznie!