Południowokoreański producent HiFi Rose stał się objawieniem nie tylko na naszym rynku za sprawą nowoczesnych urządzeń strumieniujących, takich jak flagowy RS150 czy jego pomniejszona wersja, tj. RS250. Oprócz znakomitej funkcjonalności streamery te od samego początku zwracały uwagę nadzwyczajnym wyglądem – w końcu nie od dziś wiadomo, że konsumenci kupują oczami. W branży audio nie ma to być może aż takiego znaczenia, jednak przypadek Rose tej reguły nie potwierdza. Wystarczy spojrzeć na integrę RA180, której projektanci postanowili wykorzystać sprawdzoną receptę na sukces, tj. modę na retro. Czy jest ktoś, kogo ten wygląd nie przekonuje?
Budowa i funkcjonalność
Czołówka wzmacniacza Rose zaskakuje bogactwem pokręteł i przełączników, a precyzja wykonania każdego z tych elementów i ogólne wrażenie, jakie sprawiają budzi niekłamany podziw. Przez dobrą chwilę próbowałem sobie przypomnieć, gdzie już widziałem coś podobnego. I w końcu się udało: zbliżone projekty wzornicze oferuje szwajcarska Nagra. Bez względu na to, co zainspirowało twórców RA180 do takiej stylistyki, trzeba powiedzieć to jasno: jakość wykonania tego wzmacniacza jest fenomenalna. Wrażenie robi już samo aluminium o wysokiej czystości, z którego w większości wykonano obudowę (świetnie wygląda zwłaszcza ścianka górna, gdzie wycięto osiem szerokich otworów wentylacyjnych, pomiędzy którymi wyfrezowano nazwę producenta), a ponadto precyzyjne spasowanie wszystkich elementów, np. żółtych LED-ów na froncie. Krótko mówiąc, wzmacniacz Rose to designerska petarda. Proszę mi wybaczyć te zachwyty, ale takie widoki w audio nie zdarzają się co dzień. Pisząc te słowa, nie mogę wyjść zarówno z podziwu dla tego urządzenia, jak i zaskoczenia swoją reakcją, bo jeśli chodzi o wygląd wzmacniaczy, to już od wielu lat jestem zwolennikiem nie tyle minimalizmu, ile wręcz minimalizmu absolutnego.
Z lewej strony ścianki frontowej w zagłębieniu umieszczono wybierak źródeł – warto posłuchać odgłosów, jakie wydaje sprzężony ze skokowo pracującym potencjometrem silniczek! Następnie umieszczono trzy włączane/wyłączane przełącznikami hebelkowymi sekcje: przedwzmacniacza z regulacją barwy dźwięku i balansu; gramofonowego phono z obsługą wkładek MM/MC (uwzględniono kilka krzywych korekcji); a także modułu H/F Crossover, dzięki któremu można pominąć zwrotnice wbudowane w zestawy głośnikowe (zob. dalej). Dalej pionowo, jeden nad drugim umieszczono okrągłe podświetlane analogowe wskaźniki wysterowania (Level Meter) dla każdego kanału, a następnie jedyne w swoim rodzaju pokrętło głośności w postaci misternie połączonych zębatek napędzanych przez dużą chromowaną szkieletową gałkę, częściowo przezroczystą, dzięki czemu można zobaczyć, co dzieje się za nią.
Oprócz tego nad całym mechanizmem umieszczono okienko z podświetlanym czerwonym wskaźnikiem przesuwającym się po podziałce w lewo i w prawo, w zależności od ruchów pokrętła, co pozwala dokładnie ustawić głośność. Ale to nie wszystko. Podczas zmiany głośności za pomocą pilota lub aplikacji Rose Amp Connect (zob. dalej) pokrętło i system przekładni odpowiednio się obraca. Za pośrednictwem aplikacji można nawet zmienić prędkość, z jaką działa silnik (funkcja Volume Motor Speed), aby umożliwić szybsze lub bardziej precyzyjne regulacje! I wreszcie ostatnie elementy frontu: dźwignia pozwalająca wybrać tryb wzmacniacza mocy (Bypass Power Amp Mode), przełącznik wyboru głośników (A/B/Off), ściemniacz (trzy pozycje), Attenuator, który w razie nagłej potrzeby natychmiast znacznie obniża głośność oraz Subsonic do obcięcia poziomu basów poniżej 50Hz, co może być przydatne podczas odtwarzania płyt ze zniekształceniami w paśmie niskotonowym.
Tył RA180 robi niemal tak samo potężne wrażenie jak przód. Osiem par wyjść głośnikowych (w sumie 16!) oznacza, że mamy de facto do czynienia z czterema niezależnymi wzmacniaczami mono – dwoma dla każdego kanału – zdolnymi do wyprowadzenia 200W na kanał przy 4 lub 8 omach. Jak to wykorzystać?
Najbardziej klasyczna konfiguracja oznacza podłączenie pary głośników przez dwa zestawy zacisków +/- na wyjściach głośnikowych A lub B. Zwolennicy bi-wiringu mogą niezależnie podłączyć każdy zestaw zacisków głośnikowych do wzmacniacza, którego dwa moduły zaprojektowano specjalnie do radzenia sobie z wyższymi częstotliwościami – są w stanie wiernie odwzorować dźwięk aż do 100kHz. Wspomniany moduł H/F Crossover to coś bardzo, bardzo specjalnego. Aby z niego skorzystać, należy tweetery podłączyć do zacisków głośnikowych oznaczonych jako H/F, a woofery do standardowych gniazd Speaker Out. Pokrętła na froncie umożliwiają wybór punktu podziału między 0,6 a 6kHz oraz kontrolę poziomu wzmocnienia H/F, aby dostosować poziom wyjściowy między wysokimi i niskimi częstotliwościami.
Jeszcze innym sposobem wykorzystania potencjału RA180 związanego z oddawaną mocą jest tryb BTL, czyli Bridge Tied Load. Przestawiając mały przełącznik z tyłu urządzenia i podłączając głośnik do prawidłowo oznaczonych zacisków, można otrzymać... 400W na kanał. I wreszcie wspomniany wcześniej tryb Bypass Power Amp pozwala zamienić "stoosiemdziesiątkę" we wzmacniacz mocy, z pominięciem przedwzmacniacza/regulacji głośności. Aby uniknąć przypadkowego włączenia (co wiąże się z natychmiastowym uwolnieniem 200W mocy i podaniem ich na głośniki), tryb ten jest dostępny tylko przy użyciu wejścia Line 3 (Bypass) i należy go odblokować za pomocą aplikacji Rose Amp (zob. dalej). Kontrola wzmocnienia będzie możliwa za pomocą przedwzmacniacza (albo np. przetwornika cyfrowo-analogowego) po przesunięciu dźwigni z przodu w pozycję On.
Uzupełnieniem imponujących wyglądem i jakością wykonania wyjść głośnikowych są wejścia: para XLR-ów, gramofonowe i trzy pary liniowych RCA, wyjście na subwoofer, triggery (wej./wyj.), śruby uziemiające, przełączniki MM/MC oraz trybu pracy wzmacniacza (Bi Amp A, BTL B/Off/BTL A, BTL B).
W materiałach przygotowanych przez producenta można przeczytać, że RA180 HiFi jest wzmacniaczem klasy AD (Advanced D). "Zaawansowanie" klasy D wynika z wykorzystania technologii półprzewodnikowej opartej na azotku galu (Galium Nitride; GaN), która ma łączyć wyższą moc wyjściową i wydajność wzmacniacza klasy D z liniowością oraz płynnością dźwięku wzmacniacza klasy AB. Zasadniczo więc nadal mamy do czynienia ze "wzmacniaczem cyfrowym" z jego wszystkimi zaletami (wyjście liniowe przy zerowych zniekształceniach i 100-procentowej wydajności), jednak użycie GaN zamiast tradycyjnego krzemu w tranzystorach FET ma zapewniać bardziej naturalny dźwięk poprzez poprawę szybkości i dokładności przełączania przy jednoczesnym zachowaniu niższych zniekształceń charakterystycznych dla klasy D.
Warto jeszcze wspomnieć o sterowaniu wzmacniaczem. W komplecie dostajemy niewielki, ergonomiczny, bardzo ładny aluminiowy pilot, który pozwala kontrolować podstawowe funkcje wzmacniacza: włączanie i wyłączanie, wyciszanie, wybór między pięcioma wejściami oraz sterowanie głośnością. Inżynierowie Rose nie byliby jednak sobą, gdyby i tu nie udało im się przemycić czegoś nietypowego. Mowa o... karcie Wi-Fi umieszczonej wewnątrz urządzenia, która umożliwia połączenie z aplikacją Rose Amp Connect (zainstalowaną na smartfonie). Oprócz tego, że powiela dokładnie te same funkcje co fizyczny sterownik, uwzględnia także dodatkowe opcje zarządzania wzmacniaczem, takie jak wspomniane już ustalenie prędkości silniczka sprzężonego z potencjometrem głośności, ustawienie maksymalnego wzmocnienia wzmacniacza (do 32dB), trybu gotowości (Low/Normal mode) oraz automatycznego wyłączania (1–24godz.), jak również funkcję blokowania/odblokowywania dla trybu Bypass Power Amp.
Czy RA180 ma jakieś braki? Ze zdziwieniem stwierdziłem, że tak – nie wyposażono go w wyjście słuchawkowe, choćby w najprostszej postaci. W gruncie rzeczy jednak jest to niewielka rysa na niemal nieskazitelnym wizerunku wzmacniacza o wybitnych możliwościach.
Jakość dźwięku
Rose RA180 oferuje rasowe, dobrze zrównoważone brzmienie, nacechowane dużą kulturą i całkiem sporą dawką energii – połączeniem cech charakterystycznych dla wzmacniaczy klasy D. Mimo że nie stara się ocieplić brzmienia, nie dosładza barw itp., w przekazie – słychać to zwłaszcza w średnim zakresie – pojawia się trudny do zdefiniowania pierwiastek muzykalności. Ponadto zastosowane zestawy głośnikowe nie mają większego wpływu na dyspozycję brzmieniową tego urządzenia, co wynika m.in. z jego nieprzeciętnej wydajności prądowej.
Bas RA180 jest obszerny, a jednocześnie na tyle dobrze kontrolowany, że nie czuje się jego specjalnego poluzowania. Ładna barwa niskich składowych idzie w parze z bardzo dobrym timingiem i dużą energią – efektem są szybko narastające i precyzyjnie wygaszane impulsy.
Rose RA180 oferuje rasowe, dobrze zrównoważone brzmienie, nacechowane dużą kulturą i całkiem sporą dawką energii – połączeniem cech charakterystycznych dla wzmacniaczy klasy D.
Na słowa uznania zasługuje rozmach i dynamika wyrażająca się w obydwu zakresach, aczkolwiek warto mieć świadomość, że Rose nie jest wzmacniaczem o stuprocentowo dzikim temperamencie. Innymi słowy nigdy nie zapomina o spójności, płynności, muzykalności i kulturze. Nieco poniżej oczekiwań oceniam zróżnicowanie zakresu niskotonowego – co prawda brzmienie "stoosiemdziesiątki" w dole pasma za każdym razem odbierałem jako naturalne, ale też jakby ciut za bardzo odprężające.
Średnica jest gęsta, nasycona, płynna, gładka, a jednocześnie świeża. Nie ukrywam, że ta część pasma zrobiła na mnie największe wrażenie. Podobało mi się nieskrępowanie, z jakim wzmacniacz podchodził do odtwarzanego materiału i wynikająca stąd autentyczność brzmienia, jak również realizm przejawiający się np. w partiach wokalnych. Świetnie też słuchało mi się nagrań z instrumentami akustycznymi (Dick Hyman "From the Age of Swing"; FLAC 24/88,2), które ujawniły, jak duże są umiejętności Rose w dziedzinie odtwarzania barw. Na przykład fortepian brzmiał świeżo, gładko i "okrągło", a w brzmieniu skrzypiec (Adam Bałdych "Sacrum Profanum"; FLAC 24/88,2) nie brakowało koniecznej do pełnego oddania brzmienia tego instrumentu zadziorności i zdecydowanego szlifu.
Wysokie tony, dźwięczne i bogate (choć daleko im do spektakularnych osiągnięć w tej materii), zależnie od odtwarzanego materiału są albo nieznacznie cofnięte względem średnicy (Joshua Redman, Brad Mehldau, Christian McBride, Brian Blade – "LongGone"; FLAC 24/96), albo górują nieco nad resztą pasma (Joni Mitchell "Shine"; FLAC 16/44,1). Dlatego też z jednej strony dzięki RA180 muzyki słucha się bardzo przyjemnie (co docenimy podczas długich sesji odsłuchowych), a z drugiej wzmacniacz ten potrafi przekazać całkiem sporo czasami niemal bezwzględnej analityczności, za sprawą której sporo detali buzuje energią.
Zjawiska przestrzenne prezentowane przez integrę Rose sprowadzają się do rzetelnie nakreślonej i uporządkowanej sceny dźwiękowej, bez zbędnych ekstrawagancji. Brakuje może nieco lepszego poczucia trójwymiarowości, ale jest to poniekąd kompensowane wrażeniem dużej masy dźwięków. Różnicowanie nagrań wypada bardzo dobrze.
Podsumowanie
Wygląd wzmacniacza Rose RA180 prawie powalił mnie na kolana, a brzmienie w niczym nie zawiodło. Jego możliwości robią imponujące wrażenie: jest zarówno przyjaznym urządzeniem typu plug&play, jak i zaawansowaną superintegrą o mocy pozwalającej wysterować najbardziej niepokorne zestawy głośnikowe. Tu i ówdzie coś bym dodał (gniazdo słuchawkowe!), coś poprawił (większe Level Meter), ale ogólna ocena tego wzmacniacza może być tylko jedna: zjawiskowy!